Był jednym z najbardziej lubianych zawodników Realu Madryt, prawdziwym liderem drużyny, czującym ideę madridismo. Z naszego świata odszedł zdecydowanie zbyt wcześnie. Fani jednak nigdy o nim nie zapomnieli. Poznajcie historię Juanito.
Juan Gómez González przyszedł na świat w 1954 roku w prowincji Málaga. Od dziecka sprawiał swoim rodzicom wiele kłopotów. Mając dwa lata zjadł słoik pigułek, znaleziony przed swoim domem w Fuengiroli. Były to pigułki dla kobiet, których nazwy nie zapamiętał. Na szczęście płukanie żołądka wystarczyło, aby uchronić go od poważnych konsekwencji zdrowotnych. Wiele lat później stał się wojownikiem. Jak sam wspominał w jednym z wywiadów: “Zawsze byliśmy partyzantką. Jedliśmy to, co mieliśmy, kradliśmy jedzenie. Byliśmy los robaperas y los robasandías”.
Początek
Jak wielu młodych chłopców, tak i Juan swoją przygodę z piłką nożną rozpoczął na ulicy. Mając od dziecka zapęd do walk, nie stronił od nich również na boisku. “Zawsze wychodziłem z nich w opłakanym stanie” wspominał Juanito. Z biegiem czasu coraz bardziej poświęcał się futbolowi, stawał się on jego sposobem na życie. Był w tym naprawdę dobry. Jego pierwszą drużyną był lokalny Aspes CF, potem grał w Fuengiroli. Dobre występy na szczeblu regionalnym zaowocowały transferem do pierwszej poważnej ekipy – Atlético Madryt. Z racji wieku na początek trafił do szkółki Buen Consejo. Tam nie poznano się na jego talencie. Młody Juan powrócił do swojego byłego klubu, Fuengiroli. Kolejny trener Atlético, Max Merkel, widząc w nim duży potencjał, postanowił ściągnąć zawodnika z powrotem do Madrytu.
Pierwsze szlify
Swoją profesjonalną karierę piłkarską rozpoczął w 1972 roku, dołączając ponownie do drużyny Atlético Madryt. Nie miał wówczas jeszcze skończonych 18 lat. Kto zna Juanito ten wie, że do najgrzeczniejszych chłopców nie należał. Aby grać w drużynie Rojiblancos U-18 miał po prostu… sfałszować papiery. Zaliczył również słodko-gorzki debiut. Strzelił dwa gole, ale też złamał nogę, przez co nie mógł wystąpić w pierwszej drużynie Atleti. Po wyleczeniu kontuzji historia się powtórzyła, niestety ta negatywna dla samego zawodnika. Nowy trener nie widział dla niego miejsca w swoim zespole i Juanito musiał odejść.
Wielki skok
Dołączył do Burgos, gdzie ponownie jego talent został doceniony. W sezonie 1975/76 zdobył mistrzostwo Segunda División, a sezon później zadebiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej w meczu z Espanyolem. Otrzymywał kolejne szanse, zagrał chociażby przeciwko swojej byłej drużynie – Atlético Madryt. Stopniowo stawał się gwiazdą ligi. Jego dobra postawa zaowocowała zdobyciem nagrody dla zawodnika roku, która została zorganizowana przez Don Balón.
W 1977 roku dołączył do Realu Madryt. Było to jego wielkie marzenie, które się spełniło. Cała operacja zamknęła się w 27 milionach peset. W klubie z Madrytu spędził aż dziesięć lat i grał u boku takich zawodników jak Santillana, Del Bosque czy Camacho. Juanito był też częścią drużyny z “Quinta de Buitre”, którą tworzyli Emilio Butragueño, Míchel, Manuel Sanchís, Rafael Martín Vázquez i Miguel Pardeza. Zadebiutował w drużynie Królewskich w meczu z Barceloną na Camp Nou. Z pewnością długo pamiętał to spotkanie. Miał udział przy dwóch z trzech bramek Realu Madryt, a jego drużyna wygrała ten mecz 3:2, tym samym przełamując złą passę trwającą siedem lat. W sumie dla stołecznego klubu rozegrał 401 spotkań, w których zdobył 121 bramek. Wygrał także pięciokrotnie Ligę, zdobył dwa Puchary UEFA, dwa Puchary Króla i jeden Puchar Ligi.
Pamiętne remontady
Z Juanito zawsze będzie kojarzyło się jedno słowo: remontada. Ten hiszpański wyraz oznacza odwrócenie bardzo niekorzystnego wyniku na swoją korzyść. Hiszpan był na boisku, kiedy Real Madryt dokonywał naprawdę niesamowitych come-backów.
Jednym z takich meczów było starcie z Interem. Po porażce 0:2 w pierwszym spotkaniu w półfinale Pucharu UEFA, sytuacja Królewskich była naprawdę nieciekawa. Upragniony finał zaczął się oddalać. Rewanż całkowicie należał do drużyny Realu Madryt. Goście nie mieli nic do powiedzenia. Już do przerwy gospodarze doprowadzili do remisu w dwumeczu, a po zmianie stron boiska zadali ostateczny cios. Mecz zakończył się wynikiem 3:0 i to Real cieszył się z awansu do finału Pucharu UEFA, w którym następnie pokonał Videoton i zdobył to trofeum po raz pierwszy w historii.
Drugim takim spotkaniem była niewątpliwie remontada nad Borussią Mönchengladbach. Jest to jeden z największych powrotów w historii Realu Madryt. Pierwszy mecz w ramach 1/8 finału Pucharu UEFA w sezonie 1985/86 Królewscy przegrali aż 1:5. Real w tym spotkaniu nie istniał. Tego, co wydarzyło się w rewanżu z pewnością trudno byłoby przewidzieć nawet wróżbicie Maciejowi. Real Madryt wygrał aż 4:0 i zapewnił sobie awans do kolejnej rundy. W spotkaniu tym wystąpił Juanito, a każdej kolejnej próbie remontady przyświeca zdanie “90 minut na Bernabéu to bardzo długo”, w myśl tych dwóch powrotów. Wspomina się wówczas też o “duchu Juanito”.
Wielki błąd
Sam o sobie w wywiadzie dla El País powiedział, że “jestem jak wybuch bomby, ale nie jestem bombą, a jednak wybucham”. Juanito był człowiekiem bardzo impulsywnym, posiadał nadmiar testosteronu, często robił zupełnie głupie i niepotrzebne rzeczy. Nie inaczej było w spotkaniu z w półfinale Pucharu Europy z Bayernem Monachium w 1987 roku. Nadepnął wówczas na głowę leżącego Lothara Matthäusa i tym samym został wyrzucony z boiska. Zachowanie to potępił cały świat. I słusznie, takie sytuacje muszą być negowane. „Przepraszam, przykro mi, że tak zrobiłem. Spieprzyłem, popełniłem błąd. Przeklinam, przeklinam siebie za tak irracjonalne zachowanie” – tłumaczył się Juanito.
Ostatni etap i śmierć
Po odejściu z Realu Madryt znalazł swoją przystań w Máladze. Tam był traktowany niczym bohater. Karierę piłkarską zakończył 24 czerwca 1989 roku w tymże klubie. Odchodząc z ekipy Królewskich powiedział: „Odchodzę do Málagi, ale wrócę tu jako trener”. Nie zdążył. Zmarł tragicznie w wypadku samochodowym mającym miejsce 2 kwietnia 1992 roku, kiedy to wracał do Méridy z meczu Realu Madryt z Torino. Ku jego pamięci kibice poświęcają 7. minutę meczu śpiewając „¡Illa illa illa, Juanito Maravilla!”.