Cykl La Otra Liga współtworzymy we współpracy z portalem FCBarca.com, na którym znajdziecie jeszcze więcej informacji o katalońskim klubie.
Jeśli gra Betis to wiedz, że będzie się działo. Hokejowe wyniki i porywający styl to oczywiście zasługa Quique Setiéna, jego filozofii futbolu oraz taktyki. Z kolei bezpośrednio na murawie, coraz częściej swoje piętno na grze Beticos odciska nowa perełka, Fabián Ruiz. Sprawił on, że kibice z Estadio Benito Villamarin szybko zapomnieli o Danim Ceballosie.
Betis z utęsknieniem szukał stabilizacji. Najpierw w zarządzie, ponieważ zawirowania w klubowych gabinetach przenosiły się i na niższe szczeble. Zmieniali się prezesi, zmieniali dyrektorzy sportowi, zmieniali trenerzy, wizja drużyny, więc w konsekwencji część piłkarzy także musiała opuścić zespół. Przez ostatnie pięć lat na ławce Betisu zasiadało dziewięciu szkoleniowców, w dodatku Pepe Mel pojawił się na niej dwukrotnie, a Juan Merino był dwa razy trenerem tymczasowym. Za drugim już tylko z nazwy, ponieważ dowodził zespołem przez pół sezonu. Tym razem postanowiono spełnić życzenie kibiców o ofensywnym futbolu. Z mizernym skutkiem fani domagali się go od Gustavo Poyeta, a podczas kadencji następcy Argentyńczyka; króla remisów z Depor – Víctora Sáncheza del Amo, o pięknym stylu mogli jedynie pomarzyć. I tak mocarstwowy projekt Los Verdiblancos nastawiony na odbudowę EuroBetisu znalazł się w rękach nietuzinkowego Quique Setiéna.
Quique…
Kantabryjczyka pewnie nie trzeba przestawiać. Pod batutą Setiéna Las Palmas nie tylko dwukrotnie utrzymało się w La Liga, lecz nawet snuło wizję o Lidze Europy oraz stało się ozdobą rozgrywek. Futbolową, hiszpańską pięknością poruszającą zmysły niczym kanaryjski karnawał. Niestety sielanka trwała do czasu, aż piłkarze za bardzo poszli w tango. Przymykanie oka przez władze klubu na wybryki zawodników rozpuściły za nadto ferajnę z Gran Canarii, a gdy Quique postanowił uderzyć pięścią w stół, by przywrócić dyscyplinę było już za późno. Stracił dobry kontakt z częścią piłkarzy. Z władzami też nie było mu po drodze – chciał zostać, ale na własnych warunkach. Zarząd nie mógł mu zagwarantować, że najważniejsi zawodnicy nie zostaną latem sprzedani. Ani tego, że będzie miał decydujący głos w sprawie transferów. Atmosfera gęstniała i ważyła się z każdym tygodniem upływającego sezonu, aż w końcu stała się tak toksyczna jak powietrze w zamkniętym pomieszczeniu po ostrej imprezie.
Setién z wielką ulgą przyjął propozycje poprowadzenia Andaluzyjczyków. W końcu Betis to klub z bogatszą historią, większą ilością kibiców i pieniędzy niż ekipa z Kanarów. I choć nie słynie ze zbytniego przywiązania do szkoleniowców, Quique mógł przynajmniej liczyć na świeży start. Bez bagażu słów niewypowiedzianych prosto w twarz, albo tych, które nigdy paść nie powinny. Podpisał trzyletni kontrakt, co u Los Verdiblancos oznacza już długofalową perspektywę i oznakę zaufania. Jednak kibice po początkowym zachwycie mieli chwilę zwątpienia i chcieli spakować mu walizki po porażkach 0:5 z Eibarem czy 0:1 z ostatnimi w tabeli Kanarkami. Dziś jednak ci sami fani z chęcią rozpakowali by je z powrotem i wyprasowali wszystkie koszule Quique, gdyż tak wspaniałych derbów Sewilli Los Beticos nie uświadczyli od dekad. Setién wkupił się w ich łaski.
… i jego styl
Quique jak na byłego ofensywnego pomocnika zapatrzonego w Johana Cruyffa przystało, definiuje futbol poprzez grę piłką. W kontrze do tych szkoleniowców, którzy główny nacisk kładą na to, co zespół robi bez niej (vide Diego Simeone). To wtedy, gdy zawodnik ma futbolówkę przy nodze może zrodzić się prawdziwa magia, powiedziałby Setién. Jak w Las Palmas, tak i w Realu Betis tę filozofię wyraźnie dostrzegamy w poczynaniach jego zespołu na murawie. Naturalnie, o ile rywal skutecznie temu nie przeszkodzi, a sami piłkarze będą wiedzieli co robią na boisku. Tożsamość i styl gry oparty na posiadaniu futbolówki pozostają stałe. Z meczu na mecz zmianom ulegają jedynie niuanse czy personalia zawodników przypisanych do poszczególnych ról.
Ten rodzaj futbolu mnie wypełnia. Kiedy Luka Modrić podszedł do mnie w poprzednim roku, uścisnął mi dłoń i podarował swoją koszulkę z autografem, powiedział “Jak Twoja drużyna świetnie gra”. Albo kiedy kolega powie “Jasna cholera, ale oni dobrze grają” – wtedy wracam do domu szczęśliwy. Stąd czerpię więcej satysfakcji, niż z porażek i zwycięstw. […] Ja również chcę wygrywać, jestem typem “zwycięzcy”, jak inni, lecz chcę to robić na swój sposób – Quique Setién.
Betis gra w ustawieniu 4-3-3, które bardzo płynnie przechodzi do 4-1-4-1 w defensywie i może stać się 3-4-3 w ataku. Poza skrajnie niebezpiecznymi sytuacjami Antonio Adán oraz obrońcy Los Verdiblancos próbują budować akcję od tyłu wyprowadzając piłkę po ziemi. Rzecz jasna, zdarzają się przy tym poważne błędy, zwłaszcza przy wysokim i intensywnym pressingu przeciwników. Tym bardziej, iż gra nogami nie należy do mocnych stron golkipera Zielono-Białych. Niemniej jest to wpisane w cenę, którą Quique jest gotowy zapłacić. W zadaniu obrońcom pomaga defensywny pomocnik, którym zwykle jest Javi García (zdarzało się, że na jego miejscu pojawiał się również Andrés Guardado czy Jordi Amat). Zawodnik na tej pozycji cofa się niemal między szeroko rozstawionych stoperów, pozwalając tym samym bocznym obrońcom na podłączenie do ataku. Ten manewr w połączeniu z zastosowaniem wysokiej linii obrony sprawia, że Betis jest bardzo podatny na kontrataki. Ale ponownie, gra jest warta świeczki.
Wyżej w formacji znajduje się dwójka pomocników, którzy dostają ogromną swobodę w swoich poczynaniach. Najczęściej są nimi obecnie Fabián Ruiz i wspomniana meksykańska “10”. Mają oni sprawić, aby drużyna funkcjonowała jako “fabryka trójkątów”, jak określano wcześniej Las Palmas prowadzony przez Quique Setiéna. Wchodzą w wolne przestrzenie i zapewniają, by piłkarz posiadający futbolówkę miał przynajmniej dwie opcje do jej rozegrania. Wspomagają ich w tym skrzydłowi współpracujący z bocznymi defensorami. Płynnie jak po drabinie piłka powinna być przemieszczana z jednego trójkąta na kolejny. Betis potrafi być bardzo cierpliwy w rozegraniu, czekając na to, aż stworzy się luka w bloku defensywnym przeciwnej drużyny, którą w mgnieniu oka będą mogli wykorzystać. Główne żądło to napastnik czyhający na to, by prześlizgnąć się przez obronę rywali do podań zagrywanych za plecy stoperów. Łatwo w tej taktyce dostrzec podobieństwa do Barcelony czy stylu drużyn prowadzonych prze Paco Jémeza. Aczkolwiek to nieco mniej agresywny i szalony wariant niż u Paco. Nadal jednak konieczne w realizacji tej taktyki jest podejmowanie poważnego ryzyka, więc obok piękna stałym elementem zestawu jest grad goli, a co za tym idzie i emocje. Na to nie powinniśmy jednak narzekać.
Fabián
W ostatnich miesiącach Fabián Ruiz zaliczył błyskawiczny progres w klubowej hierarchii. Z zawodnika, który w okresie przygotowawczym nie mógł być pewien czy w ogóle będzie miał miejsce w kadrze i przypadkiem nie czeka go kolejne wypożyczenie, znalazł się w gronie liderów zespołu i ulubieńców kibiców. Nie tylko wywalczył sobie miejsce w wyjściowej jedenastce, strzelił pierwszego gola w barwach ukochanej drużyny, lecz również stał się głównym playmakerem Los Verdiblancos. Jego progres został nagrodzony powołaniem do reprezentacji U-21 i wieńczy go perfekcyjny występ w derbach Sewilli, w których był najlepszym piłkarzem na boisku.
Wychowanek Los Beticos zadebiutował w pierwszej drużynie w grudniu 2014 roku w Segunda Divisón przeciwko Lugo, gdy na okres czterech meczy na ławce seniorskiego zespołu zasiadł tymczasowo szkoleniowiec rezerw Juan Merino. Gdy trener ten objął Los Verdiblancos w La Liga po zwolnieniu Pepe Mela, Fabián także mógł cieszyć się nieco większą ilości minut na boisku. Wszystko dlatego, że Merino doskonale wiedział jakie możliwości ma w sobie ten młody zawodnik. Obecny progres Ruiza nie był dla niego zaskoczeniem.
Nie jest to niespodzianka, zwłaszcza dla ludzi związanych z canterą. […] Kiedy dołączyłem do pierwszego zespołu nie miałem wątpliwości. Pozwoliłem mu zadebiutować, a on bardzo nam pomógł w trudnym okresie sezonu. Kiedy się zaadaptuje, poczuje częścią drużyny, zobaczy, że ma imponujące warunki. Chociaż już teraz ma za sobą kilka meczów, będzie miał ich jeszcze więcej. Nie wątpię w to – stwierdził Juan Merino w wywiadzie udzielonym po tym jak Ruiz zdobył swojego pierwszego gola dla Betisu.
Te wypowiedziane przez Merino we wrześniu poprzedniego roku słowa, dziś brzmią jak proroctwo. Fabián pojawił się w akademii Betisu jako 12-latek. Mały Messi jak określano go w canterze był niskim, szybkim i zwinnym lewym skrzydłowym, lecz nie trzeba było wiele czasu, żeby zaczął rosnąć jak na drożdżach. Będąc jeszcze w kadetach przez okres kilku miesięcy zyskał dodatkowe 30 cm wzrostu. Nie zmienił wówczas pozycji, lecz wpłynęło to na jego styl gry. Na tym jednak jego metamorfozy się nie skończyły. Mierzący dziś 189 cm pomocnik debiutował jako pivot. W poprzednim sezonie, na wypożyczeniu w drugoligowym Elche pracował ciężko na siłowni, by dopełnić transformacji i stać się pomocnikiem kompletnym, którym jest teraz. Ma moc przy strzałach z dystansu, precyzję podań i świetną wizję gry, spokój oraz pewność siebie przy prowadzeniu piłki… i wciąż uczy się w imponującym tempie. Ale ponadto, w odróżnieniu od Daniego Ceballosa, wciąż jest tym samym skromnym chłopakiem, który wie skąd pochodzi i jak wiele zawdzięcza klubowi.
Ma z kogo brać przykład. Cztery lata po tym jak Fabián został przyjęty do cantery jego matka znalazła zatrudnienie w personelu sprzątającym w miasteczku sportowym Betisu. Z tego miejsca oglądała jak jej synowie pokonują kolejne szczeble w akademii, a jeden z nich przedarł się do pierwszego zespołu i do młodzieżowej reprezentacji Hiszpanii.
Moja matka musiała wychować w pojedynkę mnie i moich braci. Poświęciła wiele, by dać mi to co kochałem najbardziej – futbol. Teraz nie mam wyboru, muszę jej za to podziękować. Dzięki niej jestem tu gdzie jestem – powiedział Fabián komentując swoje powołanie.
A jak zareagował na wieść o tym, że Albert Celades chce go w zespole La Rojity?
Mam to szczęście, że moja matka pracuje w klubie. Gdy tylko mi powiedzieli, że jadę na zgrupowanie kadry, odszukałem ją, przytuliłem i ucałowałem. Wtedy też się dowiedziała. W tym momencie prawie się popłakałem.
Dlatego chyba nikogo nie zdziwi, że pomimo zainteresowania wielkich klubów (np. Roma), gotowych wpłacić 15-milionową klauzulę odstępnego Ruiza, wszystko wskazuje na to, iż zawodnik pozostanie drużynie Los Verdiblancos . Trwają już zaawansowane rozmowy w sprawie nowego kontratku. Fabián ma otrzymać pokaźną podwyżkę, gdyż obecnie wraz z Rafą Navarro zarabia w zespole najmniej. Umowa z klubem zostanie przedłużona poza 2020 rok, do którego obowiązuje obecna, i ma się w niej znaleźć klauzula nawet 40 mln euro. Oby tak się stało. Oby Ruiz nie podzielił losów Ceballosa i stał się nowym symbolem Betisu pokroju Joaquína, który wraz z Setiénem poprowadzi Los Verdiblancos do stabilniejszej i lepszej przyszłości. Życzę im tego, ponieważ nową odsłonę Betisu, aż chce się oglądać.