
2 lipca 2006 roku, Estadio Nacional de Chile w Santiago, rewanżowy mecz finału tamtejszej Apertury pomiędzy odwiecznymi rywalami z chilijskiej stolicy – Colo Colo oraz Universidad de Chile. Regulaminowe 180 minut nie przyniosło rozstrzygnięcia, więc o wyłonieniu zwycięskiej drużyny musiały zadecydować rzuty karne. W bramce El Popular stał młody, ale już z doświadczeniem reprezentacyjnym, bramkarz Claudio Bravo i miał szansę zdobyć pierwszy w swojej karierze tytuł…
Najzwinniejszy kondor
Claudio Andrés Bravo Muñoz, bo tak brzmi pełne imię i nazwisko obecnego bramkarza Realu Sociedad San Sebastian, urodził się 13 kwietnia 1983 roku w małej miejscowości Viluco położonej kilkadziesiąt kilometrów na południe od stolicy Chile. Gdy jako mały chłopak zaczął wykazywać zadatki na bycie piłkarzem, jego ojciec osobiście zaprowadził go do Akademii Colo Colo, co wcale nie okazało się kiepską decyzją. Nie odkrył jednak swojego powołania od razu. Zaczynał jako napastnik, później był także obrońcą, ale braki w predyspozycjach do gry na tych pozycjach sprawiły, że spróbował zająć miejsce między słupkami.
Gdy miał dziewiętnaście lat, zadebiutował w pierwszej drużynie Colo Colo. Zanim jednak do tego doszło, kariera przyszłego kapitana reprezentacji wisiała na włosku. Z powodu niskiego wzrostu rozważano wydalenie go z akademii El Cacique, ale dzięki wstawiennictwu Julio Rodrígueza, pierwszego trenera Claudio Bravo, zagrożenie zostało zażegnane i młody Chilijczyk mógł skupić się na rozwijaniu swoich umiejętności. „On zawsze był profesjonalistą, dzięki ciężkiej pracy jest w pełni rozwiniętym bramkarzem” – to słowa Rodrígueza o bohaterze tego tekstu. Od momentu debiutu jego kariera nabrała tempa. W 2003 roku był już pierwszym bramkarzem Colo Colo, rok później zadebiutował w reprezentacji Chile podczas Copa America w meczu przeciwko Paragwajowi. Momentem przełomowym dla losów jego dalszej kariery był jednak finał Apertury, podczas którego dzięki swoim popisom w rzutach karnych wygrał dla El Colo mistrzostwo Chile. W zasadzie dzięki jednemu. Swoją zwinnością i refleksem zadziwił kibiców obu drużyn, gdy sparował na słupek zgrabnie podciętą piłkę przez zawodnika Universidad, Mayera Candelo, chociaż leżał już na murawie.
Dzięki swojej koordynacji dorobił się przydomku Cóndor Chico, nawiązującego do ksywki Roberto Rojasa, który bronił barw stołecznego klubu kilkanaście lat wcześniej.
To tylko przypieczętowało jego rychły transfer do któregoś z klubów na Starym Kontynencie. 9 lipca 2006 roku oficjalnie ogłoszono zakontraktowanie Bravo przez Real Sociedad za kwotę 1,2 miliona euro. W swoim pierwszym sezonie przyszło mu stoczyć walkę o miejsce między słupkami baskijskiego klubu z Asierem Resigo, swoim rówieśnikiem, zaledwie o pół roku młodszym od Bravo. Wygrał rywalizację z wychowankiem klubu z Donostii, a w lidze zadebiutował w zremisowanym bezbramkowo starciu z Mallorcą. Warto dodać, że trenerem Basków był wtedy znany z polskich ławek trenerskich José Mari Bakero. Po spadku z ligi musiał pogodzić się z rolą rezerwowego, jednak po sezonie 2007/08 odzyskał należne sobie miejsce i zaczął budować swoją pozycję od początku.
Sezon 2009/10 oprócz tego, że okazał się ostatnim sezonem dla Basków na zapleczu La Liga, przyniósł Claudio dwie rzeczy. Groźny uraz na początku kwietnia, który wyeliminował go z gry do końca sezonu, a wcześniej jedynego w swojej karierze… gola. W ligowym spotkaniu, w którym rywalem Realu Sociedad był Gimnàstic Tarragona strzelił z rzutu wolnego, jak się później okazało, zwycięskiego gola jeszcze w pierwszej połowie spotkania.
Kondor z najwyższej półki
Pierwszy sezon po powrocie do Primera División to absolutna dominacja Claudio Bravo. Rozegrał komplet 38 ligowych spotkań w pełnym wymiarze czasowym. Nie zagrał tylko w dwóch spotkaniach Copa del Rey, a jego miejsce zajął wtedy Eñaut Zubikarai i pod względem numeru 1 i numeru 2 w baskijskim klubie taka sytuacja panuje po dziś dzień.
„Myślę, że była to najlepsza gra nogami, jaką kiedykolwiek widziałem u bramkarza” – te słowa wypowiedział Roy Hodgson po towarzyskim spotkaniu reprezentacji Anglii przeciwko Chile wygranym przez podopiecznych Jorge Sampaolego 2:0 po dwóch bramkach Alexisa Sáncheza. To że kapitan reprezentacji El Equipo de Todos grę nogami ma opanowaną w stopniu bliskim perfekcji nie podlega większym dyskusjom. Dobrze operuje obiema nogami, obrońcy z chęcią angażują go do rozegrania piłki lub przerzucenia ciężaru gry na drugą stronę boiska.
Do baskijskiego zespołu pasuje również charakterologicznie, ponieważ nie brakuje mu odwagi, co udowadnia poprzez grę na przedpolu, broniąc w sytuacjach beznadziejnych w bardzo agresywny sposób. Między innymi sposób gry nogami zawdzięcza, przywołanemu już wcześniej, swojemu mentorowi Julio Rodríguezowi. Obecnie zajmuje się on szkoleniem bramkarzy w chilijskiej filii Holenderskiej Akademii Piłki Nożnej z Zaandam. Jednak w czasach gdy Claudio dopiero kandydował do bycia poważnym bramkarzem Julio przebywał na stażach u legendy bramkarskiej szkoły Fransa Hoeka za czasów jego pracy w Ajaxie Amsterdam. Jego metody treningowe postanowił przenieść na grunt chilijski i dzięki nim rozwijać swoich podopiecznych czego świetnym przykładem jest Bravo. Do Europy trafił jako piłkarz świadomy swojej wartości, możliwości i tego co ma do zaoferowania zespołowi, dostosowując się do jego taktyki. Rodríguez nauczył Bravo bycia elastycznym. Gra nogami Bravo jest na to niezbitym dowodem. Obecnie Hoek szkoli bramkarzy w Bayernie Monachium i pod jego okiem rozwija się Manuel Neuer. O ile sposób gry zespołu Pepa Guardioli drastycznie różni się od sposobu gry Realu Sociedad, to łatwo zauważyć, że obaj są przygotowani do bycia ważnym elementem gry nie tylko z zadaniami, które mają na celu powstrzymanie rywala. Obaj są istotnymi elementami i wzmocnieniem formacji obronnej w grze po ziemi i wychodzeniu spod pressingu lub po prostu rozgrywaniu ataku pozycyjnego. Nie jest mu także obce zagrywanie idealnych piłek przez całe boisko tworząc partnerom z ataku okazje strzeleckie.
Nie bez przyczyny mówiło się o zainteresowaniu Bravo przez gigantów, Manchester City czy Barcelonę. El Halcón to bramkarz wpisujący się w definicję nowoczesnego golkipera i gdyby nie swoje minusy, mógłby być realnie rozpatrywany jako kandydat do wymieniania pośród wielkich bramkarskich nazwisk. Zdarzają mu się jednak nienajlepsze interwencje, pierwsze na myśl przychodzą mi niebezpieczeństwa, jakie tworzy kiedy wybija albo piąstkuje piłkę przed siebie, co niestety często kończy się bramką. Tylko w San Sebastian się na to nie zwraca uwagi, bo straconymi bramkami się nikt nie przejmuje. Tam zwraca się uwagę na bramki strzelone, a bramkarza na swoje potrzeby mają genialnego.