Kiedy w listopadzie 2012 roku, w ligowym meczu z Levante, Martin Montoya zmieniał kontuzjowanego Daniego Alvesa, cała jedenastka Barcelony składała się z piłkarzy wychowanych przez La Masię. Wydawało się wówczas, że nawet w przypadku pomyłek na rynku transferowym, Duma Katalonii zawsze będzie silna swoimi wychowankami. Kiedy jednak pięć lat później patrzymy na skład Barcelony, to możemy zauważyć, że miejsca dla młodych, zdolnych wychowanków jest coraz mniej, a ich droga do pierwszego składu dużo bardziej kręta.
Chociaż w Katalonii twierdzą, że nie ma żadnego problemu, to coraz większa liczba ekspertów wskazuje, iż to co niedawno było głównym powodem do dumy FC Barcelony, teraz staje się przekleństwem. „La Masia działa dobrze”, twierdzi Josep Vives, rzecznik klubu. „Gdybyśmy pracowali źle, nasi młodzi gracze nie mieliby tylu dobrych ofert” dodał dumnie rzecznik, tuż przed wyjazdem Jordiego Mbouli, uznawanego za jeden z największych talentów Blaugrany, który od nowego sezonu będzie już zawodnikiem Monaco. I właśnie ten transfer u wielu kibiców przelał czarę goryczy. Byli bowiem przyzwyczajeni, że młode hiszpańskie talenty są czasem podbierane, ale głównie przez angielskie kluby, które mogą im zaoferować dużo większe pieniądze i mają markę porównywalną do Barcelony. Tak też zdarzyło się i w tym roku, gdy Eric Garcia został zwabiony do Manchesteru przez Guardiolę i porzucił La Masię. Ale transfer do Monaco wskazuje, iż młodzi piłkarze Dumy Katalonii nie bardzo wierzą w fakt, że czeka ich prosta i jasna droga rozwoju, której końcem jest pierwsza jedenastka FC Barcelony. Dlatego kuszą ich takie kluby jak Monaco, które robią to, z czego jeszcze niedawno szczyciła się Barcelona, czyli potrafią stawiać na młodych piłkarzy.
Kręta ścieżka zamiast szerokiej drogi
Nie można zresztą dziwić się młodym zawodnikom. Tak jak kilka lat temu ich ówcześni rówieśnicy widzieli na murawie Camp Nou całą plejadę wychowanków, jak Valdés, Piqué, Puyol, Xavi, Iniesta, Pedro czy wreszcie Messi, tak teraz jest ich coraz mniej. Coraz częściej młodzi zawodnicy widzą w sobie raczej kolejnego Thiago czy Sandro, na których nikt nie potrafił poważniej postawić w Katalonii. Most, który był ustanowiony między Mini Estadi, a Camp Nou załamał się i pozostała po nim tylko wyrwa. Dziwnym trafem przeskoczył ją jedynie Sergi Roberto, jedyny wychowanek, który przebił się do pierwszego składu od 2010 roku. Pewnie po dziś dzień siedziałby w większości spotkań na ławce rezerwowych, gdyby nie fakt, że wykorzystał nagłą zapaść na prawej stronie defensywy i nieoczekiwanie wskoczył do składu. Jednak sam piłkarz też doskonale wie, że to najprawdopodobniej tylko chwilowa sytuacja, gdyż władze już szukają wzmocnień na tę pozycję, a on sam powróci do walki o jedno z miejsc w środku pola.
Sprzedane niezbędne ogniwa
Problemem w Barcelonie nie jest fakt, że La Masia doznała jakiego kryzysu, ponieważ sama szkółka działa bardzo dobrze. Praktycznie wszystkie roczniki rok do roku odnoszą kolejne sukcesy, wygrywając wiele krajowych i międzynarodowych turniejów. Problem jest w wytyczeniu ścieżki rozwoju dla młodych graczy, którzy muszą opuścić już juniorskie zespoły i przenieść się do seniorskiej piłki. Dochodzi do kuriozalnej sytuacji. FC Barcelona od kilku okienek transferowych szuka piłkarzy na pozycje, które mogła swobodnie obsadzić wychowankami, których u siebie miała. Kiedy padają kolejne doniesienia transferowe, dotyczące tego, kogo chciałby w swoim zespole Valverde, to na usta cisną się trzy nazwiska: Thiago, Pedro, Bartra. Tak jak odejście dwóch ostatnich z wymienionych zawodników być może było konieczne, bowiem nie godzili się oni na miano rezerwowych, a na grę w pierwszym składzie nie mieli szans, tak dziś byliby idealnym uzupełnieniem ekipy Valverde. Pedro mógłby grać ważną rolę, jeśli prawdą jest, że u nowego trenera Messi przeniesie się na środek pola. Bartra też mógłby otrzymywać coraz więcej szans na grę, bowiem w środku defensywy Barcelona zawsze ma problemy, o czym świadczy pomysł pozostawienia Thomasa Vermaelena w kadrze. Najbardziej boli jednak strata tak kreatywnego zawodnika takiego jak Thiago, zwłaszcza patrząc na to jak mocno zarząd Dumy Katalonii zabiega obecnie o Verattiego i ile będzie musiał za niego zapłacić, jeżeli PSG zgodzi się na transfer. FC Barcelona nie miałaby takiego problemu, gdyby wiedziała kiedy zaufać własnemu wychowankowi i mocniej na niego postawić. Fakt, że Thiago odszedł do Bayernu, gdzie zaczął grać pierwsze skrzypce praktycznie od pierwszego meczu, nie świadczy dobrze o kompetencjach zarządu, sztabu szkoleniowego i nie daje dobrego przykładu dla młodych piłkarzy La Massi marzących o występach w Barcelonie.
Bellerin następcą Fàbregasa i Piqué
Przyznał to także sam rzecznik klubu, który przy ostatnim transferze Mbouli powiedział: „okazuje się, że młodzi piłkarze chcą odchodzić z klubu szybciej, niż gdy będą w pełni gotowi do gry w pierwszej drużynie”. Analiza tego problemu musi jednak przyjść dość szybko, ponieważ Duma Katalonii traci na tym konkretne pieniądze, co pokazuje przykład Bellerina. Piłkarz Arsenalu może powtórzyć casus Cesca Fàbregasa i Gerarda Piqué, którzy powracali na Camp Nou z angielskich boisk. Każdy powrót cieszy zapewne trenera pierwszej drużyny, gdyż taki piłkarz czuje się emocjonalnie związany z klubem, ale martwi klubowego skarbnika, bowiem może sporo kosztować. Dużo więcej niż, gdyby ten zawodnik nigdy nie chciał z Barcelony uciekać.
O tym, że brakuje obecnie jakiegokolwiek pomysłu na wdrożenie młodych piłkarzy w tryby pierwszej drużyny, pokazuje przykład Munira, Sandro i Paco Alcácera. Barcelona miała w składzie dwóch młodych napastników, którzy byli uznawani za utalentowanych, a mimo wszystko wolała oddać Sandro za darmo do Malagi, a Munira na wypożyczenie do Valencii, by w ich miejsce kupić za 30 milionów Paco Alcácera, innego piłkarza, w którego przypadku również mówi się przede wszystkim o potencjalnych umiejętnościach.
Tym co jest optymistyczne dla kibiców Barcelony jest to, iż La Masia wciąż działa sprawnie. W Mistrzostwach Europy U-17, które niedawno wygrała reprezentacja Hiszpanii, główne role znów odgrywali piłkarze Barcelony. Abel Ruiz i Mateu Morey zostali wybrani do najlepszej jedenastki turnieju. A Alejandro Orellana, Sérgio Gomes czy Juan Miranda również mogą zaliczyć ten turniej do udanych. Wielka więc rola zarządu i sztabu szkoleniowego w tym, by w porę wypatrzyć, który z nich w przyszłości może pójść drogą Xaviego, Puyola czy Iniesty i zapewnić prostą, klarowną drogę do pierwszej drużyny, zbudowaną na zaufaniu w umiejętności piłkarza.