
Cykl „La Otra Liga” tworzymy we współpracy z portalem fcbarca.com, na którym znajdziecie jeszcze więcej informacji dotyczących katalońskiego klubu.
„Z zewnątrz może się wydawać, że robią mało, ale na boisku to bardzo dużo” – takimi słowami komentował grę Atlético Madryt Jonathan Viera, piłkarz Las Palmas. Ta wypowiedź zawiera w sobie kwintesencję funkcjonowania zespołu Diego Simeone. Co kryje się za niesamowitą regularnością madrytczyków, określanych jako najciszej robiąca swoje drużyna w Europie?
Strata piłkarskiego bandytyzmu
Nie sposób nie porównać dzisiejszego Atlético z tym, które przed dwoma laty sięgnęło po dziesiąte mistrzostwo Hiszpanii. Takie zestawienie nasuwa się wręcz w sposób naturalny. Pomimo przewagi jakości wśród piłkarzy i znacznie szerszej kadry niż ta, którą Diego Simeone dysponował dwa lata temu, Los Rojiblancos sprawiają często wrażenie, jakby brakowało im „instynktu zabójcy”. Atlético wciąż posiada umiejętność spokojnego doprowadzania zwycięstw do samego końca przeciwko słabszym rywalom, o czym przekonały się niedawno Celta Vigo (w lidze), Las Palmas, a wcześniej także Rayo, Athletic czy Granada. Oglądając Los Colchoneros można odnieść jednak nieodparte wrażenie, że brakuje im zimnej krwi, która charakteryzowała tamtą drużynę.
Ówczesne Atleti to była ekipa silna fizycznie, grająca z nożem między zębami, z furią wkraczającą na europejskie salony. Dziś w klubie z Vicente Calderón nie ma jednak już Diego Costy i Ardy Turana (twarzy tamtego zespołu), co spowodowało utratę pierwiastka piłkarskiego bandytyzmu. W poprzednim sezonie brak tego pierwszego jeszcze nadrabiali spędzający rywalom sen z powiek Raúl García i Mario Mandżukić, ale i oni w letnim oknie transferowym zwolnili szafki klubowe.
Dzisiejsze Atlético to już drużyna bardziej elegancka, złożona z absolwentów akademii piłkarskich, a nie zawodników, którzy futbolu uczyli się na ulicy. Teraz o sile Los Colchoneros stanowią gracze, którym bliżej sztukmistrzów niż żołnierzy. Paradoksalnie powinno to wpłynąć na widowiskowość Los Colchoneros, jednak nic bardziej mylnego. Atlético nie gra wybitnie, lecz metodycznie, wyrachowanie pokonuje rywali przy użyciu niezawodnego Griezmanna – to sposób Los Rojiblancos na dotrzymanie kroku Barcelonie w rozgrywkach ligowych. Francuz jest na najlepszej drodze do pobicia swojego rekordu bramkowego (25 goli), wyśrubowanego w poprzednim sezonie. Obecnie ma już na swoim koncie 19 trafień i cztery miesiące gry przed sobą. To właśnie on jest dziś twarzą numer jeden w ekipie z nad rzeki Manzanares.
Sztuka minimalizmu
Kluczem sukcesów Atlético zawsze była doskonała gra w obronie. W tym sezonie czerwono-biali opanowali to do perfekcji, tworząc taką właśnie zaporę nie do przejścia. Jan Oblak rozegrał do tej pory 21 meczów i 14 razy zachował czyste konto, co oznacza, że ma najlepszy stosunek czystych kont do liczby meczów – 0,66. Bramkarz Atlético ma również najniższy stosunek goli do liczby meczów – 0,38, co przy takim wyniku na finiszu rozgrywek byłoby rekordem w klasyfikacji o Trofeo Zamory.
Podopieczni Diego Simeone do perfekcji opanowali sztukę minimalizmu. Nie ma w Hiszpanii zespołu, który tak efektywnie przekładałby liczbę zdobytych goli na punkty. Na każdą zdobytą bramkę Atlético przypada 1,6 punktu. Dla przykładu statystyka Barcelony wynosi już 0,96 punktu, a jeden gol Realu Madryt to już tylko 0,75 punktu. Nikogo nie powinno zatem dziwić, że najczęstszy rezultat jaki pada w meczach Atlético to zwycięstwa 2:0 i 1:0.
Co prawda Argentyńczyka nigdy nie cechowała chęć wysokiego zwyciężania, ale jeszcze nigdy nie przychodziło to jego piłkarzom z tak dużym oporem. Jak jednak mówi sam El Cholo, to jedyny sposób by móc konkurować z odwiecznymi rywalami. „Możesz powiedzieć: «podoba mi się jak gra Barcelona», ale nie jesteśmy Barceloną i nigdy nią nie będziemy. Trudno jest wprowadzić taki styl gry innej drużynie, bo porzucasz swoją historię, esencję i własny sposób twojego klubu by osiągnąć sukces.”
Jedna wielka rodzina
Tajemnicą sukcesu Los Colchoneros jest nie tylko żelazna defensywa, ale także doskonała atmosfera w szatni. Klub tworzy zawodnikom takie warunki i stawia na taką atmosferę, by z jednej strony gracze rozwinęli swoje umiejętności, a z drugiej każdego dnia przyjeżdżali na trening z nowym pokładem sił i olbrzymim zapałem do pracy. W konsekwencji wszyscy podkreślają, że robi się tu bardzo wiele, by stworzyć rodzinną atmosferę.
„W piłce najtrudniej jest znaleźć swoje miejsce. My tworzymy grupę ludzi, którzy wiedzą, gdzie chcą być. W zasadzie bardziej przypominamy rodzinę niż drużynę. Oczywiście, że mamy wewnątrz pewne problemy. Są piłkarze, którzy bywają czasem rozdrażnieni i złoszczą się, bo nie grają. Ja w takiej sytuacji prawdopodobnie jestem ojcem, a Miguel Ángel Gil i Enrique Cerezo są ich dziadkami” – opowiada trener Atleti. Może to wszystko brzmi sztampowo, ot, zasady o których mówi się wszędzie. Sęk w tym, że w Madrycie osiągnęli doskonałość we wprowadzaniu ich w życie.
Simeone jest trenerem, dla którego chciałby grać chyba każdy piłkarz na świecie. I choć w brutalnej rzeczywistości, w której piłką rządzi pieniądz kilku jego najlepszych zawodników opuszczało Estadio Vicente Calderón, to z każdym utrzymywał świetne relacje. „Przywitamy go tak, jak potrafimy najlepiej, bo ten chłopak zasługuje na wszystko, co najlepsze” – mówił o Raúlu Garcíi, gdy ten przyjeżdżał z Athletikiem na mecz do Madrytu. Ci, którym jednak powinęła się noga chętnie wracają do stolicy Hiszpanii, jak np. Filipe Luís. Ostatnio natomiast coraz głośniej spekuluje się, że powrót do Madrytu rozważa także Diego Costa, któremu Atlético wciąż nie znalazło godnego następcy.
Kłopot domniemanego bogactwa
Napastnicy to temat, który wywołał sporo zmarszczek na twarzy Diego Simeone. Jakkolwiek jednak nie spojrzymy na kadrę Atlético, przed sezonem musiała budzić ona respekt, szczególnie w przedniej formacji. Jackson Martínez, Luciano Vietto, Fernando Torres mieli walczyć o miejsce w ataku obok Griezmanna. Okazuje się jednak, że linia ataku to pięta achillesowa aktualnego wicelidera.
Ile goli strzelili napastnicy Atlético w tym sezonie? Odliczając gole Griezmanna, pięć. Ponad trzy razy więcej bramek zdobyli Neymar (16 – drugi strzelec Barcelony) i Cristiano Ronaldo (16 – drugi strzelec Realu). Nie ma statystyki, która dobitniej pokazałaby jak daleko Atlético do tytułu, choć utarło się przecież mówić, że wygrywanie trofeów jest domeną obrońców.
O Jacksonie Martínezie nie wypada pisać bez przypominania pieniędzy, jakie klub z Madrytu musiał za niego zapłacić. Przy każdym występie, kontakcie z piłką i upływających minutach, pojawiają się pytania o zaufanie trenera, jakość czy wiarę we własne umiejętności. Kolejni eksperci widzą w nim drzemiący potencjał, okazjonalnie go nawet uwalniając. „Trzeba być cierpliwym, Jackson jeszcze odniesie sukces w Atlético” – przyznał niedawno Abel Resino, były trener Los Rojiblancos. Jednak nadzieję stracił już chyba sam Simeone. W meczu z Celtą, Atlético potrzebowało goli by wywalczyć awans do półfinału Copa del Rey. Mimo to, Jackson został na ławce rezerwowych, a El Cholo do końca meczu nie skorzystał z trzeciej zmiany.
Z Sevillą natomiast Martínez pojawił się na placu gry w ostatnim kwadransie. Podobne okoliczności – Atlético usilnie szuka gola, jednak przypomina to bardziej walenie głową w mur. Na ratunek pojawia się Jackson, który wygląda niczym dziecko we mgle. Na boisku Kolumbijczyk był jeszcze bardziej zagubiony niż w którymkolwiek z pozostałych spotkań. Gdy akcja toczyła się lewym skrzydłem, on zbiegał na prawe. Gdy piłkę przy linii bocznej otrzymywali Juanfran i Filipe Luís, Jackson biegał przed polem karnym, ledwie wyglądając zza pleców obrońców. Coraz poważniej można traktować doniesienia w hiszpańskiej prasie, że szatnia straciła wiarę w Kolumbijczyka.
Fernando Torres? O jego sprowadzenie mocno zabiegał El Cholo, jednak Argentyńczyk oznajmił już ponoć Hiszpanowi, że wraz z upłynięciem terminu wypożyczenia będzie musiał szukać nowego pracodawcy, czym niejako przyznaje się do swojego błędu – kierowania się sentymentami w prowadzeniu zespołu, aniżeli zdrowym rozsądkiem.
Mówi się też o Luciano Vietto, że jeszcze się uczy. To prawda – to dopiero jego drugi sezon w Hiszpanii, ale proces akomodacji w Atlético to dla niego brutalna lekcja poglądowa na to, ile dzieli go jeszcze od wymaganej na poziomie Los Rojiblancos jakości. Skoro jednak nawet Griezmann musiał trochę poczekać aż odpali, to Vietto nie należy jeszcze skreślać.
Bez wymówek
W życiu są wymówki, protesty i rzeczywistość. Ja żyję rzeczywistością, bo ona istnieje. Sądzę, że tak trzeba robić, aby iść do przodu” – powiedział niedawno na konferencji prasowej Diego Simeone.
W obecnym sezonie trudno nie zauważyć pragmatyzmu szkoleniowca. Argentyńczyka nigdy nie cechowała chęć wysokiego, spektakularnego zwyciężania. Nie jest to dla niego żaden wymóg. I choć każdorazowo celuje w komplet punktów, pozostaje minimalistą, a drużyna pod jego wodzą gra jeszcze mniej porywająco i mniej przyjemnie dla oka niż kiedykolwiek wcześniej. Fenomenem jest zatem to, że Atleti wciąż jest piekielnie skuteczne i kolekcjonuje zwycięstwa 1:0 i 2:0. Ale może on jeszcze swojej drużynie nie ufa? Szczególnie z uwagi na fatalną postawę napastników? To tłumaczyłoby dlaczego zadowala się bronieniem jednobramkowego zwycięstwa.
W Atlético łatwo dostrzec zespół, który wychodzi na boisko i robi swoje. Zawodnicy po prostu wiedzą, jakie zadania przed nimi stoją. Mimo że gra ofensywna wciąż przysparza czerwono-białym wiele problemów, główną boiskowa treścią pozostaje opanowana do perfekcji gra w obronie, solidność i wyrachowanie. Były piłkarz Atlético, Kiko Narváez w swojej rubryce w dzienniku „AS” stwierdził, że maszyna Simeone funkcjonuje bez zarzutu za sprawą rezerwowych, którzy regularnie odwracają losy meczów. El Cholo określa takie występy mianem „minutos de calidad” (minuty liczone przez pryzmat jakości, a nie ilości). Najlepiej udowodnią to liczby: 17 goli padło łupem zmienników (8 strzelonych bramek i 9 asyst).
Nie ma w tym żadnego przypadku. To systematyczny marsz w górę. Jak się jednak okazuje, nie bez problemów. Simeone musi sobie jednak zdawać sprawę z tego, że dotrzymywanie kroku Barcelonie w ligowej tabeli zawdzięcza przede wszystkim doskonałej formie Oblaka, Godína i Griezmanna. Najtrudniejszy okres właśnie nadchodzi, a mecz w Barcelonie będzie weryfikatorem możliwości Atlético. Ligi bowiem nie wygrywa się w meczach z kandydatami do mistrzostwa, ale można ją w tych spotkaniach przegrać.