
Był prawdopodobnie najlepszym golkiperem Mundialu w Brazylii. W 2010 roku interesowała się nim Wisła Kraków. Ostatecznie, po dobrych występach zarówno klubowych, jak i reprezentacyjnych, trafił do Realu Madryt, by walczyć o miejsce w bramce z Ikerem Casillasem. W tej rywalizacji zawsze stał jednak na przegranej pozycji. Miniony sezon skłania do refleksji, czy transfer Keylora Navasa nie był jedynie na przysłowiowe “alibi”?
Keylor Navas przybył do zespołu Królewskich jako mundialowa gwiazda. Może nie pokoju Jamesa Rodrigueza – ale zawsze. Fakt, że bramkarz obronił blisko 91% strzałów, w pięciu meczach Mistrzostw Świata wpuszczając jedynie dwa gole, mówi sam za siebie. Zarówno sztab szkoleniowy, jak i kibice wiązali z nim duże nadzieje. “W końcu mamy godnego konkurenta do walki z Ikerem” – zachwycano się. Kompilacje z najlepszymi paradami reprezentanta Kostaryki biły rekordy popularności wśród fanów, a sam Navas podkreślał, że transfer do Realu Madryt jest dla niego spełnieniem marzeń. 10 milionów euro na talent tego kalibru, to okazja.
Takie były początki. Carlo Ancelotti podkreślał na konferencjach prasowych, że grać będą zawodnicy, którzy czują się dobrze i są w formie. W niektórych spotkaniach Casillasa, szczególnie w drugiej części sezonu, zarówno do jednego, jak i drugiego można było mieć wiele wątpliwości. Stąd zasadne wydaje się pytanie – dlaczego Carletto nie desygnował wtedy do boju Kostarykanina? Odpowiedź zna zapewne jedynie trener, nam pozostają domysły. Teoria o obawie przed swoistym brakiem umiejętności jakoś mnie w przypadku Navasa nie przekonuje. Nie widzieliśmy treningów, dlatego tak trudno powiedzieć, dlaczego praktycznie cały sezon Keylor przesiedział na ławce rezerwowych, w towarzystwie Illarramendiego, czy Khediry.
Wspomnianą trójkę łączy tylko jedno – ława. O tym, że Illarra, czy Khedira nie mają wystarczająco wiele jakości, by odgrywać jakąkolwiek rolę w Realu Madryt Ancelottiego wiemy już od dawna. Przykładem tego było wstawienie do środka pola Sergio Ramosa, jako zawodnika bądź co bądź pewniejszego, niż “nominalny defensywny pomocnik” Asier. I to jest dramat. Brak zaufania do zawodników rezerwowych, w wielu przypadkach (niestety) całkiem uzasadniony. A czy Keylor to bramkarz na miarę klubu z Santiago Bernabeu? Ktoś godny zastąpienia żywej legendy ? Nie wiem.
A to dlatego, że Navas rozegrał raptem parę meczów w barwach Królewskich. Sztab szkoleniowy ma szczęście, że Keylor jest osobą wybitnie (!) cierpliwą. Być może gdzieś w środku serca przeżywa to, że trener nie zdecydował w wielu momentach na okazanie mu choć odrobiny zaufania. To byłoby zrozumiałe. Bo nikt nie miał wątpliwości, że Keylor miał być “kimś więcej, niż tylko człowiekiem, który jest “wielkim profesjonalistą” i “trenuje bardzo dobrze”. Keylor zachowuje jednak wielką klasę i zapewnia o dalszej walce o skład. Znalazł się przecież w tym klubie nie bez powodu.
Nie chodzi o to, że twierdzę, że Navas jest nie wiadomo jak dobrym golkiperem. Mam jednak do Carlo ogromny żal, że nie dał mu więcej szans na wykazanie się, zaprezentowanie umiejętności, które zachwycą Madridistas, a jestem pewien, że takowe posiada. Ktoś zaraz zarzuci filmikiem z przedostatniego meczu, prezentującym nieudany drybling Kostarykanina we własnym polu karnym. Wiemy jednak, że nie o to w tym wszystkim chodzi. Takie zachowania zdarzają się najlepszym bramkarzom. Jeden incydent nie powinien zaważyć na…
Właśnie – na czym? Trudno powiedzieć, jak powinniśmy postrzegać Navasa. Jest jednym z najrzadziej wykorzystywanych przez Ancelottiego zawodników. Problemem jest fakt, że nie widzimy go na treningach, ale byłoby przyjemnie, gdybyśmy mogli przekonać się, jak radzi sobie przez dłuższy okres czasu np. w starciach ligowych. Jeden mecz na 2 miesiące na pewno miarodajny nie jest. I nie wiadomo także, czy koniec sezonu jest dla Navasa zbawieniem, czy też kolejnym zmartwieniem. Obstawiałbym bardziej to drugie.
Real nie zważając na posiadanie Ikera, którego niektórzy wypychają z Realu Madryt drzwiami i oknami, a także Keylora, zaczął szukać bramkarza, który z miejsca wskoczy między słupki. Najwięcej uwagi poświęca się osobie Davida De Gei. Ostoja bramki Manchesteru United wyceniana jest bardzo wysoko, ale nikt nie ma wątpliwości, że Hiszpan jest zawodnikiem, o którym marzy niemalże każdy klub w Europie. Zaszczytny tytuł gracza sezonu United, setki udanych interwencji, pewność w każdym elemencie bramkarskiego rzemiosła… Nic dziwnego, że Królewscy obrali go na celownik. I rad byłbym, gdyby taki De Gea do nas przyszedł.
To jednak nie będzie dobra wiadomość dla Navasa. Kolejny raz będzie musiał zmierzyć się z lepiej postrzeganym konkurentem. Jest czasem tak, że nawet bardzo ciężka praca nie przynosi spodziewanych efektów. Trudno powiedzieć, dlaczego Carletto tak rzadko korzystał z usług reprezentanta Kostaryki. Na konkretne szanse Navas może liczyć jedynie w przypadku kontuzji podstawowego golkipera. I mam przeczucie, że podobnie będzie wyglądać następny sezon. A szkoda.
Przyszłość Keylora jest dość problematyczna. Kwestią tygodni jest przyjście nowego bramkarza. Także Iker Casillas nie składa broni – twardo deklaruje chęć zakończenia kariery w Realu Madryt. Sytuacja Navasa zaczyna być jeszcze gorsza, niż w ostatnich miesiącach. Będzie on zapewne sporo myślał na temat sensu pozostania na Santiago Bernabeu. A ja czy kiedykolwiek przekonam się, jak naprawdę odnalazłby się między słupkami. Mam nadzieję, że będzie nam to dane.