Real Sociedad nie jest klubem, który rozbudza masową wyobraźnię kibiców. W Hiszpanii zajmuje dopiero dziewiąte miejsce pod względem popularności w mediach społecznościowych, a w Europie kibice dopiero zapoznają się z takimi terminami jak “Zubieta” czy “Sanse”. Być może również nie należysz do grona osób, które obudzone w środku nocy są w stanie wyrecytować skład zespołu Imanola Alguacila. Ale jeśli kochasz futbol, to w głębi serca musisz czuć sympatię do projektu, jaki realizuje Real Sociedad.
Bo przecież każdy z nas chciałby, by jego ukochana drużyna była prowadzona przez trenera-byłego piłkarza, który urodził się 15 kilometrów od stadionu i kibicuje jej od dziecka. By jej pierwsza kadra była w połowie złożona z wychowanków. By drugi zespół, w którym już niemal wszyscy to zawodnicy wyszkoleni w rodzimej akademii, tworzył najsilniejszą ekipę rezerw w kraju. I co najważniejsze – by jednocześnie ten sam klub prezentował nowoczesną piłkę i zajmował pierwsze miejsce w tabeli jednej z najsilniejszych lig w Europie.
Tak wygląda dziś rzeczywistość Realu Sociedad – klubu-modelu, przykładu do naśladowania dla prezesów i dyrektorów sportowych. Klubu, którego dzisiejszy sukces składa się z trzech głównych składników.
SKŁADNIK PIERWSZY – TRENER
W każdej historii sukcesu jest miejsce na zwykłe szczęście, i tak było poniekąd z Imanolem Alguacilem. Choć 50-latek z Orio jest przedstawicielem myśli szkoleniowej Realu Sociedad, która w swoich strukturach stawia na trenerów wychowanych piłkarsko w Zubiecie, to wcale nie od początku był faworytem władz klubu do prowadzenia pierwszej drużyny.
Alguacil wrócił do Realu w 2011 roku i od tego czasu konsekwentnie piął się w drabince szkoleniowej akademii klubu z Donostii. Pierwszy flirt z seniorskim zespołem zaliczył trzy lata później, gdy został jednym z członków sztabu Davida Moyesa, ale jego głównym obowiązkiem pozostawało prowadzenie rezerw. W 2018 roku Alguacil w roli “strażaka” zastąpił zwolnionego Eusebio Sacristana, ale było jasne, że jego misja potrwa tylko do czasu zatrudnienia szkoleniowca z większym doświadczeniem. Latem dyrektor sportowy Roberto Olabe postawił na Asiera Garitano, który miał za sobą imponujący sezon w Leganes. Po czterech miesiącach gry pod jego wodzą Real Sociedad zajmował dopiero 15. miejsce w lidze, więc Garitano został zwolniony. Władze klubu znów musiały się uśmiechnąć do Alguacila.
Reszta jest już historią. Wychowanek ze “strażaka” stał się jednym z najlepszych trenerów w dziejach klubu, co przypieczętował zdobyciem Pucharu Króla – pierwszym trofeum jaki trafił do gabloty na Anoeta od 33 lat. W Donostii Alguacil jest uwielbiany przede wszystkim dlatego, że jest “swój”. Wystarczy przypomnieć sobie nagranie z konferencji prasowej po zwycięskim finale Copa del Rey, gdy 50-latek zdjął maskę trenera i pokazał oblicze zwykłego kibica. Doskonale wiedział, co dla Realu Sociedad oznaczało pokonanie w finale odwiecznego rywala, Athletiku Bilbao – w Donostii uważanego za aroganckiego względem swoich baskijskich sąsiadów.
Trener Realu Sociedad, Imanol Alguacil, dał na konferencji do pieca. 😀 “Pozwolą państwo, że zamienię się w kibica.”pic.twitter.com/7YM6GyhpWE
— Marcin Gazda (@marcin_gazda) April 3, 2021
Obecny sezon pokazuje, że zdobycie Pucharu Króla i awans do europejskich pucharów wcale nie muszą być sufitem możliwości Alguacila. Trener Realu Sociedad pokazuje światu kolejny ze swoich ważnych atutów – tam gdzie inni szukają wymówek i problemów, on widzi szansę na zastosowanie nowych rozwiązań.
Gdyby drużyna z San Sebastian zajmowała dziś miejsce w środku ligowej tabeli, Alguacil z łatwością mógłby tłumaczyć się plagą kontuzji i zmęczeniem kluczowych piłkarzy. Kłopoty pojawiły się już przed startem rozgrywek, bo podczas przygotowań zabrakło Alexandra Isaka, Nacho Monreala, Carlosa Fernandeza, Diego Rico, Mathew Ryana oraz srebrnych medalistów Igrzysk Olimpijskich w Tokio – Mikela Oyarzabala, Mikela Merino i Martina Zubimendiego. W efekcie Real przystąpił do sezonu nieprzygotowany i w pierwszej kolejce na Camp Nou wyraźnie odstawał od Barcelony, przegrywając 2-4.
Problemy kadrowe tak naprawdę dopiero zaczynały się piętrzyć. Oyarzabal przed wylotem do Japonii grał w mistrzostwach Europy, co oznaczało, że od ponad roku nie mógł liczyć na żadną przerwę. Zmęczenie dało o sobie znać i najlepszy strzelec Realu również dołączył do listy kontuzjowanych. W pewnym momencie ze “szpitala” klubu z Donostii można było utworzyć jedenastkę, która z powodzeniem walczyłaby o niezłe miejsca w Primera División. Przez gabinety lekarskie zdążyli się już przewinąć także David Silva, Ander Barrenetxea, Alexander Sorloth, Robin Le Normand czy Jon Guridi, a Asier Illarramendi, Monreal i Fernandez wciąż w tym sezonie nie wybiegli jeszcze na murawę.
Alguacil przyznawał, że w obliczu dużej liczby spotkań musiał czasem ryzykować i korzystać z piłkarzy będących na granicy dopuszczalnych limitów zmęczenia. – Rywalizacja na dwóch frontach ma swoją cenę. Jeśli chcemy rywalizować z najlepszymi, musimy przygotowywać zawodników tak, by w każdym meczu dawali z siebie sto procent. A to niesie za sobą ryzyko – podkreślał trener Realu.
W pierwszych 17 meczach tego sezonu Alguacil tylko raz miał komfort powtórzenia wyjściowego składu z poprzedzającego spotkania. Absencje zmusiły go do sięgnięcia po żółtodziobów z Sanse, jak nazywana jest drużyna rezerw prowadzona przez Xabiego Alonso. Tylko w tym sezonie w pierwszym zespole zadebiutowali już Julen Lobete, Beñat Turrientes, Germán Valera, Cristo Romero i Jon Karrikaburu.
Ale choć wiele mówi się o tym, jak Alguacil świetnie wprowadza do pierwszej drużyny młodzież, to nieco rzadziej zwraca się uwagę na jego warsztat taktyczny. A to także dzięki niemu Real Sociedad tak skutecznie tuszuje absencje kluczowych zawodników.
Alguacil korzysta w tym sezonie z trzech różnych ustawień, które dostosowuje do przeciwnika oraz zawodników dostępnych do gry w danym spotkaniu: najczęstszym jest 4-2-3-1 z duetem piwotów, ale choćby w meczu z Atletico txuriurdin rozpoczęli grę w wariancie 4-3-3, z przesuniętym wyżej Josebą Zalduą. Jeszcze w trakcie pierwszej połowy płynnie przeszli do ustawienia 5-3-2, co zdezorientowało zespół Diego Simeone i pozwoliło Realowi prowadzić po pierwszej połowie. W drugiej gospodarze zdołali odrobić dwubramkową stratę i wyszarpać remis głównie dzięki zmęczeniu przeciwnika i indywidualnej jakości Luisa Suareza.
😎 Las casualidades no existen 😎
🥇📈 La @RealSociedad de Imanol Alguacil es líder de la @LaLiga por muchas razones
👀 Éstas son algunas de ellas 👀#YouFirstTeam pic.twitter.com/xCCD8mu0CG
— You First Fútbol (@YouFirstFutbol) November 19, 2021
Problemy kadrowe mają mniejszy wpływ na wyniki Realu Sociedad niż skuteczność pomysłu na grę Alguacila. Jego drużyna notuje progres z roku na rok, co widać nie tylko w coraz szerszym wachlarzu rozwiązań taktycznych, ale także w suchych liczbach. W tym sezonie średnia punktów zdobytych na mecz w lidze wzrosła do 2,2 punktu, w porównaniu do 1,6 i 1,5 w poprzednich dwóch latach. Postęp najwyraźniej widać także w liczbach dotyczących defensywy – w pierwszym pełnym sezonie pracy Alguacila Real Sociedad tracił średnio 1,3 gola na mecz, w poprzednim jednego, a w tym sezonie już tylko 0,7.
Duża jakość zmienników i taktyczna elastyczność Alguacila sprawiają, że jego zespół potrafi rozwiązywać na swoją korzyść zarówno mecze z przeciwnikami grającymi otwartą piłkę, jak i tymi, którzy bronią się głębiej we własnym polu karnym. Pozycja 50-letniego trenera jest tak silna, że przygotowywany od lat do prowadzenia pierwszej drużyny Xabi Alonso na razie nie ma szans go zastąpić. Na dziś wydaje się bardziej prawdopodobne, że jeśli utrzyma się z rezerwami w LaLiga Smartbank, to po sezonie podejmie pracę na wyższym poziomie za granicą – już latem tego roku pytała o niego Borussia Moenchengladbach.
SKŁADNIK DRUGI – AKADEMIA
To był jak dotąd jeden z najbardziej poruszających momentów tego sezonu w LaLiga. Przetrzebiony kontuzjami Real Sociedad długo męczył się u siebie z dobrze zorganizowaną Mallorcą, ale swój klub z tarapatów w ostatniej chwili wyciągnął Julen Lobete – 21-letni wychowanek, który pojawił się na boisku kilkadziesiąt minut wcześniej. Zdobył bramkę nie tylko na wagę zwycięstwa, ale także pierwszego miejsca w tabeli. Był szał radości, łzy wzruszenia, a przede wszystkim duma. To był sukces “made in Zubieta”.
– Bardzo szczęśliwy moment. Lobete to chłopak z sercem na dłoni. Dwa tygodnie wcześniej zmarnował okazję z Getafe, a później grał z nami w rezerwach i też przestrzelił w dobrej sytuacji. Powiedziałem mu, że kolejne szanse przyjdą. Kiedy zdobył bramkę na Anoeta, chciałem wyskoczyć na boisko i cieszyć się razem z nim. Jest jednym z nas, więc czuliśmy się bardzo dumni – wspomina tamten wieczór Xabi Alonso.
Połowa składu pierwszej drużyny Realu Sociedad składa się z piłkarzy, którzy urodzili się w promieniu do 100 kilometrów od San Sebastián i prawie każdy z nich ukształtował się w Zubiecie. W 2020 roku aż 26 jej wychowanków zagrało w czołowych pięciu ligach Europy, i jest to szósty najlepszy wynik na całym kontynencie. Zdecydowana większość z nich występuje w barwach Realu – w tym sezonie w pierwszej drużynie zagrało już 18 wychowanków. W osiąganiu znakomitych wyników ani trochę nie przeszkadza też fakt, że drużyna Alguacila ma najniższą średnią wieku w Primera División.
Sukces Zubiety polega na wyciąganiu z modern football wszystkiego, co najlepsze, przy jednoczesnym zachowaniu przywiązania do lokalnego patriotyzmu. Bo za hasłami ze sztandarów o tradycji i wartościach kryje się nowoczesna metodologia pracy, oparta na zbieraniu i analizowaniu ogromnej ilości danych. – Nasza praca opiera się na pięciu filarach – na treningu, rywalizacji, edukacji, ocenie i selekcji. Na każdym z tych etapów analizujemy sporo danych. Wykonujemy w ten sposób pracę rzemieślniczą. Nie znam żadnego architekta, projektanta czy murarza, który ma 12 lat – nie inaczej jest z zawodem piłkarza – podkreśla Olabe.
Real Sociedad zwrócił się w kierunku liczb już w 1996 roku, gdy jako jedna z pierwszych akademii w Europie zakontraktował firmę z zewnątrz do zbierania danych na temat osiągów i wyników badań swoich młodych zawodników. Dziś Zubieta dysponuje już gigantyczną bazą big data, która integruje informacje pochodzące od wszystkich kluczowych pracowników – trenerów, lekarzy, psychologów i nauczycieli.
– Każdy z młodych zawodników ma na swoim smartfonie spersonalizowaną aplikację, której używa codziennie, by wypełnić krótki kwestionariusz na temat zdrowia fizycznego i psychicznego. Zależy nam na tym, by każdy otoczony był należytą opieką – zaznacza dyrektor sportowy klubu.
Już dwunastolatkowie współpracują ze sztabem szkoleniowym, z jakim wielu piłkarzy w Polsce ma styczność dopiero na poziomie profesjonalnym. Każdą z młodzieżowych drużyn w Zubiecie prowadzi identyczny zestaw specjalistów: pierwszy trener, asystent, trener bramkarzy, trener przygotowania fizycznego, specjalista od analizy, trener rozwoju osobistego, koordynator i specjalista do spraw edukacji. Istotna jest również skala talentu – do 250 młodych piłkarzy szkolonych na co dzień w Zubiecie należy wliczyć 12 tysięcy zawodników grających w 80 lokalnych klubach satelickich, którzy są pod stałą obserwacją Realu i wykorzystują know-how Zubiety. To dzięki temu klub z Donostii tak doskonale wykorzystuje potencjał prowincji Gipuzkoa, która liczy zaledwie 700 tysięcy mieszkańców.
O talenty z Kraju Basków Real rywalizuje przede wszystkim z Athletikiem Bilbao. Polityka obu klubów na pierwszy rzut oka jest podobna, ale ma jedną istotną różnicę – Real nie zamyka się całkowicie na piłkarzy spoza Kraju Basków, zarówno na poziomie pierwszej drużyny, jak i akademii. – Zawsze w pierwszej kolejności szukamy wewnątrz, ale choć nasza pula talentu daje mnóstwo możliwości, to zamykanie się na nią przynosi pewne ograniczenia. Jeśli widzimy słabość na jakiejś pozycji, wtedy staramy się pokryć ją piłkarzami spoza klubu. Naszym celem dla drużyn młodzeżowych jest proporcja 80-20, z czego 80% to zawodnicy z prowincji Gipuzkoa, 10% z pozostałej części Kraju Basków, i pozostałe 10% z innych regionów Hiszpanii czy Francji. Dla pierwszej drużyny proporcja ta wynosi 60-40 – wyjaśnia Olabe.
Pomostem między Zubietą a pierwszym zespołem jest Sanse – obecnie najlepsza drużyna rezerw w Hiszpanii. – To ostatni łańcuch naszego szkolenia. “Produkt”, który do mnie dociera, ma już wpojony koncept gry, a naszym zadaniem jest ostateczne przygotowanie piłkarzy do rywalizacji na profesjonalnym poziomie. Na linii produkcyjnej jesteśmy tymi, którzy wkładają gotowy produkt do pudełka i przygotowują go do wysyłki do pierwszej drużyny – barwnie opisuje Xabi Alonso.
Nastawienie Realu Sociedad do młodzieży jest zgodne z historyczną tożsamością klubu – legendarna drużyna Arconady, Zamory, Lópeza Ufarte y Satrústeguiego, która na początku lat 80. dwukrotnie sięgnęła po mistrzostwo Hiszpanii i raz po Superpuchar, była złożona wyłącznie z piłkarzy z Kraju Basków.
Warto zaznaczyć, że Zubieta nie koncentruje się wyłącznie na dostarczaniu piłkarzy do pierwszej drużyny. Prężnie rozwija także sekcję kobiecą (Real Sociedad Femenino zajmuje obecnie drugie miejsce w ligowej tabeli za FC Barceloną), a poza umiejętnościami piłkarskimi wpaja swoim wychowankom jasno określone wartości. Opowiada o tym świeżo wydana przez sam klub książka pod tytułem “Made in Gipuzkoa”. – W centrum naszej uwagi jest człowiek, w którym dopiero w dalszej kolejności widzimy piłkarza. Droga dziecka rozpoczynającego z nami swoją przygodę może się przecież potoczyć inaczej – w ten sposób kształcimy sportowe wartości u przyszłego inżyniera, mechanika, przyszłej lekarki czy adwokatki – czytamy w prologu książki.
Nie może więc dziwić wysoki jak na profesjonalną piłkę poziom wykształcenia piłkarzy pierwszego zespołu. Oyarzabal jest absolwentem zarządzania biznesem, Ander Guevara studiuje prawo, Zubimendi wychowanie fizyczne, a Barrenetxea pedagogikę.
SKŁADNIK TRZECI – STABILIZACJA
Nie byłoby na Anoeta trenerów takich jak Imanol Alguacil i nie byłoby sukcesu Zubiety, gdyby nie stabilizacja w wyższych strukturach klubu z San Sebastian. A tymi od 2008 roku nieprzerwanie kieruje Jokin Aperribay.
55-letni biznesmen nie jest postacią czarno-białą. Nie wszystkim w Donostii podoba się fakt, że ich ukochanym klubem kieruje człowiek będący pod lupą amerykańskiej agencji wywiadowczej, która prowadzi dochodzenie w sprawie rzekomego, nielegalnego dostarczenia broni Iranowi. Należąca do rodziny Aperribayów firma przemysłu zbrojeniowego SAPA Placencia jest jednak od lat wpisana w historię Realu Sociedad – Joaquín Aperribay Elosua, ojciec Jokina, był wiceprezesem klubu w latach 1983-1992. Jeszcze bardziej SAPA jest zakorzeniona w historii Kraju Basków, bo początki jej działalności w regionie sięgają aż XVI wieku.
Zdecydowana większość mieszkańców Donostii widzi jednak w Aperribay’u człowieka, który przywrócił Realowi Sociedad dawny blask. Gdy przejmował stery klubu w 2008 roku, ten znajdował się w głębokim kryzysie – występował w Segunda División i był na skraju wypłacalności, z długami sięgającymi 41 milionów euro.
Szybka inwestycja, a następnie stopniowe wprowadzenie do klubu struktur biznesowych sprawiły, że po pięciu latach należności spłacono. Dziś, choć pandemia COVID-19 odbiła się na finansach całej ligi, to perspektywy Realu są bardzo optymistyczne.
– W poprzednim roku zanotowaliśmy stratę 4,5 milionów euro, do czego przyczynił się brak przychodów od socios i ze sprzedaży biletów. Jesteśmy jednak zadowoleni, bo straty mogły być dużo większe, a sportowo dokonujemy postępów pod każdym względem. W lidze dwa razy zajęliśmy miejsce w pierwszej szóstce, zdobyliśmy Copa del Rey, Sanse wywalczyła awans, a dziewczyny zajęły najwyższe miejsce w historii. Pandemię rozpoczęliśmy z 35 tysiącami socios, dziś jest ich 37 tysięcy – wylicza Aperribay.
Przyszły rok ma być rekordowy. Podczas zbliżającego się w grudniu zgromadzenia akcjonariuszy pod głosowanie zostanie poddany budżet o przewidywanych dochodach 136 milionów euro – największych w historii klubu. Aperribay zapewnia, że mimo coraz większego zainteresowania silnych klubów Europy, Real Sociedad nie musi sprzedawać żadnego ze swoich piłkarzy. I podkreśla, że w słowniku klubu z Donostii słowo “wygrywać” stało się ważniejsze od słowa “sprzedawać”. – W ostatnich latach nasza mentalność się zmieniła. Wierzę, że zdobycie Pucharu Króla było początkiem. Jesteśmy tu po to, by wygrywać – mówi prezes.
Zmodernizowany niedawno stadion, z którego zniknęła przestarzała bieżnia okalająca murawę, też już dorównuje europejskim ambicjom txuriurdin. Organizacyjnie, sportowo i infrastrukturalnie Real Sociedad ma dziś wszystko, by nawiązać do sukcesów z lat 80.
Kolejna złota dekada być może właśnie się rozpoczęła.