Który piłkarz nie marzy o znalezieniu się na pierwszych stronach sportowych gazet? O tym, aby być największą gwiazdą swojego klubu i o tym, aby znaleźć się na ustach wszystkich kibiców? Rzecz jasna tylko w tym pozytywnym świetle. Pewnie nie inaczej było z Michu. Błyskawicznie sięgnął szczytu, ale jego kariera nie potoczyła się tak, jakby sobie tego życzył…
Życie nie zawsze bywa sprawiedliwe. Michu może podzielić swoją piłkarską karierę na dwa etapy: przed i po kontuzji. Hiszpan nabawił się urazu kostki, który początkowo nie wydawał się aż tak groźny. Jakby tego było mało, doszły też problemy z kolanem. Innymi słowy – kontuzje go nie opuszczały. Przyjazdy do gabinetów lekarskich, wizyty na rehabilitację, przyjazdy do gabinetów lekarskich, wizyty na rehabilitację i tak bez końca… Co się teraz dzieje z Hiszpanem, za którego swego czasu Arsenal chciał wydać aż 30 milionów? Zacznijmy może od początku.
@MichuOviedo
Michu przyszedł na świat w 1986 roku w Oviedo. Rzecz jasna w tym samym mieście stawiał swoje pierwsze piłkarskie kroki. Jako dzieciak został zapisany do szkółki miejscowego Realu, a w 2003 roku zadebiutował w Tercera División. Miał wówczas zaledwie 17 lat. W seniorskiej drużynie spędził cztery lata rozgrywając ponad sto spotkań i strzelając trzynaście goli. Co jak co, ale towarzystwo do gry miał wyborne. Santi Cazorla, Juan Mata… Wszyscy wywodzą się właśnie ze szkółki Oviedistas. Był ważną postacią w powrocie zespołu do Segundy B.
Klub jednak nadal walczył o przetrwanie próbując radzić sobie z wielkimi problemami finansowymi. Ale najlepsi zawodnicy i wielkie talenty opuszczały drużynę. Jeszcze w 2003 roku Santi Cazorla wybrał Villarreal, a Mata Real Madryt. Sam Michu pozostał w tej ekipie aż o cztery lata dłużej, tak długo jak tylko mógł. Klubu z rodzinnego miasta nigdy nie przestał kochać. Real Oviedo i Michu to jedność do tego stopnia, że konto piłkarza na Twitterze nosi nazwę @Michuoviedo.
W 2007 roku Real Oviedo ponownie zameldowało się w Tercera División, co spowodowało kolejny exodus piłkarzy. Tym razem wśród opuszczających klub znalazł się i Michu. Przeprowadził się do Vigo, jednak o Los Azules nie zapomniał. Kilka lat później gdy rozpoczynał swoją przygodę ze Swansea pomógł Oviedistas w potrzebie, chętnie sięgając do portfela. Asturyjski Real po latach balansowania na krawędzi znalazł się o włos od bankructwa i potrzebował dwóch milionów euro, by się uratować. “To mój lokalny klub. Klub, który kocham. Fani Swansea powinni wiedzieć jak wiele to znaczy dla mnie i dla kibiców Oviedo. Po przyjeździe czytałem historię Swansea. Pamiętam, że kibice Łabędzi kupili udziały klubu, kiedy dziesięć lat temu miał kłopoty. Ja, Mata i Cazorla nabyliśmy akcje Realu Oviedo. Chcemy spróbować pomóc klubowi, w którym każdy z nas grał. Mamy nadzieję, że to wystarczy.” – odpowiedział Michu spytany o sytuację drużyny, w której stawiał swoje pierwsze kroki. Dzięki nagłośnieniu akcji SOS Real Oviedo, wsparciu kibiców z całego świata oraz jednego z najbogatszych ludzi na Ziemi, Carlosa Slima, ekipa z Asturii nadal znajduje się na futbolowej mapie.
Teatr jednego aktora
Będąc graczem wówczas drugoligowej Celty, Hiszpan był o krok od awansu szczebel wyżej. O wszystkim zadecydowały jednak rzuty karne z Granadą w półfinale play-offów. Michu co prawda strzelił gola w pierwszym meczu, ale w drugim to Granada była górą. Rzuty karne lepiej wykonywali Andaluzyjczycy, a na domiar złego jedną z “jedenastek” przestrzelił nie kto inny jak wychowanek Oviedistas. Futbol bywa okrutny, a Michu mógł się wówczas o tym przekonać po raz kolejny. Był to rok 2011 i zarazem ostatni sezon Hiszpana w barwach Celty. 27 lipca wygasł jego kontrakt i na zasadzie wolnego transferu stał się częścią Rayo Vallecano, beniaminka La Liga, prowadzonego wówczas przez Sandovala. Już wkrótce jego los miał się odmienić.
W sezonie 2011/12 cała uwaga kibiców skupiał się właśnie na nim. Chłopak ten dla większości wydawał się zwykłym przeciętnym grajkiem – czasem wpakował kilka goli, czasem zepsuł kilka sytuacji. Był kolejnym wynalazkiem dyrektora sportowego, Felipe Miñambresa, który dostrzegł w nim znacznie więcej. Przy bezgranicznym zaufaniu trenera Sandovala w Michu dokonała się przemiana. Zdobył 15 bramek, czyli tyle samo ile przez trzy sezony dla pierwszej drużyny Celty. Stał się tym samym zbawcą walczących o utrzymanie Błyskawic. Dobre występy na boiskach w Hiszpanii sprawiły, że do Vallecas zaczęły napływać różne oferty transferowe. Jedną z nich była ta ze Swansea City na około 2,5 miliona euro. Dla zmagającego się z olbrzymimi długami Rayo była to propozycja nie do odrzucenia.
Bohater jednego sezonu? Michu z pewnością z taką łatką przychodził do Walii. Nie ma się co dziwić – był piłkarzem, o którym rok wcześniej w Hiszpanii mało kto słyszał i jeszcze nieznanym w Premier League. Szybko jednak się przedstawił. W swoim debiucie przeciwko QPR strzelił dwa gole i zaliczył asystę, a jego drużyna pokonała rywali aż 5:0. Sam Michu został wybrany MVP pierwszej kolejki. Z czasem pobił kolejne klubowe rekordy. Ba, zapisywał się w historii nie tylko Swansea, ale i całej Premier League. Dla przykładu: był zawodnikiem pochodzącym z Hiszpanii, który aby zdobyć trzynaście goli potrzebował zaledwie ośmiu meczów. Wcześniejszy takowy rekord należał do Fernando Torresa za czasów Liverpoolu, kiedy był uważany za jednego z najlepszych w swoim fachu. Chłopak „z przeceny”, który w dwa sezony podbił dwie najlepsze ligi świata? O oferty nie było trudno. Latem 2013 roku Arsenal zaproponował za Michu aż 30 milionów euro. A kilka miesięcy później Hiszpan zadebiutował w reprezentacji. Sen trwał. Były wywiady, autografy, okładki magazynów.
Upadek
W debiutanckim sezonie zdobył dla Swansea 22 bramki, z czego 18 w BPL, jednak następny nie był już tak kolorowy. Czar prysł. Rozpoczęły się problemy ze zdrowiem, najpierw z kolanem później z kostką. Los się od niego odwrócił i zrzucił z piedestału. Trener Garry Monk, który zastąpił Laudrupa zwolnionego z powody kiepskich wyników Walijczyków nie mógł sobie pozwolić na cierpliwość wobec Michu. Następnego lata Hiszpan trafił na wypożyczenie do Napoli Beniteza. Tam zamiast powrotu do sił przeżył najgorszy momenty w swojej karierze. W sierpniu 2014 roku doznał kontuzji i musiał przejść operację stawu skokowego. Tym samym był to dla niego koniec sezonu. Kampania na dobre nawet się nie rozpoczęła, a dla Michu już się zakończyła. Dla piłkarza takiego jak on musiała być to prawdziwa gehenna…
Michu to zawodnik, który nie gra w piłkę dla pieniędzy. Futbol jest jego pasją, jego życiem. Dlatego też pomimo tak traumatycznych przeżyć nie złożył broni, nie odszedł w pogoni za pieniądzem za ocean czy do Azji. 21 grudnia 2015 roku dołączył do amatorskiego czwartoligowca, UP Langreo. Co skłoniło Hiszpana na taki krok? Z pewnością fakt, iż drużyna ta prowadzona jest przez jego brata, Hernána Péreza. U jego boku mógł trenować w spokoju.
“Trzeba być w życiu honorowym.” – mówi Michu odnośnie swojego przejścia do UP Langreo. Hiszpan pomimo ofert z różnych klubów grających na znacznie wyższym poziomie, chciał być fair i najpierw odbudować formę pod okiem brata, a nie spędzać czas w gabinecie lekarskim i pobierać wysoką pensję. Pérez, brat piłkarza, mówi że “Michu cierpiał bardzo wiele: większość na jego miejscu już dawno porzuciłaby piłkę”.
W Langreo Michu może swobodnie trenować, ma także szansę na grę. Na razie chce się cieszyć grą, po swoim debiucie powiedział: “Zawsze jest jakiś ból. Nie wiem jak to jest grać bez bólu, ale ogólnie czuję się dobrze. To było bardzo dawno. Mój ostatni mecz… to była sztuczna murawa, sześćdziesiąt minut, a potem moja kostka powiedziała “dość”. Teraz wierzę, że uda mi się wstać. Nie planuję niczego, cieszę się kolejnym treningiem, a potem będę chciał zagrać nieco dłużej. Wtedy zobaczymy, czy będę w stanie grać na wyższym poziomie czy też nie.”
Pierwsze kroki do powrotu?
Minęło ponad pół roku. W międzyczasie Michu zafundował kibicom asturyjskiej drużyny nieco słodyczy jaką niesie ze sobą futbol. Swoimi 8 golami w 15 występach przyczynił się do wicemistrzostwa Langreo w Grupie II i udziału w play-offach o awans do Segudny B. W pierwszym meczu z Alcalą jego ekipa przegrywała 2:0, lecz w 90′ Michu przedłużył nadzieję Asturyjczyków. W rewanżu na własnym boisku to już Langreo było górą i to pomimo osłabienia, gdyż bohater poprzedniego spotkania niesłusznie wyleciał za drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. Na szczęście odwołanie do Komisji Apelacyjnej przyniosło skutek i wychowanek Oviedo wspomógł zespół zdobywając dwa gole w dwumeczu z Deportivo Haro. Po jednym na występ (pierwszy mecz 1:1). Niestety, pomimo trafienia Michu w dogrywce rewanżu, piłkarze Haro zdołali wyrównać na 2:2 po świetnym uderzeniu z rzutu wolnego i za sprawą zasady goli wyjazdowych pozostali w grze o promocję kosztem drużyny braci Pérezów.
Póki trwa okienko nie można być pewnym przyszłości Michu. Miał co prawda ofertę z Realu Oviedo, lecz ostatecznie nie doszło do jego zakontraktowania. Obecnie nadal dzielnie trenuje pod okiem brata. Być może jednak jeszcze ktoś wyciągnie po niego rękę i zabierze przynajmniej na zaplecze La Liga. W każdym razie – trzymamy za to kciuki!