
Jeszcze przed Euro 2012 hiszpańscy kibice widzieliby Adríana Lópeza w kadrze La Roja. W ankiecie serwisu „AS” przed polsko-ukraińskim turniejem otrzymał dwa razy więcej głosów popierających jego wyjazd na mistrzostwa Europy aniżeli Álvaro Negredo czy Pedro Rodríguez. Gdyby przeprowadzić podobną sondę przed brazylijskim czempionatem, kandydatura tego piłkarza wzbudziłaby tylko uśmiech politowania wśród sympatyków reprezentacji Hiszpanii. Po rewelacyjnym sezonie 2011/12, większość wystawia mu dzisiaj cenzurkę – upadły talent lub gwiazda jednego sezonu.
„Najważniejsze są bramki Atlético, a nie gole strzelone przez poszczególnych piłkarzy” – stwierdził podczas powitalnej konferencji prasowej na Vicente Calderón. I za wyjątkiem pierwszego sezonu (19 bramek we wszystkich rozgrywkach – przyp. red.), hiszpański napastnik bardzo kurczowo trzyma się swojego hasła. W zbliżającym się powoli do mety sezonie Hiszpan strzelił zaledwie jednego gola w La Liga (w wygranym 7:0 spotkaniu z Getafe – przyp. red.). Jedno trafienie dołożył także w rozgrywkach Champions League. Na tle Diego Costy, Raúla Garcíi i Davida Villi wygląda blado, więc nie dziwi, że Adrían coraz rzadziej otrzymuje szansę pojawienia się na boisku.
W Deportivo wręcz porażał nieudolnością pod bramką rywali. Gdy klub z La Coruñy dotknęła degradacja, za jednego z winowajców uznawano młodego Hiszpana. Ale po transferze do Atlético wybrał się na Mistrzostwa Europy U-21 w Danii, skąd cudownie odmieniony wrócił z pewnością siebie oraz najcenniejszymi zdobyczami: mistrza kontynentu, króla strzelców i najlepszego piłkarza turnieju. Ten turniej określił jego dalszą karierę – w Atlético rozegrał sezon życia. Walnie przyczynił się do wygrania Ligi Europy, niejednokrotnie przechylał szalę zwycięstwa na stronę Rojiblancos. Stał się ulubieńcem trybun i natychmiast kibice zaczęli domagać się dla niego powołania. „Adrían selección” wołały trybuny na Calderón w każdy weekend, gdy Atlético grało na swoim obiekcie. Del Bosque posłuchał próśb kibiców i zaprosił Hiszpana na zgrupowania reprezentacji oraz spotkania towarzyskie. W jednym wychowanek Realu Oviedo zdobył nawet bramkę.
O ile udany sezon 2011/12 zapowiadał udział w zdobyciu młodzieżowego mistrzostwa Europy, o tyle pierwsze symptomy zgubionej formy dały o sobie znać podczas kolejnych letnich rozgrywek. Jak się okazało, mizerny sezon 2012/13 mógł wynikać z braku dłuższych wakacji dla Lópeza, bo choć na Euro 2012 nie pojechał, to z reprezentacją U-23 wybrał się na kompletnie nieudane Igrzyska Olimpijskie. Hiszpania zawiodła na całej linii, a Adrían dowiódł, że oczekiwania kibiców go przerosły.
Transfer jedyną nadzieją na odblokowanie?
Dni Adríana wydają się być policzone. Diego Simeone, który przez długi czas był wyrozumiały dla Hiszpana także stracił cierpliwość. W lutym, w pucharowych derbach Madrytu, gdy Colchoneros musieli sobie radzić bez kontuzjowanych Villi i Diego Costy, Simeone desygnował do gry w ataku Raúla Garcíę. Kandydatura Adríana w kontekście pierwszego składu nie była nawet rozważana. Po styczniowych wypożyczeniach Sosy i Diego stracił nawet miejsce na ławce rezerwowych i rzadko kiedy łapie się do kadry meczowej. Argentyńczyk wchodząc z ławki daje nadzieję na skuteczne rozegranie stałych fragmentów i miewa przebłyski geniuszu (np. dwie asysty do Villi w meczu z Celtą), z kolei posiadanie na ławce takiego gracza jak Diego jest dla Simeone luksusem. Gdy pojawi się na boisku, zawsze jest nadzieja na odwrócenie losów spotkania (vide mecz z Barceloną). Adrían natomiast nic nie wnosi do gry Atlético. Brakuje mu pewności siebie, dynamiki i precyzji. Każdy jego występ okraszony jest nową dawką nadziei, że wreszcie się odblokuje. Ale wraz z upływającymi minutami szanse na przebudzenie są coraz mniejsze. Kolejny kontakt z piłką – strata, próba dryblingu – strata, wyjście na pozycję – spalony. Cykl powtarza się w każdym kolejnym występie Hiszpana.
Gdyby pierwszy rok gry na Calderón nie okazał się tak obiecujący, dziś pewnie nad Manzanares już by go nie było. Jednak pamięć o spektakularnych bramkach przeciwko Fenerbahce, Valencii i kilku innym zespołom nie pozwoliła tak łatwo uwierzyć trenerowi Simeone w nagłe wypalenie piłkarza. Wszak regres kluczowego zawodnika nastąpił tak szybko i gwałtownie. Być może to jedyna rzecz, która Cholo się nie powiodła – odbudować wielkość Adríana z sezonu 2011/12. Ten pociąg już jednak odjechał, a López go przegapił. Okazji, by wrócić na właściwe tory miał wystarczająco dużo.
„Adrían nie odzyska zaufania, siedząc na ławce rezerwowych” – powiedział Simeone. Argentyńczyk stawia sprawę jasno, swoją wartość dla drużyny musi udowodnić na boisku, nie na treningach czy w szatni. Nadzieja na odbudowę pojawiła się w listopadzie, gdy w dwóch spotkaniach z rzędu trafił do siatki. Najpierw dość szczęśliwie w meczu z Getafe, a po kilku dniach w Lidze Mistrzów przeciwko Zenitowi. Właśnie tym golem dał znać kibicom, że „siódemka” Atlético wciąż potrafi zachować zimną krew pod bramką przeciwników. Pomimo złamania bariery psychologicznej (passa bez zdobytej bramki trwała już dziesięć miesięcy) wszystko wróciło do normy.
W styczniu odkopano temat wypożyczenia, na co nie zgodził się Simeone, powtarzając, że „wielcy zawodnicy potrzebują więcej czasu”. Już zeszłego lata szkoleniowiec Atlético był chyba ostatnią osobą w klubie, która wciąż wierzyła w reaktywację napastnika, dlatego nie zaakceptował żadnej oferty, chociaż Adrían López już od dłuższego czasu łączony jest ze zmianą barw klubowych. Dwa lata temu interesowały się nim Arsenal i Tottenham, które były gotowe wyłożyć klauzulę odejścia równą 18 milionów euro. Dziś wątpliwe, by ktokolwiek zapłacił za Hiszpana takie pieniądze.
Ostatnio zawodnik był przymierzany do gry w AS Romie i AS Monaco. Klub z księstwa chciał minionego lata wypożyczyć piłkarza Atlético, co wydawało się bardzo rozsądnym rozwiązaniem, lecz transakcja nie wypaliła. Jednocześnie nikt już nie ma złudzeń, zmiana otoczenia to dla niego ostatnia deska ratunku.
Przewrotne losy Adríana Lópeza to na Calderón przypadek bez precedensu. Cała drużyna pod wodzą Simeone odżyła i z upływającym czasem każdy piłkarz szerokiego składu wznosił się na wcześniej nieosiągalny pułap swoich umiejętności. Courtois, Miranda, Juanfran, Gabi, Koke, Diego Costa, Raúl García – lista mogłaby zostać poszerzona o kilka kolejnych nazwisk. “AL7” u Argentyńczyka rozegrał tylko, albo aż spektakularne kilka miesięcy w pierwszym etapie pracy Simeone. Potem zgasł i nigdy już nie rozbłysnął, a „efekt Cholo” nie poskutkował. Dlatego zbawienny może być już tylko transfer do innego klubu. Najpewniej podczas najbliższej sesji transferowej.
Diagramy: infoatleti.es