Cykl La Otra Liga współtworzymy we współpracy z portalem FCBarca.com, na którym znajdziecie jeszcze więcej informacji o katalońskim klubie.
Athletic to klub, w którym grali i grają tylko Baskowie. Oczywista, oczywistość znana każdemu fanowi piłki nożnej, o sympatykach La Liga już nie wspominając. Bardzo rozpowszechnione przekonanie, lecz jednocześnie nieprawdziwe.
Osławiona zasada najbardziej utytułowanego z baskijskich klubów głosi: Con cantera y afición, no hace falta importación, co w wolnym tłumaczeniu oznacza „Z wychowankami i wsparciem kibiców, nie potrzeba nam obcokrajowców”. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się jasne, ale wchodząc w szczegóły dostrzegamy tkwiące tam diabły. Zapisane prawo daje wiele opcji do interpretacji, a co dopiero reguła wynikająca z tradycji.
Athletic dla Basków
Zacznijmy od samego początku. Od narodzin naczelnej filozofii Los Leones. Nie powstała ona równocześnie z pojawieniem się klubu na futbolowej mapie Hiszpanii. Uznaje się, że Athletic sformowano w 1898 roku, z kolei tzw. zasada cantery obowiązuje od 1912. W tych latach drużyna złożona była zwykle z baskijskiego trzonu z domieszką kilku Hiszpanów i Brytyjczyków, których obowiązki zawodowe skierowały do przemysłowego ośrodka w Bilbao. Obecność tych ostatnich nie była niczym zaskakującym, w końcu to oni przywieźli piłkę nożną na półwysep Iberyjski, oni zakładali pierwsze drużyny i kluby, i oni zaszczepiali miłość do nowej dyscypliny miejscowej ludności. Bilbao było głównym punktem północnej drogi, którą futbol wlał się do kraju, Huelva i Sewilla południowej. Do tego ruchu dołączyła również młodzi Hiszpanie z bogatszych domów, absolwenci angielskich uczelni, którzy poznali na obczyźnie czym jest piłka nożna i po powrocie do kraju nadal chcieli grać rozpowszechniając tym samym modę wśród rówieśników.
Co się zmieniło? Impulsem do zamknięcia się na obcych były wydarzenia z Copa del Rey z 1911 roku rozgrywanym w Getxo, rzut baskijskim beretem od Bilbao. Athletic na turniej wystawił kadrę z trzema Anglikami, ale dwóch z nich nie spełniało wymogu federacji – zgłoszeni obcokrajowcy przynajmniej przez dwa lata musieli rezydować w Hiszpanii. W końcu po długich kłótniach, Lwy zgodzili się na wycofanie graczy łamiących zasady rywalizacji, lecz mecz z ich udziałem nie został powtórzony. Tego najgłośniej domagał się Real Sociedad, który na znak protestu wycofał się z pucharu. W składzie gospodarzy pozostał tylko Martin Veitch, autor pierwszego gola z finału tego turnieju, wygranego przez Athletic 3:1 z Españolem (wówczas jeszcze w hiszpańskiej pisowni). Ale mleko już się rozlało. Skandal dał mocny argument do rąk zwolennikom „Athleticu tylko dla Basków”, by ich zespół zamknął się na obcych. Zresztą Los Leones wygrali Copa del Rey po raz drugi z rzędu*, więc mogli czuć się wystarczająco silni by poradzić sobie bez wsparcia z zewnątrz. A kim byli ci obcy? Wbrew pozorom nie należeli do nich tylko „niebaskowie”, ale także piłkarze urodzeni za miedzą. Klub ograniczył bowiem rekrutację jedynie do zawodników i kandydatów na piłkarzy urodzonych w prowincji Vizcaya (z baskijskiego Bizkaia), jednej z trzech tworzących obecny Kraj Basków. Na ówczesne czasy było to wystarczające poletko na zasilenie drużyny walczącej nawet o najwyższe cele, co potwierdzają zresztą sukcesy klubu z późniejszych dekad. W pierwszych latach istnienia Primera Divisón aż 50% piłkarzy było Baskami, podczas gdy współcześnie ten współczynnik może być nawet trzy razy niższy.

Obszar Baskonii (Euskal Herria), krainy historycznie zamieszkiwanej przez Basków / Źródło: Turismo Vasco
Rozluźnienie więzów
Jeszcze w latach 50-tych Los Leones twardo trzymali się swoich przekonań. Czeski trener Ferdinand Daučík chciał sprowadzić do Athleticu czarnoskórego zawodnika Miguela Jonesa, urodzonego w Gwinei Równikowej. Jones od czwartego roku życia był związany z Krajem Basków, tam uczył się grać w piłkę, tam też wykładał następnie ekonomię na jezuickim Uniwersytecie Duesto z siedzibą w Bilbao. Władze Czerwono-Białych odmówiły przyjęcia go do zespołu, co z biegiem czasu komentowano jako przejaw rasizmu i taka łatka przylgnęła do klubu na długo. „Pomysł, że nie grałem dla Athleticu tylko dlatego, iż jestem czarny to bzdura wymyślona przez media” – tłumaczył Miguel – „Nie podpisali ze mną kontraktu, ponieważ nie urodziłem się w prowincji Vizcaya”. Łatwo znaleźć argumenty na poparcie jego słów. W tym samym roku odprawiono bowiem z kwitkiem Chusa Peredę i José Gárate, którzy uczyli się grać w futbol w Kraju Basków. Pierwszy był nawet kapitanem reprezentacji Vizcai U-16, ale przyszedł na świat w Burgos, w Kastylii- León, około 150 km od Bilbao, a drugi w Buenos Aires. Jednak dopiero debiut czarnoskórego Jonása Ramalho, a następnie Iñakiego Williamsa odmieniły spojrzenie na Athletic. Choć te wydarzenia miały też olbrzymi wpływ na samych kibiców, budząc u nich skrajne reakcje. Trudno się jednak temu dziwić. Sytuację możemy porównać do pojawienia się w reprezentacji Polski Emanuela Olisadebe. Z tą różnicą rzecz jasna, iż obaj zawodnicy Lwów urodzili się w Kraju Basków, a sympatycy klubu byli też oswajani z ich istnieniem doniesieniami o czarnych perłach z Lezamy.
Bramy klubu uchylono w latach 60-tych i 70-tych, kiedy to w zespole pojawili się zawodnicy z sąsiedniej Guipúzcoi (Agustín Guisasola urodzony w Eibarze czy José Ángel Iribar z Zarautz). Od nastania tego wyłomu rozchylają się one coraz bardziej. Athletic zaczął dążyć do tego by stać się drużyną wszystkich Basków, niemal jak baskijska reprezentacja narodowa, która odrodziła się po upadku reżimu generała Franco. Tym samym zaciąg stopniowo poszerzył się kolejne tereny: Álavę (z bask. Araba) i Nawarrę (Nafarroa, której obecność na tej liście jest kwestionowana, gdyż jedynie północna część regionu jest stricte baskijska)** w Hiszpanii oraz Dolną Nawarrę (Nafarroa Beherea), Labort (Lapurdi) i Solę (Zuberoa) znajdujące się na terytorium Francji. Cała ta kraina nazwana jest Euskal Herria – Baskonią i obejmuje zasięgiem obszar, na którym baskijska kultura odcisnęła swoje piętno. Dzięki tym zmianom w polityce transferowej Athleticu na San Mamés trafili Andoni Zubizarreta z Alaves czy Miguel de Andrés i Miguel Sola z Nawarry. Z kolei pierwszym zawodnikiem zza francuskiej granicy, który założył czerwono-biały trykot drużyny z Bilbao był Bixente Lizarazu. Co do jego baskijskich korzeni nie może być wątpliwości, a sam transfer miał miejsce w 1996 roku, lecz i tak wzbudził wśród kibiców Los Leones olbrzymie kontrowersje. Piłkarz otrzymywał nawet pogróżki od ETA z powodu występów dla reprezentacji Francji. Do tego dochodziły naciski ze strony prezydenta José Maríi Arrate, aby Bixente bardziej podkreślał swoją baskijskość.
Czasami w Bilbao zastanawiałem się czy uprawiam sport, czy służę politycznej sprawie – wspomina Lizarazu w biografii.
Rozszerzenie strefy wpływów przez Atheltic miało swoje konsekwencje dla całego futbolowego ekosystemu w regionie. Doszło do konfliktów z innymi klubami, wzajemnego podkupowania zawodników m.in. z Realem Sociedad. Txuri-Urdin także mieli swoją zasadę cantery, ale zdecydowali się od niej odstąpić w 1989 roku, gdyż Lwy wykupiły aktywując klauzulę odejścia ich kluczowego zawodnika Lorenzo “Lorean” Juarrosa Garcíę. Początkowo Real Sociedad zamierzał stworzyć kadrę jedynie z Basków i obcokrajowców spoza Hiszpanii, lecz ten eksperyment nie przetrwał próby czasu i w 2001 do ich zespołu dołączył pierwszy Hiszpan nie będący Baskiem. Dla wielu baskijskich kibiców była to wręcz zdrada. Dziś akademia Txuri-Urdin – Zubieta, funkcjonuje bardzo sprawnie. W pierwszej kadrze mają kilkunastu wychowanków, co dorównuje możliwościom Athleticu. Ponadto, w kontraktach zawodników Realu Sociedad widnieją specjalne, wyższe klauzule, przewidziane na wypadek próby wykupienia danego piłkarza przez Athletic. Od tego lata będą się one również pojawiać w umowach graczy Osasuny. Władze Los Rojillos rozwścieczyło bowiem przejęcie przez Los Leones jednego z zawodników rezerw, który właśnie miał rozpocząć treningi z pierwszą drużyną. Inne pole rywalizacji to wyścigi o podpisywanie umów partnerskich z małymi, lokalnymi klubami o pierwszeństwo w przejmowaniu ich najbardziej obiecujących piłkarzy w zamian za wsparcie finansowe, sprzęt czy podzielenie się wiedzą z zakresu szkolenia młodzieży itd. itp.
Przekroczenie Rubikonu
Inną poważną zmianą Athleticu było wyjście poza Euskal Herria. Tak jak reprezentacje narodowe klub oparł się na tzw. zasadzie dziadka. Czyli także gracze posiadający korzenie baskijskie (wbrew nazwie babcie też się liczą, zarówno ze strony matki jaki i ojca), nawet jeśli urodzili się daleko poza Baskonią, mogą być zwerbowani przez Los Leones. Najgłośniejszym przypadkiem był Fernando Amorebieta, który przyszedł na świat w dalekiej Wenezueli, lecz gdy miał zaledwie dwa lata wraz ze swoimi baskijskimi rodzicami przyjechał do Kraju Basków i tam się wychował. Dlatego też pewnym szokiem dla kibiców Athleticu było przyjęcie przez Fernando propozycji gry dla reprezentacji Wenezueli. W ten trend wpisać można i Aymerica Laporte, który miał baskijskich dziadków, ale przyszedł na świat w Akwitanii, położonej poza francuską częścią Euskal Herria.
Jednakże to co najbardziej ugodziło w fundamenty tradycji Athleticu było rozszczepienie między znaczeniami dwóch słów „wychowanek” i „Bask”. Pierwotnie każdy wychowanek był Baskiem, dziś już tak być nie musi. Jest to wprawdzie obwarowane dodatkowymi warunkami, ale te da się ominąć. W tę kategorię wpisuje się m.in. historia Ernesto Valverde. Pomimo tego, że jego rodzinnymi stronami jest Estremadura (hiszp. Extremadura) położona po przeciwległej stronie Hiszpanii niż Baskonia, w 1990 roku dołączył do Athleticu. Jak klub tłumaczył jego pozyskanie? Kiedy Ernesto był jeszcze dzieckiem wraz z rodziną przeprowadził się do Kraju Basków. Tam Valverde trafił do Deportivo Alavés, a później Sestao SC, klubu z ponad 100-letnią tradycją. W Sestao mieli go nawet szkolić trenerzy Athleticu. Argumentem za przyjęciem Ernesto do ekipy Los Leones było to, iż został wychowany w Kraju Basków, a piłkarsko wyszkolił go inny baskijski klub. Stąd tak wielki bój pomiędzy potentatem z Bilbao i drugim z San Sebastian o zgromadzenie jak największej liczby lokalnych drużyn pod swoim parasolem. W tym momencie w zasadzie każdy młody zawodnik, który pojawi się na terenie Euskal Herria wkracza w strefę wpływów Athleticu i może paść ich łupem. Choć możliwe, że aby nie drażnić sympatyków nie trafi prosto do Lezamy, lecz do jednego z klubów z sieci Los Leones. Zresztą Lwy polują i poza swoim terenem, czego dowodem jest Deiby Ochoa Ardila urodzony w Kolumbii. Ukształtował go klub Comillas CF z regionu La Rioja (leży na południe od Alaves). Comillas to drużyna młodzieżowa, która podlega znajdującemu się na terenie Baskonii SD Oyonesa powiązanemu z Athletikiem. Tym sposobem uznano, iż 16-latek może zostać zakontraktowany przez Lwy. W klubowych dokumentach zmieniono mu nazwisko na Otxoa i umieszczono w CD Baskonii – zespole C Los Leones, choć formalnie będącym klubem z odrębną organizacją.
Krok po kroku granice zasady cantery były przesuwane do tego stopnia, że trzeba było zmienić jej znaczenie, gdyż w przeciwnym wypadku pękłyby w końcu grube nici, którymi była zszywana. Nie można było z nią po prostu zerwać, ponieważ kibice wolą przeżyć spadek do Segundy niż pogrzebanie odwiecznej tradycji klubu. A trzeba mieć na uwadze, iż żadna reguła nie może przetrwać całego wieku bez jakichkolwiek zmian. Konsekwencje globalizacji i przemian społecznych w regionie sprawiły, że dziś Con cantera y afición, no hace falta importación w wykładni Athleticu należy rozumieć jako: „Z akademią/wychowankami i wsparciem kibiców, nie potrzebne nam zakupy”. Los Leones wciąż mają być silni wychowankami, nawet jeśli Ci nie będą Baskami, ani nie będą dorastać w Kraju Basków. Ma to oszczędzić klubowi wielomilionowych wydatków na transfery „obcych” zawodników.
Niemniej gdzieś zapala się czerwona lampka niebezpieczeństwa. Wychowankiem wedle FIFA jest piłkarz, który rozegrał w danym klubie trzy sezony w okresie pomiędzy 16-21 rokiem życia. To krótki okres czasu na wpojenie wartości klubowych Athleticu, na czym w dalekiej przyszłości może ucierpieć jego tożsamość. Choć nie stanie się to z dnia na dzień. Konserwatyzm kibiców pewnie zatrzyma masowy zaciąg 16 czy 18-latków, bez odpowiedniej metryki. Już zakontraktowanie Enrica Saborita (Katalończyka zbierającego szlify w szkółce Espanyolu, który jako nastolatek przeprowadził się do baskijskiej matki do Vitorii, przez co znalazł się na terenie Lwów) wzbudziło sporą polemikę. Jednakże koniec końców Los Leones będą mogli przyjąć względem młodzieżowców strategię jaką stosują inne bogate kluby. Opracowano nawet specjalny projekt – Plan Externo – ekspansji Lezamy poza własne struktury przez wysyłanie trenerów do innych klubów partnerskich czy zakładanie oddziałów akademii. Te niestety mogą posłużyć jako kolejne obozy przejściowe dla zagranicznych zawodników. Zatem choć Athletic Baskami stoi i stać będzie jeszcze długo, w przyszłości coraz częściej będziemy mogli zobaczyć w ich zespole również i innych piłkarzy ukształtowanych „wedle metod i wartości” klubu z Bilbao.
* – Ze względu na konflikt w federacji w 1910 roku rozegrano dwa turnieje Copa del Rey. Organizowany przez UECF trafił do Athleticu, a drugi rozgrywany pod egidą FEF do Barcelony. Oba tytuły są równorzędne.** – W Nawarze, wedle badań z 2016 roku, jedynie 12,9% osób powyżej 16 roku życia zna płynnie język baskijski. Ponadto mieszkańcy regionu dwukrotnie, w 1936 i 1979 roku, odrzucili możliwość przyłączenia się do autonomicznego Kraju Basków, gdyż region zdominowany jest przez hiszpańskojęzycznych Nawarczyków.