
Turnieje od zawsze kreowały gwiazdy. Tegoroczny jest jednak o tyle wyjątkowy, że pomimo ogromnej liczby strzelonych goli, wyróżniają się przede wszystkim bramkarze. To oni, dzięki fantastycznym paradom stali się prawdziwymi bohaterami narodowymi i nierzadko smakowitymi kąskami na transferowym rynku.
¼ narodu na ulicach San José
Keylor Navas stał się uosobieniem historycznego sukcesu całego swojego kraju. Gdy przed mundialem dziennikarze “Gazzetta dello Sport” wypytywali go o to kto awansuje z grupy D, ten bez mrugnięcia odpowiedział im: „My wyjdziemy”, a następnie dodał: „Czy Włosi zamierzając do nas dołączyć?”.
Poniekąd właśnie za jego sprawą niektórzy mieszkańcy tego niespełna pięciomilionowego państwa domagali się utworzenia Krajowego Dnia Futbolu. I trudno się dziwić, bowiem Keylor naprawdę na miano bohatera zasłużył. Najpierw przeprowadził swoją reprezentację przez fazę grupową, tym samym odwracając jej układ do góry nogami, następnie heroicznie stawił czoła Grekom, by (zaznaczam!) pechowo zejść na tarczy dopiero po rzutach karnych w meczu z Holandią. Keylor Navas jest bez wątpienia jednym z tych zawodników, którzy złotymi literami zapisali się na kartach historii kostarykańskiego futbolu. Już pokonał swojego mistrza i idola – Luis Gabelo Conejo. Golkiper ten w 1990 roku doprowadził Ticos do 1/8 finału na Mistrzostwach Świata we Włoszech. Po zakończeniu kariery był m.in. trenerem bramkarzy w Deportivo Saprissa i to właśnie pod jego skrzydłami wyrósł Keylor.
Navas rozegrał wspaniały sezon w barwach Levante. Przez cały rok bronił niczym natchniony, swoimi interwencjami zatrzymując niejednokrotnie drużyny pokroju Sevilli czy Barcelony. Biorąc pod uwagę klub, w którym grał, Keylor uzyskał bardzo przyzwoitą średnią 1,05 straconego gola na mecz, a dzięki siedemnastu czystym kontom jakie zachował pozwolił swojej drużynie nie tylko utrzymać się w Primera División ale i zająć bezpieczną lokatę w środku tabeli. Średnia obronionych strzałów na poziomie 80,1% dała mu, pod tym względem, pierwsze miejsce w La Liga. Nie dziwi więc fakt, iż Keylorem zainteresowały się kluby pokroju FC Porto, Barcelony czy Bayernu. Prawdopodobnie, ostatecznie Navas trafi do ostatniego z wymienionych. Pomyśleć, że swego był bliski przenosin do Wisły Kraków… Zdecydował się jednak podążać drogą swojego mentora i wybrał ofertę hiszpańskiego Albacete.
Meksykański bezrobotny
Wspominam ostatni sezon Guillermo Ochoi, patrzę na jego statystyki i nie dowierzam. 1,92 puszczonej bramki na mecz, średnio 1,57 skutecznej obrony na gola, jedynie dwa czyste konta zachowane na przestrzeni całego sezonu… Czy to na pewno ten sam bramkarz, który tak heroicznie strzegł bramki El Tri podczas mundialu? Owszem. Statystyki są bowiem jak spódniczka mini – pokazują wiele, jednocześnie zakrywając najważniejsze. Liczby bramkarza Ajaccio trzeba więc potraktować z przymrużeniem oka. Za ilość gol,i którą wpuścił należy raczej winić katastrofalnie grającą formację obronną klubu niż samego golkipera. Ochoa, w przeciwieństwie do partnerów z defensywy, dwoił się i troił by jak najbardziej pomóc zespołowi. Za postawę często chwalili go zarówno eksperci trenerzy, jak i sami kibice.
Ochoa swój kunszt udowodnił na mundialu. Na linii bramkowej stanowił prawdziwy mur, który do szewskiej pasji doprowadził m.in. Brazylijczyków. Niespodziewanie(?) wraz z reprezentacją Meksyku wyszedł z grupy, by w 1/8 polec w meczu z Holandią. Wtedy to również dwoił się i troił, jednak wobec decydującego gola z rzutu karnego nie miał zbyt wiele do powiedzenia…
Ochoa jest wolnym zawodnikiem, przez co można doznać swoistego rozdwojenia jaźni. Z jednej strony, większość kibiców zadaje sobie pytanie: „Jakim cudem ktoś tak uzdolniony może pozostawać bezrobotnym?!”. Z drugiej zaś nie może dziwić fakt, iż Meksykanin zdecydował się na opuszczenie klubu. Wraz z jego umiejętnościami w parze idą bowiem ambicje. Po mundialu chętnych do zatrudnienia Meksykanina na pewno nie zabraknie (w gronie potencjalnych pracodawców Ochoi wymienia się Málagę, a dziś meksykańskie media mówiły również o Atlético). Oby tylko bramkarz el Tri w nowych barwach bronił równie dobrze jak na mundialu!
Ostatni stoper
Po internecie krąży tzw. suchar, iż Neuer jest „najbardziej niedocenianym obrońcą świata”. Co do „niedocenianego” trzeba się nie zgodzić, co do reszty – jak najbardziej. W całym swym geniuszu bramkarz Bayernu posiada pewną dozę szaleństwa, którą potrafi jednak odpowiednio wykorzystać. Dla Guardioli stanowi prawdziwi skarb, gdyż jak powszechnie wiadomo Pep bardzo ceni sobie i ochoczo wykorzystuje bramkarzy posiadających wysokie umiejętności w grze nogami, nie bojących się interweniować poza polem karnym. Neuer świetnie się odnajduje w takim sposobie gry. Umiejętnie asekurując stoperów, bardzo dobrze i dokładnie podając, posiadając przy tym nienaganną technikę. Jednocześnie bramkarz Bayernu to również niezwykle ważna postać w reprezentacji. Właśnie to czyni go wyjątkowym, bowiem oprócz świetnych parad i interwencji stanowi dodatkowe wsparcie dla swoich obrońców. To jak daleko dotarła i co jeszcze może osiągnąć niemiecka drużyna może w dużej mierze zawdzięczać właśnie Neuerowi. Uwielbiają go całe rzesze kibiców, a on sam ma na świecie tłumy fanów i fanek. Ale to wszystko dlatego, iż Manuel to na ten moment po prostu najlepszy bramkarz świata.
Najlepszy z Jankesów
Spośród golkiperów na mistrzostwa na wyróżnienie zasługuje również Tim Howard. Podobnie jak u Keylora Navasa tak i u Howarda forma mundialowa była przedłużeniem fantastycznego sezonu w barwach klubowych. Piętnaście zachowanych czystych kont, średnio jeden gol tracony na mecz oraz wiele pojedynczych interwencji złożyły się na to, iż Everton niemalże do końca liczył się w walce o Ligę Mistrzów. Ostatecznie jednak zakończył rozgrywki na piątym miejscu. Po zmianach jakie zaszły w klubie takie wynik zdecydowanie należy uznać za sukces, którego jednym z ważniejszych ogniw był – a jakże – właśnie Tim Howard.
Bramkarz the Toffees broniąc barw Stanów Zjednoczonych wielokrotnie popisywał się interwencjami światowej klasy. Kolejno zatrzymywał piłkarzy Ghany i Portugalii, ta sama sztuka prawie udała mu się w spotkaniu z Niemcami. Dzięki swym nieprawdopodobnym paradom błyszczał również w meczu z Belgami w 1/8 finału. Zresztą, nie ma co strzępić języka, Howarda po prostu trzeba zobaczyć w akcji.
Krótka lista rezerwowa
Oprócz czterech wyżej wymienionych należy pamiętać również o tych, którzy może nie błyszczeli regularnie przez cały turniej, ale pojedynczymi meczami i interwencjami pozwolili swoim drużynom na finalne odniesienie sukcesu.
Do tej grupy zaliczyć należy Sergio Romero – golkiper AS Monaco świetnie broniąc podczas serii rzutów karnych poprowadził reprezentację Argentyny do upragnionego finału. Teraz wraz swoimi kolegami może przejść do historii. Jeśli będzie bronił tak dobrze jak półfinale nic nie stoi ku temu na przeszkodzie.
Równie dobre zawody podczas mundialu rozgrywał bramkarz Algierii. Reprezentujący na co dzień CSKA Sofia Raïs M’Bolhi bardzo dobrze spisał się przede wszystkim w meczu 1/8 finału z Niemcami. Dwukrotnie skapitulował dopiero w dogrywce, jednak dzięki interwencjom w regulaminowym czasie meczu niejednokrotnie przyprawił rywali o poważny ból głowy. Nie byłoby dziwne, gdyby po mundialu zgłosiły się po niego kluby ze znacznie lepszych lig niż bułgarska…
Futbol sportem paradoksów
W piłce nożnej zdecydowanie nie ma jednej recepty na zwycięstwo. Badania naukowe niejednokrotnie potwierdzały jednak tezę, iż to defensywą zdobywa się trofea (odsyłam do książki „Futbol i Statystyki”). Faktycznie, na mundialu w Brazylii sukcesy odnoszą przede wszystkim drużyny najskuteczniej grające w obronie, a nie te, które najczęściej strzelają (wyłączając z tego anomalię dotyczącą wyników Niemców).
W efekcie etap turniejowy znacznie różnił się od grupowego. Zamiast emocjonujących pojedynków z gradem goli znacznie częściej oglądaliśmy piłkarskie szachy. Nam kibicom na pewno ten pragmatyzm się nie podobał – weźmy np. Argentynę. Albicelestes prezentowali nudny futbol, asekurancki, który de facto okazał się być wystarczająco skuteczny. Można domniemywać co by było, gdyby Argentyna trafiła na swojej drodze na znacznie trudniejszych przeciwników niż Belgia czy Szwajcaria. Ale kto o tym za kilkadziesiąt lat będzie pamiętał?
Tak czy inaczej, dobre wyniki wielu z reprezentacji to tak naprawdę efekt świetnie wykonanej pracy przez golkiperów. Gdyby nie oni bieżący mundial na pewno nie byłby tak emocjonujący i przewrotny. Bo kto spodziewał się, iż Kostaryka zajdzie aż do ćwierćfinału? Albo że najjaśniej świecącym punktem reprezentacji Meksyku będzie właśnie Ochoa? Kibice, a nawet inni piłkarze powinni nosić swych golkiperów na rękach, bo zawdzięczają im naprawdę wiele!