
Cykl „La Otra Liga” tworzymy we współpracy z portalem fcbarca.com, na którym znajdziecie jeszcze więcej informacji dotyczących katalońskiego klubu.
Mając skończone 25 lat oraz przeglądając metryki piłkarzy najbliższego rywala Barcelony w La Liga, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że gdybym miał spore umiejętności piłkarskie i należał do szkółki piłkarskiej Mareo, być może byłbym członkiem szerokiej kadry asturyjskiego klubu. Postawienie na młodzież i oparcie składu w głównej mierze na wychowankach dały bardzo dobry wynik w Liga Adelante oraz upragniony awans. Pomysł póki co, wystarcza także w najwyższej klasie rozgrywkowej. Ale na jak długo?Miłe złego początki?
Nie ulega wątpliwościom, że celem dobrze znanego sympatykom La Liga beniaminka jest przede wszystkim utrzymanie się w Primera División. Nadzieje na to wśród kibiców Rojiblancos na pewno stały się większe już na samym początku rozgrywek, kiedy Sporting nie dał się pokonać o wiele bardziej utytułowanemu rywalowi z Madrytu – Realowi. Bezbramkowy remis Dawida z Goliatem, gra z kłem i bez jakiegokolwiek strachu przed Królewskimi – to wszystko pozwalało sądzić że, przynajmniej na El Molinón, ekipa charyzmatycznego Abelardo będzie postrachem większości ligi.
O dziwo, w jedenastu dotychczasowych meczach rozegranych przed własną publicznością, zawodnicy popularnego El Pitu wygrali zaledwie trzykrotnie, dokładając do tego po cztery remisy i porażki. Daje to zaledwie trzy punkty więcej niż Rojiblancos zgromadzili grając w roli przyjezdnych. Jak na ekipę bijącą się o utrzymanie, można skwitować to jedynie słynnym podpisem na jednych ze zdjęć Jakuba Rzeźniczaka: „słabo :-(”.
Problemem Asturyjczyków jest brak stabilizacji formy. Nie mamy prawa przyczepić się o chęci oraz styl gry – Abelardo stawia sobie niemal za punkt honoru walkę z rywalami jak równy z równym. Pitu, wzorując się na swoich ulubieńcach – Guardioli i Lucho, wymaga od swoich zawodników stałego pressowania rywali. Niestety dla czerwono-białych, nie zawsze przynosi to wymierne korzyści. Bardzo często brakuje tej przysłowiowej „kropki nad i”.
Najgorszy z możliwych przeciwników
Mecz pomiędzy Gijón, a Barceloną, to zaległe spotkanie 16. kolejki La Liga. Można żartować, że gdyby zasugerować się prawidłową kolejnością rzeczy, to Barcelona przystępowałaby po dwóch karygodnych remisach z rzędu (z Valencią 1:1 oraz z Deportivo 2:2), co mogłoby tchnąć wiarę w zespół Abelardo, że uda się uzyskać korzystny rezultat. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna, zważywszy na to co w miniony weekend Duma Katalonii zrobiła rywalowi z Galicji, który niedługo po starcie sezonu upokorzył mistrza Hiszpanii na Balaidos. Jesień z… i tak dalej średniowiecza, to przy tym był pikuś. Barcelona kontynuuje serię meczów bez porażki i mało co wskazuje, by w środę ta seria miała się skończyć.
A obiektywnie trzeba stwierdzić, że to wielka szkoda dla Sportingu. Po sromotnej porażce na Santiago Bernabeu z Realem Madryt (5:1) w 20. serii gier, trwa właśnie najlepsza passa Asturyjczyków w tym sezonie. 4 mecze bez porażki, z czego dwa zwycięstwa które najbardziej zapadają w pamięć: 5:1 przeciwko zdezorientowanemu tamtego dnia Realowi Sociedad oraz szczęśliwa wygrana 1:0 z Valencią na wyjeździe, która zakończyła trwającą od listopada 2014 roku (sic!) serię niepokonanego Mestalla. Plany na podtrzymanie ciągu meczów bez uznania wyższości rywala prawdopodobnie będzie można wyrzucić do kosza, tym bardziej że po spotkaniu z Barceloną, czekać Rojiblancos będzie jeszcze mecz z Betisem, który wydaje się mieć swój kryzys nieco za sobą. No… chyba że Sporting wymęczy remis z Barceloną – wtedy i wilk będzie syty (cenny punkt gospodarzy) i owca cała (31. mecz bez porażki Tridente MSN i spółki).
Wyjątkowy wieczór
Przy okazji starcia dwóch dobrze znanych sobie ekip, będzie to niezwykle wyjątkowa chwila dla kilku postaci. Zaczynając od trenerów, którzy swoje kariery w głównej mierze zawdzięczają obydwu klubom. Po jednej stronie barykady Abelardo, który wychowany w Gijón zawitał na kilka lat na Camp Nou. Miał tam okazję współdzielić przecież szatnię m.in. z obecnym trenerem Blaugrany – Luisem Enrique. Dla szkoleniowca Azulgrany, również wychowanka Sportingu, to także okazja by odwiedzić swoje rodzinne strony. Zarówno raczkujący dopiero w Primera División Abelardo, jak i Luis Enrique, nie mieli do tej pory okazji mierzyć się ze sobą na ławkach trenerskich. Ba, Abelardo nigdy nie mierzył się jako trener z Barceloną, zaś Luis Enrique nigdy nie miał okazji walczyć o punkty ze swym ukochanym Sportingiem.
To mógł być wyjątkowy wieczór dla Sanabrii – najlepszego strzelca ekipy El Pitu. Paragwajczyk sam przyznał że nie jest jeszcze wyleczony ze swojej kontuzji ścięgna podkolanowego. Były gracz rezerw Barcelony, a obecnie wypożyczony z Romy, opuścił ostatnie spotkanie z Rayo, gdzie jego zespół zremisował 2:2. Abelardo nawet gdyby w dniu meczu otrzymał wiadomość o wyleczeniu się swojego podopiecznego, zapewne wolałby nie ryzykować – Pitu doskonale wie, że próżno mu będzie szukać punktów w starciu z gigantem z Katalonii. A Sarabia, który w lidze ustrzelił już 10 goli, przyda mu się w pojedynkach z mniej wymagającymi rywalami.
Problemu kolegi z przednich formacji nie będzie miał za to Alen Halilović. Perła chorwackiego futbolu w Gijón czuje się jak ryba, którą ktoś po bardzo długim czasie wpuścił z powrotem do wody. Po duszeniu się w rezerwach Barcelony, zaledwie 19-letni Alen stał się jednym z boiskowych liderów zespołu z Asturii. Jest czwartym w kolejności najbardziej eksploatowanym graczem z pola w zespole, a jego bilans w ligowej klasyfikacji kanadyjskiej to 3 bramki i 4 asysty. Ostatnio wypożyczony z Barcelony ofensywny pomocnik częściej wchodzi z ławki, aniżeli zaczynał mecze od pierwszego gwizdka sędziego. Wydaje się jednak, że w meczu przeciwko swojemu klubowi, Abelardo postawi od samego początku na utalentowanego gracza z Bałkanów. W przeciwieństwie do Realu Madryt, który nie pozwalał na występ wypożyczonego do Sportingu Omara Mascarella, Barcelona nie dołączyła jakiejkolwiek tzw. „klauzuli strachu” w przypadku Alena.
Dwaj przyjaciele z boiska, dwaj przyjaciele z ławki trenerskiej – który z pary Pitu vs. Lucho okaże się lepszy? Pojedynek „z góry” obserwować na pewno będzie Manolo Preciado. Świętej pamięci trener Rojiblancos, na pewno cieszyłby się, że ktoś równie charyzmatyczny zasiada obecnie na ławce klubu z El Molinón.