Paulo Futre nie był zwykłym piłkarzem. To był gracz, który elektryzował publiczność. Był nieprzewidywalny i szybki. Przez lata uznawany za trzeciego najwybitniejszego zawodnika Konkwistadorów zaraz po Eusebio i Luisie Figo. Pewnie gdyby nie niektóre decyzje i bezkompromisowość byłby jeszcze lepszy. Cesar Menotti, wybitny argentyński trener przepowiadał Futre świetlaną przyszłość wróżąc, że skalą talentu pokona samego “Boskiego Diego”. Zmienił jednak zdanie po tym, jak nie poradził sobie z charakterem Paulo – „Prawa noga Maradony jest warta sto razy więcej niż obie Portugalczyka”.
Srebrna piłka
Paulo Jorge dos Santos Futre przyszedł na świat 28 lutego 1966 w portugalskiej miejscowości Montijo pod Lizboną. W wieku ośmiu lat zwrócił na siebie uwagę półprofesjonalnego klubu C.D. Montijo, w którym pierwsze kroki prawie dwadzieścia lat później zaczął stawiać bramkarz Portugalii, Ricardo. Montijo nie było wielkim klubem, w swojej historii tylko 3 razy wspięli się na poziom ekstraklasy: 72/73, 73/74 i 76/77. Poza tym znajdował się w “strefie wpływów” Sportingu CP, więc kwestią czasu okazało się skojarzenie Futre z Lwami z Lizbony.
Na Alvalade nie zagrał od razu, chociaż już w wieku dziewięciu lat przyjęła go tamtejsza akademia. Musiało minąć sporo czasu nim młody Futre zadebiutował w koszulce popularnych Lwów. Gdy skończył 17 lat nadeszła jego pora – wystąpił w 21 meczach, w których trzykrotnie wpisywał się na listę strzelców. Po obiecującym sezonie młokos zażądał znaczącej podwyżki. Na warunki nastolatka nie przystał prezydent klubu, Joao Rocha i z lekkim sercem odprawił go do Porto. Dla kibiców stołecznego Sportingu była to niewybaczalna decyzja. Nienawiść rozczarowanych kibiców była tak wielka, że Paulo po lipcowym transferze, w obawie o swoje bezpieczeństwo, w rodzinnym mieście pojawił się dopiero na święta Bożego Narodzenia i to w towarzystwie bodyguarda.
Joao Rocha szybko tej decyzji pożałował. Futre w ekipie Smoków rozegrał trzy wspaniałe lata i okrzyknięto go jednym z najzdolniejszych piłkarzy w całej Europie, a jego nazwisko trafiło do notesów skautów największych klubów. Punktem kulminacyjnym był sezon 86/87, który ekipa z Estádio das Antas zakończyła z Pucharem Mistrzów. Rewelacyjną formę w europejskich rozgrywkach „dziesiątki” Porto docenili dziennikarze. W plebiscycie France Football zajął drugie miejsce, tuż za Ruudem Guillitem. Dlatego niedorzecznym wydawały się obietnice kandydata na nowego prezydenta Atlético, Jesúsa Gila, który w swojej przedwyborczej kampanii gwarantował transfer Portugalczyka. Ku zdziwieniu wszystkich, Futre przeniósł się do Madrytu, a przekonanie drugiego piłkarza globu do transferu zapewniło Hiszpanowi stanowisko prezesa klubu.
Syn prezesa
Futre zyskał sympatię czerwono-białej części Madrytu po pierwszej publicznej wypowiedzi. „Tydzień w Hiszpanii wystarczył mi żeby znienawidzić Real Madryt” – powiedział. „Swój chłop” – pomyśleli fanatycy Atlético, „palant” – kibice Los Blancos. Ślepo zakochany w talencie Portugalczyka był wspominany kontrowersyjny prezes Atlético, Jesús Gil. Relacje na linii Futre-Gil były jak między ojcem i synem, choć jak sam Futre wielokrotnie przyznawał – był złym synem. Często iskrzyło między nimi. To było oczywiste. Żaden nie miał w zwyczaju komukolwiek schodzić z drogi, nawet jeśli jechali pod prąd.
Portugalczyk nie tolerował publicznej i dosadnej krytyki całego zespołu przez swojego szefa, dlatego często dochodziło do sprzeczek w szatni i gabinecie prezesa. Biuro sternika klubu po takich kłótniach godzinami tonęło w kłębach dymu papierosowego. Zresztą w czasach świetności był nałogowym palaczem. Kiedy występował jeszcze w Porto zejście do szatni na przerwę oznaczało dla niego czas na papierosa. “Jaranie szlug” było wspólnym rytuałem Paolo Futre i Józefa Młynarczyka. Jego zdrowie tolerowało tytoń. Z płucami nigdy nie miał najmniejszych problemów, dlatego palenie w niczym nie mogło mu przeszkadzać – tak przynajmniej twierdził. Będąc już w tematyce zdrowotnej. Jedynie kolana odmawiały mu posłuszeństwa. Ich kontuzje doprowadziły do rozstania się z Atléti w 1993 roku. Po przewlekłych urazach nigdy nie wrócił już do wielkiej formy i w żadnym z kolejnych klubów – Benfice, Olympique, Milanie czy West Ham nie czarował tak, jak w stolicy Hiszpanii.
Puchar Króla (Europy)
Derby Madrytu w finale Pucharu Króla w 1992 roku na Estadio Santiago Bernabéu to był jego mecz. Atlético odniosło zwycięstwo nad odwiecznym rywalem 2-0, a Futre zdobył drugiego gola. Potężnym strzałem przy krótkim słupku pokonał bramkarza Realu, Paco Buyo, za którym delikatnie mówiąc, nie przepadał. “Zaciekle rywalizowałem z Buyo. Piętnaście dni przed meczem przyczepiłem jego zdjęcie do lustra. Zawsze kiedy kładłem się spać i spojrzałem na niego, byłem zmotywowany. Kiedy się budziłem, patrzyłem na niego i myślałem: Zaraz wybuchnę” – wspominał Portugalczyk po meczu. Ten dzień w pamięci fanów Los Colchoneros zapisał się jako jeden z najbardziej wyjątkowych wieczorów w historii atletismo. Zwycięstwo w Copa del Rey z Realem znaczyło dla kibiców tyle, co mistrzostwo świata albo Puchar Europy.
Golkiper Realu był zresztą jego największym wrogiem. Nienawiść wywołał incydent w grudniowych derbach Madrytu w 1989 roku. Buyo na oczach Futre symulował, co zakończyło się wykluczeniem innego piłkarza Atlético, Antonio Orejuelii. Odtąd media każdorazowo opisywały derby Madrytu jako dwa równocześnie rozgrywane pojedynki: między Realem i Atlético oraz Buyo i Futre.
Kontrowersyjna decyzja arbitra wyprowadziła Wielkiego Paulo z równowagi i Portugalczyk tego meczu również nie dokończył. W 92. minucie Real strzelił decydującego o losach spotkania gola na 2-1. Wszyscy Rojiblancos wiedzieli, że bramka padła ze spalonego, lecz sędzia główny, pan Martin Vazqúez, pozostał nieugięty wobec apelacji zawodników. Za niewybredne komentarze pod adresem liniowego Futre wyleciał z boiska, a ukaraniem piłkarza zajęła się również komisja dyscyplinarna. Nie przeszkodziło to jednak Portugalczykowi w odwiedzeniu szatni sędziowskiej po zakończonym meczu by jeszcze raz dowieść swoich racji. Portugalczyk ostatecznie zapłacił grzywnę w wysokości 159 tysięcy peset, a zawieszenie przedłużono do 3 spotkań.
Futre to człowiek Atlético z krwi i kości. Rewelacyjny zawodnik z charyzmą i trudnym charakterem. Piłkarz-legenda, choć z Atléti nie odniósł tak spektakularnych sukcesów jak pierwotnie zakładano, on sam czuje spełnienie w roli piłkarza i kapitana reprezentującego czerwono-białe pasy. „Nie wymieniłbym tamtego pucharu na tytuł mistrzowski ani nawet na pięć tytułów. Strzelić bramkę przeciwko Realowi na Santiago Bernabéu ma dla mnie równie wielkie znaczenie jak zdobycie Pucharu Europy z Porto” – powiedział. Często widywany na Vicente Calderón wśród najbardziej fanatycznej grupy kibiców Frente Atlético. Nigdy nie zachowuje się jak VIP. Na mecze zakłada czapkę i szalik z herbem klubu, a na trybunach podskakuje, krzyczy i śpiewa razem z innymi zapaleńcami. Atléticos takich ludzi po prostu kochają.