Cykl La Otra Liga współtworzymy we współpracy z portalem FCBarca.com, na którym znajdziecie jeszcze więcej informacji o katalońskim klubie.
Jak grom z jasnego nieba spadła na fanów Atlético informacja o skróceniu kontraktu Diego Simeone o dwa lata, do 2018 roku. Argentyńczyk sposobi się powoli do opuszczenia stolicy Hiszpanii. Czy wieści o zbliżającym się końcu „cholismo” mogą w jakikolwiek sposób wpłynąć na grę Los Rojiblancos?
W zeszłym tygodniu wyszło na jaw porozumienie Diego Simeone z Atleti w sprawie zredukowania długości jego kontraktu. Podpisana roku temu umowa miała obowiązywać do 2020 roku. Simeone miał jednak wątpliwości czy kontynuować pracę na Vicente Calderón po przegranym finale Ligi Mistrzów z Realem Madryt.
„Czas na przemyślenia” – tymi słowami zasiał ziarno niepewności na konferencji pomeczowej po majowym spotkaniu w Mediolanie. Kibice, piłkarze, jak i władze klubu namawiały Místera do pozostania. Fani w liczbie trzech tysięcy zgromadzili się pod Vicente Calderón po niejednoznacznych deklaracjach Argentyńczyka, by okazać swojemu idolowi wsparcie. Z kolei niektórzy piłkarze wydzwaniali do wypoczywającego na urlopie trenera, by poznać jego plany, dzięki czemu mogliby ewentualnie zrewidować swoją przyszłość w drużynie ze stolicy.
Rządy jednostki
Spotkanie w sprawie skrócenia kontraktu odbyło się po zakończeniu sezonu w Buenos Aires, gdzie z trenerem Atlético spotkał się dyrektor wykonawczy, Miguel Ángel Gil Marín i dyrektor techniczny, Andrea Berta. „W żadnym momencie nie przyszło mi do głowy, by odejść z Atlético” – przyznał 46-letni szkoleniowiec. W rzeczywistości miał jednak swoje żądania – krótszy kontrakt, który pozwoli mu wcześniej zmienić otoczenie i transfer topowego napastnika. To pierwsze, choć za zamkniętymi drzwiami, zostało załatwione. Drugiego warunku nie udało się spełnić. Na Calderón nie zawitał żaden z widniejących na liście życzeń napastników – Costa i Cavani zostali odpowiednio w Chelsea i PSG, Higuaín natomiast przeszedł do Juventusu.
Pozornie rzecz biorąc, to klub powinien znaleźć się w roli stawiającego żądania po drugiej klęsce w Champions League. W rzeczywistości jednak to „El Cholo” dyktował warunki dalszej współpracy, a działaczom nawet nie przyszło do głowy myśleć o kompromisie. „Nie rozumiem, dlaczego Atlético zgodziło się na tę umowę.” – dziwił się Terry Gibson w cotygodniowym podcaście SkySports poświęconym hiszpańskiej piłce. „Gdyby zostali przy słownym porozumieniu, Rojiblancos mogliby wciąż liczyć na wysoką rekompensatę, gdyby któryś z europejskich potentatów chciał podebrać Simeone” – uważa Gibson. O Diego jednak zabiegały PSG i Inter. Paryżanie ostatecznie sięgnęli po Unaia Emery’ego, choć Argentyńczykowi wystarczyło skinąć, by zostać najhojniej opłacanym trenerem na świecie i zarabiać 25 milionów euro rocznie. Tyle zaproponowało na Parc des Princes.
Żeby zrozumieć sprawę Simeone, trzeba spojrzeć w tym przypadku na niespotykaną nigdzie indziej relację na linii klub-trener. „Simeone nie jest tylko szkoleniowcem Atlético, tylko bogiem i wybawcą kibiców, facetem, który przekształcił sypiącego się giganta w jeden z pięciu najlepszych klubów Europy” – twierdzi w rozmowie z ESPN Inako Diaz-Guerra z El Mundo. „– Nie ma drugiego takiego przypadku w dzisiejszym futbolu, gdzie sukces drużyny byłby tak ekstremalnie uzależniony od trenera”. Kibice wierzą, że to on strzela gole. Że stoi za wszystkim, co w ostatnich kilku latach osiągnęli Rojiblancos. Atlético to Simeone i Simeone to Atlético. „Nie wyobrażam sobie naszej drużyny bez Cholo” – mówi Juanfran. Wtóruje mu Fernando Torres: „mówienie o naszej drużynie bez Simeone? Skupmy się na rzeczywistości”.„El Cholo” bije otoczenie inteligencją i charyzmą. Gdyby zrezygnował, przeprowadzkę rozważałby największy gwiazdor zespołu, Antoine Griezmann. Na Półwyspie Iberyjskim Argentyńczyk dominuje nie tylko dzięki cechom charakteru, ale także zarobkami. Według France Football zarabia 12,5 miliona €, najwięcej w Hiszpanii. Nikt jednak nie zaprzeczy, że jest wart swojej ceny. Szczerze mówiąc nie znam drugiego trenera, który w takim stopniu przyćmiewałby gwiazdy pokroju Godína i Griezmanna, odciskając swoje piętno na drużynie.
Nie tylko pozycja Simeone nie dawała dyrektorom klubu wielkiego pola manewru. Także z uwagi na nastroje kibiców, władze Los Rojiblancos nie mogły pozwolić trenerowi na przedwczesne rozstanie. Fani wciąż nie mogą wybaczyć władzom decyzji o przeprowadzce na nowy stadion. Gdyby więc w ciągu roku z Madrytu zniknęły dwie legendy, utyskiwanie na rządzących Atlético mogłyby wrócić z potrójną siłą.
Najlepsza decyzja dla wszystkich
Minęły czasy, gdy zainteresowanie angielskiego klubu gwiazdą madryckiego zespołu wywoływało przerażenie u szefów tych ostatnich. Wprawdzie madrytczyków nie stać na proponowane przez multimiliarderów pensje, ale też nie muszą nadmiernie eksportować, by przeżyć. A przy tym mają gwarancję, że budżet nadal będzie rósł. Przed kilkoma dniami podano informację, że w tym roku wyniesie 280 mln. Czy to jednak oznacza, że Atlético jest gotowe na odejście Simeone?
„Możemy odnowić kontrakt, jeśli nadal będą mnie chcieli” – Simeone.
„To najlepsza decyzja dla wszystkich stron. W ciągu dwóch lat możemy odnowić kontrakt, jeśli nadal będą mnie chcieli” – zażartował na konferencji przed meczem ze Sportingiem Gijón. Niewielu dziennikarzy jednak zareagowało śmiechem. Odejście trenerskiej mega gwiazdy odbiłoby się nie tylko na marce Atlético, ale całych rozgrywek La Liga Santander i – pośrednio – sprzedaży gazet. Wielu fanów kupuje je, by przeczytać tylko zapis z konferencji prasowej „El Cholo”.
Jeszcze dwa tygodnie temu faktycznie mogło się wydawać, że cykl Simeone dobiega końca. Drużyna w obu pierwszych meczach wyglądała na taką, która wciąż przeżywa traumę po końcówce poprzedniej kampanii. Ponadto pojawiły się symptomy dobiegającej końca ery „cholismo” w Madrycie. Simeone uparcie trzymał się swojego sztywnego systemu z czwórką środkowych pomocników. Stare schematy okazały się niewystarczające na beniaminków z Leganés i Aláves, co poskutkowało ligowym falstartem. Dwa ostatnie spotkania wyglądały już jednak zgoła inaczej. Szkoleniowiec postawił na bardziej odważny skład, z Saúlem i Koke jako duetem przemierzających całe boisko pivotów, dzięki czemu na skrzydłach znalazło się miejsce dla bardziej przebojowych Carrasco i Gaitána. Wróciła skuteczność i efektowność. Druga połowa meczu z Celtą Vigo była być może najlepszą wersją Los Colchoneros, jakiej nie widzieliśmy nawet w pierwszej połowie 2016 roku. Zachwyty nad odświeżonym „cholismo” wróciły.
Dwie równoległe filozofie
Simeone stworzył sobie możliwość wcześniejszego opuszczenia stołecznego klubu. Atlético również wychodzi obronną ręką z założeń aneksu do umowy trenera. W końcu podjęta decyzja nie jest wcale krótkoterminowa. Wręcz przeciwnie. Oznacza jeszcze dwa sezony stabilizacji i walki o najwyższe cele. Jeśli miałby nastąpić krach, to dopiero za trzy lata. Wówczas być może będzie trzeba się zacząć odzwyczajać od standardów Simeone. Do tej pory katastrofą była porażka w finale Champions League. Moim jednak zdaniem, prawdziwy kataklizm dopiero się rozpocznie. Dlatego od dziś, aż do 2018 roku, otoczenie związane z Los Rojiblancos powinno stać się wyznawcami jeszcze jednej filozofii. Oprócz oczywistego “cholismo”, czas na epikureizm. Marzenie Juanfrana o tym, by Simeone został Fergusonem Atlético wydają się już całkowicie nierealne. Lepiej chwytać każdą chwilę. Najlepiej w duchu „partido a partido”.