Cykl La Otra Liga współtworzymy we współpracy z portalem FCBarca.com, na którym znajdziecie jeszcze więcej informacji o katalońskim klubie.
Emre Çolaka z Deportivo i Ardę Turana z Barcelony, jedynych Turków w Primera División, łączy wszystko. Jedno miasto, jedna pasja, jeden klub. No i przyjaźń, która scementowała całą resztę.
Był 24 stycznia 2010 roku, kiedy Galatasaray Franka Rijkaarda prowadziło u siebie 1:0 z Gaziantepsporem. Holender zagrał na czasie i w ostatniej minucie meczu wpuścił na boisko 18-latka, który tydzień wcześniej zabłysnął dwoma bramkami w pucharowym starciu z Denizli Büyükşehir. Emre Çolak zadebiutował w tureckiej Süper Lig, zmieniając swojego idola, Ardę Turana. Ale ta historia zaczęła się wcześniej, niż tamtego wieczora.
Golf od Ardy
Są ludźmi Istambułu. Zamieszkiwali jego europejską część. Emre wychowywał się w dzielnicy Eminönü. Przez przyległy Bosfor wyciągał rękę w stronę Azji, ale potem przeniósł się do Atisalani i tam zaczął kopać piłkę. Za rogiem, w Bayrampasarze, to samo robił mały Arda. W myślach chłopców kłębiło się jedno marzenie – założyć trykot ukochanej Galaty. Nie przypuszczali, że sen stanie się rzeczywistością zaraz po wejściu w dorosłość.
O cztery lata starszy piłkarz Barcelony karierę na stadionie Alego Sami Yena zaczynał pod skrzydłami Gheorghe’a Hagiego. U Rumuna zdążył jednak zagrać tylko 26 minut w ostatniej kolejce sezonu 2004/05, po którym Hagi stracił pracę. Nowa miotła, Eric Gerets, nie chciał rzucać osiemnastolatka na głęboką wodę i przez całą jesień trzymał go z dala od składu. Dopiero zimą Turan wymsknął się na wypożyczenie do Manisasporu, i przez wiosnę zapracował na prawdziwą szansę w Galatasaray. Od tego momentu zaczął się jego marsz w górę, zwieńczony 44 bramkami i 76 asystami dla rodzimego klubu. Inaczej wyglądało wejście do drużyny Çolaka. W międzyczasie Aslanlar, z tureckiego – Lwy, zmienili sześciu trenerów, a 23-letni kapitan, Arda, szykował się do emigracji. Emre rokował najlepiej spośród wychowanków w szkółce i w nim Rijkaard szukał nowej gwiazdki. „Był cztery lata młodszy. Awansował z młodzieżówki i trenował już z nami. Interesowaliśmy się nim, bo widzieliśmy w nim w przyszłości najlepszego tureckiego piłkarza. Daliśmy mu szansę debiutu, a on ją wykorzystał” – potwierdza Albert Roca, ówczesny asystent Holendra.
Od początku, w dorosłym zespole Çolak kręcił się wokół pierwszej jedenastki i… Turana. „Pamiętam, że dużo rozmawiali ze sobą i zawsze Emre próbował naśladować Ardę. On był jego lustrzanym odbiciem. Kopiował jego ruchy, cały czas na niego spoglądał” – wspomina Culio, były piłkarz Galatasaray i Deportivo. Poza dzieleniem szatni piłkarze znaleźli wspólny język także w oddali od stadionu. Przed startem rozgrywek 2009/10 nieopierzony Emre wpatrywał się w stojącego przy klubowym parkingu nowiutkiego Volkswagena Golfa. Arda wiedział, że przyjaciela nie stać na taki wydatek, więc wziął sprawy w swoje ręce i poszedł do dyrektora Galaty, Abdurrahima Albayraka. Dwa dni później samochód był już własnością Çolaka. „Powiedziałem mu [dyrektorowi], że Emre to niezwykle utalentowany zawodnik i swoją grą spłaci to auto” – chwalił się uśmiechnięty kapitan Aslanlar. Radości nie hamował obdarzony niecodziennym prezentem: „Przyszedł i powiedział żebym brał samochód. Mój pierwszy w życiu. Dziękuję ci, starszy bracie!”.
„Denerwuję się”
Turan w 2011 roku przeniósł się do Atlético i spełnił kolejne marzenie, Çolak miał wtedy dopiero zaczynać pierwszy poważny sezon w Süper Lig. Mijały lata i zmieniło się kilku trenerów, ale Emre nie wchodził w buty lidera. Najlepiej szło mu w kampanii 2014/15 za kadencji Hamzy Hamzaoğlu. Wtedy sześć bramek uzupełnił pięcioma asystami i przez większość rozgrywek był postacią pierwszoplanową w wizji trenera. Ale nie zawsze tak było. W ostatnim sezonie w Istambule, już bez Hamzaoğlu, dopiero w 24. kolejce rozegrał pełny ligowy mecz. Wcześniej przez długi okres nie siedział nawet na ławce rezerwowych. Obrośnięte mitem przepowiednie o nowej gwieździe piłki znad Bosforu trzeba było włożyć między bajki, bo Çolak również nie rozgościł się w tureckiej reprezentacji. Dwa epizody z półksiężycem na piersi przedzielił trzema latami przerwy.
Nawarstwiające się problemy w drużynie i ostatni sygnał do walki o względy selekcjonera, Fatiha Terima, zmusiły 25-letniego pomocnika do zmian. Było o nie łatwo, bo w końcówce sezonu 2015/16 EÇ już regularnie wybiegał w pierwszym składzie Galatasaray, a po jego zakończeniu wygasł mu kontrakt. Chętny nie musiał płacić, a takim zawsze jest pływające w długach Deportivo. Tym to razem Dépor Gaizki Garitano. Pozyskało ono dwunastu nowych zawodników, Emre był pierwszym z letniego zaciągu – już w czerwcu osiągnięto porozumienie. W La Corunii przywitano go z niesłychaną serdecznością, bo… jest Turkiem! Od Turków zaś wyzywani są kibice z El Riazor przez lokalnego wroga, Celtę. Deportivistas zżyli się ze swoją „tureckością” i bronią jej, a Çolak to pierwszy Turek, jaki zawitał do ich klubu. Na dodatek kiedyś w sparingu upokorzył bramkarza Celestes, wbijając mu karnego w stylu Panenki.
U Garitano, jak u innych trenerów, Emre nadział się na kłopoty z regularnym miejscem w jedenastce. Na finiszu września rola 25-latka ograniczała się do maskotki fanów, ale po serii słabych meczów Bask zamieszał składem i posłał Çolaka do boju w starciu z Leganés. Galisyjczycy przegrali (1:2), kreując dziewięć akcji na bramkę przeciwnika. Pięć z nich, w tym jedną bramkową, zapoczątkował Turek, jedyny wygrany tego meczu. W kolejnych tygodniach, z rozpędzonym Atlético (0:1) i dołującym Sportingiem (2:1), Dépor nie spisało się najgorzej, a Emre był osią napędową ataków Blanquiazules. Portal whoscored.com przed sobotnim spotkaniem na Camp Nou wystawia Çolakowi najwyższą notę (7,38) spośród wszystkich piłkarzy Deportivo. „Czuję się jakbym grał tutaj latami” – ekscytował się bohater ostatnich tygodni, którego jeszcze bardziej nakręca rywalizacja z najlepszym przyjacielem.
„Denerwuję się. Jestem podekscytowany, że zmierzę się z Ardą. W całej mojej karierze był dla mnie wzorem. Jesteśmy jak bracia, on jest bardzo ważny w moim życiu” – wyznał Emre, a z Barcelony wtórował mu Turan. „To mój młodszy brat. Bez względu na to, co się wydarzy, zawsze będziemy razem. To normalne, że się denerwuje, jego starszy brat też tak ma”. Czy na oczach całego świata, jeśli obu będzie dane wystąpić, młodszy wypadnie lepiej od starszego i zwróci uwagę selekcjonera? Wspominany Culio kręci głową, od raz wskazując nad czym jeszcze przyjdzie popracować Çolakowi: „Turan jest tylko jeden. W Turcji jest bogiem i nie ma z nim porównań. Nawet jeśli przez lata próbowało się to robić, to tylko mówiono, że Emre stanie się silniejszy fizycznie, ale wciąż będzie rozwijał styl Ardy”.