
Szesnasta pozycja w La Liga, bilans 1-1-4, zdobyte cztery punkty na osiemnaście możliwych, cztery strzelone gole i sześć straconych. To drugi najgorszy wynik Athletiku od 35 lat – Lwy miały słabszy początek tylko w sezonie 2011/2012, kiedy to po sześciu kolejkach zajmowali dziewiętnastą lokatę. Ale co właściwie jest przyczyną tak fatalnej postawy Basków?
Uzależnieni?
Podczas letniego okienka transferowego do Manchesteru United odszedł Ander Herrera. Wychowanek Realu Saragossa w poprzednim sezonie posłał 53 kluczowe podania (14% wypracowanych przez cały zespół), asystował pięciokrotnie i tyle też zdobył bramek. Jego mobilność połączona z umiejętnościami kreacyjnymi czyniła z niego nie lada przeciwnika dla obrońców – Ander umożliwiał Athletikowi wertykalną grę i oraz stosowanie agresywnego pressingu zaraz po stracie piłki. Te dwa aspekty były jednymi z kluczowych jeśli chodzi o skuteczność Lwów w ofensywie na przestrzeni poprzednich rozgrywek.
Definiując problemy z jakimi zmagają się los Leones należy zwrócić uwagę na fakt, iż obecnie nie ma w ich kadrze zawodnika, który mógłby zastąpić wychowanka Realu Saragossa w stosunku jeden do jednego. Beñat jest znacznie bardziej statyczny i zachowawczy, Unai López i Ager Aketxe dopiero kształtują swoje piłkarskie tożsamości, zaś Muniain i Viguera w rozegraniu czują się jak dzieci we mgle. W efekcie za kreację odpowiedzialni są wszyscy po trochu, co do drużyny wprowadza sporo chaosu, bo tak naprawdę nikt nie wie na czym właściwie ma się skupić. Czy skrzydłowi powinni schodzić do środka by grać kombinacyjnie, czy może w klasycznym stylu szukać przestrzeni do dośrodkowań? Lepsze byłoby cierpliwe rozgrywanie piłki w oczekiwaniu na tworzenie się luk w defensywie przeciwników, czy atakowanie za pomocą diagonalnych podań? Odpowiedzi nie znają piłkarze, ponieważ nie zna ich również sam Valverde.
Szaleństwo bez metody
Naturalnym następcą Herrery jest wcześniej wspomniany Beñat. Wydawało się, że po odejściu Andera były piłkarz Betisu odżyje, na to wskazywał zresztą okres przygotowawczy, podczas którego Etxebarria prezentował dobrą i stabilną formę. Niestety zgubił ją już podczas sezonu właściwego. Ponownie można uznać go za hamulcowego swojego zespołu – rzadko podejmuje decyzje o posyłaniu prostopadłych podań, nie szuka gry i unika brania na siebie jej ciężaru. Jego asekuranctwo widoczne jest w statystykach – w pięciu meczach wykreował kolegom tylko trzy sytuacje. Dla porównania, Verza z Almeríi stworzył kolegom trzynaście szans, Pablo Sarabia z Getafe i Javi Espinosa z Villarrealu po dwanaście.
El Txingurri by usprawnić grę swojego zespołu musi eksperymentować, jednak utrudnia mu to niezwykle nierówna kadra. Tak jak Arsene Wenger w stosunku do Oezila hołduje on zasadzie „czym się strułeś tym się lecz” – w końcu najlepszym lekarstwem na brak formy jest regularna gra. Problem w tym, że w Athletiku zjawisko to nie dotyczy jednostki, lecz występuje w formie zbiorczej. Valverde częściej niż personalia zmienia więc role poszczególnych zawodników. Dla przykładu w meczu z BATE, gdy Beñat operował głównie w okolicach środkowej linii, zaś Mikel Rico grał bliżej Aduriza. Można przypuszczać, iż w szerszej perspektywie takie ustawienie dodałoby Athletikowi dynamizmu. Lwy mogłyby agresywniej stosować pressing by odbierać piłkę znacznie wyżej i szybciej przechodzić z obrony do ataku. Z drugiej strony jednak, rozwiązanie to nie zniwelowałby na pewno kreacyjnych problemów Basków. Mikel Rico to zawodnik, który potrafi dać drużynie równowagę w drugiej linii, jednak nie zagwarantuje jej kilkunastu asyst czy dziesiątek otwierających podań w ciągu sezonu. Podobnie nie można tego oczekiwać od dziewiętnastoletniego Unaia Lópeza, który w pierwszej drużynie rozegrał jak dotąd 114 minut. Dopóki nikt taki się nie znajdzie, roszady Valverde przyniosą jedynie kosmetyczne efekty. Może więc kolejne wypożyczenie Iñigo Ruiza de Galarrety było błędem?
Przegrywają też w głowach
W związku z fatalną passą Athleticu nie może dziwić fakt, iż nastroje w drużynie są wręcz grobowe. Piłkarze bardzo negatywnie reagują na kryzys formy jaki ich dopadł. W grze widać dużo nerwowości, co jest zresztą bezpośrednim powodem indywidualnych błędów w obronie (Iturraspe z meczu z Granadą, Iraizoza w spotkaniu z Rayo), oraz niepewności w poczynaniach ofensywnych skutkujących licznymi niedociągnięciami technicznymi. Zawodnicy widzą także, że nie są w stanie grać równo przez 90 minut, a ich zwątpienie potęguje fakt, iż sam Valverde jest wobec kryzysu niemal bezradny. Po meczu z Rayo odbyło się nawet spotkanie zespołu – el Txingurri miał na nim apelować do podopiecznych o wykrzesanie z siebie większej woli walki, równocześnie zapowiadając, iż będzie szukał nowych rozwiązań taktycznych (np. przejścia na system z dwoma napastnikami).
Lwy potrzebują przełamania na wczoraj. Z drugiej strony ich terminarz na najbliższy miesiąc nie napawa optymizmem. Ekipie z Bilbao przydałby się wygrany mecz lub dwa z rzędu i pomimo wymagających rywali nie powinni sobie stawiać celu minimum. Żeby zwyciężać trzeba przede wszystkim tego chcieć, więc zawodnicy Athletiku nie mogą sobie pozwolić na przegrywanie meczów jeszcze przed ich rozpoczęciem. „Łatwo mówić, trudniej zrobić” powiedzą sceptycy i nie sposób byłoby się z tym nie zgodzić. W tej chwili jednak najważniejsze jest by drużyna wreszcie pokazała charakter niezależnie od tego z kim przyjdzie się jej mierzyć.
Od słów do czynów
Na konferencji przed meczem z Eibarem Valverde mówił: „Jest zdecydowanie za wcześnie, by przesądzać o losach Athletiku. Wciąż walczymy na trzech frontach, nie skreślajcie nas tak szybko. Sezon ma 38 kolejek, rozgrywki pucharowe trwają… Będzie trudno, ale my wciąż możemy wiele”. Jak pokazały dwa ostatnie pojedynki, słowa te miały charakter jedynie propagandowy, a rozwiązania jak nie było, tak nie ma.
Każde zmiany niosą za sobą ryzyko niepowodzeń, lecz kiedy zawodzi plan A trzeba szukać alternatyw. El Txingurri doskonale zdaje sobie z tego sprawę, lecz zaczyna działać nieco nerwowo. Szkoleniowiec drużyny z Bilbao przekreśla kolejne opcje taktyczne po jednym meczu czym również destabilizuje prowadzony przez siebie zespół. Stagnacja jaka dopadła Athletic jest wręcz tragiczna, lecz równie nieskuteczne mogą okazać się nieustanne przetasowania – działania na “chybił – trafił”. Valverde musi zatem uważać by nie popadać ze skrajności w skrajność. Dobrym punktem odniesienia byłby dla niego Unai Emery i jego Sevilla, która przed rokiem równie fatalnie rozpoczęła sezon, lecz zakończyła go zwycięstwem w Lidze Europy. Takiej ewolucji życzmy też Athletikowi.