Jak przeczytacie w archiwum Miguel Pardeza był jednym z członków La Quinta del Buitre u boku Emilio Butragueño, Manuela Sanchísa, Martína Vazquéza i Míchela. Wychowankiem Realu Madryt, choć pochodził z Andaluzji. Po triumfy sięgnął jednak z zespołem Realu Saragossa. Był ich kapitanem w czasach gdy Aragończycy sięgnęli po Pucharu Zdobywców Pucharów. Oprócz powyższych futbolowych zdobyczy, Pardeza jest jednym z bardziej wykształconych zawodników. Z zawodu filolog, którego pasją jest literatura. Gdziekolwiek jechał na mecz, zawsze towarzyszyła mu ciężarówka pełna książek. Zapraszamy na tłumaczenie wywiadu z Miguelem, przeprowadzonego przez Álvaro Corazón Rurala, który w oryginale pojawił się na Jot Down.
– Jak wyglądało Twoje życie w Huelvie?
Pochodzę z wioski o nazwie La Palma del Condado. Znajduje się ona pomiędzy Sewillą a Huelvą, znajduje się w głębi prowincji. Jest to typowa andaluzyjska miejscowość. Miała ona wielkie znaczenie na początku poprzedniego stulecia, gdyż znajdowało się tu wiele winnic. W latach dwudziestych była jednym z największych eksporterów wina. Mój ojciec był mechanikiem, a matka gospodynią domową. Moje życie nie różniło się zbyt za bardzo od tego innych rówieśników.
– Zacząłeś czytać szybciej niż inni?
Od zawsze czytałem. Prawdopodobieństwo, że w naszej rodzinie będą potencjalni czytelnicy było bardzo niewielkie. Mój ojciec pracował od dziesiątego roku życia. Był dzieckiem wojny, urodził się w 1937 roku i został wychowany w długiej i okrutnej wojnie. To były wspólne doświadczenia, wszyscy z tego pokolenia powiedzą ci to samo oprócz tych, którzy byli na uprzywilejowanej pozycji. Zatem w moim domu nie było zbyt wielu książek, mój nałóg jednak rozpoczął się bardzo wcześnie. Miałem szczęście, że w moim mieście została otwarta biblioteka publiczna. To pomogło spełnić moje marzenie. Z drugiej strony również mam wspaniałe wspomnienia odnośnie komiksów. Zaczęły masowo pojawiać się duże ilości superbohaterów produkcji “Marvela” i to sprawiło, że zacząłem czytać. Z wiekiem moje pozycje czytelnicze rozszerzyły się i zróżnicowały.
– Dostajesz w Madrycie Hostal Ideal, który na swoją nazwę nie zasługuje, po dziesięciu godzinach podróży.
To był hostel, który znajdował się na placu Mature między ulicą Huertas i Atocha. Myślę, że były to heroiczne czasy dla wszystkich chłopaków pochodzących z prowincji i chcących zasmakować profesjonalnego futbolu. Warunki nie były zbyt komfortowe, trzeba było realistycznie zmierzyć się z rzeczywistością, której dziś młodzi nie zaznają, gdy grają w wielkich klubach. Madryt był nieznanym światem pełnym niebezpieczeństw i różnych propozycji. Kontrast pomiędzy wsią a stolicą w końcówce lat 60. był ogromny. Postęp technologiczny, infrastruktura… wszystko było inne. Z Sewilli do Madrytu nie było AVE. Nie było żadnych autostrad. Przeprowadzka ze wsi do miasta była wielkim wysiłkiem. Kontrast był bardzo brutalny, zwłaszcza w pewnym wieku, gdy ani wydarzenia, ani doświadczenia nie pozwalają na stworzenie dokładnej analizy rzeczywistości. Teraz już nie ma różnic. Zwyczaje i obyczaje Hiszpanów są znacznie bliższe niż w latach 70.
– W wieku 15 lat zostałeś nazwany “hiszpańskim Maradoną” i prawie trafiłeś do Barcelony.
Powodem, dla którego przeprowadziłem się do Madrytu była odległość. Do stolicy jest znacznie bliżej. Kiedy przyjechałem tutaj, mój ojciec był zachwycony, a więc zostałem. Barcelona była zainteresowana od kiedy zobaczyli mnie w programie telewizyjnym “Torneo”. Chciała mnie również Sevilla i Recreativo.
– Byłeś uważany za najlepszego zawodnika Europy w swojej kategorii.
Możliwe [śmiech], nie pamiętam.
– Ale pamiętasz 8:1 z Barçą w Juvenilu.
Pamiętam to szczególnie dlatego, że Di Stefano przyszedł obejrzeć ten mecz. Wówczas wszystko poszło świetnie. Dobrze grałem, zdobywałem gole i wywalczyłem karnego. To był jedno z moich najlepszych spotkań jako canterano.
– Wspomniałeś następnie, że trzeba było się posunąć do “użycia łokci i rąk”, byłeś młodym graczem i potrzebowałeś “więcej patrzeć na Maradonę.”
Zawsze, gdy byłem mały, próbowałem rozwinąć różne umiejętności. Wówczas Maradona reprezentował coś wyjątkowego, był wspaniały pod każdym względem. Szczególnie dla zawodników mojej postury. Maradona był nauczycielem. A ja imponowałem szybkością, moim największym atutem było to, że mogłem zawsze dotrzeć na miejsce sekundę przed drugim graczem. Moja gra się na tym opierała.
– Na początku La Quinta spotkałeś Sanchísa.
Spotkałem go na La Chopera, gdy grał. Oboje wybraliśmy ten sam klub. Zaczynał jako napastnik, a następnie stopniowo przesuwał się bardziej w głąb boiska. Manolo w tamtym czasie wyglądał na dojrzałego mężczyznę, choć był dzieckiem. Zawsze tak było. Był niesamowicie inteligentny i posiadał błyskotliwe pomysły. Potem też szybko zaczął karierę w biznesie.
– Mówiłeś, że La Quinta byli pomijani przez kogoś. Przez kogo?
Artykuł Julio Césara Iglesiasa, który uwzględnia wszystkie legendy, wspomniał tylko o pięciu zawodnikach. Gdy Julio César zdecydował się na ten raport, w jego wyborze znalazło się wiele niesprawiedliwości. Było wielu dobrych graczy, którzy zasłużyli, aby tam się znaleźć. Francis grał w Espanolu i Tenerife. Juanito był kontuzjowany. Pérez Durán wiele podróżował, De las Heras był wypożyczony do Malagi. Juliá był w Barcelonie i grał w wielu innych zespołach.
– Dobrze, ale tak złego oka Julio César Iglesias nie miał.
Prawda jest taka, że nie było tych, którzy powinni być.
– Mówiło się, że członkowie La Quinta grali jak bogowie, ale ledwie utrzymują kontakt między sobą.
Nie, utrzymujemy kontakt i wszelkie uczucia przez te wszystkie lata. Za dzieciaka były dwa bloki, Míchel i Butragueño, którzy byli starsi niż Martín Vázquez, Sanchís i ja. Míchel był tu od początku, Martín Vázquez przyszedł nieco później. Byliśmy dziećmi Madrytu, każde w swojej okolicy. W przypadku Míchela wszystko wydawało się wyjątkowe. Mówiło się, że jest poważnym kandydatem do pierwszej drużyny. Żył futbolem i był jak zwierzę, przez to jak grał i jak żył. Rafa należał do osób znacznie spokojniejszych. Był dobrym człowiekiem i wielkim zawodnikiem.
– Jak to było z Amancio Amaro, waszym trenerem?
Był bardzo ważny, ponieważ przebudował zespół. Legenda Realu Madryt. Przekazywał nam swoje doświadczenie. Stworzył epokową Castillę. Mityczną zespół, który grał w finale Copa del Rey przeciwko pierwszej drużynie. Jako trener odegrał kluczową rolę.
– Castilla zdołała wypełnić Bernabéu.
W meczu przeciwko Athletic wygraliśmy 1:0 z dopingiem ponad siedemdziesiąt tysięcy ludzi na stadionie. Zgadzam się, że w tamtym momencie pierwszy zespół nie wyglądał dobrze i ludzie przychodzili oglądać Castillę.
– Czy kiedykolwiek powiedziałeś, że reprezentujesz “nowy futbol”. Co to było?
To pokolenie zawodników, którego nie można oceniać bez jakiegokolwiek rysu historycznego. Mundial ’82 był kluczem do wszystkiego. Hiszpania była bardzo zdezorientowanym krajem. Myślę, że Hiszpania posiadała określoną tożsamość, ale nigdy nie znalazła do niej klucza. Na Mundialu poszło nam bardzo słabo i było pewne, że potrzebne są zmiany. Musimy również odwołać się do szeregu przemian, jakie zachodziły w ojczyźnie. W 1981 roku miał miejsce zamach stanu, który oznaczał wielki regres polityczny i społeczny. La Quinta była impulsem do ostatecznej zmiany. Te zmiany były jak fale uderzeniowe, które występują na wodzie po rzucie kamieniem. Myślę, że wpłynęły na odbiór futbolu pośród kibiców. Ludzie chcieli nas oglądać. Patrzą na nowych zawodników widzieli, że jest szansa. W ten sam sposób bazował sukces hiszpańskiego futbolu w ostatnich latach, był wyraźny styl gry oraz porozumienie między zawodnikami, którzy potrafili go poprawnie zinterpretować.
– Byłeś w Realu Madryt, gdy zespół porwadził Di Stefano.
Dla Di Stefano mam tylko słowa podziękowania, zawsze darzył mnie ogromną sympatią. Jako trener miał dobrą intuicję, niesamowity charakter i oczywiście nie należał do szkoły współczesnych mu szkoleniowców, był wyjątkowy, bez wątpienia. Nie potrzebował wielu argumentów, aby przekonać kogoś do swojego stanowiska. Futbol miał we krwi i był osobą, która w kilku słowach potrafiła przekazać co należy zrobić. Niestety trafiłem na ekipę, w której dystans pomiędzy nowicjuszami a tymi, którzy byli już w składzie był ogromny. Dziś młodym zawodnikom jest łatwiej. Wtedy nie było im wolno z nikim porozmawiać w szatni. Trzeba było patrzeć, słuchać i być cicho. Posłusznie się uczyć, aż zdobędziesz prawo głosu. Przyjechaliśmy, byliśmy cicho, uczyliśmy się i przyzwyczajaliśmy do otoczenia. Ja miałem bardzo dobry kontakt z Santillaną. Zawsze zatrzymywał mnie na pół godziny, aby ćwiczyć wykończenia akcji i centry. Dla mnie to było coś wspaniałego. Myślę, że był to jeden z najlepszych snajperów lub z pewnością najlepszy w Hiszpanii. Strzelał głową jak i obiema nogami. Przebywałem z nim na ćwiczeniach po treningach, aby się poprawiać. Również dziś jest to obecne, ale mniej cykliczne. Wcześniej młodzi gracze, którzy chcieli poprawić jakiś aspekt swojej gry, nie chcieli się zbyt długo nad nim zatrzymywać i próbować go rozwijać. Trzymałem się także z Juanito, który miał wybuchową osobowość. To wszystko było pasją. Miał taki charakter, że nie wszystkie jego ekscesy były do końca zrozumiałe. Był jednak też bardzo wrażliwy. Mnie powitał z wielkim uznaniem ze względu na to, że byłem Andaluzyjczykiem. Wciąż miałem akcent, ale z czasem zacząłem go tracić. Zawsze mieliśmy ze sobą wiele wspólnego. Trudno było go zobaczyć smutnego, ciągle żartował. Miał zaraźliwą osobowość.
– Będąc w Saragossie zdobyłeś Puchar Króla na Calderón w starciu z Barceloną.
Było nas kilku z Realu: García Cortés, Fraile, Pineda i ja. Barcelona miała wówczas bardzo dobry sezon i w następnym tygodniu miała zagrać w finale Pucharu Europy ze Steauą. Pamiętam te komentarze z katalońskiej prasy opisujące mecz z nami jako przedsmak tego, co ma się wydarzyć w Barcelonie. Rozegraliśmy dobre spotkanie zdobywając gola. Marcó Sosa wykorzystał błąd Urruticoechei i strzelił gola. Od tego momentu zaczęliśmy bronić wszystkie piłki zmierzające pod poprzeczkę. Mieli świetny zespół, w którym był Schuster, Carrasco, Marcos… ale to my wygraliśmy.
– Rubén Sosa był niesamowitym napastnikiem.
Najlepiej uderzał piłkę w biegu. Graliśmy skrajnie po dwóch stronach i pamiętam, że musieliśmy dużo biegać. Nie byliśmy do tego przyzwyczajeni, ale mieliśmy takiego trenera, Luisa Costę, który zebrał dobry zespół i zmuszał nas do częstszego włączania się w obronę niż byśmy chcieli. Sosa był bardzo ważnym graczem. Był szybki, silny i dysponował dobrym uderzeniem. Bez wątpienia był jednym z najlepszych zawodników Urugwaju. Prywatnie był kulturalnym facetem o wielkim sercu, czasem miał jakiś hamulec, aby być inteligentnym.
– Czy wiesz, że Venables, zawodnik Barçy, napisał powieść kryminalną?
Tak, tak, ale nigdy jej nie czytałem.
– A później zaznaczyłeś swoją obecność na Camp Nou w Copa de la Liga.
Ten rok był bardzo zabawny, ponieważ grałem na wypożyczeniu w Saragossie, a następnie dzwonią do mnie z Madrytu, że mam zagrać w Copa de la Liga. Pamiętam, że nawet zdobyłem bramkę. [śmiech]
– Grałeś również w pierwszym meczu reprezentacji U-21 w finale Euro przeciwko Włochom, w której to ekipie grali Zenga, De Napoli, Mancini…
Kojarzę, że mieliśmy świetną ekipę, ale szczegółów nie pamiętam, wiem tylko to, że wygraliśmy. To jeden z tych tytułów, które posiadam: mistrz Euro U-21.
– Zadecydowały rzuty karne, w których Ablenedo był bohaterem.
Był bramkarzem o niesamowitej zręczności. Nie wiem, czy grałby dzisiaj będąc taki niski, dziś golkiprzy są znacznie wyżsi. Nie miał nawet 1,80 metra. Miał za to bardzo silne nogi i świetny refleks.
– Kiedy tam byłeś, Bayern wyrzucił Real z Pucharu Europy. Jakie to było uczucie? Niczym uderzenie w ścianę?
Wtedy niemieckie zespoły były bardzo silne, coś, co zmieniło się z biegiem czasu. Ich gra była wówczas dla Hiszpanów bardzo uciążliwa. Różnica pod względem fizycznym była wręcz upokarzająca. Ponadto Bayern posiadał równie świetnych graczy. W pierwszym meczu Juanito nadepnął na głowę Matthäusa. Ta sytuacja była… powiedzmy sobie szczerze, żenująca. Mecze z niemieckimi klubami były zawsze bardzo wybuchowe, ale i wyjątkowe. Towarzyszyło im znacznie większe napięcie niż w spotkaniach z innymi zespołami. A gdy mierzą się kluby takie jak Real i Bayern wszystko dookoła nie może być obojętne. Tam byli ludzie z charakterem jak Augenthaler. Jest jeden szczegół, który pamiętam z podróży do Niemiec. Real zakontraktował wówczas Jankovicia. Wszyscy byliśmy zaskoczeni, ponieważ był to niespodziewany transfer. Podczas gry z Crveną Zvezdą w Pucharze Europy wiedzieliśmy, że jest niesamowitym graczem. Zawodnicy zawsze są świadomi umiejętności tego, kto przechodzi.
– W Hiszpanii zespoły w latach 80. grały siłowo.
Od tego czasu futbol bardzo się zmienił. Grając poza domem wiedzieliśmy, że mamy poważne zobowiązania. Zawodnicy nie pilnowali się ze słownictwem, dziś są tysiące kamer. W latach 70. i 80… pamiętam tylko, jak Amancio został faulowany przez zawodnika Granady. To starcie było żałosne. Miałem szczęście, że byłem niski i szybki. Rzadko się zdarzało, że pokonywali mnie wysocy faceci o mocnej budowie. Szczególne trudno było mi grać przeciwko Chano z Malagi, który był niski jak ja, czy Tomásowi z Atlético dobrze trzymającemu się na nogach.
– Miałeś okazję grać z Rijkaardem.
Nie wiem, jakie miał problemy w Ajaksie, że przeszedł do Sportingu, a następnie udał się na wypożyczenie do Saragossy. Po zakończonej przygodzie w Realu Saragossa przeniósł się do Milanu, gdzie z Van Bastenem i Gullitem stworzyli jedną z najlepszych ekip w historii. U nas grał stosunkowo niewiele, ponieważ przyszedł kontuzjowany i musiał wrócić do formy. Jeśli mam być szczery to nie mogę wiele powiedzieć o jego grze, ponieważ był bardziej przybyszem, a nie graczem. Po czym odszedł do Włoch.
– Jak było z Chilavertem?
To był przypadek. To zabawne, ponieważ Chilavert należy do bramkarzy pamiętanych ze względu na gole. Dobrze uderzał piłkę, karne. Był portero, który na treningach czasem grał lepiej niż jego koledzy z pola. Miał niesamowitą osobowość i bardzo wyjątkowy charakter. Nigdy nie zapomnę meczu z Realem Sociedad, gdzie zdobył gola z karnego i celebrował go na boisku. Rywale szybko wyrównali za sprawą Goikoetxeai. Zdobył bramkę z połowy boiska, która była trochę. No nie wiem… śmieszna. Nie? Mam na myśli oczywiście całą sytuację. Później uznał, że ten gol był nieprawidłowo zdobyty, ale wszyscy byliśmy na boisku i wiedzieliśmy, że był. Pamiętam również, że utrzymywał stały kontakt z trybunami. Pochwalał lub krytykował ich postawę. Był nadpobudliwy, stale wchodził w interakcje z fanami. Prywatnie był osobą nieco skomplikowaną. Nie lubił milczeć, wręcz przeciwnie, zawsze mówił wszystko to, co uważał. Czasami prowadzało to do nieprzyjemnych sytuacji. To jasne. Tak naprawdę był zawodnikiem, który nie unikał kontrowersji.
– Byłeś jednym z pierwszych uczniów Radomira Antica w Hiszpanii.
Przybył do Hiszpanii w tym samym czasie co Cruyff. Byli też zawodnikami, ponieważ mieli problemy z zatwierdzeniem tytułu trenerskiego. Antic był asystentem trenera, aby następnie umożliwić mu pozyskanie na to stanowisko Víctora Fernándeza. Miał dwa bardzo dobre sezony z drużyną. Był facetem z niezwykłą witalnością i optymizmem. Przede wszystkim był wielkim nauczycielem. Miał predyspozycje do tego, aby wykonać nadzwyczajną robotę. Był również bardzo blisko zawodników, zwłaszcza tych młodszych. Zawsze zostawał w pracy po godzinach, stawiał na obowiązki. Uważał, że poprzez ducha doskonałości dotrze do każdego zawodnika. Był gotów rozszerzyć go na zawodników.
– – –
Jest to tłumaczenie wywiadu, który ukazał się na jotdown.es