W Hiszpanii najważniejsze mecze sezonu zwykło się nazywać „finałami”. Pierwszy z nich dla Málagi miał miejsce właśnie w zeszły weekend na Estadio La Rosaleda. Real Valladolid miał trzy punkty mniej, a niektóre media pisały, że to dla podopiecznych Bernda Schustera rywalizacja o „siedem punktów”. Trzy za zwycięstwo, kolejne trzy przewagi oraz jeden — nazwijmy to — bonusowy w przypadku równej liczby punktów na koniec sezonu, kiedy to mogą się liczyć bezpośrednie starcia.
To był zdecydowanie dziwny dzień w Máladze. Rano bardzo deszczowo, zaś popołudniu już słonecznie. Zadeklarowani malaguistas obchodzili niewielki festyn dla najmłodszych kibiców, a może po prostu: fiestę. Tuż obok obiektu Diputación de Málaga, czyli władze miasta, pokusiło się o organizację gier sportowych oraz zabaw dla dzieciaków. Efektem tego było ponad dwa tysiące młodych sympatyków piłki na Estadio La Rosaleda.
Prawie jak zawsze, niemiecki szkoleniowiec nie umieścił na liście powołanych Bartka Pawłowskiego, choć wszyscy doskonale pamiętamy jego golazo z pierwszego meczu na Estadio José Zorrilla, gdzie także było remisowo. Polak był jednak na stadionie, wspierał swoich kolegów, a niedługo po meczu musiał zbierać się na zgrupowanie reprezentacji U-21 do Białegostoku.
Od samego początku nie brakowało spięć, gdyż Málaga potrzebowała tych punktów jak tlenu, by dalej zdrowo funkcjonować w Primera División. Pierwsze minuty należały właśnie do podopiecznych Schustera, a Diego Mariño nie miał prawa narzekać na bezrobocie. I choć bramkarz Valladolid dwoił się między słupkami, to po akcji zimowych wzmocnień Iakovenko oraz Amrabata futbolówka trafiła do Roque Santa Cruza, a Paragwajczyk głową wyprowadził gospodarzy na prowadzenie w trzynastej minucie meczu.
Wobec dramatycznej sytuacji na Ukrainie, w strefie dziennikarskiej często padały porównania tamtych wydarzeń do wojny odbywającej się na murawie, rzecz jasna, w odpowiedniej skali i rozmiarach. Pierwsza odsłona gry skończyła się rezultatem 1:1 po tym, jak Larsson trafił do siatki, a dość sprawnie dograł mu Manucho. I choć to gospodarze zasługiwali na prowadzenie, niebagatelną rolę dla losów spotkania odgrywał jednak golkiper Realu, Mariño.
Druga część meczu? Również wyrównana, więcej w niej było prawdziwych emocji niż przepięknej gry. Drużyna Schustera szukała drugiego trafienia na wszelkie możliwe sposoby, ale ostatecznie nie znaleźli właściwej opcji. Pablo Pérez i Samu zmienili Iakovenko oraz Tissone, a ten ostatni został mocno wygwizdany przez wszystkich zgromadzonych. Los malaguistas ślepo chcieli zwyciężyć, bez względu na styl czy okoliczności. Nic dziwnego skoro w ostatnich czterech spotkaniach zanotowali ledwie dwa oczka. Co ciekawe, grupa Frente Bokerón, czyli ultrasi Málagi, wywiesili na początku drugiej połowy transparent „Esta grada está con su ciudad #SalvemosLaMundial”, co było nawiązaniem do obrony zabytków Málagi należących do listy światowego dziedzictwa UNESCO.
Końcówka to już koncert parad Diego Mariño, choć ostatnie słowo należało do Willy’ego Caballero, który w doliczonym czasie wyciągnął uderzenie Javiego Guerry. Wizja strefy spadkowej była blisko, lecz od czego jest Argentyńczyk? Sytuacja w Máladze jest napięta, fani nie wytrzymują kolejnych upokorzeń, a drużyna nie potrafi zagrać przyzwoicie nawet przez godzinę. Po ostatnim gwizdku Undiano Mallenco szkoleniowca gospodarzy żegnało chóralne „Schuster vete ya”, czyli prośba o powiedzenie basta. Natomiast Niemiec ironicznie klaskał i odmachiwał kibicom niczym ojciec żegnający swojego syna przed dalekim wyjazdem. Taki gest wcale nie doda mu wsparcia wśród sympatyków klubu z Andaluzji.
Choć nasz rodak nie grał, to udało nam się go spotkać po raz kolejny w strefie mieszanej. Ubranego w szary dres z czarnym gwiazdkami — może chce zapoczątkować nową modę w Hiszpanii? Wymieniliśmy kilka słów, jednak najciekawiej zapowiadały się konferencje prasowe obu trenerów.
Fragmenty konferencji prasowych
Juan Ignacio Martínez (JIM):
Nie możesz być zadowolony z remisu, kiedy przyjeżdżasz z misją tryumfu, nawet wiedząc jak trudne czeka cię zadanie. Málaga szybko trafiła, więc natychmiast nieco zaiskrzyło, a chłopaki wzięli się w garść. Mimo remisu, uważam, że zasłużyliśmy na więcej. Musimy wyciągnąć pozytywne wnioski, przed nami jeszcze wiele meczów, ale trzy punkty pozwoliłyby nam odetchnąć i nabrać trochę życie.
Nie rozmawiałem jeszcze z piłkarzami szczegółowo, ale dałem im do zrozumienia, że utrzymanie nadal jest sprawą otwartą. Będziemy walczyli do końca, nastawienie jest pozytywne i budujące. Przeciwnik grał u siebie przy wsparciu kibiców, więc nie możemy też lamentować po tym remisie.
Jesteśmy zaopatrzeni w mentalność zwycięzców i chcemy kontynuować oraz rozwijać ten projekt. Prezydent klubu pogratulował nam, widząc więcej życia oraz parę pozytywnych impulsów w grze chłopaków. Jeśli odpowiednio na to spojrzeć, za sobą mamy tylko konkretniejsze porażki z Realem oraz Bilbao, więc to nie jest stan krytyczny.
Przeanalizowaliśmy wnikliwie stałe fragmenty Málagi. Duda potrafi je wykonywać, a Roque bądź Camacho świetnie je zamykają. Pierwszy gol to nasza pomyłka, oczywiście trafienie Santa Cruza z główki. Nasi napastnicy, czyli Guerra i Manucho, też napsuli trochę krwi przeciwnikowi.
Za nami trudny tydzień, ale drużyna jest pełna życia. Rozwijamy się z każdym dniem, a treningi tylko nam pomagają. W obliczu naszej nieciekawej sytuacji, zespół dojrzewa i prezentuje się coraz lepiej.
Bernd Schuster:
W naszej sytuacji musimy szanować każdy punkt, choć wiadomo, że wolelibyśmy wygrać. Cóż, niewiele brakowało, ale nie udało się. Każdy punkty ma gigantyczną wartość, więc szkoda, że przeciwko Realowi Sociedad nie wyciągnęliśmy remisu.
Nikt nie lubi takich pożegnań jak to dzisiejsze. To nie pierwszy raz nam się zdarza, zwykła powtórka. Nie podoba mi się to, zresztą tak samo jak kibicom. Oni nie są zadowoleni z takich środków, więc podzielam ich rozczarowanie.
Po meczu wykonywałem wiele gestów, zawsze jest ich dużo, więc nie przypominam sobie, o co konkretniej może wam chodzić.
Zamiast natchnieni genialną publiką zdobyć drugą bramkę, zawaliliśmy nasze okazje, dlatego też jestem rozczarowany. Trudno powiedzieć, co się stało, ale to było osiągalne zwycięstwo, które z niewiadomych przyczyn oddaliśmy rywalom.
Korespondencja z Estadio La Rosaleda: Kuba Wilmanowicz | @Kuba4pl