
Był prawdziwym boiskowym dżentelmenem. Nigdy nie świętował bramki, by nie obrazić swoich przeciwników. Po każdym starciu z rywalem zawsze przepraszał. Niektórzy nawet żartowali, iż grał w piłkę nożną w smokingu. Jednak nie wyróżniał się jedynie szlachetnością. Bohater dzisiejszej opowieści to także (a może przede wszystkim) trzykrotny król strzelców La Liga oraz jeden z najlepszych napastników w historii Rojiblancos.
José Eulogio Gárate Ormaechea znany powszechnie, jako Gárate urodził się 20 września 1944 roku w Sarandí w Argentynie, gdzie mieszkał jego dziadek [były zastępca burmistrza Eibar został wydalony z Hiszpanii w następstwie wojny domowej]. Kilka miesięcy po urodzeniu wraz z rodzicami wrócił do Eibar. Mimo niemałych zdolności piłkarskich w wieku osiemnastu lat Gárate zaczął studiować inżynierię w Bilbao. Bez wątpienia była to dobra decyzja, zważywszy na okoliczności w których kilkanaście lat później musiał na dobre rozstać się z piłką… Swoją karierę piłkarską rozpoczynał w 1963 roku w SD Eibar. Po dwóch sezonach zdecydował się przenieść do SD Indautxu. W nowym zespole również nie zagrzał zbyt długo miejsca. Ferdinand Daučík ówczesny trener Indautxu, doskonale zdawał sobie sprawę z potencjału młodzieńca, dlatego postanowił polecić go trenerom Atlético Madryt, gdzie mógłby w pełni rozwinąć swoje niemałe umiejętności.
Miałem oferty z innych zespołów, w tym z Athletiku Bilbao. Niestety w Bilbao zmuszali mnie do służby wojskowej, mimo iż dokument z argentyńskiego konsulatu znosił ze mnie ten obowiązek. Atlético Madryt podeszło inaczej do tej sprawy. Szybko udało się uzyskać porozumienie bez konieczności służby wojskowej, dzięki czemu mogłem skupić się tylko na sporcie. Przed przyjściem do Atlético praktycznie nie trenowałem. W Indautxu grałem jeden mecz w niedzielę, natomiast w tygodniu miałem dwie sesje treningowe. Kiedy przyjechałem do nowego klubu realistycznie nie miałem większych nadziei na grę. Postanowiłem jednak powalczyć.
„Inżynier gol” i złoty okres Atleti
W 1966 roku 22-latek pojawił się w zespole, który po 14 latach został mistrzem Hiszpanii. Spokojny i taktowny introwertyk od razu dołączył do pierwszego zespołu Rojiblancos i bez problemu zaskarbił sobie sympatię kibiców. W klubie miał styczność z takimi piłkarzami jak Adelardo, Luis Aragonés, Ignacio Salcedo, Javier Irureta czy Rubén Ayala. Debiut nastąpił 16 października w 1966 roku w meczu z Las Palmas. Mimo ogromnej rywalizacji przebił się do podstawowego składu i nie oddał w nim miejsca aż do piłkarskiej emerytury. Z biegiem lat „Inżynier gol”, jak bywał nazywany, stał się nie tylko świetnym napastnikiem ale także najlepszą „9” w historii Atlético Madryt.
Trzykrotnie sięgał po Trofeo Pichichi [14 bramek w sezonie 1968-69, 16 w 69-70, 17 w 70-71]. Co ciekawe, nigdy nie został samodzielnym królem strzelców. Era Gáraty zakończyła się trzema tytułami mistrzowskimi (1969/1970, 1972/1973 i 1976/1977), dwoma Pucharami Króla (1971/72 i 1975/76) oraz Pucharem Interkontynentalnym (1974/75) [obecnie Klubowe Mistrzostwa Świata]. Warto zaznaczyć, że w 1974/75 Rojiblancos wcale nie mieli wziąć udziału w Pucharze Interkontynentalnym. Jednak wobec rezygnacji zwycięzcy Pucharu Europy – Bayernu Monachium FIFA musiała wyznaczyć inny zespół. Wówczas wybór padł właśnie na Atlético.
Nieszczęsne grzyby…
1 lutego 1976 roku w meczu z Elche po interwencji rywala Gárate nabawił się urazu kolana. Na początku nie wyglądało to na nic poważnego i po dwóch tygodniach przerwy „Inżynier” wrócił na boisko. Jednak z upływem czasu kolano coraz bardziej dawało o sobie znać. Po trzech operacjach i braku jakiejkolwiek poprawy w grudniu 1976 roku José zwrócił się z prośbą o pomoc do doktora Cabota w Barcelonie. Ten stwierdził, iż 1 lutego 1976 roku poprzez ranę w kolanie doszło do zakażenia grzybami Monosporium apiospermum, które dosłownie pożerały jego stawy. Na domiar złego otrzymywane do tej pory zastrzyki kortyzonu tylko pobudzały „intruza”. Gárate przyjął tę wieść ze łzami w oczach, ale nie zamierzał zawiesić butów na kołku, mimo że groziła mu amputacja nogi, a w skrajnym przypadku nawet śmierć. Napastnik Rojiblancos podjął ryzyko choroby nerek by tylko zniszczyć grzyby w lewym kolanie. Bez wątpienia to były najtrudniejsze momenty jego życia.
1 czerwca 1977 roku odbył się mecz na cześć Gárate. Świeżo upieczony mistrz – Atlético Madryt uległo drużynie Basków składającej się z piłkarzy Realu Sociedad i Athletiku Bilbao 3:2. Jednak punktem kulminacyjnym była wizyta schorowanego, poruszającego się o kulach legendarnego piłkarza Rojiblancos, którego kibice zgromadzeni na Vicente Calderón powitali owacjami na stojąco. Odbierając Srebrny Medal za Zasługi dla Sportu oraz puchar swojego imienia wyraźnie wzruszony powiedział: „Spędziłem w Atlético jedenaście lat, bez wątpienia to coś czego nigdy nie zapomnę. Dzisiejszy dzień również pozostanie niezapomniany, nie mogę opisać tego w słowach. Fani przyszli mnie pożegnać i bardzo dziękuję za ten gest. Był to jeden z najbardziej ekscytujących momentów w mojej karierze”. Tego dnia niemal cała Hiszpania zatrzymała się na chwilę. Tego dnia wszyscy byli z Gárate.
Pod koniec 1977 roku lekarzom udało się w końcu wygrać trudną walkę z grzybami. Niestety nie było już nawet mowy o powrocie na boisko. W barwach Atlético Madryt rozegrał w sumie 276 spotkań strzelając w nich 120 bramek [bdfutbol.com]. Po przejściu na piłkarską emeryturę Gárate rozpoczął karierę inżyniera w branży przemysłowej, lecz sympatycy Rojiblancos (i nie tylko) nigdy o nim nie zapomnieli…