Kiedy Maximiliano Gómez przychodził do Celty Vigo w tegorocznym okienku transferowym, obiecywał kibicom, że postara się jak najszybciej dopasować do pozostałych piłkarzy. Nikt nie spodziewał się jednak, że nowy napastnik nie tylko zacznie grać w pierwszym składzie od inauguracji rozgrywek, ale także, że po dwóch meczach będzie miał strzelone już dwa gole.
Kwota czterech milionów euro, jaką Celta zapłaciła za tego młodego zawodnika, nie robi już obecnie na nikim wrażenia. Nie robi zresztą wrażenia nawet na samym galisyjskim klubie, który tylko podczas tego okna kupił dwóch innych piłkarzy za wyższą kwotę. Tym bardziej należy docenić to, że właśnie tak mało kosztowny gracz jest jedną z pozytywnych wieści dla kibiców Celty, tak potrzebnych po falstarcie ligowym.
Mocne wejście
O tym, że ten piłkarz potrafi zaskoczyć fanów można było przekonać się już nieraz podczas jego jak dotąd krótkiej kariery. Wystarczy spojrzeć na to w jakich okolicznościach po raz pierwszy stawał się bohaterem swojego poprzedniego klubu, Defensora Sporting. Był to mecz trzeciej rundy Copa Sudamericana. Maxi Gómez miał jak dotąd na swoim koncie tylko trzy minuty w pierwszej drużynie, rozegrane przeciwko Universitario de Deportes. Mimo to trener zdecydował się wpuścić go na boisko, w spotkaniu z argentyńskim Lanús, na dwadzieścia minut przed końcem, przy wyniku 0:0. Gómez do bramki nie trafił, ale gdy doszło do rzutów karnych nie zawahał się ani chwili.
W późniejszym wywiadzie kapitan drużyny, Andrés Fleurquin, wspominał: „Spytałem się go, czy chce strzelać, a on od razu odparł, że tak”. Trener, jakby chcąc dorzucić jeszcze dramaturgii do tego wydarzenia, wyznaczył Maxi Gómeza do piątego karnego. Być może liczył, że do tego momentu wszystko już będzie rozstrzygnięte i młody piłkarz nie będzie musiał nawet podchodzić do piłki. Okazało się jednak, że to właśnie strzał Gómeza miał przesądzić o dalszej grze w Copa Sudamericana. Dziewiętnastoletni wówczas piłkarz nie zawiódł ani siebie, ani kolegów i uderzeniem w lewy róg pewnie pokonał bramkarza. Stał się bohaterem klubu, chociaż w pierwszej drużynie nie rozegrał nawet trzydziestu minut. Mocne wejście potrafił zaliczyć nie tylko w Hiszpanii, ale też w rodzimym kraju.
Trudny charakter
„Czasami organizujemy testy, by pozwolić wykazać się amatorskim piłkarzom. Przybywają oni na kilka dni, a my ich obserwujemy i określamy, czy mają oni odpowiedni potencjał, by grać w naszym klubie” stwierdził José Chilelli, jeden z pierwszych trenerów Maxi Gómeza. Właśnie podczas jednego z takich obozów swój talent wykazał Maxi Gómez „Pamiętam go, bo był silnym środkowym napastnikiem, z dobrą techniką. Wiedział, co chce zrobić z piłką. Był to piłkarz, jakiego chcieliśmy w Defensorze”.
Wspomniany powyżej rzut karny, który dał Defensorowi Sporting awans w Copa Sudamericana musiał spowodować, że pozycja w klubie Maxi Gómeza wzrosła. Od razu po pokonaniu Lanús zadebiutował w najbliższym ligowym meczu. Szybko zaczął też spłacać zaufanie, którym obdarzył go trener Juan Tejera, bowiem na gole nie kazał długo czekać. Do bramki rywali trafił już w swoim drugim ligowym spotkaniu z Montevideo Wanderers. Aperturę w 2015 roku kończył z ośmioma ligowymi meczami, w których zdobył pięć bramek i zaliczył dwie asysty. Wynik bardzo dobry jak na wciąż młodego zawodnika, który jeszcze niedawno nie mógł liczyć nawet na treningi z pierwszym zespołem.
Wszystkie komplementy dotyczące młodego Urugwajczyka okazały się być w pełni trafione, a piłkarz stał się jednym z objawień urugwajskiej ligi. “Gómez to urodzony snajper. Piłka szuka go w polu karnym, ale i poza nim radzi sobie dobrze, bo ma prawdziwą bombę w prawej nodze. Jeżeli o dziewiętnastolatku piszę się tak dużo w urugwajskiej prasie, to można go uznać za gwiazdę” stwierdził znany twitterowym użytkownikom C9, który o futbolu z Ameryki Południowej wie praktycznie wszystko. Jego słowa potwierdza Ricardo Meroni, wprowadzający Gómeza do drużyny rezerw: „To zawsze był silny napastnik. Potrafi grać mądrze, odnaleźć się w polu karnym. Nie boi się starć z przeciwnikiem, walki na boisku. Ma ten niezbędny piłkarski charakter”.
I właśnie ten charakter sprawił, że Gómezowi zdarzały się już problemy z krajową federacją piłkarską. Po przegranym w kwietniu 2016 roku meczu z urugwajskim Liverpoolem tak był poirytowany zachowaniem swojego klubowego kolegi, Héctora Acuñy, że uderzył go w głowę schodząc z boiska. Za to zachowanie nie mógł uniknąć kary. Trzy mecze zawieszenia ze strony federacji to i tak nie było dużo, patrząc na to jak mocne i groźne dla Acuñy było to uderzenie.
Gwiazda Primera División Uruguaya
Przerwa od gry w lidze nie przeszkodziła jednak Gómezowi w osiągnięciu statusu jednej z gwiazd ligi. Pomógł mu za to w tym wybitnie mecz z El Tanque Sisley, w którym młody napastnik strzelił aż cztery gole i zaliczył asystę. O tym wyczynie było głośno nie tylko w Urugwaju i zapewne sprawiło, że młody piłkarz znalazł się w kilku europejskich notatnikach pod kolumną “do obserwacji”. Sam zawodnik nie krył zaś zdziwienia po meczu „zawsze miałem łatwość w zdobywaniu bramek, ale cztery w jednym meczu strzeliłem po raz pierwszy”.
W kolejnym sezonie Maximiliano Gómez tylko potwierdzał swoją formę. Sprawiał też, że z każdą kolejką rosła liczba komentarzy, iż liga urugwajska to już dla niego za niskie progi. Powoli stawało się jasne, że czas wyruszyć na podbój Europy. Patrząc na statystyki, jakie Gómez zanotował w Defensororze, ciężko nie zgodzić się z przytaczanymi wcześniej opiniami trenerów o jego charakterze i talencie. W 52 meczach zanotował 29 goli, 12 asyst i aż dwie czerwone kartki.
O piłkarza z Urugwaju nie zabiegała jednak tylko Celta Vigo. W prasie co rusz roiło się od przeróżnych plotek transferowych. Gómez, z racji tego, że liga w jego kraju nie słynie z bardzo wysokiego poziomu, nie mógł liczyć na transfer do największych klubów na świecie, ale oprócz klubu z Hiszpanii przymiarki pod napastnika robiły między innymi włoskie ekipy jak Lazio czy Udinese.
„Przede wszystkim chcę strzelać bramki”
Urugwajczyk w Hiszpanii radzi sobie na razie świetnie. Chociaż przenosząc się do Celty nie musiał martwić się o barierę językową to i tak nikt nie spodziewał się tak szybkiej aklimatyzacji. Gómez w wywiadzie przed sezonem też podkreślał, że „w La Liga gra się szybszą piłkę niż w Urugwaju”, co można było traktować jako pewną formę alibi. Piłkarz jednak też nie próżnuje i stara się jak najszybciej zaadaptować w nowym miejscu. Już chwalił się na Twitterze zdjęciami ze swoim rodakiem – Luisem Suárezem, którego określa swoim idolem, a z którym kontakt może tylko pomóc w szybszym przyzwyczajeniu się do wyzwań, jakie niesie zmiana kraju zamieszkania.
Gracias por tu humildad la verdad nunca vi uno como vos gracias ídolo ⚽️??⚽️?? pic.twitter.com/kzDdhsxncj
— Maximiliano gomez (@gomez_maxi9) August 27, 2017
„On nie zawiedzie. Ma naturalny talent do grania w piłkę”, stwierdził swego czasu Juan Tejera, były trener z czasów gry w Defensorze. “To napastnik z krwi i kości. Takich snajperów coraz mniej na piłkarskich boiskach”, wtóruje twórca twitterowego konta LatinoPoPolsku. Początek sezonu wydaje się tylko potwierdzać tę tezę, a Gómez jest na najlepszej drodze, by pójść w ślady swoich wielkich poprzedników, jak Luis Suárez czy Diego Forlán. Jeżeli tak się zdarzy, to ten transfer za cztery miliony euro będzie można określić jako istny majstersztyk w wykonaniu Celty, a my znów będziemy się zastanawiać jak to możliwe, że tak mały kraj jak Urugwaj potrafi tak hurtowo wypuszczać świetnych piłkarzy.