Niegdyś wróżono mu wielką karierę, był nadzieją holenderskiej piłki. Wydaje się jednak, że nie do końca wykorzystał swój potencjał i mógł osiągnąć znacznie więcej. Choć z drugiej strony być może nazbyt wiele sobie po nim obiecywano, a sprawy prywatne przeszkodziły mu w karierze? Przed państwem Rafael van der Vaart!
Młodzi gniewni
Kiedy Zlatan Ibrahimović trafił do Ajaxu, 18-letni wtedy van der Vaart był już tamtejszą gwiazdą, zadebiutował w reprezentacji i otwarcie mówił, że chce zostać najlepszym piłkarzem świata. Czy to mogło spodobać się Szwedowi z równie nabrzmiałym ego? Na pewno nie! I tak właśnie było. Holender był ulubieńcem publiczności i zdobył nagrodę Golden Boy, dla najlepiej zapowiadającego się, młodego piłkarza w Europie. Co ciekawe był pierwszym laureatem tego wyróżnienia w historii. Zlatan starał się jak mógł, ale nawet licznymi golami nie mógł dorównać popularnością Rafaelowi, bożyszczu nastolatek z Amsterdamu. Konflikt między graczami narastał, a apogeum osiągnął podczas ich meczu przeciwko sobie w barwach reprezentacji narodowych. Zawodnik ,,Trzech Koron” sfaulował pomocnika Oranje tak brutalnie, że ten musiał opuścić plac gry. Po spotkaniu ostro skrytykował klubowego partnera: ,,Wiem, że zrobił to specjalnie. Jego na to stać, jest po prostu stuknięty.”
Ibra nie mógł puścić mu tego płazem i po powrocie do Amsterdamu doszło między nimi do bójki w klubowych pomieszczeniach. Ówczesny trener Ronald Koeman chciał ich zmusić do pogodzenia się, więc umieszczał ich w jednym pokoju na każdym zgrupowaniu. Na niewiele się to zdało, dlatego zdecydowano, że Ajax musi sprzedać jednego z nich. Drużyna nie mogła być targana konfliktami. Latem 2004 roku Szwed odszedł do Juventusu, a van der Vaart rok później udał się do niemieckiego Hamburgera SV. Po latach, ten drugi przyznał że szanuje Zlatana, a na ich zachowanie miał z pewnością wpływ młody wiek i chęć pokazania kto jest lepszy.
Sylvia i Rafael podbijają Niemcy
Przeprowadzka van der Vaarta do Hamburga była szczególnie krytykowana przez Johana Cruyffa, który uważał, że to dla zawodnika krok w tył. Czas pokaże, że pomocnik najpierw zrobił krok w tył, aby potem wykonać dwa kroki naprzód. Prawdziwym powodem jego odejścia było jego niezadowolenie z pozycji na boisku, bowiem wystawiano go jako środkowego napastnika. Uważał, że jest niesprawiedliwie traktowany, a trener nie akceptuje jego opinii. Tak się złożyło, że jeszcze przed transferem do Hamburgera poznał Sylvię Meis, z którą niedługo później wziął ślub. Jego żona, modelka często brylowała na okładkach pism dla dorosłych. Podobno zdarzyło jej się także zagrać w kilku filmach +18, aczkolwiek nigdy nie potwierdziła tych informacji. Małżeństwo stało się prawdziwą parą celebrytów, holenderską odpowiedzią na Davida i Victorię Beckham.
To właśnie żona namówiła van der Vaarta na wyjazd akurat do Niemiec. Dostała bowiem ofertę zostania jurorem w tamtejszym talent show. Szybko stała się jedną z najpopularniejszych partnerek piłkarzy. Rafael cieszył się jej szczęściem i jednocześnie bardzo dobrze prezentował się na boisku. W ciągu trzech lat stał się czołowym pomocnikiem w Bundeslidze i kapitanem zespołu, czym zwrócił na siebie uwagę europejskich potęg, na czele z Realem Madryt. Jego wybranka natomiast wcale nie była chętna na przeprowadzkę do Hiszpanii. Podobało jej się życie w Niemczech i zainteresowanie mediów jej osobą. Ostatecznie mąż przekonał ją do zmiany otoczenia, a Real Madryt zapłacił za transfer pomocnika około 15 milionów euro.
Życie (nie) jak w Madrycie
Przechodzimy do tego, co nas redaktorów portalu i Was drodzy czytelnicy kręci najbardziej, czyli hiszpańskiej piłki. Kibice Realu bardzo optymistycznie przyjęli sprowadzenie van der Vaarta. W szatni Los Blancos spotkał swoich kolegów z reprezentacji Holandii, czyli Ruuda van Nistelrooya, Arjena Robbena, Wesleya Sneijdera, Roystona Drenthe. Sześć miesięcy później dołączył do nich jeszcze Klaas-Jan Huntelaar. W stolicy Hiszpanii powstała prawdziwa kolonia Oranje i niekoniecznie wyszło to Królewskim na dobre. Akurat van der Vaart wraz Drenthe wytrwali w drużynie najdłużej. Pomocnik był dosyć nieregularny, przez co w sezonie 2008/09 często wchodził z ławki rezerwowych. Niezbyt mu się to podobało i zaczął poruszać temat swojego powrotu do Niemiec.
Wszystko zablokowała choroba jego żony, bowiem u Sylvii wykryto raka piersi. Leczenia podjęli się lekarze z madryckiej kliniki. Ciężka sytuacja rodzinna kosztowała piłkarza sporo nerwów, nieprzespanych nocy i mniejszego zaangażowania w futbol. Wobec stanu zdrowia żony pozwolono Rafaelowi pozostać w drużynie na jeszcze jeden sezon, ale po transferach Kaki i Cristiano Ronaldo jego szanse na grę bardzo bardziej zmalały. Na jego szczęście Brazylijczyk często łapał kontuzje i wtedy Holender mógł pokazać swoje umiejętności. Wykręcił nawet nieco lepsze liczby niż sezon wcześniej. Nie zrobiło to wrażenia na nowym trenerze Realu, czyli José Mourinho. Portugalski szkoleniowiec dał mu do zrozumienia, że jego czas w Madrycie się kończy. Wielu kibiców zasmuciło takie ,,wypchnięcie” Holendra z klubu, ale na jego miejsce czekali już nowo sprowadzeni: Sami Khedira, Mesut Özil i Sergio Canales. Ostateczny bilans Rafaela van der Vaarta w Realu Madryt zatrzymał się na 73 spotkaniach, 12 golach i 11 asystach.
Holenderski kogut zachwyca Anglię
Tottenham ściągnął pomocnika w ostatnim dniu okna transferowego i był to świetny rucha zarówno dla klubu, jak i dla piłkarza. W Anglii przeżywał jeden ze swoich najlepszych okresów w karierze.
On i Gareth Bale byli kluczowymi ogniwami Kogutów w sezonie 2010/11, kiedy Spurs awansowali do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, czyli najdalej w swojej historii. Świetnie wyglądała także jego współpraca z Peterem Crouchem. Jego specjalnością były efektowne trafienia z dystansu.
Szokiem dla van der Vaarta i mediów było to, że jego żona przyznała się do zdrady. Piłkarz wybaczył jej i zdecydował się opuścić deszczowe wyspy, aby jego wybranka mogła spełniać się zawodowo. Można powiedzieć, że szczytowy okres jego kariery przypadł na dwa lata w Tottenhamie, bowiem po powrocie do Hamburga było już tylko gorzej…
Coraz niżej
Było już tylko gorzej nie tylko w życiu zawodowym, ale i prywatnym. Podczas nocy sylwestrowej 2012 piłkarz uderzył swoją partnerkę. W oczach opinii publicznej stał się ,,damskim bokserem”, ale prawda jest taka, że od dawna w jego małżeństwie nie układało się najlepiej. Stres i sprawa rozwodowa nie pomagały osiągać dobrych wyników sportowych. Mimo to van der Vaart zagrzał w Hamburgu kolejne trzy lata, mając opinię doświadczonego i zasłużonego piłkarza.
Jego kolejnym przystankiem był Real Betis. Powrót do Hiszpanii obiecał podobno swojemu dziadkowi, który chciał by jego wnuk zakończył karierę na Półwyspie Iberyjskim, w Kadyskie. Stamtąd pochodzi matka Rafaela. Cadiz wyrażało zainteresowanie, ale nie mogło pozwolić sobie na pokrycie jego płacy. Dostał najwyższą pensję w ekipie z Sewilli i nie pokazał praktycznie nic. Był nieprzygotowany do gry, rzadko łapał się na ławkę rezerwowych i kilka razy wchodził na końcówki spotkań. Betis nie mógł sobie pozwolić na kolejny sezon z pustoszącym klubową kasę Holendrem. Ciekawostką jest, że pomocnik nie mógł tam grać w swoich ulubionych, czerwonych butach, które mogłyby się kojarzyć z…barwami lokalnego rywala. Dzięki takiemu zapisowi w kontrakcie, mógł inkasować dodatkowe 115 tysięcy euro miesięcznie. Całkiem nieźle, prawda? Dodatkowo kluby nocne stały się częstym punktem jego odwiedzin, a jego zdjęcia w stanie upojenia alkoholowego wyciekały do internetu. Stało się jasne, że tak dalej być nie może.
#Betis | Van der Vaart exprime sus vacaciones mientras el club le busca una salida https://t.co/cTHC57aE23 pic.twitter.com/53XUekAUAQ
— Estadio Deportivo (@Estadio_ED) June 23, 2016
Na przeprowadzkę do Danii, nakłoniła go jego nowa partnerka, czyli Estavana Polman. Holenderska piłkarka ręczna występuje w tamtejszej lidze. Rafael najpierw trafił do Midtjylland, a dopiero tego lata do Esbjerga, gdzie w kobiecej sekcji handballa występuje nowa towarzyszka życia zawodnika.
Był w tak złym stanie fizycznym, że najpierw został na miesiąc zesłany do rezerw pięciokrotnego mistrza Danii, aby nie odstawać poziomem przygotowania od kolegów z drużyny. Na razie wchodzi na końcówki z ławki rezerwowych, ale prawdopodobnie to także końcówka kariery 35-latka. Van der Vaart już kilka lat temu zrozumiał, że jego kariera jest na zakręcie i spełni pokładanych w nim za młodu oczekiwań. Kogo może winić? Siebie? Trenerów? Kobiety? Wydaje się, że nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. Ciekawe, czy uda mu się jeszcze kiedyś spełnić obietnicę daną dziadkowi…