Transfer Gomesa to strzał na chybił-trafił – pisaliśmy prawie 2 lata temu, jeszcze przed odejściem Portugalczyka z Valencii. Po dwóch sezonach pomocnik może wrócić na Mestalla…
Pabón, Postiga, Fernandes, Banega, Arizmendi, Zigić, Senderos, Abdennour, Aderlan Santos… nieudane transfery Valencii w ostatnich kilku-kilkunastu latach można wymieniać i wymieniać. Z Mestalla wielokrotnie udawało się również sprzedawać zawodników, którzy po odejściu w żaden sposób nie spełniali pokładanych w nich oczekiwań. Oczywiście zjazd formy Mendiety, Farinosa i kilku innych były dużym zaskoczeniem. Tego samego nie można powiedzieć o Andre Gomesie, który odchodził do Barcelony traktowany jako potencjalny zbawca… choć w dużej mierze fani Nietoperzy zupełnie nie rozumieli dlaczego. Teraz z jeszcze trudniej wytłumaczalnych przyczyn, zespół prowadzony przez Marcelino miałby „zasilić” portugalski pomocnik.
Czy w Valencii w ogóle jest miejsce dla Gomesa? Odpowiedź jest bardzo prosta – nie. Pewne miejsce w pierwszej jedenastce mają Parejo i Kondogbia, nieźle spisywał się w pierwszych miesiącach po transferze Coquelin, duże nadzieje wiąże się również z Maksimoviciem. Do tego w rezerwach czy młodzieżowych ekipach jest wielu pomocników, którzy mają ogromny potencjał jak choćby Fran Villalba czy Kangin Lee, który mimo bardzo młodego wieku ma przepracować okres przygotowawczy z pierwszą drużyną.
I wtem pojawia się Gomes, człowiek, który musiałby grać tylko z Parejo – co zresztą zupełnie zachwiałoby strategią zespołu. Nie wątpię, że fachowiec klasy Marcelino byłby w stanie wykrzesać z Andre więcej. Zwłaszcza, że na Portugalczyku byłaby mniejsza presja, mógłby znów zaprezentować swoją grę – trochę nonszalancji, przebojowość, wiele prób, często nieudanych, ale również czasami i decydujących. Ot – bardziej na transferze powinno zależeć zawodnikowi niż klubowi. Jedynym logicznym argumentem jest fakt, że sam Marcelino uważa Gomesa za zawodnika dobrze skrojonego pod obecny zespół. Widocznie były trener Villarreal ciągle potrzebuje nowych, coraz trudniejszych wyzwań.
Ewentualny transfer to idealny przepis na katastrofę, całe szczęście póki co wydaje się, że w Walencji trzymają jednak głowę na karku, głównie za sprawą Mateu Alemany’ego. Pozyskanie Gomesa wchodzi w grę, ale na ten moment jest bardzo mało prawdopodobne. Podobnie jak PSG z Krychowiakiem – Barcelona chce się pozbyć jak najszybciej Portugalczyka i nie bawić się w skomplikowane zapisy w umowie czy inne wypożyczenia. Lokalne media podają jednak, że Valencia pozyska Gomesa tylko wtedy, jeśli żaden inny z zainteresowanych klubów nie złoży korzystnej oferty wykupu piłkarza. Ekipa z Mestalla ma być zdecydowana jedynie na wypożyczenie, nie zaś na kupno pomocnika już teraz.
„Dobre” wiadomości jednak napływają, bo Gomes tak fantastycznie prezentował się w dwóch poprzednich kampaniach… że Barcelona miała póki co nie otrzymać żadnej oferty za piłkarza. Nawet mimo tego, że kolejka zainteresowanych miała być całkiem pokaźna. Po co Valencii Portugalczyk? Jedynym wytłumaczeniem są względy finansowe – odbudowanie piłkarza i szybka odsprzedaż za większe pieniądze. Gomes wydaje się nijak nie pasować do koncepcji prezentowanej przez Marcelino. W ustawieniu 4-4-2 Portugalczyk ani nie jest tak wybitnym rozgrywającym, aby zestawiać go z defensywnym pomocnikiem, ani nie jest na tyle dobry defensywnie, aby ustawiać go z drugim tego typu piłkarzem, a na skrzydło… no cóż, Andre zwyczajnie brakuje odpowiednich cech motorycznych. W starciu z Solerem zwyczajnie nie ma żadnych szans, a mało prawdopodobne wydaje się, że trener z Asturii zdecyduje się na dwóch podobnych zawodników na obu skrzydłach.
Nic zresztą dziwnego, że chętnych i mocno zdecydowanych brak, skoro najciekawszą informacją odnośnie Portugalczyka było to, że zainwestował w E-sportową drużynę G2. „W e-sporcie widzę ogromny potencjał, to szybko rozwijająca się dziedzina. Mamy świetnego lidera (Carlos „Ocelote” Rodriguez) i osiągamy bardzo dobre wyniki. To bardzo dobra inwestycja. E-sport to kolejna generacja sportu, a League of Legends jest tu niezwykle ważne.” Mówił Gomes. Teraz musi liczyć na to, że ktoś zainwestuje w niego.
Zainteresowany Gomesem miał być Juventus – zresztą to sprawa trwająca od kilku lat. W Turynie bacznie przyglądają się rozwojowi pomocnika, jednak wobec transferu Emre Cana, wydaje się, iż drugi zawodnik o podobnych atutach nie będzie potrzebny. Zespół dominujący od wielu lat w Serie A najprawdopodobniej zrezygnuje z kolejnych prób zatrudnienia obecnego mistrza Europy, który nie zmieścił się w kadrze na mistrzostwa świata.
Nie czuje się dobrze na boisku, nie odczuwam radości z gry i tego co robię. Wielokrotnie nie chciałem wychodzić z domu, aby nie spotkać się z wzrokiem ludzi niezadowolonych z mojej gry, poczuć wielki wstyd – mówił jeszcze w trakcie sezonu Gomes.
Problemem w przypadku pozyskania Portugalczyka – w jakiejkolwiek formie – byłyby jego zarobki. Według informacji SuperDeporte, Gomes zarabiałby więcej niż Kondogbia, Parejo czy Rodrigo, co nie byłoby w żaden sposób uzasadnione aspektami sportowymi. Zwłaszcza, że trudno oczekiwać, iż sama zmiana otoczenia i trenera, który wierzy w jego umiejętności, nagle poskutkuje grą o wiele lepszą niż w ostatnich kilkunastu miesiącach. Gomes potrzebuje czasu, a niekoniecznie dostanie go w drużynie, która chce o coś powalczyć.
Pomysł transferu pomocnika, nawet w formie wypożyczenia, brzmi jak absurd. Byłoby to niesamowicie przewrotne jeśli nagle okazałoby się strzałem w dziesiątkę. Na pewno jeśli chodzi o warunki – Andre byłby znacznie lepiej przyjęty w Walencji niż w Barcelonie. Mimo swoich wielu wad zawsze był traktowany entuzjastycznie przez kibiców na Mestalla. Podobnie niczym w ostatnim sezonie Guedes. I może to jest właśnie przestroga, dla zawodników, którzy chcą przedwcześnie opuścić zespół ze stolicy Lewantu…