Rafa? Zapraszam do Anglii. Wszędzie dobrze, ale u Nuno najlepiej — powiedział trener Wolves do Rafy Mira. Młody napastnik Nietoperzy długo się nie zastanawiał. Spakował walizki i ruszył na podbój angielskiej Championship.
Sezon 2001/02. Valencia sięga po mistrzostwo Hiszpanii, po raz piąty w swojej historii. W pokonanym polu pozostawia SuperDepor z Makaayem, Tristanem czy Valeronem, Barcelonę w składzie której grali wtedy Puyol, Cocu czy Kluivert, a także Real Madryt z gwiazdozbiorem złożonym z Zidane’a, Carlosa czy Figo. Nietoperze sięgają po to trofeum bez swojego najlepszego zawodnika poprzedniego sezonu, jak i ostatnich lat. Gaizka Mendieta przed tamtymi rozgrywkami trafił do Lazio za równowartość 48 mln € i stał się szóstym najdroższym piłkarzem w historii. Zawodnikiem zainteresowana była również Barcelona, a wyższą ofertę niż włoski klub mieli złożyć Królewscy. Włodarze Valencii uznali jednak, że skoro przygoda Baska z Mestalla się kończy, najlepiej trzymać go jak najdalej od Hiszpanii. Zawodnik miał mieć ponoć klauzulę anty-hiszpańską (bądź też jak się w madryckich mediach pisało „anti-madrid”), która miała zapobiec powrotowi Mendiety do Hiszpanii przez pierwszy rok od transferu do Rzymu.
Wyobraźmy sobie teraz scenariusz, że Valencia jednak kieruje się tylko finansowymi aspektami. Podobnie jak choćby kilka lat wcześniej Predrag Mijatović, Mendieta ląduje w przepełnionym gwiazdami Realu Madryt. Czy pomogłoby to klubowi ze stolicy nadrobić 9 punktów, jakie na koniec sezonu tracili do Nietoperzy? Można gdybać. Jedno jest pewne, ligowy wynik i to jak Blanquinegros radzili sobie w kolejnych latach, w zupełności wyjaśnia takowe zachowanie. Real Madryt był głównym rywalem, nie tylko w lidze, ale także europejskich pucharach, gdzie przecież Valencia z Mendietą dwukrotnie zawędrowała do finału, w tym jeden z nich to starcie z Los Blancos. Oddawanie swojego najlepszego zawodnika do ekipy, która była głównym rywalem, byłoby ryzykiem wartym z pewnością więcej niż te kilka czy kilkanaście milionów jakie dzieliło oferty Lazio i Realu Madryt.
Wracamy do wydarzeń sprzed kilku dni. Real Madryt miał Rafę Mira na wyciągnięcie ręki. Zawodnika obowiązywał kontrakt jedynie do lata 2018, a sam piłkarz nie był zainteresowany kontynuowaniem kariery na Mestalla. Nie ukrywajmy, Valencia nie była uprzywilejowana w tej sytuacji. Oferta z Madrytu według mediów opiewała na 0,5 mln € i tu tytuły zarówno madryckie jak i walenckie były zgodne. Wszystko wskazywało na to, że pochodzący z Murcji zawodnik trafi do stolicy Hiszpanii, choć Valencia do ostatniej chwili starała się przekonać napastnika do pozostania w klubie.
Pojawia się jednak oferta z Anglii. Wolves wykłada 2 mln €. Trenerem angielskiej ekipy jest Nuno, u którego zawodnik debiutował w barwach Nietoperzy. Konkurencja nie jest duża (zwłaszcza w porównaniu z Valencią czy Realem), a pierwszej ekipie brakuje skutecznego zawodnika stanowiącego grot formacji (może poza Léo Bonatinim) bądź człowieka nie do ruszenia. Sytuacja jest banalnie prosta. Zysk na transferze młodziana pokryje wypożyczenie jego następcy… Luciano Vietto, a sam piłkarz będzie miał szansę na występy w pierwszym zespole.
Wtem pojawiają się głosy, że Valencia za wszelką cenę dążyła do tego, żeby Mir nie trafił do Realu. Różne wnioski można wysnuwać, ale jeśli ktoś w takiej sytuacji twierdzi, że włodarze Nietoperzy kierowali się osobistymi pobudkami, a nie dobrem klubu… Gdyby na takich warunkach młody, dobrze zapowiadający się napastnik trafiłby do Realu mimo lepszej oferty na stole, to zostaliby zjedzeni przez własnych kibiców. O ile dyskusje w tym temacie nie dziwią, o tyle już szkalowanie klubu przez szefa Libertad Digital oraz autora biografii Luki Modricia jest zwyczajnie absurdem. Vicente Azpitarte uznał jednak, że warto na Twitterze zrobić wątpliwej jakości show i wyrazić swoje zdanie.
En Valencia ya están celebrando el segundo gran título del año tras ganar en el Bernabéu: Rafa Mir no ficha por el Madrid y se va a Inglaterra con el entrenador al que echaron tras meterles en Champions. #DobleteChé
En cuanto se confirme la noticia pondrán la Copa en el museo.
— Vicente Azpitarte (@Azpitarte) January 2, 2018
W Walencji świętują drugi wielki sukces roku, po wygranej na Bernabeu: Rafa Mir nie przejdzie do Realu Madryt i trafi do Anglii, gdzie jego trenerem będzie człowiek, który został wyrzucony po wprowadzeniu ich do Ligi Mistrzów. Tak szybko jak informacja zostanie potwierdzona, umieszczą puchar w klubowym muzeum.
Pozostawiając wypowiedź bez dalszego komentarza, warto również zwrócić uwagę na artykuł Ok Diario sprzed ponad roku. Dziennikarze tytułu stworzyli listę transferów „storpedowanych przez Valencię”. Na liście: Mendieta, Albelda, Ayala, Vicente, Villa, Aimar, Silva, Otamendi, Gaya oraz Andre Gomes. W skrócie: jeden wychowanek nadal grający w barwach Nietoperzy, jeden zawodnik, który całą karierę (poza wypożyczeniem do Villarreal) spędził w Valencii; trzy klubowe legendy sprzedane w momencie, kiedy nie były już tak przydatne, a można było zarobić; trzech zawodników sprzedanych do Premier League i Serie A za duże kwoty oraz Andre Gomes, co do którego zainteresowanie Realu mogło być tylko chęcią podbicia ceny największemu rywalowi. Tak czy siak, obecnie w Madrycie chyba nikt nie żałuje, że Portugalczyk nie reprezentuje barw Los Blancos. Z całej szumnej dziesiątki pozostaje więc tylko David Villa, jedyny zawodnik co do transferu którego można mieć jakiekolwiek wątpliwości.
Rok 2009. Konferencja prasowa. Raul Albiol od kilku lat jest podstawowym obrońcą Valencii. Tu się urodził, jest wychowankiem tego klubu. Ze względu na bardzo poważne problemy finansowe ekipy z Mestalla, zostaje jednak sprzedany do Realu Madryt. Odszedł bo musiał, a pożegnanie zawodnika było bardzo emocjonalne. Czy gdyby włodarze nie mieli noża na gardle, stoper nie trafiłby do stolicy Hiszpanii? Tego nie wiemy, wszak zdanie piłkarza również byłoby istotne. Jedno jest pewne, sytuacja była zgoła inna niż osiem lat wcześniej w przypadku Mendiety, czy… osiem lat i kilka miesięcy po odejściu Albiola, kiedy Rafa Mir trafił do Wolves.
Dziś aspiracje Valencii nie tyle sięgają wyżej (wszak w 2012 roku Unai Emery został odprawiony po czterech sezonach „rządów”, mimo regularnego zajmowania 3 miejsca w lidze), ale sytuacja finansowa po przejęciu klubu przez Petera Lima jest o niebo lepsza. Jeśli zapomnieć o zasadach Financial Fair Play, które to w dużej mierze ograniczają możliwe ruchy na rynku, klub z Mestalla nie ma obecnie żadnych problemów. Skoro tak, oczywisty jest fakt, że jeśli już kogoś sprzedawać będzie trzeba, to w pierwszej kolejności poza ligę, tak by nie wzmacniać rywali. Zwłaszcza jeśli ci rywale oferują mniejsze pieniądze.
Jeśli już jakieś zaszłości istnieją na linii Walencja – Madryt, to nie są one przecież odosobnione. Za czasów Amadeo Salvo do ostatniej chwili negocjowane były transfery Roberto Soldado i Pedro Chirivelli, gdzie padały mocne słowa w kierunku klubu, który ostatecznie wycisnął od kupujących tyle ile zdołał. Siedem lat temu, po tym jak trzech walenckich juniorów odeszło do Barcelony, klub zmienił również politykę co do młodzieży, aby bronić się przed utratą najzdolniejszych piłkarzy. Wypożyczenia do lokalnych klubów uniemożliwiające przejście, zakaz reprezentowania przez agentów dla zawodników powstałej kilka lat temu Academii Gloval i tak dalej.
A jeśli zabrniemy w ten absurd i stwierdzimy, że faktycznie Valencia za główny cel obrała blokowanie transferów do Madrytu, to jak wyjaśnić fakt, że najprawdopodobniej największy talent ostatnich lat gra obecnie w rezerwach i jest daleko od pierwszego składu, po tym jak po raz drugi chciał trafić do Barcelony? Mowa o Franie Villalbie, po którego odejściu do La Masii zmieniła się polityka Nietoperzy. Kiedy młodzian zupełnie sobie nie radził, otrzymał drugą szansę, zaczął być wprowadzany do pierwszego zespołu i… przestał starać się na treningach pierwszej drużyny, żeby wymusić transfer.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a pieniądze wydają się głównym czynnikiem decydującym o powodzeniu transferu bądź nie, choć oczywiście czasem bywa inaczej. Jak widać jednak, emocje przesłaniają logikę i zysk jednego staje się krzywdą drugiego.