
Fot. espnfc.com
Gdy w ubiegłym sezonie Primera Division awans do kwalifikacji Ligi Mistrzów wywalczył Real Sociedad, niektórzy obwieścili zmianę warty w Kraju Basków. Ta jednak nie trwała długo i po kilkunastu latach Athletic Bilbao wraca do walki o najbardziej prestiżowe rozgrywki klubowe na świecie.
Coś na wzór mody na Athletic Bilbao rozpoczęło się wraz z sukcesami, które zespół zaczął osiągać w pierwszym sezonie za kadencji Bielsy, 2011/12. Teraz Baskowie znowu będą mieli okazje na zaistnienie w europejskich rozgrywkach. Tyle, że tym razem będzie to Liga Mistrzów, do której prawdopodobnie będą mieli ułatwioną drogę, bo rozstawienie w ostatniej fazie kwalifikacji jest blisko nich. Możliwości są dwie i jedna z nich musi być spełniona:
1. Bayer Leverkusen zajmuje czwartą pozycję przed ostatnią kolejką ligową i musi zostać wyprzedzony przez Wolfsburg lub Borussie Monchengladbach.
2. Drugie miejsce w lidze rosyjskiej zajmie Lokomotiv Moskwa, który na dwie kolejki przed końcem ma punkt przewagi nad trzecim w tabeli CSKA. Jednakże nie może wyprzedzić Zenitu i zostać mistrzem Rosji, gdyż drużyna z Sankt Petersburga również ma wyższy współczynnik od Athletiku.
Personalia
Gra na trzech frontach wymaga szerokiej kadry, o czym przekonał się Real Sociedad w obecnych rozgrywkach. Athletic Bilbao z uwagi na swoją politykę gry samymi Baskami, ma zawężone pole manewru, jeśli chodzi o wartościowe wzmocnienia. W ostatnich tygodniach najgłośniej było o ewentualnym przyjściu Anaitza Arbilli z Rayo, który miałby być alternatywą dla Andoniego Iraoli, co oznaczałoby koniec gry Oscara De Marcosa na prawej obronie. Drugim wzmocnieniem miałby być Borja Viguera. Obecny lider klasyfikacji strzelców Segunda Division ma w swoim kontrakcie klauzule wykupu opiewającą na ledwie milion euro, ale włodarze Athletiku póki co wstrzymują się z kupnem zawodnika, gdyż ewentualny spadek Deportivo Alaves mógłby sprawić, że cena za tego napastnika jeszcze pójdzie w dół. Sam zawodnik na okazje gry w Bilbao zareagował rzecz jasna pozytywnie, ale ważnym elementem w całym tym zamieszaniu są włodarze klubu z Vitorii-Gasteiz, którzy pozostają w nie najlepszych stosunkach z władzami zasiadającymi w Pałacu Ibaigane.
Kwestia napastnika wydaje się być ważna, bo sam Aduriz to trochę za mało. Ten sezon pokazał, że poza nim nie było właściwie takiego mocnego zawodnika, który na “9” byłby wartościowym zmiennikiem albo nawet konkurentem o pierwszy skład. Praktycznie cały sezon stracił Kike Sola ze względu na kontuzje i nie wiadomo jak będzie wyglądało jego zdrowie w kolejnym sezonie. Owszem, jest młody Guillermo, ale to chyba jeszcze nie ta para kaloszy. Pozostaje jeszcze Gaizka Toquero, który jest ulubieńcem publiczności na San Mames, jednak poziom umiejętności czysto piłkarskich, jaki prezentuje zawodnik z charakterystyczną łysiną pozostawia – lekko mówiąc – wiele do życzenia.
Pamiętajmy, że do dyspozycji Ernesto Valverde będą jeszcze powracający z wypożyczeń Ion Aurtenetxe, Jonas Ramalho, a także będący w klubie, ale pod opieką lekarzy Inigo Perez oraz Inigo Ruiz de Galarreta, którzy obecny sezon z różnych powodów mogą uznać za stracony. Jednakże w ich przypadku trzeba wziąć pod uwagę ich kruche zdrowie, co w przeciągu długiego i trudnego sezonu, jaki czeka Athletic może być dla nich eliminujące.
Stabilizacja
Ważnym, jeśli nie kluczowym, elementem będzie utrzymanie obecnego składu, a to zadanie niesłychanie trudne. Już teraz katalońskie media huczą o prawdopodobnym transferze Aymerika Laporte do stolicy Katalonii. 36 mln euro byłoby kwotą wspaniałą, ale problemem byłoby załatanie dziury na środku obrony. Być może Valverde wreszcie przekona się do Etxeity, a Borja Ekiza będzie wolny od kontuzji, których doznał w ostatnim czasie bez liku. To będzie kluczowe, bo Gurpegi młodszy nie będzie, a i z jego zdrowiem też już będzie tylko gorzej. Z kolei Mikel San Jose jak na lidera defensywy jest zbyt chimeryczny. W powietrzu niemalże bezbłędny, ale wolny, mało zwrotny oraz momentami przypomina tykającą bombę – nigdy nie wiadomo, kiedy wybuchnie.
Wśród pomocników właściwie każdy będzie mógł liczyć na ofertę z bogatszych klubów. Susaeta, Iturraspe, Ander Herrera czy Muniain to zawodnicy, którzy mieli już dostać w ostatnim czasie miliony ofert i sukcesem byłoby zatrzymanie wszystkich. Oczywiście nikt nie jest nie zastąpiony, bo skoro udało się załatać dziury po Llorente i Javim Martinezie, to udałoby się również i po tych zawodnikach, ale pole manewru jak wiemy mają mocno ograniczone, a ciężko spoglądać w stronę San Sebastian, gdzie po sprzedaży Illarramendiego i grze w Lidze Mistrzów nie muszą sprzedawać swoich największych gwiazd.
Dlatego ewentualne powołania do reprezentacji Hiszpanii to z jednej strony ogromna nobilitacja dla zawodnika oraz radość dla klubu, z drugiej strony jest to możliwość wypromowania się i zwrócenia na siebie większej uwagi bogatych klubów, a tego Josu Urrutia wolałby uniknąć.
Stadion, kasa i młodzież
Już na jesień ukończona zostanie budowa stadionu i pojemność wzrośnie do ponad 50 tysięcy widzów, których najnowszy stadion w Hiszpanii będzie mógł przyjąć. Jak pokazują statystyki, wypełnienie stadionu w Bilbao procentowo jest bardzo wysokie i należy do ścisłej czołówki w kraju. Kolejny zarobek to ogromna premia od UEFA, a na to składają się, chociażby awans do fazy grupowej, każdy punkt, każda wygrana. Swoje dołoży również telewizja, która na LM grosza nie szczędzi.
Ostatnią, ale nie mniej ważną korzyścią związaną z Ligą Mistrzów będzie okazja gry w młodzieżowej LM dla wychowanków Lezamy. Jedna z najlepszych szkółek w Europie rokrocznie “produkuje” największe talenty hiszpańskiej piłki. Asier Villalibre już teraz jest jedną z największych gwiazd Lezamy, być może jego, jak i innych będzie nam dane lepiej ich poznać na antenie Eurosportu, który ma prawa do tych rozgrywek. Na ten moment jedyny dostęp mamy, gdy mecze rezerw pokazuje baskijska telewizja EITB. Warto pokazać ich szerszemu spektrum widzów.