Cykl La Otra Liga współtworzymy we współpracy z portalem FCBarca.com, na którym znajdziecie jeszcze więcej informacji o katalońskim klubie.
Dwa poprzednie sezony były bardzo słabe dla klubu z Estadio Mestalla. „Nietoperze” w lidze dwukrotnie z rzędu zajmowali dalekie i wstydliwe dla siebie dwunaste miejsce. Teraz, pod batutą Marcelino, Valencia zmierza do Ligi Mistrzów. Podobnie, jak w sezonie 2014/15, gdy zespołem dowodził Nuno.
Nuno Espirito Santo, człowiek wyciągnięty wówczas z kapelusza, z Rio Ave. Nie ma co porównywać sytuacji zatrudnienia Portugalczyka prowadzącego obecnie angielskie Wolves z podpisaniem umowy przez Marcelino Garcię Torala. Asturyjczyk wyrobił sobie pewną markę i nie potrzebował adwokatów w postaci Jorge Mendesa, który niewątpliwie miał spory, a może nawet kluczowy wpływ na pojawienie się Nuno w Walencji. Niemniej jednak, patrząc wyłącznie na wyniki w premierowych kampaniach obu szkoleniowców w stolicy Lewantu, to cel w postaci awansu do Ligi Mistrzów został spełniony.
Szczelniejsza obrona Nuno, lepszy atak Marcelino, ale ten sam generał
Zarówno tamta Valencia, jak i ta, sprawiają radość swoim kibicom, jednak w pewnym stopniu różnią się od siebie stylem. Wystarczy spojrzeć na sam system gry. Marcelino jest przecież fachowcem od ustawienia 4-4-2, a Nuno zwykle grał klasycznym 4-2-3-1, chociaż przez chwilę praktykował na Mestalla ustawienie z trójką stoperów. Różnice pomiędzy ekipą „Nietoperzy” sprzed trzech lat, a tą obecną przedstawią także statystyki.
Postawa defensywy to z pewnością jeden z największych sukcesów Nuno. Z drużyny, która seryjnie traciła gole pod skrzydłami Miroslava Djukicia i Juana Pizziego, Nuno zrobił fortecę. Przemeblowany został przede wszystkim środek defensywy. Żelazną parę stoperów tworzyli Nicolas Otamendi i Shkodran Mustafi, po bokach wspierani najczęściej przez Antonio Barragana i Jose Gayę. W całych rozgrywkach 2014/15 tamten zespół Valencii stracił tylko 32 gole, co było trzecim najlepszym wynikiem w La Liga. Dla porównania, drużyna Marcelino już teraz, po 31. kolejce dała sobie wbić tylko o gola mniej, więc wielce prawdopodobnie, że sezon zakończy z gorszymi pod tym względem statystykami, niż ekipa Nuno. Pomimo, że Ezequiel Garay, Jeison Murillo czy Gabriel Paulista rozgrywają dobry sezon i trudno ich krytykować, to należy pamiętać, że od końcówki listopada do marca, Blanquinegros mieli słabą serię piętnastu meczów ligowych ze straconym golem.
Inaczej z kolei ma się sprawa w ofensywie. Za czasów Nuno Valencia dość często wygrywała 3:0 i chociaż trudno mówić o tym, że taki rezultat nie zadowalał kibiców, to o wyższa wygraną w całym sezonie drużyna pokusiła się tylko dwa razy. Być może dlatego, że nie miała aż tak skutecznych snajperów, jak teraz. Dorobek strzelecki duetu Alcacer & Negredo (16 goli) jest ponad dwa razy mniejszy niż tridente Rodrigo-Zaza-Mina (38 goli już na tym etapie sezonu), które przechodzi do historii Valencii. Takich na kartach klubu zapisało się tylko dwanaście.
Najlepsze Tridente w La Liga:
[51] Messi – Suarez – Paulinho
[34] ZAZA – RODRIGO – MINA
[32] Cristiano – Bale – Asensio
taką 3 jaka posiadają dzis ? ,nie pamietam od dawna ,byc moze czasy Mendiety bądź Carew, także odległe!— Sulik (@SulikKrzysztof) 10 marca 2018
Warto natomiast zwrócić uwagę na to, że od Valencii Nuno do Valencii Marcelino przez klub przewinęło się mnóstwo piłkarzy, jednak najważniejszy z nich pozostał. Dani Parejo, zarówno wtedy, tak i teraz jest absolutnie kluczowym piłkarzem Los Ches. Przed trzema laty będąc środkowym pomocnikiem kończył sezon jako najlepszy strzelec drużyny. Teraz Hiszpan również utrzymuje wysoki poziom, co potwierdziło ostatnie, długo wyczekiwanie, powołanie do kadry (6 goli, 7 asyst). Dla samego piłkarza dwa lata które dzielą obie przygody Nuno i Marcelino były drogą „od opaski kapitana do opaski kapitana”. Przypomnijmy, że za kadencji Gary`ego Neville`a Dani przestał pełnić tę funkcję, do momentu rozpoczęcia tego sezonu.
Dani Parejo z sezonu 2014/15
Mecze z czołówką
Jako, że zapowiadamy spotkanie pierwszej z trzecią drużyną tabeli warto porównać Nuno oraz Marcelino patrząc wyłącznie na mecze z TOP4. W kwietniu i maju 2015 roku Valencia do końca nie była pewna awansu do Ligi Mistrzów, wszak na finiszu sezonu raptem o punkt wyprzedziła piątą Sevillę, jednak… tyle samo zabrakło jej do najniższego stopnia podium, które przypadło Atletico. Tymczasem Marcelino ma już ogromną przewagę nad Betisem, który obecnie jest najbliżej TOP4 i niewykluczone, że do końca sezonu „Nietoperze” powalczą nawet o wicemistrzostwo. Skład pierwszej czwórki w porównaniu obu sezonów jest jednak ten sam — Barcelona, Atlético, Real, Valencia (kolejność przypadkowa).
W bezpośrednich starciach między czołowymi drużynami lepiej wypadła ekipa Nuno. Portugalczyk rzeczywiście potrafił rywalizować z wielkimi. Przegrał wprawdzie dwa mecze z Barceloną, ale oba bardzo pechowo — na Mestalla Busquets strzelił gola w doliczonym czasie, tymczasem w Katalonii przy wyniku 0:1 karnego nie wykorzystał Parejo, a Alcacer trafił w słupek. Natomiast w pojedynkach ze stołecznymi drużynami „Nietoperze” nie ponieśli porażki. Na Mestalla przerwali passę kilkudziesięciu meczów bez przegranej Realu Madryt, a Atlético zmietli w pył prowadząc po kwadransie już 3:0.
Marcelino tak dobrze nie radzi sobie z najtrudniejszymi rywalami. W spotkaniach z Realem i Atlético zdobył po punkcie z każdą drużyną, a przegrana z „Królewskimi” 1:4 na Mestalla była jego najwyższą w roli szkoleniowca Valencii. Do tego dochodzi jeszcze remis w pierwszym, listopadowym spotkaniu z Barceloną. Asturyjczyk zgromadził zatem trzy punkty w pięciu meczach z TOP4 i sobotnie spotkanie będzie ostatnią szansą na poprawienie tego wyniku. Ewentualnie zwycięstwo spowodowałby, że w ogólnym rozrachunku zdobyły o dwa oczka mniej z czołówką, niż trzy lata temu Nuno.
Co dalej?
Pierwszy sezon Marcelino i Nuno były bardzo udane i prowadzą klub tam, gdzie jego miejsce, do Ligi Mistrzów. Niemniej jednak, wszyscy kibice Valencii mają nadzieje, że dalsze losy Marcelino będą zupełnie inne, niż jego poprzednika z Portugalii, który po znakomitym sezonie, w kolejnym skreślił się sam. Zbyt duże wpływy jego przyjaciela Jorge Mendesa, transfery tej dwójki na własną rękę, konflikt z kibicami, odsunięcie od zespołu Álvaro Negredo, nieumiejętność radzenia sobie z grą co trzy dni po awansie do Champions League — to tylko niektóre elementy, które przyczyniły się do tego, że zaledwie pół roku po zakończeniu ligi w TOP4 Nuno pożegnał się z klubem.
Marcelino to uznana marka i na chwilę obecną raczej nikt nie powinien obawiać się o konflikty z trenerem czy inne historie, które miały miejsce z Nuno. Tym bardziej, że w Valencii zmieniło się sporo wewnątrz klubu. Jednakże z jednym z wcześniej wymienionych kłopotów już na Mestalla się zmierzono za kadencji Asturyjczyka. Gdy Los Ches wkładali sporo sił w Copa del Rey, gdzie dotarli do półfinału przegrywając — nomen omen — z Barceloną, nie do końca radzili sobie z grą co trzy dni. Zespół zanotował nawet trzy ligowe wpadki z rzędu. Co znamienne, gdy pucharowa przygoda się zakończyła, ekipa ze stolicy Lewantu od dziewięciu spotkań w lidze jest niepokonana, a wygrała aż osiem z nich.
Wydaje się, że obecna Valencia nie jest w stanie już wypuścić takiej przewagi nad resztą stawki z rąk i znajdzie się Lidze Mistrzów. A być może Marcelino zrobi jeszcze lepszy wynik, niż Nuno skończy rozgrywki na pozycji drugiej lub trzeciej? Kto wie, na pewno na Mestalla wielu o tym marzy. Najważniejsze jednak jest, by drugi sezon obecnego mistera był zdecydowanie bardziej udany, niż miało to miejsce w przypadku porównanego do niego Portugalczyka.