
Skończył się sezon, skończyła się pewna epoka. Alexandre Lacazette urodził się w Lyonie, spędził tam 26 lat. Aż 275 meczów we wszystkich rozgrywkach, 129 bramek. I to biorąc pod uwagę, że na początku kariery występował głównie jako skrzydłowy, a nie egzekutor. Wielki transfer do Arsenalu stał się faktem, przed władzami klubu zaś pojawił się duży problem: jak zastąpić gwiazdę?
W ostatnim sezonie ligowym – 28 goli w 30 meczach. To był trzeci z rzędu rok, w którym zanotował w lidze przynajmniej 20 trafień. Klub nie mógł mu zaoferować więcej, to była pora na zmianę otoczenia. Równocześnie z napastnikiem za sporą sumę odszedł do Bayernu Corentin Tolisso, więc funduszy nie brakowało. Lyon postawił jednak na dywersyfikację środków i zamiast wydawania wielkich pieniędzy na jednego zawodnika, uzupełnił braki na kilku pozycjach, głównie w obronie. Wybór piłkarza, który miał zastąpić odchodzącą gwiazdę, mógł jednak dziwić. Człowieka, na którym francuski klub od dłuższego czasu się opierał, miał zastąpić kupiony za osiem mln euro Mariano Díaz Mejía.
Urodzonego w Hiszpanii napastnika ściągnięto z Realu Madryt. Nie ma wątpliwości – w światowym futbolu nie ma już wyższej półki pod względem piłkarskim czy marketingowym. Sama transakcja pomiędzy klubami nie była zaskoczeniem, dziwić mógł jedynie kierunek, w którym powędrowały pieniądze. Zdecydowanie łatwiej sobie wyobrazić, że to we Francji zawodnik wybija się na tyle, aby dostrzeżono go w Madrycie (casus Karima Benzemy), niż to, że hiszpański gigant ogrywa gracza w ekipie znad Rodanu. Na pierwszy rzut oka było więc widać, że coś w tym układzie może być podejrzane. I przypuszczenia te absolutnie nie były bezpodstawne. Wszelkie wątpliwości rozwiewały statystyki.
Ostatni autobus do wielkiej piłki
Mariano przeszedł do Francji mając 23 lata. Jego rówieśnikami są piłkarze tacy jak Raphaël Varane, Paul Pogba, Jan Oblak, Romelu Lukaku, Harry Kane czy Paulo Dybala, czyli zawodnicy uznani w światowej piłce, którzy mają już kilkuletnie doświadczenie na poziomie seniorskim. Imponujące grono. Napastnik przed przeprowadzką na francuską ziemię rozegrał zaś w pierwszej drużynie Realu Madryt niewiele ponad 300 minut.

*dane za Transfermarkt
Tak prezentuje się bilans Díaza w Realu Madryt. Niewiele ponad 100 minut w lidze. Jedynym zaś doświadczeniem w europejskich pucharach jest… mecz z Legią. Tak, ten zremisowany 3:3. Co ciekawe, to nie jest jedyny polski wątek związany z napastnikiem. Ten wyjątkowy zespół, któremu Mariano strzelił bramkę w lidze, to Deportivo La Coruña. Kto wtedy stał na bramce? Przemysław Tytoń. Ale spokojnie, nie można przemilczeć świetnych statystyk w Copa del Rey, bramka mniej więcej co 45 minut to wynik, którego nie powstydziłby się Cristiano Ronaldo. W tych rozgrywkach hiszpański napastnik walczył z Sevillą czy Celtą Vigo, jednak za swoją ofiarę wybrał sobie rywala z nieco niższej półki: Cultural Leonesa, tegorocznego beniaminka drugiej ligi. To na nim wyżył się snajper, pokonując bramkarzy (liczba mnoga, bo w rewanżu wystawiono innego golkipera – przyp. red.) tego zespołu aż cztery razy, a cały Real w dwumeczu zaliczył w statystyce „bramki strzelone” raczej nie pechową trzynastkę.
Podsumujmy więc sytuację. Jeden z najlepszych zawodników Ligue 1, człowiek, który osiągnął granicę stu bramek w lidze, uwielbiany przez kibiców w swoim klubie i doceniany przez całą Francję (no, może poza selekcjonerem kadry), Alexandre Lacazette, miał znaleźć zastępstwo w napastniku:
- który w wieku 23 lat zdobył w seniorskiej karierze mniej bramek niż Kamil Glik w jednym sezonie Ligue 1;
- którego jednoosobowa lista pokonanych bramkarzy w lidze hiszpańskiej zaczyna się i kończy na polskim bohaterze Euro 2012;
- który w piłkarskim CV, w miejscu opisanym jako „najlepsza para stoperów, przeciwko której musiałem się zmierzyć w europejskich pucharach” ma wypisane drukowanymi literami: Michał Pazdan – Jakub Rzeźniczak;
- który w pucharach krajowych bezlitośnie punktował rywali, ale jedynie tych z trzeciej ligi.
Wygląda jak dobry plan. Co mogło pójść nie tak?
Oczywiście, niekompetencją byłoby nie wspomnieć o karierze w rezerwach Realu, wszak niełatwo znaleźć na świecie klub, w którym konkurencja jest większa niż u Los Blancos. Fakt, Mariano w sezonie 2015/16 zdobył aż 25 bramek w 28 spotkaniach w trzeciej lidze, co jest wynikiem naprawdę imponującym, a rok wcześniej również nie narzekał na indolencję strzelecką. Trzeba jednak oddzielić grubą kreską tę rywalizację od meczów na najwyższym poziomie. Gdyby statystyki ze spotkań w drugiej drużynie były najważniejszym czynnikiem warunkującym karierę zawodnika w seniorskich występach, to do Arsenalu za grube miliony nie przechodziłby Alexandre Lacazette tylko Yannis Tafer, a obecnie o wynikach Lyonu nie decydowałby Nabil Fekir, a Yassine Benzia.
Od razu zaznaczmy, że nie chodzi tutaj absolutnie o dyskredytowanie tego, co Díaz osiągnął w Madrycie, a raczej o ten dysonans – najlepszego zawodnika w klubie ma zastąpić gość, który jak na (eufemistycznie rzecz ujmując) niezbyt wielkie doświadczenie nie jest wcale taki młody. Lyon to oczywiście słabszy klub od Realu, jednak to solidna francuska marka, która nie może sobie pozwolić na czekanie, aż Mariano zbierze doświadczenie i za jakiś czas, przy odrobinie szczęścia, może coś ustrzeli. Bramki były potrzebne na już. Na teraz.
W butach legendy
Najlepiej o klasie napastnika świadczy to, że nie potrzebował wymówki „okresu aklimatyzacji”, żeby robić to, co do niego należy. Od samego początku pokazał, na co go stać. W debiucie z RC Strasbourg Mariano zdobył dwie bramki, w następnej kolejce dołożył kolejne trafienie przeciwko Rennes. Teraz, kiedy sezon powoli dobiega końca, można ocenić trafność jego transferu. Biorąc pod uwagę, jak ryzykownym zagraniem było postawienie na tak niedoświadczonego snajpera, pamiętając o tym, jak bardzo promocyjna była cena za jego usługi, i mając aktualną wiedzę na temat tego, jak gra, można powiedzieć tylko jedno: chapeau bas. Jean-Michel Aulas, właściciel Lyonu, udowodnił, że wie, co robi.
W głowach kibiców ligi hiszpańskiej, którzy nie mieli okazji oglądać Mariano w Hiszpanii, a nie śledzą dokładnie Ligue 1, na pewno pojawia się pytanie, jakim on jest piłkarzem. W Realu właściwie nie grał, a w niezłym klubie zdobywa nagle bramki jak na zawołanie. Ogromny progres napastnika dostrzeżono również na stronie zajmującej się wyceną piłkarzy, transfermarkt.de, gdzie jego wartość wzrosła z 5 (w momencie transferu), do 22 mln euro. Liczby jednak nie zawsze oddają dokładnie to, co się dzieje na boisku, dlatego zasadne jest pytanie, czy nowy nabytek podołał zadaniu zastąpienia Lacazette’a? I tak, i nie. Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że obaj piłkarze są skuteczni, a to w sumie najważniejsze, jednak ich styl gry mocno się różni. Lacazette w OL był w dużym skrócie zawodnikiem ze świetnym wykończeniem, bardzo dobrym w grze kombinacyjnej, który potrafił również dograć dokładną piłkę do kolegi z drużyny.
Wojowniczy dzieciak
Mariano to z kolei zawodnik niesamowicie ambitny, waleczny. I obsesyjnie nastawiony na strzelanie goli. Nie ma wątpliwości, że podpatrywał często na treningach Cristiano Ronaldo, ponieważ to, jak bardzo chce strzelać, jest wręcz absurdalne. Naprawdę, wystarczy trochę popatrzeć na grę tego piłkarza, żeby zrozumieć, że to nie jest żadna hiperbola. Koniec meczu, prawie 90 minuta, wynik korzystny, piłkę przy nodze ma bramkarz rywala. Co robi większość napastników? Patrzy z daleka, czekając cierpliwie, jak golkiper wykopie piłkę. Co robi Mariano Díaz? Rzuca się sprintem na niego, próbując włożyć nogę w taki sposób, żeby mieć okazję na przechwycenie piłki. Być może ten przykład nie wydaje się aż taki klarowny, ale jego nieprawdopodobną ambicję widać w wielu sytuacjach. Przeżywa każdy strzał. Właściwie zawsze, będąc zmienianym, jest niezadowolony. Przywołując klasyka: to są te detale, które same w sobie nie mówią tak wiele, jednak zbierając je wszystkie, dostajemy obraz piłkarza, który jest prawdziwym walczakiem. Zdobywcą. Bo zdobywanie bramek to nie jest jego zawód. To jego obsesja.
Kolejnym ogromnym atutem tego gracza jest niebywała skoczność, która pozwala wygrywać mu wiele pojedynków w powietrzu. Tutaj też widać analogię do CR7, chociaż Mariano nie jest jakoś przesadnie wysoki (1,82 m), to potrafi zawisnąć w powietrzu, a przy tym jest tak dynamiczny, że może wygrać właściwie z każdym i nie boi się żadnego starcia. Kibice Lyonu zdążyli już przywyknąć do widoku jednokrotnego reprezentanta Dominikany, który stojąc pomiędzy dwoma stoperami (zazwyczaj słusznych rozmiarów), domaga się natychmiastowego dośrodkowania od lewego czy prawego obrońcy. Pierwsza reakcja odbiorcy jest taka, że chłop porywa się z motyką na słońce, a giganci przewyższający go o głowę nie pozwolą mu na zupełnie nic. Po czym Mariano prezentuje taką dynamikę, że jedyną odpowiedzią na jego popis jest przeciągnięte pytanie „Jak on to zrobił?”.
Co z kolei z jego strzałami? Choć Mariano nie jest nieomylnym egzekutorem, prezentuje się w tej materii dość dobrze. Zdecydowaną wartością dodaną jest siła strzału, którą dysponuje – potrafi huknąć z dużej odległości tak, że bramkarz ma niewiele czasu na prawidłową reakcję. Dobry jest też jego drybling. Nie jest to napastnik, który dostając piłkę, potrafi jedynie strzelić lub odegrać. Umie minąć obrońcę zwodem albo pokonać go w pojedynku biegowym, ponieważ przyspieszenie Díaza jest imponujące. Podania? W porządku. Gdy ma czas na decyzję, zdarza mu się zagrać niezłą piłkę, ale nie jest to jego najmocniejsza strona. Jaki zatem jest jego główny problem?
Mariano nie jest zawodnikiem idealnym do gry kombinacyjnej. Tutaj przede wszystkim wychodzi różnica między nim a Aleksem. Francuz potrafi się zastawić, odegrać dokładnie z pierwszej piłki, cofnąć się po futbolówkę i pomóc w jej rozegraniu (co zdarzało mu się robić wręcz za często, gdy gra nie do końca układała się po myśli OL). Z kolei Hiszpan zastawia się znośnie, jednak jego zagrania na jeden kontakt zbyt często są niecelne. Poza tym rzadko pomaga w rozgrywaniu akcji, a jeżeli to robi, to raczej stara się coś ugrać dryblingiem, a nie dokładnym, szybkim rozegraniem. To z kolei powoduje, że zdarzają mu się przestoje, podczas których nie dotyka piłki przez niepokojąco długi czas. A biorąc pod uwagę jego zawziętość, nietrudno się domyślić, że szybko się wtedy irytuje.
Lyon 2-3 CSKA Moscow [3-3 on agg] – Mariano Diaz pic.twitter.com/EAgvmiyRcS
— FootballVids4K (@FootballVids4K) March 15, 2018
Czy kibice Realu mają czego żałować po stracie takiego gracza za bezcen? Niezaprzeczalnie. Waleczny, z wyjątkowym sercem do gry i zarazem takimi umiejętnościami, byłby wartościowym trybikiem. Mariano to taki wieczny chłopiec, którego oglądanie budzi sentymenty: widz przypomina sobie, jak za małolata sam gonił za piłką ze znajomymi, robiąc z meczu o prym na podwórku sprawę życia lub śmierci. Budzi romantyzm, który pozwala wierzyć, że piłka nożna to nie tylko wielkie pieniądze, wystawne życie i świat na pokaz. Że doznania, które towarzyszą rozemocjonowanym dzieciakom, kiedy biegają po osiedlowych klepiskach, czują także ich futbolowi idole. Że ci idole, postanawiając kiedyś: „będę piłkarzem”, czują nadal w sobie tę iskrę, która utrzymuje w nich niepohamowaną radość z tego, co dawało im nieskrywaną frajdę wcześniej. Bo chyba właśnie za te emocje tylu ludzi kocha ten sport?
Tekst przeczytaliście na naszych łamach dzięki współpracy z portalem miłośników francuskiego futbolu – Le Ballon Mag, który możecie śledzić także na Twitterze i Facebooku.