Prawdziwa apokalipsa wydarzyła się na Mestalla, gdy dwóch czołowych bramkarzy odniosło kontuzje. Następnym w kolejce do pilnowania bramki Valencii był Yoel, co przyprawiało Valencianistas o ból głowy. Nuno postanowił jednak postawić na Jaume. Jak nikt inny w przypadku portugalskiego szkoleniowca, Doménech okazał się być strzałem w dziesiątkę. Droga Hiszpana do La Liga nie była jednak usłana różami.
Chłopak z sąsiedztwa
Jaume pochodzi z Almenary, niewielkiego miasteczka w prowincji Castellón. Mieści się ono w regionie Comunidad Valenciana. To ważne, gdyż Castellón jest jednym z największych, historycznych rywali Valencii… Młody portero pierwsze kroki stawiał jednak w barwach innego rywala Nietoperzy, Villarreal, gdzie grał w kategoriach młodzieżowych. Formalnie, jest właśnie wychowankiem Żółtej Łodzi Podwodnej. Nigdy jednak nie zagrał nawet w rezerwach tej ekipy.
Następnie trafił na sezon do El Palo, a potem do Walencji – dokładnie do Huracána Valencia, ekipy z Segunda B. Tam również nie zagrzał miejsca notując zaledwie kilka występów. To jednak ważny etap jego przygody, ponieważ poznał w tym klubie człowieka, który pozwolił mu wreszcie zasmakować regularnych występów w seniorskim futbolu. Mowa tu o Nico Estévezie . W 2013 roku szkoleniowiec ten odszedł z Huracána, aby przejąć Mestalletę, rezerwy Valencii i ściągnął do drużyny Jaume. Doménech z miejsca stał się etatowym bramkarzem rezerw, w barwach których rozegrał dwa pełne sezony. Przed tym drugim, przepracował pretemporadę z pierwszym zespołem grając nawet w kilku sparingach.
O krok od katastrofy
Zapewne dziś Jaume byłby zawodnikiem jednego z klubów niższych lig hiszpańskich, gdyby nie kontuzje: najpierw Diego Alvesa, a potem Mathew Ryana. Wszystko dlatego, że Doménech wiekowo nie kwalifikował się już na zawodnika Mestallety, w której mają ogrywać się piłkarze po przejściu przez sekcje młodzieżowe klubu. Pozycja portero wydawała się dobrze obsadzona, przecież w odwodzie byli jeszcze Yoel i młodzieżowy Mistrz Europy U-19, Antonio Sivera. Okazało się jednak, iż Nuno nie jest przekonany do umiejętności byłego piłkarza Celty, co zresztą widoczne było w przedsezonowych sparingach, w których zaskakująco dobrze spisywał się z kolei Jaume.
Minęły dwie pierwsze kolejki, po czym walenckie media zawrzały – nieźle dysponowany Ryan kontuzjowany; będzie pauzował około miesiąca. Do kolejnego meczu pozostawało dwa tygodnie. Z początku wśród lokalnych dziennikarzy nie było jednomyślności, ale im bliżej spotkania ze Sportingiem Gijón, tym bardziej przeważały głosy, że to właśnie Doménech, mniej doświadczony z dwójki golkiperów stanie między słupkami.
Nadszedł więc wielki dzień dla Jaume – debiut w La Liga. Po latach przesiadywania na ławce, zaledwie dwóch sezonach w Segunda División B dostał swoją wielką szansę. Prawie 25-letni facet (urodziny ma w listopadzie) stanął po raz pierwszy między słupkami na tym poziomie i… uratował zespół przed blamażem. Jaume był niesamowity. Bronił jak natchniony, pewniejszy z każdą kolejną udaną interwencją. Był to niesamowity występ, bo można było oglądać człowieka, który żył marzeniem. Zresztą, ciągle nim żyje, dostrzec to można w każdym następnym występie. Najbardziej uderzająca jest jego pewność siebie, charyzma. Już po pierwszym meczu nikt w klubie nie miał wątpliwości, że Doménech zasłużył sobie na nowy kontrakt, który podpisał… dzień po spotkaniu ze Sportingiem.
COMUNICADO OFICIAL | @JauDomenech amplia su contrato hasta junio de 2018 -> http://t.co/rgwzqsWXhW #Jaume2018 pic.twitter.com/bT0EiLeFHd
— Valencia CF (@valenciacf) September 13, 2015
Czy ustrzegł się do tej pory błędów? Niektórzy zarzucają mu, że mógł zrobić więcej choćby w spotkaniu z Zenitem. Mecz ten oczywiście, tak na marginesie, był jego pierwszym występem w europejskich pucharach. Kariera w ekspresowym tempie. Natomiast biorąc pod uwagę to, iż w każdym z dotychczasowych meczów musiał stawić czoła wręcz huraganowym atakom rywali, trzeba go oceniać bardzo wysoko. Starcie z Espanyolem media hiszpańskie nazwały pojedynkiem bramkarzy, w którym zarówno on jak i Pau López zostali pozytywnie ocenieni. Na siedem spotkań, mając przed sobą niebywale chimerycznie grającą defensywę, aż cztery razy zachowywał czyste konto. To jest naprawdę kapitalny wyczyn. Brawa należą się Nuno za zaufanie Doménechowi, ale sam Portugalczyk powinien dziękować Jaume. Gdyby nie hiszpański golkiper na Mestalla zapewne zarządzałby już inny szkoleniowiec. Zresztą, Jamue fenomenalnie spisuje się nie tylko w lidze. Jego nazwisko na pewno zapamiętają na długo zawodnicy Olympique Lyon, którym punkty sprzątnął sprzed nosa.
Jestem bardzo szczęśliwy. Zadaniem bramkarza jest wspomóc zespół w tych krytycznych momentach. To moja powinność, takie mam zadanie. Jestem tu po to, by stanąć na jego wysokości, kiedy drużyna mnie potrzebuje. Zawsze liczy się cała grupa, to ona odnosi sukces, bo wszyscy wykonują ciężką pracę. Przeszedłem długą i trudną drogę do miejsca, w którym jestem teraz. Nie oglądam swoich poprzednich meczów, razem z Ochotoreną rozmawiamy o tym co należy poprawić, co jeszcze można wykonać lepiej. Jestem bardzo zadowolony. To wspaniałe, po tylu latach poczuć wsparcie kibiców, ludzi, którzy cię kochają, ubóstwiają. Napawa mnie to dumą i sprawia, że jestem o wiele silniejszy. W domu wszyscy traktują to normalnie, jestem tym samym człowiekiem. W jednym tygodniu reprezentowałem rezerwy, potem zagrałem w pierwszym składzie. To moja praca, dla mnie to nadal to samo. Moi bliscy nie pojawiają się tłumnie na każdym meczu, wolę aby wszystko było naturalne.
Gdzie trzech się bije…
Valencia od lat słynie ze świetnych bramkarzy. Wystarczy przypomnieć takie nazwiska jak Cañizares, czy Palop. Wszystko dzięki Ochotorenie, jednemu z najlepszych fachowców od treningu bramkarskiego na świecie, który pracuje także z reprezentacją Hiszpanii. W wywiadach Jaume często podkreśla, jak ważny jest dla niego właśnie ten trener.
Co ciekawe, wśród trzech w tym momencie najwyżej cenionych bramkarzy można dostrzec wiele cech wspólnych. Zaletą Jaume, Diego Alvesa i Mathew Ryana, jest przede wszystkim refleks i zachowanie w sytuacjach jeden na jeden. Każdy z nich miewa z kolei problemy z interwencjami na przedpolu, ale dobrze potrafią za to grać nogami. Dlatego kiedy już wszyscy wyzdrowieją, Nuno (bądź inny szkoleniowiec), będzie miał trudny orzech do zgryzienia. Eksperci i lokalni dziennikarze podkreślają jednak, że w tej formie Jaume jest nietykalny.
Zresztą, decyzja o odsunięciu Hiszpana od gry mogłaby spotkać się z wielkim sprzeciwem wśród kibiców. Z miejsca stał się on ich ulubieńcem. W ostatnich latach wielu było już zawodników, którzy bez entuzjazmu podchodzili do swojego zawodu. Przyjeżdżali na mecz, żeby odegrać swoje 90 minut i to wszystko. Doménech zostawia na murawie serce, zawsze daje z siebie wszystko. Fani porównują go już nawet do króla Jaume I – założyciela Królestwa Walencji, którego imieniem nazwany jest także uniwersytet w Castellón. Wszystko wskazuje więc na to, że mimo powrotu Ryana ( miał być przez pół roku numerem jeden), to właśnie urodzony w Almenarze niespełna 25-latek, będzie nadal strzegł walenckiej bramki. Jeśli zachowa obecną formę, może równie dobrze zagrozić Diego Alvesowi. Kto wie, czy w przyszłości nie powalczy o miejsce w reprezentacji Hiszpanii, skoro w tak krótkim czasie zdołał przeskoczyć kilka poziomów i zagościł w ligowej elicie. W jego przypadku nie można niczego wykluczać.