Wielu było już na boiskach La Liga zawodników, którzy błysnęli i równie szybko zniknęli z piłki na najwyższym poziomie. Gdzie się podziewają i dlaczego ich losy potoczyły się tak, a nie inaczej? Na pierwszy ogień — były zawodnik Realu Betis — Rafael Sobis.
Rafael, który stał się Sobisem
Początki kariery Brazylijczyka były ciekawe. Urodził się w średniej wielkości mieście, Erechim, w stanie Rio Grande do Sul. Rafael Augusto Sobis do Nascimento przechodził ze szkółki do szkółki i to nie w byle jakich klubach. Zaczynał w małej lokalnej drużynie, by po jakimś czasie uprawiania futbolu, trafić do Cruzeiro. Spędził tam rok i został wyłowiony przez inną dużą brazylijską drużynę — Corinthians. Pozostał tam jedynie kilka miesięcy, by ostatecznie trafić w rodzinne strony, do Internacionalu z Porto Alegre.
I choć zadanie miał nie takie proste, bo musiał zastąpić Daniela Carvalho i Nilmara, to szybko poznali się na jego talencie i w wieku 19 lat, dokładnie w 2004 roku zaczął swoją przygodę z profesjonalnym futbolem. Wcale nie w jakimś mizernym stylu, a z przytupem…
Tak strzelał Sobis już w swoim pierwszym sezonie, przeciwko tak wielkiej drużynie, jaką jest Boca Juniors, w której grali wtedy Tevez, Palermo, Schelotto, a bramki strzegł Abbondanzieri. W Internacionalu się nie pomylili. Pozyskali prawdziwą perłę, która z miejsca zaczęła odmieniać grę drużyny.
Rok 2004 i 2005 to wygrane w Camponeato Gaucho, czyli mistrzostwach stanowych. Natomiast w 2006, ostatnim podczas pierwszego pobytu w Porto Alegre, Sobis praktycznie w pojedynkę poprowadził swoją ekipę do zwycięstwa w Copa Libertadores, strzelając w finale przeciwko Sao Paulo dwa gole. Mecz skończył się wygraną Internacionalu 2:1.
Taka postawa nie mogła umknąć klubom z Europy i wiedział o tym doskonale prezydent Internacionalu. Na początku kariery zawodnik, podobnie do innych piłkarzy z Brazylii i nie tylko, posługiwał się swoim imieniem. Piłkarz ma jednak korzenie ukraińskie, a ich śladem jest jego nazwisko – Sobis. Manewr z “wyciągnięciem na wierzch” korzeni europejskich, miał na celu przyciągnięcie chętnych do kupienia utalentowanego młodziana, podbicie kwoty odstępnego. Owszem, znalazło się wielu chętnych na Rafaela, ale czy właśnie dlatego?
Okno wystawowe
Nie tylko w Internacionalu Sobis prezentował się bardzo dobrze i był kluczowym elementem swojej drużyny. W 2005 roku, w Holandii, odbyły się Mistrzostwa Świata U20. Brazylia zdobyła tam brązowy medal, a Rafael był ważnym zawodnikiem swojego zespołu, przebywając na boisku przez 595 minut, spośród 660 możliwych. Strzelił gola i zaliczył asystę. Trzeba jednak przyznać, że Brazylia nie miała wtedy gwiazdorskiego składu.

Rafael Sobis w starciu z Tranquillo Barnettą podczas meczu fazy grupowej MŚ U20 w 2005 roku. Brazylia wygrała ze Szwajcarią 1:0 | Foto: Wikipedia
Kadra Canarinhos z tych mistrzostw to między innymi, znani z boisk La Liga Filipe Luis, Renan, Diego Alves, a także wyśmiewany przez kibiców ulubieniec Dungi, Diego Tardelli. I wszystko szło dobrze, aż do półfinału, w którym Brazylii przyszło zmierzyć się z Argentyną. Ekipą, w której prym wiódł Leo Messi, a grał w niej także Pablo Zabaleta. Ten pierwszy otworzył wynik meczu, a drugi dobił Brazylijczyków, w 93 minucie, trafiając na 2:1. Turniej wygrali Argentyńczycy, zwyciężając z Nigerią, grupowym rywalem Canarinhos, a Brazylia zdobyła brąz po triumfie nad Marokiem. Sobis nie dostał żadnego wyróżnienia za ten turniej, ale niewątpliwie, w notesach scoutów wielkich klubów pojawiło się kolejne nazwisko talentu z Ameryki Południowej. Rafael pokazał się z dobrej strony i to na tle takich zawodników jak Messi, Aguero (rozegrał tylko 84 minuty), Graziano Pelle, Fernando Llorente czy uznany drugim najlepszym piłkarzem turnieju – John Obi Mikel.
Co ciekawe, po tych mistrzostwach, Sobis stracił na chwilę miejsce w pierwszym składzie na rzecz Iarleya. Jednak długo nie zajęło mu, aby po raz kolejny stać się głównym motorem napędowym drużyny z Porto Alegre.
W Sewilli (prawie) jak w raju
Valencia, Racing Santander oraz Milan – to zespoły, które miały zamiar pozyskać Rafaela Sobisa. Jednak to Real Betis wykazał się największą determinacją i za sumę 8,5 mln € pozyskał brazylijskiego młodziana, z którym podpisał… 8-letni kontrakt. Dla Verdiblancos były to świetne lata, aczkolwiek tamte lato dla kibiców musiało być bolesne. 24 sierpnia 2006 roku z klubu odszedł ulubieniec, a wręcz bożyszcze kibiców, Joaquin. Za kwotę 25 mln € przeniósł się na Mestalla. Zastąpić go miał m.in. Sobis, w którym pokładano wielkie nadzieje. Przyszedł na otarcie łez, cztery dni po transferze Ximo.
Rafael bardzo szybko zaskarbił sobie sympatię kibiców. W swoim drugim występie, a 3. kolejce sezonu 2006/07, Brazylijczyk strzelił dwa gole w przegranym 2:3 meczu derbowym z Sevillą. Tak czy siak, Beticos obdarzyli młodziana bezgranicznym zaufaniem. Tak samo jak trener i włodarze klubu. Zawodnik grał w kratkę, ale to przecież jego pierwszy sezon w Europie. Rokował świetnie i momentami grał fenomenalnie. To jeden z tych zawodników, o których bez żadnego zawahania można powiedzieć, że “ma to coś”. I choć już w piątym meczu nabawił się czerwonej kartki, a na kolejne gole Verdiblancos musieli długo czekać, wszyscy na Sobisa patrzyli wyjątkowo życzliwie. I kiedy jego najzagorzalsi zwolennicy zaczęli wątpić, bo Rafael od 17 kolejek nie trafiał do bramki, magik z Erechim wyczarował taką o to bramkę, z wielką Barceloną.
31 meczów, cztery bramki, ponad 2200 minut na boisku. Z takim rezultatem zakończył swój pierwszy sezon w Hiszpanii. Miało być lepiej, zresztą, wierzyli w niego nie tylko w Sewilli, ale także i w reprezentacji Brazylii. Debiut zaliczył już we wrześniu, przeciwko Argentynie.
Kolejny sezon zaczął bardzo obiecująco. Po sześciu kolejkach Sobis miał na koncie trzy bramki i wydawało się, że tym razem wszystko pójdzie tak, jak powinno od początku. Potem jednak coś się zacięło w brazylijskiej strzelbie. Sobis zaczął tracić zaufanie trenera Héctora Raúla Cúpera, a potem Francisco Chaparro Jary. W drugiej połowie sezonu Brazylijczyk wchodził prawie wyłącznie z ławki i nadal nie był w stanie “zrobić różnicy”. Mimo to grał regularnie i nikt nie postawił na nim krzyżyka. Nadal był to zawodnik, na którego Verdiblancos liczyli. A sam Sobis pokazał się z dobrej strony na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie, w których Brazylia zdobyła brązowy medal.
Mimo zwichrowanego celownika i równie falującej formy, Sobis nadal był lubiany. Wiązano z nim plany na przyszłość, ale wtedy do akcji wkroczył jego agent i wielkie pieniądze z Zjednoczonych Emiratów Arabskich, konkretnie z Al-Jaziry. Betis dostał satysfakcjonującą ofertę, w granicach 10 mln €. Nikt za Sobisem w Sewilli nie płakał, jednak nie chciano się go pozbywać, to on i jego agent chcieli skorzystać z tej szansy, bardziej finansowej niż sportowej. Panowie postawili na swoim i Rafael opuścił Europę, raz na zawsze.
Podróżnik
Przygody w Al-Jazirze Sobis na pewno nie będzie wspominać najlepiej. Zapewne, dzięki pobytowi w ZEA ustawił się do końca życia, ale jeśli już chodzi o sam aspekt piłkarski, zdecydowanie nie wyszło mu to na dobre. W reprezentacji z miejsca go skreślono, szans na rychły powrót na europejskie boiska też nie było. Dlatego aż dwa sezony, jeden z największych brazylijskich talentów, spędził właśnie na arabskich boiskach. I choć były mecze, w których strzelał po kilka goli, pokazując swój instynkt strzelecki, widać było, że męczy się i nie czuje tam zbyt dobrze.
Sobis wrócił więc, w ramach wypożyczenia, do Internacionalu… Z którym po raz kolejny sięgnął po Copa Libertadores, znów strzelając w finale. Dzięki temu zagrał także w Klubowych Mistrzostwach Świata. Piłkarz chciał zostać w Brazylii, Al-Jazira domagała się jednak 7 mln € za transfer, na które Internacional nie mógł sobie pozwolić. Jeszcze przed tym wspaniałym osiągnięciem, Sobis udzielił wywiadu dla UEFA.com, w którym padły takie słowa:
Nigdy nie zapomnę radości po finale w 2006 roku. Wracanie do tego w pamięci sprawia mi radość, chcę to powtórzyć.
Ze względu na niemożność pozostania w Internacionalu, Brazylijczyk trafił do innego mocnego brazylijskiego klubu, Fluminense, także na zasadzie wypożyczenia, by rok później zostać tu na stałe. W 2012 roku sięgnął po mistrzostwo Brazylii oraz mistrzostwo stanowe Rio de Janeiro. Także kolejne rozgrywki były dla niego znakomite – 10 goli, 10 asyst i 2,2 kluczowego podania na mecz. Przygoda Sobisa z Fluminense skończyła się jednak z powodu pieniędzy, mimo dobrych występów (lecz nieco gorszych już w 2014 roku), włodarze klubu oznajmili Sobisowi, że jeśli ten chce podpisać nowy kontrakt z klubem, będzie musiał zgodzić się na obniżkę pensji. Rafael zaprotestował i szybko znalazł się chętny, meksykańskie Tigres, które buduje prawdziwy dream team.
Tego na pewno Sobis nie żałuje. Tigres nie brakuje funduszy, stać ich było przecież na zatrudnienie choćby Gignaca, a sam Brazylijczyk spisywał się tak dobrze, że został wybrany do jedenastki roku…
W Meksyku wypowiadają się o nim w samych superlatywach, a ESPN wystawiło Sobisowi taką oto laurkę:
To nic dziwnego, że Tigres radzi sobie tak dobrze w Copa Libertadores, Sobis zebrał w tym turnieju wiele doświadczenia. Dodał także od siebie wiele w rozgrywkach ligowych, w swoim pierwszym sezonie, w którym strzelił osiem goli czym wydatnie pomógł swojej drużynie ukończyć sezon regularny na czele tabeli.
Rafael nie zwalnia tempa. Ma już 30 lat na karku, a w tym roku strzelił 7 goli i dorzucił 1 asystę. W lidze meksykańskiej na pewno zostanie jeszcze jakiś czas, bo nikt tak kluczowego zawodnika pozbywać się chcieć nie będzie. A i samemu Sobisowi nie brakuje ani poziomu gry, ani pieniędzy.
Zaprzepaszczony talent?
Jak można oceniać Rafaela Sobisa? To na pewno postać wielowymiarowa. Z jednej strony magik, obunożny zawodnik dysponujący niesamowitym uderzeniem. Piłkarz potrafiący w kluczowych momentach wziąć sprawy w swoje ręce. Niesamowity technik, który w starciach z rywalami radzi sobie bardzo dobrze, mimo słabych warunków fizycznych. Co poszło więc nie tak? Tego się już nie dowiemy. Nie dowiemy się co by było gdyby Sobis pozostał w Betisie, a przynajmniej w Europie. Być może wreszcie wskoczyłby na odpowiednie tory, zacząłby grać na poziomie, jakiego od niego oczekiwano. Trudno przewidywać, bo Rafaelowi w Betisie zwyczajnie brakowało solidności, ustabilizowania formy. Miał na to szanse i czas, wybrał jednak inaczej. Nie wiemy też, czy byłby lekarstwem na problemy Canarinhos z obsadą na padu, choć myślę, że wcale ryzykownym nie będzie stwierdzenie, że tak czy siak, Sobis prezentuje wyższy poziom piłkarski niż wyśmiewany Tardelli. Dlaczego Sobis tak zadecydował? Czy dla pieniędzy, a może zawodnik po prostu czuł, że na warunki europejskie jest za słaby? Dla mnie jednak na zawsze pozostanie niespełnionym talentem, zawodnikiem, który gdyby nie jeden zły ruch w swojej karierze, mógłby dziś być w zupełnie innym miejscu. Być na ustach kibiców piłkarskich na całym świecie…