Jeśli miałbym jakiekolwiek wątpliwości, zaakceptowałbym 20 milionów euro jakie oferowało Atleti – powiedział były już prezydent Sportingu, Sousa Cintra. Spór w sprawie Gelsona Martinsa nadal trwa, a Portugalczyk ma więcej powodów do zmartwień.
Gelson Martins zerwał kontrakt ze Sportingiem z własnej inicjatywy po tym jak kibice wtargnęli na boisko podczas jednego z treningów. Zajścia były tak poważne, że pomocy medycznej potrzebował Bas Dost. Uderzony w głowę Holender musiał mieć zakładane szwy na głowę. Nic więc dziwnego, że poszczególni piłkarze czy to w trosce o własne zdrowie i bezpieczeństwo, czy szukając okazji do opuszczenia klubu, rozwiązali swoje kontrakty. Oprócz Gelsona na taki krok zdecydował się Rui Patricio. Facet, który rozegrał w barwach ekipy z Lizbony 460 spotkań. 73-krotny reprezentant Portugalii trafił do drużyny Wolverhampton prowadzonej przez Nuno.
I jeśli zastanawiacie się czy w tym wszystkim palce maczał Jorge Mendes, to odpowiedź brzmi twierdząco. To właśnie portugalski superagent ma negocjować ostateczne warunki ugody pomiędzy klubami. W temacie Gelsona portugalskie media donoszą, iż finalnie zawodnik ma kosztować 22 miliony euro plus 10 milionów zmiennych. Sporting zyska więc zapewne niewiele więcej ponad wcześniej oferowaną przez Atleti kwotę, a pracownicy Transfermarktu, którzy już dawno ustalili kwotę transferową jako 30 milionów euro, wyjdą na jasnowidzów.
Łącznie natomiast ekipa z Lizbony może liczyć na aż 45 milionów euro. Kuriozalna to sytuacja jak na zysk z dwóch piłkarzy, którzy teoretycznie odeszli za darmo i mają na koncie rozegranych kilka spotkań. Przynajmniej Rui Patricio – który na murawie pojawił się pięciokrotnie. Martins na swoją szansę jeszcze poczeka…
? It was nice officially welcoming @GelsonMartins_ as an Atlético! ?⚪? #WelcomeGelson! ? ?#AúpaAtleti pic.twitter.com/6lhN6ezwF8
— Atlético de Madrid (@atletienglish) July 31, 2018
Jeden z wielu
Gaitan, Carrasco czy nawet Jackson Martinez. W ostatnich latach do Atleti trafiało wielu zawodników, którzy mieli wziąć La Liga szturmem i rozkochać w sobie fanów Los Colchoneros. Tymczasem dziś ci dwaj pierwsi grają w Chinach, a ten trzeci jest wypożyczony… z Chin do Portugalii. Madrytczycy przygarnęli w ostatnich latach jeszcze jeden niewypał, który obecnie przebywa dla odmiany w Turcji.
Alessio Cerci do pewnego czasu był zawodnikiem anonimowym. Piłkarzem, który nie zrobił wielkiej kariery, ale miał kilka niezłych sezonów w swojej karierze. Całkiem solidnie spisywał się w Serie A, mając od czasu do czasu przebłyski, a do tego przewidywano mu wielką karierę.
Skrzydłowy, czy wtedy jeszcze umiejscowiony jako napastnik, w latach juniorskich zapowiadał się znakomicie. W grze Championship Manager 03/04 był graczem wyjątkowym, jako nastolatek zdolnym strzelać po… 70-80 goli w sezonie. I jak to często bywa w takich przypadkach, zupełnie się to nie sprawdziło w rzeczywistości. Ale w momencie gdy Cerci trafiał na Vicente Calderon, zapewne wielu maniaków tej serii gier pomyślało, że to właśnie jego czas.
Nic z tych rzeczy. Skrajnie ofensywny zawodnik jakim jest Cerci nie był w stanie dostosować się do realiów Atleti i pracy w defensywie, jaką narzuca Cholo. Choć w Fiorentinie czy Torino spisał się nieźle, to fani La Liga zapamiętają go jako nieudacznika i totalny niewypał. 11 spotkań i tylko 284 minuty na boisku, podczas których Włoch zaliczył jedną asystę i dołożył jednego gola. Bilans trzeba przyznać, mało imponujący.
Warto przypomnieć, że również i przy transferze Cerciego nie brakowało kontrowersji. Sam zawodnik tuż przed oficjalnym ogłoszeniem wypuścił informację w internecie czym spowodował niemałe zamieszanie. Oczywiście Alessio szybko usunął wiadomość ze swoich social mediów, ale co się pojawia w sieci, już w niej zostaje. A sprawa skrzydłowego wróciła jak bumerang, bo ledwie miesiąc temu ekipa Simeone została ukarana przez FIFA właśnie za ten transfer… Połowę kwoty miał wpłacić fundusz z Kataru i właśnie przez to Atleti musiało zapłacić 46 tysięcy euro. Raczej madryccy księgowi nie będą musieli się zbytnio głowić jak wyrównać w takiej sytuacji budżet.
FIFA ma również pochylić się nad transferem Gelsona i w sumie nic w tym dziwnego. O ile samo zachowanie zawodnika odnośnie rozwiązania kontraktu jest zupełnie zrozumiałe, o tyle już występowanie w roli przedstawiciela Jorge Mendesa wskazuje, że ponownie może wchodzić w grę TPO – czyli third party ownership, które FIFA stara się zwalczać. W wielu ligach jest to całkowicie zabronione, a w Portugalii czy krajach Ameryki Południowej jest prawdziwą plagą.
W oczekiwaniu na szansę
Wracając jednak do samego Martinsa, choć to piłkarz potrafiący odmienić losy meczu, nie zdołał zaskarbić sobie jeszcze zaufania Diego Simeone. Poprzednie przypadki zresztą pokazują, że nie sam talent, umiejętności czy wyrobiona marka, a ciężka praca decyduje o sukcesie w drużynie prowadzonej przez Cholo.
Portugalczyk wtorkowego wieczoru już witał się z gąską, liczył na kolejne cenne minuty w barwach Los Colchoneros. Rozgrzewał się, był przygotowywany do wejścia na murawę… Jednak Simeone zdecydował się na tylko jedną zmianę. Na boisku pojawił się Thomas Lemar.
Gelson Martins completed the joint most dribbles (2) of any player on the pitch on his Atletico Madrid debut.
He only played 17 minutes. ? ? ? pic.twitter.com/ZbkhA8I0zg
— Statman Dave (@StatmanDave) August 23, 2018
Francuz, na którego Atleti wydało miliony, na pewno ma przewagę jeśli chodzi o grę w defensywie. Nie jest typowym skrzydłowym bazującym na dynamice jak Martins. Lemara nie obchodzą jedynie akcje zaczepne, dużo pracuje także w obronie, co na pewno od razu sprawiło, że Argentyńczyk widzi w nim swojego żołnierza. W Martinsie niekoniecznie. Na dodatek nie wiemy czy kiedykolwiek nim się stanie, bo w ostatnich dniach coraz głośniejsze są plotki o ewentualnym przejściu Gelsona do jednego z angielskich klubów, już podczas zimowego okna transferowego.
Czy jednak borykające się z pewnymi problemami Atleti aby na pewno nie potrzebuje kogoś bardziej przebojowego od Angela Correi? Argentyńczyk oczywiście wiele razy pokazywał się z dobrej strony wchodząc z ławki, a jego zaangażowanie w każdą fazę gry, cierpliwość w oczekiwaniu na miejsce w pierwszym składzie robią swoje… Jednak obecnie Portugalczyk może czuć pewną niesprawiedliwość. Drużyna nie funkcjonuje najlepiej, a on, ten który miał być ważnym ogniwem ekipy, rozegrał dopiero 33 minuty z możliwych 570.
To nie pierwszy raz kiedy piłkarz prezentujący się świetnie przed transferem do Rojiblancos ma duży problem z wejściem do pierwszego składu. Według madryckich i portugalskich mediów Martins powoli zaczyna się niecierpliwić. Sytuacja paradoksalna, bo zawodnik, za którego jeszcze nie ustalono ostatecznej kwoty transferowej już zdążył się oburzyć na swojego nowego pracodawcę. To nie jest łatwy początek dla Gelsona Martinsa w Atleti, ale chyba możemy być pewni, że nikt takowego mu nie obiecywał.