
Real Madryt we wtorek awansował do trzeciego finału Ligi Mistrzów z rzędu, mając okazję na dokonanie czegoś absolutnie historycznego w nowożytnej epoce tego pucharu. Po odpadnięciu z rywalizacji o tytuł ligowy jeszcze w 2017 roku oraz wstydliwym wyeliminowaniu z Copa del Rey przez Leganés Królewscy wciąż tlą nadzieję na uratowanie jakże pełnego rozczarowań sezonu. Pomimo podjęcia rękawicy w celu nawiązania do wyników Ajaxu i Bayernu jeszcze z lat 70. wydaje się, iż latem ekipę Zidane’a czeka szereg zmian, by na własne życzenie ponownie nie przegrała walki o pozostałe trofea. Trzeźwa ocena sytuacji? Czy może malkontenctwo spowodowane zbytnim rozpieszczeniem przez Zizou i spółkę?
180 minut rywalizacji z Bayernem było dla Realu prawdziwą drogą przez mękę. Przez długie fragmenty obu spotkań to właśnie monachijczycy byli stroną dominującą i tylko własnej nieskuteczności mogą zawdzięczać brak przepustek do Kijowa. Jednocześnie zawodnicy z Madrytu po raz kolejny udowodnili jak kluczowe potrafi być doświadczenie na tym etapie rozgrywek oraz umiejętność cierpienia na boisku. Jakże odmienny był to półfinał od tego zeszłorocznego, przeciwko Atlético, gdzie Królewscy na Santiago Bernabéu całkowicie zdominowali boiskowe wydarzenia, nie pozostawiając jakichkolwiek złudzeń Los Colchoneros. Z perspektywy całego sezonu można odnieść wrażenie, iż to ostatnie tchnienie powoli wypalającej się formuły, niczym Milan Carlo Ancelottiego w 2007 roku.
Strzelić więcej niż przeciwnik
Wśród najważniejszych przyczyn ekspresowego odpadnięcia Realu z walki o mistrzostwo Hiszpanii wymienia się impotencję tercetu BBC, a będąc bardziej precyzyjnym – dwójki Panów BB. Jednak w poszukiwaniu przyczyn braku ligowej regularności skupiłbym się w pierwszej kolejności na podstawie każdego zespołu, a więc na defensywie. Do tej pory Królewscy stracili 37 bramek w Primera División, co jest wynikiem nieprzystającym drużynie aspirującej o mistrzostwo, zwłaszcza jeśli porównamy tę statystykę z osiągami Barcelony i Atlético – od obu najlepszych zespołów w Hiszpanii Real stracił blisko dwa razy więcej bramek, a lepszym blokiem obronnym może poszczycić się również Valencia i Getafe.
Sytuacja w defensywie Realu jest o tyle problematyczna, iż indywidualnie są to zawodnicy z najwyższej półki, gracze, o których marzy każdy szkoleniowiec. Czy mając w kadrze Sergio Ramosa i Raphaëla Varane’a można w jakikolwiek sposób wzmocnić środek obrony? Czy można wyobrazić sobie lepszy duet bocznych obrońców od Carvajala i Marcelo? Kłopoty zaczynają się, gdy zaczynamy mówić o zmiennikach. Rozgrywający prawdopodobnie najsłabszy i najbardziej nierówny sezon w karierze Carvajal po odejściu Danilo pozostał bez zastępcy, co spowodowało włączeniem do kadry Achrafa Hakimiego. Ten początkowo pozostawiał po sobie dobre wrażenie, lecz nie był w stanie w dłuższym okresie utrzymać dyspozycji pozwalającej na grę w Realu, przez co w półfinale Ligi Mistrzów, wobec kontuzji Daniego i Nacho, trzeba było ratować się Lucasem. Potencjalnym wzmocnieniem prawej obrony ma zostać Álvaro Odriozola, rozgrywający kolejny solidny sezon w barwach Realu Sociedad. Theo Hernández wciąż nie potrafi odnaleźć się na Bernabéu i w niczym nie przypomina zawodnika z Deportivo Alavés, o którego tak mocno zabiegali Los Blancos. Jesús Vallejo z powodu swej podatności na kontuzje stracił blisko trzy miesiące sezonu i jedynym niezawodnym zmiennikiem pozostaje Nacho. Osobną kwestią jest brak koncentracji podstawowych zawodników w meczach z teoretycznie słabszymi rywalami. Forma chociażby Ramosa w lidze była daleka od tej, jaką prezentuje w Lidze Mistrzów, co w połączeniu z dyspozycją Carvajala i ofensywnym usposobieniem Marcelo przekładało się na fatalną grę w defensywie.
Oczywiście nie można zapomnieć o bramkarzu. Temat nowego golkipera wydaje się być wciąż aktualny w biurach przy Concha Espina. Keylor Navas, gdy wynik wisi na włosku, potrafi popisać się kapitalnymi interwencjami, jednak nie da się nie odnieść wrażenia, iż w starciach z Bayernem przy bramce Kimmichia na Allianz Arenie oraz przy golu Jamesa mógł zachować się lepiej. Od bramkarza z najwyższej półki można było wymagać zapobiegnięcia przynajmniej jednego z trafień, a tego Kostarykanin Królewskim nie zagwarantował. Spotkanie w Monachium pokazało również jak wiele niepewności wprowadza Keylor i jak bardzo nie ufają mu partnerzy z bloku obronnego. Jak donosiła rozgłośnia Onda Cero – Courtois nie zamierza przedłużać kontraktu z Chelsea, co jedynie podsyca debatę na temat obsady bramki Realu w przyszłym sezonie.
Ostatni spektakl Benzemy?
Stateczność oraz wątpliwa użyteczność Garetha Bale’a i Karima Benzemy jest problemem, o którym wśród wszystkich Madridistas powszechnie się mówi. Z tercetu BBC, będącego postrachem całej Europy, jedynym elementem pozostał Cristiano Ronaldo. Cristiano, który jeszcze jesienią także stał w ogniu krytyki. Jednak po raz kolejny udowodnił, iż “cierpi” na “syndrom LeBrona Jamesa” i nie ma barier, których Portugalczyk nie byłby w stanie pokonać. Jak pokazały decydujące mecze w Lidze Mistrzów przeciwko Juventusowi i Bayernowi, poza Ronaldo nie ma już w ataku Królewskich osób nietykalnych.
Benzema po raz kolejny błysnął w półfinale Ligi Mistrzów, choć nie zamazuje to rozczarowującej postawy w większości meczów tego sezonu. Francuz co prawda broni się aż dziesięcioma asystami w lidze, lecz za jego nieskuteczność Królewscy niejednokrotnie musieli zapłacić stratą punktów, jak w starciu z Valencią na Bernabéu. Benzema gwarantuje umiejętność gry tyłem do bramki, pomoc w rozegraniu akcji czy kompatybilność z Ronaldo, jednak trzeba zadać sobie pytanie, czy Robert Lewandowski bądź Harry Kane nie zapewniliby Realowi tego samego? Przez niemalże dekadę spędzoną w Madrycie nie można Karimowi odmówić ogromu zasług, lecz ostatnim regularnym sezonem w wykonaniu “dziewiątki” Realu Madryt był 15/16. 7,5 miliona euro rocznie, jakie otrzymuje Benzema, to zdecydowanie zbyt dużo, aby zadowalać się pojedynczymi spotkaniami, w których francuski napastnik gra na miarę swoich możliwości.
Najmniej pewnym pozostania w Madrycie w przyszłym sezonie jest bez wątpienia Gareth Bale. Skrzydłowy z Walii przestał być żelaznym punktem once de gala już w zeszłym sezonie, gdy po raz kolejny wypadł z gry przez uraz łydki. Rewelacyjna dyspozycja Isco oraz zmiana systemu gry skutecznie oddaliły Bale’a od podstawowej jedenastki w najważniejszych starciach. Zinédine Zidane wciąż podkreśla, iż Gareth jest dla niego ważny, choć decyzje personalne zupełnie temu przeczą. I nie ma w nich absolutnie nic kontrowersyjnego, wszak sam zainteresowany nie wygląda na zawodnika, któremu wybitnie zależy na odzyskaniu zaufania. Na boisku jest apatyczny, porusza się leniwie i nie uczestniczy w pressingu. Według źródeł zorientowanych wokół Realu Bale pozostaje na uboczu, nie jest zintegrowany z zespołem i wydaje się, że myślami jest już gdzieś indziej. Na dzień dzisiejszy Walijczyk jest luksusowym rezerwowym za 100 milionów, który do gry wnosi mniej niż Lucas Vázquez. Wszystko wskazuje, że dni Bale’a w stolicy Hiszpanii są już policzone, a jednym z transferowych priorytetów Florentino Péreza będzie zastąpienie skrzydłowego.
Status quo
Najbardziej stabilnie wygląda sytuacja w środku pola. Pomimo tego, iż coraz częściej mówi się o poszukiwaniu zastępcy dla Luki Modricia, to nie warto zapominać, że Real posiada w kadrze zawodnika wręcz idealnie skrojonego do wejścia w buty chorwackiego rozgrywającego. Mateo Kovačić od trzech lat zbiera szlify pod okiem krajana i z każdym kolejnym miesiącem zdobywa coraz większe zaufanie Zidane’a, czego efektem było miejsce w pierwszej jedenastce na rewanżowe starcie z Bayernem, choć wówczas zastępował Casemiro.
Rozwiązaniem, za którym optowałby Zinédine Zidane byłoby pozostawienie obecnej struktury w drugiej linii. Konkurencja do gry jest jednak ogromna, a Marcos Llorente i Dani Ceballos w trakcie sezonu byli całkowicie pomijani przez szkoleniowca. Od wspomnianej dwójki jedynie Borja Mayoral rozegrał mniej minut w lidze, nic więc dziwnego, że reprezentanci Hiszpanii w kategorii U21 są niezadowoleni ze swojej pozycji w klubie i w przyszłym sezonie poszukają szczęścia na wypożyczeniu. Utrata dwóch zawodników dostępnych w rotacji potencjalnie stworzy wakat w środku pola. Nie wykluczone, iż Królewscy pokuszą się o sprowadzenie mediocentro w celu uzupełnienia składu, choć z pewnością nie będzie to celem priorytetowym.
Głos rozsądku
Rywalizacja z Bayernem uświadomiła wielu Madridistas, iż pomimo wyeliminowania Mistrza Francji oraz Mistrza Włoch Królewscy są zespołem do pokonania. To nie jest już perfekcyjnie naoliwiona maszyna z poprzedniego sezonu, w której ciężko było wskazać słaby punkt. Dominacja Bawarczyków sprawiła, iż strach ponownie zajrzał w oczy Los Blancos. W ocenie całego dwumeczu wielu jednak zapomina, iż Real stanął naprzeciw drużynie ze ścisłego europejskiego topu i nawet najwięksi optymiści nie przewidywali łatwego awansu klubu ze stolicy Hiszpanii.
Madridismo niełatwo jest zadowolić, a jak mawia Florentino Pérez. Real Madryt to klub, którego “filozofią jest wygrywanie”. Poszukując jednak wartości dodanej do drużyny nie warto zapominać, iż obecna kadra jest zespołem epokowym i już dziś zapisała się na kartach historii. Być może warto po raz kolejny okazać im kredyt zaufania przed pozbyciem się lekką ręką ważnych elementów?
W biurach przy Concha Espina lato zapowiada się niezwykle gorąco. Zarządcy Królewskich stają przed bardzo wymagającym zadaniem, wszak jak można wzmocnić drużynę, która w ciągu ostatnich pięciu sezonów całkowicie zdominowała rozgrywki europejskie? Niektóre ruchy, takie jak wzmocnienie prawej obrony czy odejście Garetha Bale’a wydają się być nieuniknione. Niemniej Real, nawet w obliczu zmian, pozostaje w komfortowej sytuacji. Trzon zespołu od lat jest niezmienny, a status liderów w poszczególnych formacjach pozostanie niezachwiany. Celem nadrzędnym Florentino i José Angela Sáncheza powinno pozostać, aby nie zrujnować tego, co do tej pory w Madrycie zbudowano, w myśl “lepsze jest wrogiem dobrego”. Królewscy nie są zmuszeni do podejmowania gwałtownych ruchów, a zamiast rewolucji – potrzebna jest ewolucja. Jednak czy Real Madryt zadowoli się półśrodkami, czy ponownie zainwestuje wielomilionową sumę w cracka? Na to pytanie odpowiedź zna jedynie Florentino Pérez.