Wiecie, że istnieją. Kryje się to gdzieś na dnie waszej świadomości. Czasem przypomnicie sobie nawet nazwę, a w wyjątkowo sprzyjających okolicznościach coś więcej. Szczególną datę, wielką gwiazdę czy sukcesy. O czym mowa? O klubach, które kiedyś rywalizowały z gigantami, by teraz utonąć w odmętach historii.
Dziesięć zespołów zakładało Primera División w roku 1929. Sześć z nich wciąż w niej gra. Jednym z pozostałej czwórki jest Real Unión Club SAD. Drużyna, która kiedyś była postrachem Realu Madryt i Barcelony, a dziś rywalizuje z m.in. rezerwami tych pierwszych. Zresztą w lidze ma też innego założyciela Primera División – Arenas Club de Getxo (o nim pisaliśmy już w tym miejscu). Zapraszam na podróż w przeszłość. W stronę Kraju Basków.
Początki przed… początkiem
O co właściwie chodzi? To wymaga głębszego wyjaśnienia. Zacznijmy od tego, że Irún było, jak przystało na Kraj Basków, miastem, które dość szybko ogarnął „szał” piłki nożnej. Bliskość granicy z Francją, gdzie sport ten zawitał jeszcze wcześniej, tylko w tym pomogła. Na fali tego uniesienia powstał, już w 1902 roku, Irún Foot-Ball Club. Kilka lat później (najprawdopodobniej 1907, choć niektóre źródła podają rok 1906) zmienił on nazwę na Irún Sporting Club, by podkreślić jego wielosekcyjność, w skład której wchodziły m.in. kolarstwo czy pelota vasca. Mniej więcej w tym samym czasie wybrano też pierwszego prezesa, został nim Ricardo Costa. Ustalono też barwy – biała koszulka, czerwono-białe spodenki. Do tego wszystkiego zorganizowano zawody sportowe, na które zaproszono m.in. zawodników z Francji.
Zanim przejdziemy dalej, wypada mi podkreślić, że Irún nie było i nie jest dużym miastem. Obecnie ma ponad 60 tysięcy mieszkańców, ale w czasach, gdy piłka zaczęła tam gościć, liczba ta oscylowała w granicach 10-12 tysięcy. Tymczasem, niedługo po powstaniu Sportingu, bo już w roku 1908… założona została druga drużyna: Racing Club de Irún. Co ciekawe, oba zespoły debiutowały w starciach z wczesnymi wcieleniami Realu Sociedad, w niedalekiej przyszłości ich największego rywala.
Miasto szybko się podzieliło. Część mieszkańców sprzyjała Sportingowi, część Racingowi. Trzeba przyznać, że lepiej wybrali ci drudzy. Choć to Sporting jako pierwszy pokazał się na arenie krajowej, biorąc udział, już w roku 1910, w mistrzostwach Hiszpanii. Nic wielkiego jednak nie zdziałał, podobnie jak dwa lata później. W edycji Anno Domini 1913 wystartowali już ich lokalni rywale. I to jak wystartowali! W półfinale, od tej fazy zaczęli, pokonali 1:0 F.C. España, nieistniejący już klub z Barcelony. Sam mecz był ciekawy choćby z tego względu, że nie uznano w jego trakcie sześciu (sic!) zdobytych goli. Finał z Athletikiem objął dwa spotkania. W pierwszym, mimo dogrywki, padł remis 2:2. W drugim, za sprawą Reteguiego, zdobywcy jedynej bramki, tryumfowali zawodnicy Racingu.
Powoli jasne stawało się, że w tak małym mieście nie mogą istnieć dwa kluby, grające na tak wysokim poziomie. Postanowiono więc zrobić coś, czego w dzisiejszych czasach nikt zapewne nie jest w stanie sobie wyobrazić. Zadecydowano o połączeniu derbowych rywali. Dodajmy jeszcze, że zrobiono to za radą… króla Alfonsa XIII. Połączenie się udało, a po królewskiej ingerencji został ślad w nazwie klubu – Real – i jego herbie – korona. I to właśnie tę datę, 15 maja 1915, uznaje się za początek istnienia Realu Unión. Oznacza to też ni mniej, ni więcej, że mistrzostwo Hiszpanii wywalczone w roku 1913 (dziś liczone jako Copa del Rey) nie jest uznawane za jeden z sukcesów tej drużyny. Kolejne miały jednak nadejść.
Najlepsi amatorzy
Pierwszym meczem nowo powstałego tworu było oczywiście spotkanie z Realem Sociedad San Sebastian. Wygrane 6:1. Wymarzone otwarcie. Trzeba zresztą zaznaczyć, że w tamtych czasach Real, ten z Irún, miał w Kraju Basków więcej kibiców, niż jego lokalni rywale ze stolicy regionu. Dziś – nie do pomyślenia.
W kolejnych latach, aż do roku 1918, nie działo się w historii klubu nic godnego uwagi. W czasie, gdy Europa na nowo wchodziła w fazę pokoju, pod koniec I wojny światowej, fronterizos wygrali regionalne rozgrywki, co premiowało ich do udziału w krajowych finałach mistrzostw Hiszpanii. W drodze do finału wygrali ze Sportingiem Gijón (4:1 w meczu, w którym trzy gole padły z karnych) i Fortuną de Vigo (taki sam wynik). W finale, przeciwko Madrid FC, znanemu później jako Królewscy, wystąpili oni w następującym składzie: Muguruza (bramkarz), Carrasco, Múgica (obrońcy), Emery, Petit, Elguizabál (pomocnicy), Angoso, Legarreta – kapitan, Arabolaza, Amantegui i Acosta (napastnicy). Po dwóch trafieniach Legarrety, na które rywale nie odpowiedzieli, tryumfował Real. Sam mecz nie obył się jednak bez kontrowersji. Najpierw bramki dla zwycięzców nie uznano, a potem… zaliczono gola, którego prawdopodobnie nie było. Zresztą madrycka publiczność zareagowała na decyzję sędziego bardzo żywiołowo. Wynik stał się jednak faktem i to gracze z Irún świętowali.
Nieprzypadkowo podałem w poprzednim akapicie nazwiska zawodników Racingu. W tamtych latach był to bowiem etatowy dostawca graczy dla hiszpańskiej reprezentacji. Eguiazábal, Joaquín Vázquez i Patricio Arabolaza wystąpili na igrzyskach olimpijskich w roku 1920. Ten ostatni, w meczu z Duńczykami wygranym 1:0, zdobył zresztą pierwszą bramkę w historii La Roja,oczywiście w meczu oficjalnym. Poza nimi w kadrze grali też: Patxi Gamborena, Echeveste, Errazquin, Sagarzazu, Luis Regueiro, Pedro Regueiro i Elícegui. Wszyscy w latach ’20. i ’30. Oprócz tego znalazł się też reprezentant Francji, René Petit, który do Realu trafił z madryckiego klubu. Tego, który dziś jest najbardziej znanym Realem.
W latach 1920-’29, a więc do startu Primera División, zawodnicy z Irún rządzili na swym podwórku. Sześciokrotnie wygrali Campeonato Regional de Guipúzcoa, rozgrywki, które uprawniały do startu w finałach mistrzostw Hiszpanii. Przerywać tę hegemonię w tamtym czasie potrafił tylko Real Sociedad. Na szczeblu krajowym szło im już gorzej, ale i tak dwukrotnie zdołali zwyciężyć. Działo się to w 1924 i 1927 roku.
Z ważniejszych wydarzeń, które nawiedziły klub w tamtym czasie, warto przypomnieć finał z roku 1922. Barcelona ograła wtedy Real Unión 5:1. Nie to jednak było w tym meczu najważniejsze. W jego trakcie w bójkę wdali się Arabolaza (Real) i Surroca (Barcelona). Spotkanie przerwano na pół godziny. Ostatecznie wszystko skończyło się gorzej dla drużyny z Irún: Patricio Arabolaza został zawieszony na rok, a klub musiał zapłacić 500 peset kary. Więcej powodów do radości mieli Irundarras w roku 1925 – ograli wtedy 4:0 Boca Juniors, które odbywało swą trasę po Europie. Wszystkie bramki zdobył Errazquín. Z 19 meczów rozegranych na Starym Kontynencie, Argentyńczycy przegrali tylko trzy, a jeden zremisowali. Zresztą, pokonał ich też Athletic. Siła Basków ukazana w najlepszy sposób. Rok później, 19 sierpnia 1926, Real Unión oficjalnie zainaugurował stadion, który służy im aż do dziś. Stadium Gal, nazwany na cześć biznesmena, który pokrył połowę kosztów budowy otwarto meczem przeciwko Barcelonie.
W kolejnym sezonie miał miejsce wspomniany już ostatni triumf w mistrzostwach Hiszpanii, dzisiejszym Pucharze Króla. W książce, wydanej na pięćdziesięciolecie klubu, A. Karag napisał: „Jako klub amatorski, Real Union był najlepszy na świecie”. Przesada? Być może. Nie ulega wątpliwości, że w roku 1927 byli w okolicach szczytu. Od tej pory mieli obrać jednak tylko jeden kierunek – w dół.
Liga zmienia wszystko
Mam nadzieję, że pamiętacie – choćby z początku tego tekstu, – że Primera División założona została w 1929 roku i wtedy rozegrano jej pierwszy sezon oraz… inaugurowano drugi. Zapoczątkowało to profesjonalizację piłki nożnej w Hiszpanii, co z kolei pociągnęło za sobą rozwój niektórych klubów, tych z największym kapitałem – zarówno finansowym, jak i kibicowskim. Co często szło ze sobą w parze.
Domyślacie się już chyba, że klub z miasta liczącego kilkanaście tysięcy mieszkańców nie mógł, na dłuższą metę, konkurować z zespołami, które bardzo szybko zyskały sobie odpowiedni status w kraju. Wiele z nich nie oddało go do dziś. Mowa tu m.in. o Barcelonie, Realu Madryt czy Athleticu, który dużo lepiej, niż jego lokalni rywale, zniósł te przemiany, zdobywając mistrzostwo Hiszpanii już w drugim i trzecim sezonie istnienia ligi.
Niemniej jednak, przed startem nowych rozgrywek Real Unión miał status, o którym wiele klubów mogło tylko pomarzyć. To oczywiście sprawiło, że był jednym z dziesięciu zespołów wybranych do gry w lidze. Szybko okazało się jednak, że czasy sukcesów już minęły. Irundarras mogą poszczycić się bowiem pewnym niechlubnym osiągnięciem – stracili pierwszą bramkę w historii istnienia Primera División. Strzelił im ją Espanyol. Ostatecznie zajęli w tamtym, pierwszym sezonie, 9. miejsce. Gorszy okazał się być tylko Racing Santander. Marne to jednak pocieszenie, gdy w pamięci wciąż miało się ostatni triumf w Copa del Rey.
Kolejny sezon, w którym sukcesy święcił Athletic Bilbao, zdobywca podwójnej korony, był najlepszym w historii ligowych występów Realu Unión. Problem w tym, że na dziesięć drużyn zajęli wtedy… szóste miejsce. Nie znaleźli się nawet w górnej połowie tabeli. Tym razem pocieszenie mieli lepsze – tuż za ich plecami miejsce zajął derbowy rywal, Real Sociedad. Następny rok to spadek o jedną lokatę, na 7. pozycję. Wciąż jednak grali w najwyższej klasie rozgrywkowej i to się liczyło. W tym samym roku proklamowano w Hiszpanii Republikę, co zmusiło klub do usunięcia członu „Real” ze swej nazwy. Od tej pory był to po prostu Union Club de Irún.
Bronić nie można było się w nieskończoność. Także w 1931 roku z drużyny odszedł jej, prawdopodobnie, najlepszy gracz – Luis Regueiro, który podpisał kontrakt z Madrid FC, dzisiejszym Realem. W futbolu bogatsi od zawsze stali na uprzywilejowanej pozycji. Jak się okazało to właśnie sezon 1931/32 był ostatnim w La Liga dla tego małego hiszpańskiego miasta. Cztery zwycięstwa, trzy remisy, jedenaście porażek i tyle samo punktów. Normalnie napisałbym zapewne, że „to za mało, by się utrzymać”. Problem w tym, że tyle samo oczek zgromadziło dziewiąte Deportivo Alavés. Pozostało ono w lidze za sprawą bezpośrednich spotkań. W czasie, gdy w Union Club de Irún rozpaczano, Luis Regueiro świętował. Właśnie, wraz ze swoją nową drużyną, został mistrzem Hiszpanii.
Mroczne czasy
Okres do spadku, a więc roku 1932, aż do początku nowego tysiąclecia, opiera się głównie na ciągłych awansach i degradacjach klubu z Irún. Sensu opisywać tego wszystkiego oczywiście nie ma, zaznaczmy jednak kamienie milowe, które wpłynęły w znaczący sposób na jego historię:
1942 – Pierwszy spadek do trzeciej ligi.
1951 – Spadek do lig regionalnych (czwarty poziom rozgrywek) po zajęciu 17. miejsca w lidze.
1958 – Zwycięstwo w trzeciej lidze, po uprzednim awansie do niej (w sezonie 1955/56). W Segunda División spędzili jednak tylko jedną temporadę, którą zakończyli na 16. miejscu i ponownie znaleźli się na trzecim poziomie rozgrywek.
1964 – Historia się powtarza. Zwycięstwo w Tercera División, ale sezon w drugiej lidze kończą na 16. miejscu i spadają.
1972 – 19. miejsce w trzeciej lidze, ponowny spadek do regionalnych rozgrywek. Powrócą po dwóch sezonach.
1977 – „Awans”. Reforma ligi. Tercera División staje się od tej pory czwartym poziomem rozgrywek, a trzeci zostaje przemianowany na Segunda División B i to w nim występował od teraz Real.
1979 – Drugi sezon w Segunda B. Sportowo udaje się utrzymać, przychodzi jednak kryzys finansowy, który powoduje, że władze klubu decydują się zacząć nowy sezon ligę niżej. Jak się później okazało, pobyt tam trwał znacznie dłużej niż przewidywano, bo aż do…
1993 – Drugie z rzędu zwycięstwo w Tercera División, tym razem potwierdzone w fazie play-off. Po 14 latach powrót do trzeciej klasy rozgrywkowej. Warto podkreślić, że w sezonie 1990/91 do końca walczyli o… utrzymanie.
1997 – Klub ustabilizował się finansowo, co widać najlepiej po kwocie wydanej na modernizację stadionu – 700 milionów peset.
1998 – Nowy-stary stadion nie sprzyjał gospodarzom – w pierwszym sezonie rozgrywanym na nim po modernizacji spadli z ligi. Sezon później udało im się wrócić.
2000 – Początek nowego tysiąclecia. Real nie wchodził w nie najlepiej – zajął szesnaste miejsce w trzeciej lidze.
XXI wiek – przebłyski
Najnowsza historia jednego z założycieli La Ligi opiera się dokładnie na tym – przebłyskach. Co kilka sezonów notują takowy, który pozwala im na poważnie powalczyć o awans do drugiej ligi. Udało się raz – w sezonie 2008/09. Nikogo chyba jednak nie zdziwi, gdy napiszę, że już sezon później ponownie witali się z Segunda División B. Daleko Realowi do jego dawnej świetności. Mimo wszystko, potrafił do niej kilka razy nawiązać.
W sezonie 2003/2004 zawodnicy z Irún powrócili do Pucharu Hiszpanii po… 67 latach. Kawał historii. Wyeliminowało ich Atlético Madryt. Największy sukces w XXI wieku zanotowali w tych samych rozgrywkach. Z zespołem z tego samego miasta. Ale tym „większym”. Tak, Real Unión Club SAD – zmienili delikatnie nazwę w 2008 roku – pokonał Real Madryt. Zresztą, w latach 20. XX wieku robił to regularnie. W sezonie 2008/09 udało się to raz – na własnym stadionie zwyciężyli wtedy 3:2. W rewanżu przegrali 3:4, zdobywając bramkę na wagę awansu w 90. minucie. Swoją drogą między słupkami stał wtedy Jerzy Dudek. Rundę później wyeliminował ich inny Real – Betis. Tak zakończyła się piękna przygoda.
Tak wygląda historia trzykrotnego zdobywcy Pucharu Króla, co w czasach, gdy sięgali po niego równało się mistrzostwu Hiszpanii. Od kilku lat, na razie bezskutecznie, stara się on awansować do drugiej ligi. Zespół, który kiedyś ogrywał Barcelonę i Real Madryt, dziś gra na trzecim poziomie ligowym. Wciąż jednak istnieje, a to daje szanse na powrót do świetności. I oby tak się stało. Zasługują na to.