Cykl La Otra Liga współtworzymy we współpracy z portalem FCBarca.com, na którym znajdziecie jeszcze więcej informacji o katalońskim klubie.
Do baskijskiego klubu trafił z Manchesteru City, w którym nigdy nie zagrał. Przez ostatnie dwa lata przywdziewał trykot drugoligowej Girony, a poprzedni sezon ukoronował zdobyciem tytułu najlepszego obrońcy zaplecza hiszpańskiej elity. Dziś Florian Lejeune stanowi o sile szóstej najszczelniejszej formacji defensywnej w La Lidze, choć na początku rozgrywek był jedynie rezerwowym.
Florian urodził się w Paryżu i tamże stawiał pierwsze kroki w świecie piłki. Zaliczył kilka lokalnych klubików jako mały chłopiec po czym w wieku 13 lat wyruszył na południe Francji. Nie powiodło mu się w FC Sète. Ówczesny trener dwukrotnego przedwojennego mistrza kraju nie chciał dać mu szansy w pierwszym zespole, jako powód podając kiepską budowę fizyczną 16-latka. Wiotki, kruchy, nie miał tam szans na przebicie się do profesjonalnej piłki. Nie mając przyszłości w tym klubie porzucił Sète i dołączył do amatorskiego zespołu Agathois, a w zasadzie do ich drużyny U-19. Trafił tam na osobę Romaina Poumesa, trenera grupy młodzieżowej, który zaaranżował dla niego testy w drugoligowym Istres. Reszta potoczyła się szybko.
W 2009 roku dołączył do zespołu z Ligue 2, gdzie grał regularnie. Rok później zadebiutował w reprezentacji Trójkolorowych do lat 20. Na młodzieżowym mundialu w 2011 roku grał w jednej drużynie m.in. z Antoinem Griezmannem, Alexandrem Lacazettem i Clémentem Grenierem. Po dwóch latach w drugiej lidze i całkiem udanym mundialu było jasne, że pora wypłynąć na szerokie wody. Za kwotę miliona euro trafił do Villarrealu.
Plan na karierę w Hiszpanii był prosty. Rok na okrzepnięcie w drugoligowych wówczas rezerwach, a później awans do pierwszego zespołu i regularna gra w Primera División. W drużynie B był liderem defensywy, zaskarbił sobie także szacunek kibiców wyjątkową postawą: 25 kwietnia 2012 roku, w środę, dotarła do niego druzgocąca wiadomość o śmierci ojca. Klub, co naturalne, zwolnił go z pracowniczych obowiązków, aby mógł wyruszyć do rodzinnego kraju na ostatnie pożegnanie swojego taty. Florian jednak postąpił inaczej. Trener Julio Velázquez usłyszał wtedy od niego słowa „Mój ojciec na pewno chciałby, żebym grał w piłkę i zamierzam to zrobić”. W sobotę rozegrał 90 minut w wygranym 1:0 wyjazdowym meczu przeciwko Numancii i dopiero po nim wyruszył do Francji na pogrzeb. Kibice nawet o tym nie wiedzieli. Rozgrywki Segunda División ekipa Villarrealu B zakończyła na dwunastym miejscu i… spadła z ligi. Podobnie jak ich starsi koledzy z Primera División. Plan na grę w elicie się posypał, a kariera Lejeune’a ponownie wyhamowała ze względów niezależnych od niego.
Runda jesienna sezonu 2012/13 była spisana przez niego na straty. Zaledwie trzy występy w pierwszej drużynie Żółtej Łodzi Podwodnej i zimą trzeba było szukać innego rozwiązania. Jak z nieba spadła mu oferta wypożyczenia do Ligue1. W Breście rozegrał dziesięć spotkań, a klub finalnie opuścił szeregi francuskiej elity. W Villarrealu już na niego nie liczono, Lejeune postawił wszystko na jedną kartę i przedłużył wypożyczenie o kolejny rok. Od nowego trenera Alexa Duponta usłyszał tylko „Bonjour. Jesteś zbyt słaby, żeby tu grać”. Zaledwie kilka występów w drugiej lidze i zmarnowany kolejny rok. Nic w jego piłkarskim życiu nie układało się dobrze, miał jedynie kartę na ręku.
Pomocną dłoń wyciągnęła w jego stronę Girona, w której odżył. Nie wystąpił jedynie w czterech spośród 42 ligowych gier. Ponadto zaczął robić coś, co wcześniej w jego karierze się nie zdarzało – strzelał gole.
To, co stało się później, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Zaczęły pojawiać się plotki o zainteresowaniu jego osobą przez Manchester City. „Na początku w ogóle w to nie wierzyłem, powiem więcej, myślałem, że ktoś zwyczajnie pieprzy głupoty”. Uwierzył dopiero, kiedy dyrektor sportowy Girony powiedział mu, że powinien spodziewać się w niedługim czasie telefonu od Txikiego Begiristaina. Warunki były jasne – czteroletnia umowa, kolejny sezon nadal w Gironie, a później kariera w Anglii. Lejeune chciał w końcu grać regularnie w La Lidze, miał ofertę z Eibaru, ale zdecydował się zaryzykować. Drugi rok w katalońskim klubie zakończył z tytułem najlepszego obrońcy ligi. Dwa lata wcześniej miał problemy z grą w drugiej lidze francuskiej. Krok do przodu był ogromny, a futbol zaczął zwracać mu za wcześniejsze cierpienia.
MURO FRANCÉS: Florian Lejeune (Girona) fue elegido como el mejor defensor de #LaLiga 1|2|3 2015/16. 41 partidos, 3 goles, 182 recuperaciones pic.twitter.com/Avx8eyYhil
— Futbol Mundial (@infofut_world) October 25, 2016
Wiedział, że w Manchesterze zamelduje się Pep Guardiola. Nadal interesował się nim Eibar. Stanął więc przed dylematem, czy spróbować wielkiej piłki i konkurować z wielkimi nazwiskami, czy też wybrać grę w elicie bez większej presji, ale za to z perspektywami na kolejny awans sportowy. Postawił na regularną grę i podpisał czteroletni kontrakt, a Baskowie zapłacili za niego 1,5 miliona euro.
Zaczęło się od ławki, ale sytuacja ta trwała ledwie przez trzy połowy. W drugiej kolejce w spotkaniu przeciwko Valencii zmienił po przerwie Ivána Ramisa i w linii obronnej Rusznikarzy zagościł na stałe. 90 minut, 90 minut, 90 minut i tak dalej. Jedynym momentem, w którym nie rozegrał spotkania w pełnym wymiarze czasu była czerwona kartka, jaką ujrzał w Derbi Gipuzkoa na Estadio Anoeta. Poza tym dwie pauzy, jeden uraz i 31 pełnych meczów. W mieście nazywają go „Francuskim murem” po tym, jak fantastycznie zaprezentował się na Estadio Santiago Bernabéu w zremisowanym 1:1 spotkaniu. W drużynie José Luisa Mendilibara jest postacią kluczową i nikt nie chce nawet myśleć o spieniężeniu go w letnim oknie transferowym.
25-latek po bardzo trudnym wejściu w dorosły futbol w końcu gra na miarę swojego talentu. Gotowość do ciężkiej pracy, mocna psychika to niewątpliwie jego najlepsze cechy. I gdzie jak gdzie, ale w przemysłowym miasteczku, w którym ludzie trudzą się ciężką orką, doceniają go i nie wyobrażają sobie przyszłości bez niego.