Gwizdy na trybunach, blamaż na murawie. Kolejni co bardziej nieprzyjaźnie nastawieni kibice drużyn przeciwnych wysyłają Valencię do Segunda. Dalszą historię dobrze znamy. Nadchodzi Voro i po raz kolejny ogarnia walencki rozgardiasz. Robi to z pomocą młodziutkiego Carlosa Solera, który swą nieprzewidywalnością i dynamiką odmienia grę Nietoperzy.
Przed powołaniami na Euro U-21 fani Valencii nieśmiało mogli podnosić temat Carlosa Solera. Wszak młodzieniec nie był brany pod uwagę przez Alberta Celadesa podczas poprzednich zgrupowań. Ostatnie pół roku w wykonaniu pomocnika było jednak na tyle piorunujące, że od kolejnych podwyżek i awansów zawędrował aż na młodzieżowy czempionat rozgrywany w Polsce. Carlitos ma za sobą już debiut w La Rojicie i choć nie zanotował gola ani asysty, bardzo dobrze zaprezentował swoje możliwości tym, którzy nie mieli jeszcze sposobności go poznać.
Więcej niż piłkarz
Od czasu do czasu mówi się o zawodnikach, którzy mimo owocnej kariery zdecydowali się również na kontynuowanie edukacji czy prowadzenie innych działalności teoretycznie mocno odciętych od futbolu. Najbardziej znanym przykładem futbolowego magistra jest chyba Giorgio Chiellini, natomiast raczej rzadko słyszy się o ledwie 20 latku, który zdecydował się z marszu trafić na studia. Carlos Soler jest studentem dziennikarstwa na Uniwersytecie Walenckim. Oczywiście ze względu na grę w klubie, zawodnik ma indywidualny tok, zdając często egzaminy w innych terminach niż jego koledzy z roku akademickiego, jednak jego upór i ambicja ponoć robi ogromne wrażenie na wykładowcach i innych studentach. Kto wie, być może kiedyś Carlosa zobaczymy w telewizji i okażę się ekspertem lepszym od samego… Gary’ego Neville’a?
Hoy hemos tenido una visita muy especial de unos fenómenos ??? pic.twitter.com/jFq7uYxVP1
— Carlos Soler (@Carlos10Soler) March 21, 2017
Poza tym Carlos jest marzeniem każdego agenta czy klubowego rzecznika. Od stycznia brał udział w niezliczonej ilości kampanii, bez względu na to czego dotyczyły. Wziął udział w corocznej akcji z fundacją Asindown, kiedy to wybrani zawodnicy spotykają się z podopiecznymi organizacji, rok do roku na tę okoliczność wydawany jest kalendarz, ze sprzedaży którego wspierane jest walenckie stowarzyszenie. Oprócz tego to on, jako ulubieniec kibiców, prezentował nowe koszulki i pojawia się we wszelakich reklamówkach, udziela się na wielu innych polach, a w kwietniu… Wybrał i zrobił swoje ulubione danie w ramach akcji z restauracją Rodilla. Oprócz Carlosa w wydarzeniu brał udział także Santi Mina, a zysk w ciągu tygodnia z wybranych przez nich specjałów został przeznaczony na odnowienie oddziału pediatrycznego jednego z walenckich szpitali.
Valencianista – profesjonalista
Od zawsze grał ze starszymi od siebie. Kiedy w wieku 7 lat został wypatrzony przez wysłannika Nietoperzy – Alfredo Péreza, Carlitos wybijał się na tle o kilka lat starszych przeciwników. Niedługo po tym potwierdził swój wielki talent i jako 11-latek został wybrany najlepszym zawodnikiem turnieju w Aronie. Poza tym sięgnął po niezliczoną ilość trofeów w młodzieżowym futbolu, będąc nawet najlepszym strzelcem na międzynarodowym turnieju w miejscowym Ontinyent. Jak burza szedł przez kolejne kategorie juniorskie, często dzierżąc opaskę kapitańską jako jeden z najbardziej wyróżniających się zawodników. Ze względu na przebojowość w futbolu 7-osobowym pełnił rolę stricte ofensywną, grając nawet jako najbardziej wysunięty zawodnik. Później się to zmieniło. Został przestawiony do środka pola, na czym oczywiście wcale nie stracił, a w Akademii było wiadomo, że to chłopak o nieograniczonym potencjale.
Mimo ogromnego talentu i dojrzałości w stosunku do wieku, Carlos nie był postrzegany jako największa perła walenckiej cantery. Zawsze był ktoś, na kogo zwracano większą uwagę, komu wróżono lepszą karierę. Tutaj najlepszy i najbardziej wyrazisty będzie przykład Frana Villalby, piłkarza rok młodszego. Zawodnika, który jako bardzo młody chłopak zdecydował się na przejście do Barcelony, gdzie zupełnie sobie nie poradził i z podkulonym ogonem wrócił na stare śmieci. Mimo tego, gdy już jako zawodnik włączony do pierwszego składu ponownie zaczęła się nim interesować Barcelona, piłkarz zaczął ostentacyjnie bojkotować treningi, czego zapewne może żałować do dzisiaj. Po przesunięciu do rezerw przez Pako, nadal nie odzyskał miejsca w pierwszej drużynie, a i w Mestallecie prowadzonej przez Curro Torresa nie miał pewnej pozycji. To wszystko mimo planu jaki włodarze klubu mieli co do zawodnika już kilka sezonów temu i sukcesywnie go wdrażali, m.in. za namowami Rufete, dając młodzianowi coraz więcej szans.
To porównanie wybitnie jaskrawe, gdyż w wypadku Carlosa Solera doszło do identycznej sytuacji względem tego jak zawodnik jest rozchwytywany. Od dawna młody piłkarz znajduje się na celowniku wielu klubów, jednak nie ma wątpliwości co do tego, że największe zainteresowanie wykazywała właśnie Barcelona. Wolał jednak pozostać na Mestalla, krocząc wyznaczoną sobie wcześniej ścieżką. Oczywiście to nie tylko oznaka przywiązania do klubu i wdzięczności, ale też zwykła rozwaga. Zawodnik ma wpisaną w umowę klauzulę, która ułatwi mu odejście jeśli w ciągu dwóch najbliższych lat klub nie wywalczy awansu do Ligi Mistrzów. Wedle informacji zamieszczonych w lokalnej prasie kwota odstępnego ma wtedy stopnieć o 30 mln €. W ostatnich miesiącach jego klauzula rosła z kilkuset tysięcy euro do 8 mln €, po włączeniu do pierwszego składu wynosiła już 30 mln €, by po podpisaniu kontraktu do 2021 roku podskoczyła do astronomicznych 80 mln €. To wszystko w nieco ponad pół roku. Dodajmy, że Carlos grał także z Pedro Chirivellą, o którym również było głośniej. Zawodnik zdecydował się w młodym wieku na transfer do Liverpoolu i dzisiaj jest kilka kroków za swoim byłym kolegą z zespołu.
Od Game Boya po 100 bramek
Kariera Carlosa zaczęła się w wieku pięciu lat. Dostrzegł go Rodri, dyrektor sportowy Bonrepós, który dla SuperDeporte tak opowiada o początkach Carlitosa:
Carlos przyszedł na mecz swojego starszego brata, Álexa. W pewnym momencie zmusił swoich dziadków – Rafaela i Amalię – do tego żeby bronili jego strzały. Widziałem jak uderza piłkę i od razu zauważyłem w nim piłkarza. Sposób i siła z jaką uderzał futbolówkę nie była czymś zwyczajnym. Powiedziałem jego ojcu, że chciałbym go ściągnąć do naszej drużyny, ale usłyszałem odmowę. Carlos był bardzo mały, a na jego grę najbardziej naciskał dziadek. Powiedział Carlosowi, że jeśli zacznie trenować z Bonrepós to kupi mu Game Boya. Ostatecznie do nas dołączył i od początku był młodszy od partnerów z drużyny. Valencia zgłosiła się, kiedy grał z dwa lata starszymi kolegami.
Opowieść kontynuuje Alfredo Pérez, ówczesny szef pionu juniorskiego, który odpowiadał za ściągnięcie Carlosa:
Pojechaliśmy na mecz z Bonrepós i doznaliśmy porażki 2:3. Wszystkie trzy gole strzelił zawodnik z numerem 7. To był Carlos. Po meczu spytaliśmy o niego, a przedstawiciel przekazał nam niezbędne informacje i dodał, że to zawodnik z rocznika 1997. Dwa lata mniej niż reszta! Byliśmy pewni, że się pomylił dlatego spytaliśmy ponownie, ale on miał racje. Od tego momentu nie dawaliśmy za wygraną aż do momentu ściągnięcia go do nas. Nie było żadnej potrzeby dalszych testów, sytuacja była jasna.
W Valencii również od początku grał nie w swoim roczniku, o czym opowiada były trener juniorów z Valencii, a obecnie odpowiadający za Metsoccer i szkółkę San José – Raúl Martínez:
On był zupełnie inny niż reszta chłopców. Zawsze mówiłem, że tylko z nim i bramkarzem nie mógłbyś być ostatni w lidze. W tamtej drużynie byli Chirivella, Villalba i Nacho Ruiz – obecnie w Espanyolu – ale to Carlos był największą perłą. Miał niesamowity instynkt strzelecki. Przez pierwsze dwa miesiące wpajaliśmy mu, aby zaczął podawać, musieliśmy go oduczyć gry tylko na strzał. W tamtym sezonie, a chłopak miał zaledwie 7 lat, powiedział mi: Trenerze, mam 91 goli i chcę dotrzeć do setki. Nie chcę, abyś dawał mi odpocząć. – zgodziłem się na to i oznajmiłem mu, że kiedy uzyska to trafienie to zasiądzie na ławce. Chłopak strzelił setną bramkę, przez chwilę się ucieszył, po czym zaczął do mnie krzyczeć przypominając, że mam go zmienić. Była jeszcze sytuacja z bramkarzem, którego okiwał dwukrotnie… po czym powiedział mu, że nie powinien tak robić. Od początku się wyróżniał, był wyjątkowy i bardzo dobrze się rozwijał.
Między Silvą i Barają a… Gomesem
Ze względu na wygląd Carlos Soler podobnie jak David Silva, nazywany jest Chino. Zwłaszcza w młodym wieku była to cecha nie do przeoczenia. Nie zmienia to faktu, że obu zawodników wiele łączy. Krótko prowadzi piłkę, lubi zejść do środka i ciągle szuka gry. Przede wszystkim, Carlos, który przez całą dotychczasową karierę występował na pozycjach centralnych, ma być szykowany do gry na lewej stronie, podobnie jak David. Próba generalna została już przeprowadzona w ostatnich meczach zakończonego niedawno sezonu i wypadła nad wyraz ciekawie. To tylko podkreśla jak uniwersalnym jest zawodnikiem. Przede wszystkim grając z boku formacji będzie mógł pozwolić sobie na większą dowolność w poruszaniu się po boisku, wykorzystać swój drybling i dynamikę oraz współpracować z innymi młodymi Nietoperzami, których zna doskonale. Szczególnie z Tonim Lato, z którym przyjaźni się od lat.
Nie zmienia to jednak faktu, że Carlos próbowany był nawet na pivocie. Mimo ogromnych umiejętności ofensywnych walenccy trenerzy od dawna próbują wykrzesać z niego absolutnego maksa. Dużą cegiełkę w rozwoju zawodnika dołożył Ruben Baraja, który ustawiał go właśnie na tej pozycji. Zawodnik na pewno ma jeszcze wiele do nadrobienia jeśli chodzi o grę w defensywie, natomiast na pewno nie brakuje mu determinacji i koncentracji na boisku. Ustawianie go w środku pola, wręcz jako defensywnego pomocnika, kontynuował Curro Torres co skutkowało bardzo dobrymi występami młodziana i ostatecznie awansem do pierwszej drużyny.
Tutaj już jego rola była zbliżona do tej, którą pełnił w poprzednich sezonach Andre Gomes. Najbardziej ofensywny z trójki pomocników, bez względu na to jaką formacją akurat grał zespół. Swoboda bardzo Carlosowi pasowała, a obecność Daniego Parejo wydawała się wpływać bardzo dobrze na młodego zawodnika. Jeden w odpowiednim momencie zwalniał i uspokajał grę, drugi ją przyspieszał, szedł przebojowo w drybling. Tutaj oczywiście nie można uniknąć porównań do Gomesa. Z zupełnym przekonaniem należy stwierdzić, że mimo grubych milionów wydanych na Portugalczyka, Carlos Soler już teraz gra o wiele lepiej, niż robił to sprzedany do Barcelony zawodnik. Przede wszystkim nie sposób oprzeć się wrażeniu, że poczynania Hiszpana to coś więcej niż tylko efekciarskie sztuczki, na których zespół niewiele zyskuje. Każde zagranie Carlosa ma określony cel.
Carlitos to piłkarz, który ciągle szuka swojego miejsca na boisku. Pojawia się tam, gdzie jest wolna przestrzeń i można z niej robić użytek. Coraz lepiej wygląda jego faza decyzyjna, wie kiedy lepiej podać, a kiedy dryblować. Jego zamiary trudno odczytać, co wprowadza dużo zamieszania w szeregi rywala. Wielokrotnie napędzał ataki Nietoperzy, stanowiąc wręcz motor napędowy drużyny. Bardzo dobrze wchodzi z głębi pola i dysponuje świetnym uderzeniem, którego przede wszystkim nie nadużywa, żeby bombardować kibiców zgromadzonych za bramką. Carlos to młody, niezwykle energiczny, ale zarazem wyważony magik, który doskonale wie czego chce i jak do tego dotrzeć. Zapamiętajcie to nazwisko, bo lada chwila szturmem może wziąć nawet samą La Liga.