
Cykl „La Otra Liga” tworzymy we współpracy z portalem fcbarca.com, na którym znajdziecie jeszcze więcej informacji dotyczących katalońskiego klubu.
Levante przez wielu jest wymieniane jako faworyt do spadku. Nic dziwnego skoro mówimy o czerwonej latarni La Liga. Styczniowe wydarzenia wlały jednak nieco nadziei w serca fanów Żab.
Transferowa ofensywa
Zimowe okienko transferowe to raczej pole do popisu dla drużyn walczących o utrzymanie, a lepsi zawodnicy coraz rzadziej decydują się na transfer w połowie sezonu. Podobnie było i w tej kampanii, z tą różnicą, że obyło się bez jakiegokolwiek dużego transferu — rozgrywki 2014/15 to choćby przejście Enzo do Valencii za 30 mln €. Teraz wystarczy powiedzieć, że kluby La Liga na styczniowe transakcje wydały około 20 mln €. Dla porównania, Stoke City za Gianniego Imbulę zapłaciło 24 mln €.
Było więc dość spokojnie i transakcji dokonywały najczęściej kluby, które musiały za wszelką cenę poprawić swoja sytuację kadrową przed dalszą walką o utrzymanie. Kto został królem polowania? Trudno ocenić tuż po zamknięciu okienka, bo na takie wnioski przyjdzie czas po zakończeniu sezonu, ale na papierze najlepiej wygląda właśnie Levante. Skąd w ogóle taka postawa zazwyczaj biernego na rynku transferowym klubu?
Dość skąpy do tej pory właściciel Quico Catalán postanowił ugłaskać nieco kibiców. Choć minęło już sporo czasu, fani Levante nadal nie mogą mu zapomnieć, że nie zgodził się sprzedać klubu w ręce Roberta Sarvera. Nazwisko dla kibiców La Liga anonimowe, ale tylko póki co. Biznesmen z Arizony to właściciel Phoenix Suns, drużyny NBA na którą wyłożył kilkaset milionów dolarów. Na odrzuceniu oferty za Levante (opiewającej na 60 mln €) zyskała Mallorca, którą przejął Amerykanin i będzie ją prowadził wraz z Alessandro Del Piero i Stevem Nashem. Dodajmy do tego, że Levante ma poważne problemy finansowe, a ich długi to ok. 30 mln €. Trudno się więc dziwić kibicom walenckiego klubu, że prezydent Catalán takową decyzją ich rozzłościł.
W następstwie złych wyników w pierwszej części rozgrywek pobito rekord transferowy o równy milion, ściągając przebojowego skrzydłowego Mauricio Cuero za 3,2 mln €. Transfer został jednak dopięty przed rozpoczęciem styczniowego okienka. Potem były już tylko transakcje bez odstępnego bądź wypożyczenia, które wydają się jednak bardzo ciekawe. Giuseppe Rossi, który poza podatnością na kontuzję jest nadal klasowym napastnikiem, jakiego w szeregach Levante wcześniej nie widziano. Grę zespołu będzie miał organizować Katalończyk, wychowanek Barcelony — Joan Verdú. Na ustabilizowanie pomocy ma wpłynąć Carl Medjani, kapitan reprezentacji Algierii, natomiast na lewej obronie głębię składu ma zapewnić dość solidny Lucas Orban. Choć w ogólnym rozrachunku na odstępne nie zostało wydane zbyt wiele, to jednak dodając do tego wynagrodzenia, jak na Levante to bardzo poważne ruchy ze strony zarządu.
Rubi — architekt czy nieudacznik?
Verdú nie jest jedynym powiązanym z Barceloną człowiekiem w Levante. Podobnie z Rubim, który pracował przecież w Blaugranie za czasów Tito Vilanovy, jako jego asystent. Świetnie radził sobie w Segunda, ale jak widać w średniaku La Liga wygląda to już całkiem inaczej.
Przede wszystkim w pierwszej części sezonu, kiedy trenerem był jeszcze Alcaraz, ekipa z Walencji grała fatalnie w defensywie, a w ataku, jak to Levante, sytuacji jak na lekarstwo. Taktyka 5-3-2 się nie sprawdziła i powodowała, że mecze tej ekipy były śmiertelnie nudne. Na dodatek ze skutecznością na bakier był Deyverson. Zawodnik ten miał stanowić o sile ofensywnej Żab. Nie funkcjonowało praktycznie nic, więc całkiem zasłużenie Levante zajmuje obecnie ostatnią pozycję w tabeli.
46-latek przyszedł na Estadio Ciudad de Valencia nie tylko z misją utrzymania, ale także całkowitego odmienienia stylu gry zespołu. Transfery zresztą to wyraźnie wskazują. Pozyskiwani zawodnicy w większości dysponują dużą szybkością i zwrotnością, a także nienaganną techniką. To nie tylko postawienie na grę z kontry, ale w razie możliwości także na przejęcie inicjatywy. To właśnie po to został sprowadzony Verdú, gdyż pozyskany w lecie Verza nie do końca spełnia pokładane w nim oczekiwania i nie udźwignął roli lidera środka pola.
Poza ciekawą wizją za Rubim powoli zaczynają przemawiać wyniki. Coraz więcej bramek, sytuacji, lepsze rezultaty, zwłaszcza w spotkaniach z głównymi rywalami w walce o utrzymanie. Bo o ile w starciach z mocniejszymi rywalami Żaby póki co wydają się być bez szans, to styczniowe wygrane z Las Palmas czy Rayo na pewno dają powody do optymizmu. Jeśli chodzi o strzelanie, warto zaznaczyć, że wreszcie odblokował się Deyverson, a wykorzystywany odpowiednio jest także Morales, którego rola została nieco zmarginalizowana przez Alcaraza na początku tego sezonu. Teraz na koncie ma już pięć goli i trzy asysty. Szkoleniowiec więc potrafi przemówić do zawodników, odpowiednio ich ustawić i zmotywować do lepszej gry. Od nowego roku drużyna z Walencji trafiała do bramki rywali 9 razy, wcześniej zaliczając tylko 12 trafień. Różnica, której nie sposób nie zauważyć.
Pogrzeb lub wesele
Pozytywne przemiany w klubie nie muszą jednak oznaczać utrzymania z urzędu. Levante traci trzy punkty do bardzo słabych w tym sezonie Granady i Rayo. Ci pierwsi także się wzmocnili, natomiast z podmadrycką ekipą już tak jest, że lepszą ma drugą połowę sezonu. Oczywiście, ekip walczących o utrzymanie jest w tym momencie więcej.
W tym momencie najważniejsze to się nie załamywać i uszczknąć z najbliższych spotkań najwięcej jak się da. Zespół dowodzony przez Rubiego będzie miał serię ośmiu w większości bardzo wymagających meczów. Trudno liczyć na wygrane z Barceloną, Realem czy nawet Villarreal. Pojedynki z rywalami w zasięgu nadejdą dopiero po starciu z Deportivo.
Do tego czasu Levante będzie musiało się — w trudnych warunkach — zgrać i przygotować na walkę z bezpośrednimi rywalami w walce o utrzymanie. Rubi ma na pewno potencjał na bycie dobrym trenerem i ciekawe pomysły. Czy jednak aby nie porywał się z motyką na słońce, próbując przejść na grę opierającą się na posiadaniu z Żabami, które w poprzednim sezonie były ekipą z najmniejszym odsetkiem w tym zakresie? Na pewno wiele ryzykuje, ale jeśli to zaskoczy, Granotas powinni zaliczyć udaną rundę i utrzymać się w La Liga. Obecnie stawianie ich jako głównych faworytów do spadku nie jest już tak mocno zasadne jak miesiąc czy dwa wcześniej.