
Cykl „La Otra Liga” tworzymy we współpracy z portalem fcbarca.com, na którym znajdziecie jeszcze więcej informacji dotyczących katalońskiego klubu.
Hiszpania to kraj bardzo specyficzny, także pod względem piłkarskim. Utilleros są tu bardzo ważną częścią drużyn, razem z nimi zdobywają trofea, niektórzy stają się istnymi ikonami poszczególnych zespołów. Wśród Nietoperzy taką legendą jest Voro, który po raz kolejny będzie miał swoje pięć minut.
Dlaczego w ogóle poruszać temat kogoś, kto na wyniki drużyny w zasadzie nie ma zbyt wielkiego wpływu? Akurat w tym przypadku jest znacznie inaczej. Walencki delegat Voro, to człowiek od zadań specjalnych, osoba wykonująca skrupulatnie czarną robotę, a kiedy nadchodzi kryzys, musząca ratować sytuację. To właśnie on, a nie Gary Neville, ani jego brat Phil, ale właśnie Voro poprowadził Nietoperzy w starciu z Barakaldo, a przed nim jeszcze mecz z Barceloną…
Jak trwoga to do Voro
Sezon 2007/08. Sytuacja w dużej mierze podobna do tej, która miała miejsce w przypadku Nuno. Trener-despota, Ronald Koeman, skłócił się z największymi postaciami w zespole i odsunął od gry klubowe legendy, czyli Cañizaresa, Angulo i Albeldę. Były gwiazdor Barcelony nie dogadywał się także z Joaquinem i często sadzał go na ławce. Ekipa grała w kratkę, choć sukces odniosła — zwyciężyła wtedy w rozgrywkach Copa del Rey.
To było dość dziwne bo choć Valencia spisywała się w lidze fatalnie, oscylując w okolicach strefy spadkowej, to Koeman wytrzymał aż do 21 kwietnia. Jedynym powodem takiego stanu rzeczy okazał się właśnie wcześniej wspomniany Puchar Króla, dojście w nim do finału, który odbył się tydzień wcześniej. Czarę goryczy przelała dopiero porażka 1:5 z Athletikiem.
W tym momencie władze zwróciły się do Voro. Sytuacja krytyczna, a klub dostaje ktoś, kto dla osoby z zewnątrz mógł uchodzić za żółtodzioba. Szaleństwo? Jak się okazało raczej strzał w dziesiątkę. Na pięć meczów tymczasowy szkoleniowiec wygrał cztery, w tym niezwykle ważne starcia z Levante (5:1) i Atlético (3:1). Poległ tylko z Barceloną, ale aż 0:6… Teraz będzie miał szansę na rewanż, choć nad klubem wisi groźba kolejnego blamażu.
Zresztą, nie był to jedyny epizod z Voro w roli tymczasowego trenera. Za każdym razem, kiedy pojawiają się pogłoski o możliwym zwolnieniu trenera, wszystkie oczy skierowane są właśnie na niego. Przed zwolnieniem Nuno prowadził on Nietoperzy w jeszcze jednym meczu – przeciwko Lille w Champions League – także wygranym. Tym samym, miał największy procent zwycięstw w historii klubowych trenerów – 80%. A po pokonaniu Barakaldo wynik ten wzrósł do 86%.
W Walencji od zawsze
Salvador González Marco urodził się w mieście nad rzeką Turią i od początku związał się z Valencią. W klubie ze swojego rodzinnego miasta spędził prawie 10 lat (od 1983 roku), będąc pewnym punktem zespołu i gromadząc na koncie 254 spotkania, w których jako stoper strzelił 10 goli. Piłkarski sukces odniósł dopiero w wieku 31 lat, zdobywając Copa del Rey w barwach Deportivo, gdzie akurat powoli tworzyła się drużyna, która niedługo potem zawładnęła piłkarską Hiszpanią.
Galicja była dla Voro szczęśliwa, z Depor zdobył jeszcze Superpuchar, a piłkarską emeryturę jeszcze nieco odłożył w czasie, bo zdecydował się dodatkowo na dwuletni pobyt w Logroñés. Oprócz kariery klubowej, Voro przez kilka lat występował w reprezentacji Hiszpanii, w której zaliczył 10 spotkań. Podczas zgrupowań zaprzyjaźnił się zresztą z… Luisem Enrique. Jak widać, sobotnie spotkanie będzie miało wiele podtekstów.
Tuż po zakończeniu kariery w 1998 roku Voro ukończył kursy trenerskie i rozpoczął pracę w Valencii. Wiodło mu się na tyle dobrze, że w sezonie 2002/03 objął Mestalletę, grającą w Segunda División B. Choć w ekipie, poza Gavilánem, nie miał ciekawszych nazwisk, to zajął wysokie 6. miejsce, pokazując jednocześnie, że jest materiałem na naprawdę dobrego szkoleniowca. Kolejne rozgrywki przystopowały jego karierę, Voro nie nawiązał do wyników z poprzedniego sezonu, został zwolniony z funkcji po 25 kolejkach, a Mestalleta spadła z Segunda División B. W stolicy Lewantu nikt się tym nie przejął, wszak dzięki ekipie Beníteza był to piękny rok dla Los Ches.
Nikt w klubie nie chciał jednak pozbywać się legendy, więc znaleziono dla niego inną rolę – Voro został kierownikiem pierwszego zespołu. Od tej pory odpowiada za przeprowadzanie zmian, zgłaszanie zawodników, sprawdzanie, czy któryś z nich nie został zawieszony… Sprawa bardzo na czasie. Zresztą, jeden z jego poprzedników, Juan Cruz Sol, również obrońca i zasłużony w Valencii piłkarz, za kadencji Rafy popełnił błąd identyczny, jak wczoraj Chendo w przypadku Realu Madryt…
Gracias a @360_Foot ha recopilado este artículo que publiqué en @mundodeportivo a Benitez ya le paso en el Valencia pic.twitter.com/TcFnnca0BM
— Ramón Fuentes (@RamonFuentes74) grudzień 2, 2015
Chwila prawdy
Voro znany jest przede wszystkim ze swojego pogodnego podejścia. Zawodnicy go lubią i dlatego tak długo pełni ważną funkcję w klubie, a kiedy pojawiają się kłopoty, to on przejmuje pałeczkę. Często wypowiada się w mediach, bo to po prostu uznana marka. W ostatnim czasie najbardziej ucierpiała atmosfera w drużynie, choć zawodnicy byli zjednoczeni, to nie dogadywali się z trenerem. Z Voro tego problemu już nie ma.
Czy to wystarczy, by stawić czoła Barcelonie? Jak może zagrać Voro w tym meczu? Opcji jest kilka. Na pewno trzeba brać pod uwagę ustawienie 4-2-3-1, czyli takie, które stosował, gdy wcześniej obejmował stery w Valencii. Jest jednak jedno „ale” — drużyna ostatni raz w ten sposób grała pod batutą Pizziego, to jest półtora roku temu. Dlatego bardzo prawdopodobną opcją pozostaje 4-4-2, zwłaszcza biorąc pod uwagę problemy ze skrzydłowymi. Na dodatek, może to być sposób na uruchomienie Paco, który nie lubi grać osamotniony. Zresztą, świetne rozumienie zawodników widać już po meczu z Barakaldo, Voro ustawił na prawym skrzydle Cancelo, eksponując jego najlepsze cechy, bo choć nominalnie Portugalczyk to boczny obrońca, to z defensywą ma niewiele wspólnego.
Sobotni wieczór będzie wielką chwilą dla Salvadora Gonzáleza. Klubową legendą jest już od dawna i pozostanie nią bez względu na wynik. Jeśli jednak zdoła powstrzymać rozpędzoną Barcelonę, na pewno zapadnie w świadomości szerszego grona fanów piłki z Półwyspu Iberyjskiego. A kto wie, może mimo 52 lat na karku wreszcie zgłosi się po niego jakiś inny uznany klub?