Młodzi Hiszpanie brutalnie sprowadzili do parteru tych, którzy doszukiwali się u nich zbytniej pewności siebie, a także zadali kłam twierdzeniom jakoby turnieje młodzieżowe bywały traktowane nie do końca serio. Podopieczni Alberta Celadesa byli wczoraj śmiertelnie poważni.
Luz, sielanka i spokój o końcowy tryumf, takie nastroje przeważały przed meczem wśród fanów hiszpańskiej młodzieżówki. Inne nastawienie mieli licznie zgromadzeni na stadionie w Gdyni sympatycy kadry Macedonii, którzy od początku głośno dopingowali swoich ulubieńców. Po stronie przybyszy z Półwyspu Iberyjskiego większą grupą stawili się… fani Las Palmas i jak się później okazało – najpewniej również i Betisu. Do spotkania La Rojita przystępowała z jednym zawodnikiem w kadrze mniej. Ze względu na kontuzję na kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem z drużyny wyleciał rezerwowy lewy obrońca, Alejandro Grimaldo. Bogactwo na bokach defensywy spowodowało, że Albert Celades zdecydował się sięgnąć po defensywnie usposobionego pomocnika Villarreal – Rodriego Hernándeza. Poza tym na trybunie prasowej zjawili się m.in. komentatorzy Radio Marca. Jeśli ktoś myślał, że ten turniej przez przyjezdnych będzie traktowany po macoszemu, to grubo się pomylił.
Lider na miarę mistrza
Sobotnie spotkanie było zdecydowanie czymś więcej niż spektaklem jednego aktora, jednak nie da się ukryć, że pierwszoplanowa postać wybijała się przed szereg aż nadto. Marco Asensio dzielił i rządził na boisku, pojawiając się praktycznie w każdym sektorze boiska. W Espanyolu występował w środku pomocy, poprzednie reprezentacje młodzieżowe to również gra jako grot formacji ofensywnej, a nie jest mu przecież obca pozycja skrzydłowego. W Gdyni połączył wszystkie swoje najlepsze cechy i oprócz hattricka, o którym nie sposób nie wspomnieć (zwłaszcza, że to dopiero piąty hattrick w historii finałów Euro U21), doskonale dyrygował poczynaniami La Rojity. Mimo domyślnego ustawienia w linii z napastnikiem kiedy trzeba było, Marco schodził między obrońców i rozpoczynał ataki swojej ekipy. Często pojawiał się również blisko bocznego obrońcy by szybko rozegrać piłkę w tamtym sektorze. Na uwagę zasługuje zwłaszcza wspaniale układająca się współpraca z Gayą.
The hat-trick goal from Asensio ?
Follow #U21EURO ➡️ https://t.co/bTR1eS1aJf@SeFutbol pic.twitter.com/tkxrZWs9LB
— UEFA U21 EURO (@UEFAUnder21) June 17, 2017
W grze zawodnika Realu Madryt warto zwrócić uwagę zwłaszcza na dwa momenty z tego spotkania. Pierwszy to 16. minuta spotkania. Prostopadłe podanie do Deulofeu, kapitan Hiszpanii nie wykorzystuje wyśmienitej okazji wypracowanej przez kolegę z ekipy. Kilka-kilkanaście sekund później piłka znów trafia pod nogi Asensio, około 30 metrów do bramki. Tym razem nie miał zamiaru dzielić się piłką, kropnął na bramkę, a jak ta akcja się zakończyła, to już zapewne każdy wie. Okienko i niesamowita wrzawa na trybunach, bo jak tu uwierzyć, że po golu przewrotką sprzed chwili, da się wpakować piłkę do bramki w bardziej spektakularny sposób? Zdecydowany kandydat na bramkę turnieju. Ostatnie trafienie to podobny majstersztyk. Hiszpanie ponownie wyszli z kontrą, Marco miał przynajmniej dwóch wyśmienicie ustawionych kolegów, którzy absorbowali uwagę obrońców Macedonii. Krótko prowadził piłkę przy nodze i w ostatniej chwili zdecydował się na strzał. Piłka do bramki wpadła po rykoszecie, jednak sama pewność z jaką po boisku porusza się ten zawodnik i jak trafne decyzje podejmuje, naprowadza już po pierwszym meczu na stwierdzenie, że jest bliższy nagrody MVP turnieju niż ktokolwiek inny.
Przebłyski szarości
Po manicie najłatwiej stwierdzić, że wszystko zagrało idealnie, nie byłoby to jednak do końca zgodne z prawdą. W ekipie prowadzonej przez Alberta Celadesa świetnie zaprezentował się wyżej wspomniany Asensio, w akcjach ofensywnych swoją obecność zaznaczył wielokrotnie Saul dorzucając efektowną bramkę, dynamikę wielokrotnie pokazał Sandro, ataki lewą stroną napędzał Gaya, a niezłą harówkę miał również Bellerin. Nic do zarzucenia nie można mieć także środkowym obrońcom i bramkarzowi, a Llorente podobnie jak oni wywiązywał się ze swoich obowiązków. Zupełnie poza grą był jednak kapitan, Gerard Deulofeu. Momentami można było zapomnieć, że w ogóle przebywa na boisku, a Dani Ceballos swoim niezłym wejściem na pewno dał Albertowi Celadesowi wiele do myślenia. Zresztą wraz z kibicami, którzy po wejściu Daniego nagle się ożywili, skandując jego nazwisko. Tak czy siak w razie niezadowolenia selekcjonera z Deulofeu opcja B jest już gotowa i być może bardziej zasadna. Zwłaszcza w kontekście potyczki z Macedonią.
Drugim wybitnie niewyraźnym piłkarzem był Denis Suarez. O ile pokazywał się do gry i sama współpraca oraz wymienność pozycji graczy środka pola mogła imponować, o tyle trudno poza tym powiedzieć cokolwiek dobrego w kontekście gry tego zawodnika. Kilka kółeczek, krótkie prowadzenie piłki, ale poza tym gra zachowawcza, z której niewiele wynikało. Jeśli chodzi o zastępstwo dla Denisa tutaj sprawa się już komplikuje. Gdyby miał zastąpić go faktycznie jeden z pomocników, Celades będzie wybierał pomiędzy Merino, Solerem i świeżo dowołanym Hernandezem. Żaden z nich nie był kluczową postacią tej kadry, ba dwóch ostatnich dopiero pierwszy raz ma okazję pojawić się na kadrze U21. Na ich korzyść przemawiają jednak dobre występy w Primera División i coraz ważniejsza rola w swoich klubach. Cofnąć można również Asensio, a na boku formacji ustawić Oyarzabala czy Williamsa, pytanie tylko czy po takim występie Celades będzie chciał ruszać Marco…
Ostatnim kamyczkiem do ogródka będzie optyka całego meczu. Hiszpanie wcale nie weszli w pierwsze 15 minut spotkania lepiej od Macedończyków. Rywale wyszli odważnie, agresywnie i wielokrotnie ciekawie rozgrywali piłkę. Hiszpanie pozwalali im naprawdę na wiele, a świetne zawody – nie boję się tego stwierdzić – zagrał David Babunski, były zawodnik kategorii młodzieżowych Barcelony. Gdyby nie fatalna skuteczność m.in. Radeskiego wynik mógł wyglądać mniej okazale, a w starciu z rywalem grającym bardziej poukładany, a nie typowo wesoły futbol, Hiszpanie wreszcie będą mogli pokazać prawdziwe oblicze. To, że potrafią kapitalnie zagrać z kontry i z zimną krwią wykorzystywać nadarzające się okazje już wiemy. Kolejni rywale również.
Zgranie kluczem do sukcesu
Na koniec mały instruktaż dla innych reprezentacji jak buduje się mocny zespół. Hiszpanie oczywiście mają ogromne pokłady jakości. Indywidualności to to co najbardziej nasuwa się na pierwszy rzut oka. Trzeba jednak podkreślić, że te indywidualności od wielu wielu lat mają szanse się ze sobą zgrywać. W dużej mierze reprezentanci La Rojity znają się jak łyse konie i co nieco już razem osiągnęli, a najlepszym przykładem niech będzie para środkowych obrońców z rocznika 1997. Zgranie formacji defensywnej to sprawa newralgiczna, a ci panowie grają ze sobą od dobrych kilku lat. W lipcu 2015 roku sięgali po Mistrzostwo Europy do lat 19 stanowiąc o sile obronnej ekipy. Jesus był nawet kapitanem tamtej kadry.
Oprócz nich w zespole znajdowali się – jakżeby inaczej – boiskowy lider – Marco Asensio, król strzelców imprezy – Borja Mayoral, a także pomocnicy Dani Ceballos, Rodri oraz Mikel Merino. Nawet wyjątek w całej układance Celadesa, Carlos Soler, grał wcześniej w młodzieżówkach z Oyarzabalem czy Mayoralem. Starsi zawodnicy oczywiście również grali ze sobą we wcześniejszych rocznikach. Nikt w tej drużynie nie jest postacią przypadkową, powoływaną na siłę. Wszyscy stanowią dobrze pasujące elementy układanki. Być może kolejna złota hiszpańska generacja nadeszła zdecydowanie wcześniej, niż ktokolwiek mógł się tego spodziewać. Nawet gdyby tylko nieliczni z tych chłopaków zrobili kariery, a wspaniała gra reprezentacji młodzieżowej nie przełożyła się na sukcesy dorosłej drużyny – z Hiszpanów zwyczajnie warto brać przykład, jako wzór pracy z młodymi zawodnikami.