W błyskawicznym tempie stał się kluczowym zawodnikiem Atlético. W “Przewodniku Kibica La Liga” ¡Olé! Magazynu przed sezonem 2014/15 uznaliśmy go za najlepszą kandydaturę na młodego wilka w ferajnie Diego Simeone. Czas pokazał, że się nie pomyliliśmy. Poznajcie Saúla Ñígueza, drugiego najlepszego strzelca Los Rojiblancos w tym sezonie.
Saúl zrobił największy postęp w tym roku – pisał po jednym z ostatnich meczów Javier Díaz, dziennikarz madryckiego AS’a. Vicente Calderón to drugi dom Saúla, ale nie miał przez to łatwiejszej pozycji startowej w tej kampanii. Na dobre w pierwszym składzie Atlético zadomowił się dopiero po kontuzji Tiago Mendesa. Od tamtej pory, Saúl w każdym meczu ligowym wychodzi od pierwszej minuty. Wcześniej Simeone wystawił go tylko trzy razy (w 13 meczach La Liga). Dziś nikt nie wyobraża sobie drugiej linii Los Rojiblancos bez młodego Hiszpana.
Todocampista z wydolnością triathlonisty
– Saúl cały czas się rozwija. To todocampista, który może grać na dowolnej pozycji. Potrafi wejść z drugiej linii, oddać strzał, świetnie gra głową… – wychwalał niedawno swojego podopiecznego opiekun Atlético. Todocampista, czyli zawodnik obecny na całym boisku. To najlepsze określenie opisujące Saúla. W jednej chwili wykańcza akcję strzałem na bramkę, w drugiej wybija piłkę we własnym polu karnym z linii bramkowej. Tak było np. w meczu przeciwko Deportivo przed dwoma tygodniami. Saúl na boisku szalał. Wszystko co dobre, zaczynało się od niego i nie chodzi tutaj tylko o bramkę otwierającą wynik. Dyscyplina taktyczna, dynamika, a także element zaskoczenia przy włączeniu się do ataku i – gdy trzeba – również asekurowanie defensorów i odbiór piłki.
Simeone ponoć daje mu wolną rękę w poruszaniu się na boisku. Ma biegać, gdzie chce. Saúl przemierza więc niezmordowanie całą długość i szerokość boiska. O każdą piłkę walczy, jakby jutra miało nie być. W derbach Madrytu pokonał największy dystans (ponad 12 kilometrów). Mimo to, w ostatnich minutach potrafił wywierać presję nawet na bramkarzu. Jeśli nie pamiętacie, to przypomnę jak w ostatniej minucie regulaminowego czasu Saúl wybiega w ciągu kilku sekund spod własnego pola karnego aż pod bramkę Realu by wywrzeć pressing na Keylorze Navasie. La puta maquina.
Miniño @saulniguez pic.twitter.com/hn3ijCxoqn
— ■ (@AdrianVG__) February 28, 2016
Z reguły jest piłkarzem, który w Atlético pracuje najwięcej. W trwającym 120 minut meczu z PSV zrobił ponad 17 kilometrów! Zwykło się mówić, iż lepiej mądrze stać niż głupio biegać, ale Saúl udowadnia, że najlepiej jest połączyć jedno i drugie – biegać mądrze. To pomocnik typu box-to-box. Żywiołowy i uniwersalny, ale również nieustępliwy i wnoszący energię w walce o odbiór piłki. Mimo niespełna 22 lat, posiada doświadczenie pozwalające na wkomponowanie się w każdą zaproponowaną przez trenera formację. W tym sezonie grał już na każdej pozycji w środku pola, występował też jako stoper i niebawem najprawdopodobniej wróci do obrony.
Łatwość Saúla w dopasowaniu się do pozycji sprawia, że tworzy on przewagę w różnych strefach boiska. Sam nie dorabia sobie żadnych filozofii, dlaczego gra wszędzie. Mówi krótko i banalnie: – zawsze gram tam, gdzie mogę się przydać.
Hiszpan wpisuje się idealnie w kanon współczesnego todocampisty. W tym sezonie zwiększyła się jego efektywność pod bramką rywala: Saúl zdobył 8 bramek we wszystkich rozgrywkach, co czyni go drugim strzelcem Los Rojiblancos. To najskuteczniej grający głową pomocnik w La Liga. Tak zwane „cabezazo” jak o strzałach głową mawiają Hiszpanie, to znak firmowy wychowanka Atleti. Spójrzcie np. jak atakuje piłkę w sytuacji bramkowej z Deportivo. Gdy Filipe Luís posyła dośrodkowanie w pole karne, Saúl dopiero w nie wbiega. Ale z jakim impetem, na jakiej szybkości! Dziennikarz Weszło i Eleven Sports, Tomasz Ćwiąkała nie bez powodu nazywa go „dzikiem”.
Podebrany Realowi z powodu… kradzieży
Saúl pochodzi z piłkarskiej rodziny, w której prawie wszyscy grali w piłkę. Jego bracia, Jonathan i Aaron zbierali szlify w młodzieżowych ekipach Valencii i Realu Madryt, ale skończyło się na tym, że najstarszy Jonathan tłucze się teraz w lidze słoweńskiej, a znany fanom La Liga m.in. z występów w Almeríi i Elche Aaron Ñíguez gra w SC Bradze. Piłkę kopał także ojciec Saúla – przez dziewięć lat występował w Elche, gdzie nosił opaskę kapitana. To właśnie on miał największy wpływ na to, jakim zawodnikiem został jego syn.
Najważniejszą radę usłyszałem od swojego ojca, który zawsze mi powtarza, że mogę grać lepiej lub gorzej, ale nikt nigdy nie może mi zarzucić, że nie biegałem lub nie dawałem z siebie wszystkiego
Istotnie, Saúl zawsze gryzie trawę i walczy o każdą piłkę. Nie zawsze jednak piłkarz Atlético był taki nieustępliwy, choć nawet mimo trudnego etapu w wieku 11 lat, wiedział, że opuszczenie akademii Realu nie oznacza końca świata.
Pewnie postronnych może dziwić, że wychowanek Los Rojiblancos, który w szkółce Królewskich spędził trochę czasu, tak łatwo został przyjęty do grona ulubieńców trybun Atlético. Co prawda w drużynie Simeone grają niegdysiejsi piłkarze rywala zza miedzy, jak Filipe Luís i Juanfran, jednak rzecz tkwi w okolicznościach odejścia. Saúl nie był szczęśliwy w Realu. Jak wspominał w wywiadzie dla El Mundo, w szkółce Realu był bezpodstawnie karany, donoszono na niego, a na dodatek kradziono mu buty i jedzenie. Pepe Fernández, ówczesny trener w akademii Atlético zadzwonił wtedy do Saúla i miał powiedzieć: – przyjedź do nas. Zobaczysz, tutaj jest zupełnie inaczej. – Przyszedłem i nie żałuję. Przeżywam tutaj piękne chwile – mówi po latach. Co ciekawe, szkoleniowiec, który zachęcał go do treningów w Atlético, wrócił do Los Blancos, gdy zaoferowano mu podwojenie zarobków.
Mocne, prawda? Ta historia długo będzie krążyć nad Madrytem i kuć swój mit. Saúl był przecież lubiany w Atleti jeszcze zanim kulisy jego odejścia ujrzały światło dzienne. Kibiców „kupił” golem z przewrotki w derbach, ale po wspomnieniu dawnych czasów jeszcze bardziej urósł w oczach każdego na Calderón. Patrzcie, oto gość, którym pomiatano w Realu. Wyrzutek z Bernabeu, a Atlético było wtedy zespołem jak z second handu. Ale przecież – w dużym uproszczeniu – podobną drogę u zarania dziejów przechodzili kibice Atléti, którzy ze względów finansowych nie mogli sobie pozwolić na kupno biletów, by obejrzeć mecz na Chamartín. Wybierali się więc na drugą stronę miasta, w celu oglądania zawodników w pasiastych koszulkach. Gęsto w tej historii również od śladów Raúla. Legenda Realu przebyła taką samą drogę, tylko w odwrotnym kierunku. Wreszcie nastał czas, w którym to nie Atlético musi sobie pluć w brodę. Tym razem to Real Madryt strzelił sobie w kolano, rezygnując z Saúla. Madryt ma prawo żałować, gdyż kariera chłopaka urodzonego w Elche szybko nabrała rozpędu. Podobieństw jest więcej i sięgają tak podstawowych rzeczy jak choćby podobnie brzmiące imię.
Wojownik cholismo na śmierć i życie
W młodym wieku zaczął pukać do drzwi szatni pierwszej drużyny. Już jako 15-latek został zaproszony przez Quique Floresa do treningów z Los Colchoneros. Wtedy zetknął się z wielkim futbolem. Od tej pory mógł grać u boku Diego Forlána czy Kuna Agüero, choć na oficjalny debiut musiał poczekać jeszcze dwa lata, aż postawił na niego Diego Simeone. U Argentyńczyka zadebiutował w wieku 17 lat w Lidze Europy przeciwko Besiktasowi, za co Saúl po dziś dzień jest wdzięczny swojemu mentorowi. Swojego trenera ceni także za szczerość i bezpośredniość. Cholo nie owijał w bawełnę, gdy w sezonie 2013/14 nie widział jeszcze miejsca dla młodego Hiszpana, kazał mu iść na wypożyczenie. – Simeone zawsze był dla mnie bardzo dobry, więc będę z nim na śmierć i życie – stwierdza pomocnik.
Mimo coraz głośniejszych spekulacji, Saúl ani myśli o zmienianiu barw klubowych. – Zostałbym tu na zawsze. Wszystko zawdzięczam Atlético. To mój klub, to mój dom. Gdyby zaproponowano mi dożywotni kontrakt, byłbym szczęśliwy mogąc grać tutaj dopóki nogi nie odmówią posłuszeństwa – przyznaje. W dobie dzisiejszego rynku transferowego takie wyznania coraz rzadziej można brać na poważnie. Nazwijcie mnie naiwniakiem, ale komu jak komu – Saúlowi akurat jestem w stanie uwierzyć.