
Choć w świecie piłki został nieco zapomniany, to szybko wrócił do wielkiego grania. Seydou Keita, bo o nim mowa, po półrocznej przerwie z poważnym futbolem powrócił do domu, do Primera División. Tym razem już w trykocie Valencii, znów prezentuje się znakomicie, a przedłużenie z nim kontraktu to jeden z priorytetów dla obecnych władz Los Ches.
Peryferia futbolu
Niespełna dwa lata spędzone w lidze chińskiej to niejako peryferia poważnego futbolu. Dalian Aerbin to klub, w którym Malijczyk zaliczył niemal 40 występów oraz zdobył dziesięć trafień. Zapewne mało kto śledził poczynania Seydou w tamtejszych rozgrywkach, a sam piłkarz został nieco zapomniany. Keita nie potrafił wytrzymać bez emocji, których w Azji było jak na lekarstwo i zapragnął – mimo 34 wiosen na plecach – wrócić na odpowiedni pułap.
”Kocham grać w piłkę na najwyższym poziomie. Prawdziwych emocji i presji brakowało mi w Chinach” – twierdził Malijczyk, który tuż przed rozpoczęciem zimowego okienka transferowego rozwiązał kontrakt ze wspomnianym Dalian Aerbin. Przez miesiąc pozostawał bez klubu, ale nie mógł narzekać na brak ofert. O Keitę zabiegać miały zespoły z Dubaju, Kataru, Turcji czy nawet Liverpool, ale kiedy do 34-latka zadzwoniła Valencia, ten bez wahania zdecydował się na przenosiny do stolicy Lewantu. Powrócił do domu, do Primera División, w której występował przez 5 lat.
Udana przygoda
Kontrakt podpisany przez Keitę z walenckim klubem opiewa na pół roku z opcją przedłużenia o kolejny sezon. Seydou do zespołu dołączył w momencie dość szczególnym dla niego, bo na dwa dni przed starciem z Barceloną na Camp Nou. Siłą rzeczy nie mógł znaleźć się wtedy w kadrze Nietoperzy, ale wybrał się do Katalonii, by odbyć sentymentalne odwiedziny dawnego klubu.
Transfer wśród ludzi związanych z Valencią budził mieszane uczucia. Można było zadawać proste pytanie, czy Malijczyk faktycznie będzie na Mestalla do czegoś potrzebny? Dodatkowe wątpliwości wzbudził wybór Juana Pizziego, bowiem na następny pojedynek z Betisem Keita nie znalazł się na liście powołanych w przeciwieństwie do innych nowych nabytków pozyskanych w ostatniej chwili, a takich było całkiem sporo.
Fakt, że z Barceloną wygrałem wszystko, sprawia, że w Valencii będzie na mnie ciążyła jeszcze większa odpowiedzialność.
Jak się jednak okazało, 34-latek w kolejnych spotkaniach otrzymał swoje szanse, które w pełni wykorzystał. W jakimś stopniu znaczenie odegrała także kontuzja Oriola Romeu, który przez jakiś czas wydawał się graczem pierwszego składu. Rosnąca forma Malijczyka z meczu na mecz przekonała wszystkich, że wciąż jest wielkim piłkarzem. Wspominany Oriol, pomimo że uraz już wyleczył, nie mógł na dobre odzyskać miejsca w podstawowej jedenastce, bowiem jego starszy kolega prezentuje się na tyle dobrze, że nie ma potrzeby zmian.
Keita w szeregi walenckiego zespołu przede wszystkim wniósł dużo spokoju i doświadczenia, a takowe w drużynie ma chyba największe. To właśnie on razem z kapitanem, Ricardo Costą są ponoć liderami szatni i przemawiają do pozostałych przed meczami. Seydou, choć ma już sporo lat na karku, wciąż potrafi – mówiąc pół żartem, pół serio – przyśpieszyć również do przodu, a dowodem tego jest gol strzelony w starciu z Almeríą. Bramka Malijczyka na Estadio de los Juegos już w ósmej sekundzie po szaleńczej pogoni za piłką jest trzecią najszybciej zdobytą w historii ligi hiszpańskiej.
Co dalej?
Choć wielu nie sądziło, że przygoda Seyodu Keity z Valencią będzie trwała więcej niż pół roku, sporo wskazuje na to, że jednak dojdzie do przedłużenia kontraktu. Nowa umowa dla 34-latka i Diego Alvesa to główne cele dyrektora generalnego klubu, Rufete. Sam piłkarz również chce pozostać na Mestalla, co podkreślił w jednej z wypowiedzi po niedawnej reAMUNTadzie w spotkaniu Ligi Europy z FC Basel. Wtórują mu kibice, którzy podczas świętowania awansu do półfinału wspomnianych rozgrywek skandowali „Keita, zostań z nami!”. Losy Malijczyka wciąż nie są do końca znane, ale wszystko wskazuje na to, że będziemy mieli przyjemność oglądać go na boiskach Primera División przez kolejny sezon.