
Fot. Goal.com
Różnie zapowiadano rywalizację na San Siro. Trenerskie szachy Clarence Seedorfa z „Cholo” Simeone, pojedynek pomiędzy Mario Balotellim i Diego Costą, czy też walka starej wygi Ligi Mistrzów z europejskim kopciuszkiem. Jedni mieli podobne zdanie do tego, które wygłosił Sulley Muntari zaraz po losowaniu – Atlético to najłatwiejszy rywal, na jakiego mógł trafić Milan i w ogóle najsłabsza drużyna w historii, która wyszła z grupy z pierwszego miejsca. Inni natomiast zauważyli, że obie drużyny są w zupełnie w innych fazach swojej budowy. Seedorf dopiero stawia fundamenty, Simeone zaś pozostały wykończenia, przez co goście urośli w oczach ekspertów i bukmacherów na wyraźnych faworytów.
Paradoksem wydaje się fakt, iż obie teorie się sprawdziły. W pierwszej połowie po początkowym zrywie „Los Colchoneros” dominowali mediolańczycy, prezentując swoje doświadczenie i tworząc przynajmniej trzy klarowne sytuacje na zdobycie bramki. Nie udało się zwieńczyć dzieła, gdyż na przeszkodzie stali słupek, poprzeczka i Thibaut Courtois. Po zakończeniu spotkania Diego Costa komentując dyspozycję bramkarza, uznał go za najlepszego na świecie w swoim fachu. Mocno we znaki dał się defensorom Atleti Adel Taarabt, regularnie wkręcając w ziemię zwłaszcza Insúę. Biorąc pod uwagę kiepskie bronienie „Rossonerrich” przy stałych fragmentach gry, dośrodkowania z rzutów wolnych i przede wszystkim rożnych miały być szczególnym atutem gości. Między innymi z tego powodu od pierwszych minut do gry desygnowano Raúla Garcíę. Silny pomocnik w powietrznych bataliach okazał się jednak nieprzydatny, gdyż ze stoickim spokojem wygrywali je Bonera i spółka.

Fot. UEFA
Pedro Proença gwizdnął na znak przerwy, kurtyna opadła i „Cholo” najwidoczniej w żołnierskich słowach powiedział swoim podopiecznym, co robią źle, bowiem na murawie zameldował się zespół, który oglądamy w cotygodniowych kolejkach Primera División. Atlético wreszcie doszło do głosu i kontrolowało przebieg drugiej części gry. Gościom brakowało nieco kreatywności, próby przedostania się pod pole karne Abbiatiego były schematyczne, a kibice przyjezdnych z utęsknieniem czekali na wejście Villi lub Diego i się… nie doczekali. Simeone twardo stał przy swoich gladiatorach w miejscu „fantasistów”. Miał rację, przyznał to nawet Seedorf: „Atlético było lepsze fizycznie pod koniec spotkanie i to zrobiło różnicę” „Los Rojiblancos” udowodnili, że takich futbolowych cyników można szukać ze świecą. Mimo 80-minutowej indolencji w wykonywaniu stałych fragmentów, właściwie jedno poprawne dośrodkowanie z rzutu rożnego wystarczyło do objęcia prowadzenia. Do bramki Atleti znacznie przyczynił się Adil Rami, Francuz najwyraźniej zapomniał, iż pozostawienie Costy bez krycia kończy się piłką w siatce.
Ciężko ukryć, że Atlético przyjechało na San Siro po 0:0. Wyjechało z jednobramkowym zwycięstwem, a minimalizm w grze wydał maksymalny owoc, dzięki któremu awans do ćwierćfinału jest na wyciągnięcie ręki. AC Milan na Vicente Calderón czeka ekstremalne wyzwanie, „Los Indios” wykorzystają wszelkie atuty swojego boiska, gdzie spisują się jak do tej pory znakomicie. Ponadto jedyny słaby punkt wyjściowej jedenastki, Emiliano Insúa, najprawdopodobniej zostanie zastąpiony przez wracającego po kontuzji Filipe Luísa. Przedmeczowa okładka dziennika „AS” się sprawdziła – San Siro za sprawą Diego Costy zaczęło drżeć. Rady Carlo Ancelottiego odnośnie gry przeciwko Atleti udzielone Seedorfowi nie wypaliły, choć Clarence na świeżo po meczu burknął, że „one zawsze są dobre”.