Dokąd wybierał się Szczęsny, o czym myślał Bednarek, dlaczego grał Cionek i kiedy wróci Glik – to pytania, które mniej lub bardziej zasadnie pojawiają się po wtorkowej przegranej Polski z Senegalem. Powody do zastanowienia mają też inne reprezentacje.
Najpierw jednak o tym, co na świeżo. Jak zwykle po porażce, szuka się winnych. Kogoś, kogo można osądzić za niepowodzenia. Jednych się wybiela, innych oczernia i właśnie w ten sposób uzyskujemy mylny obraz tego, co wydarzyło się w pierwszym spotkaniu Polski na mundialu. Meczu najważniejszym od 16 lat.
Przyznawanie jakichkolwiek ocen, różnicowanie tego co piłkarze pokazali na boisku, jest zupełnie bez sensu. Reprezentacja Polski zaczęła grać pod wodzą Adama Nawałki na miarę możliwości bo była drużyną. Kiedy jeden popełniał błąd, drugi go ratował. O meczu z Senegalem można powiedzieć coś zupełnie odwrotnego, a przykład drugiej bramki to już namacalny dowód takiego stanu rzeczy. Jeden kadrowicz rozpalił ogień, drugi podmuchał, a trzeci zalał denaturatem…
Dziś najłatwiej winy szukać w Szczęsnym, który niepotrzebnie wyszedł z bramki. Bez problemu obwinić możemy Bednarka, któremu brakowało zdecydowania. Łatwym celem jest również „zdobywca” samobójczej bramki – Cionek. Kiedy jednak widzę jak bardzo różnicuje się postawę Thiago i Pazdana czy Piszczka i Rybusa, zastanawiam się czy naprawdę jest sens w doszukiwaniu się tych detali. Bo Polska zagrała słabo jako drużyna. Poza ostatnimi minutami meczu, nie było zupełnie momentu, za który można byłoby podopiecznych Nawałki pochwalić. Na boisku nie mieliśmy piłkarza, którego moglibyśmy wyróżnić i górnolotnie powiedzieć – tak, reszta poruszała się ślamazarnie, ale on jeden bronił honoru ojczyzny. Nie – nie było takiego, bo wszyscy trzymali jeden poziom. Popełniali błędy i w ogóle nie przypominali siebie z eliminacji, czy nawet sparingów. Niestety.
A i sam gol padł bardziej siłą woli. Bo przecież w stałych fragmentach gry mieliśmy nie mieć szans. Stylu reprezentacji w meczu z Senegalem nie opisuje lepiej nic, niż postawa Arkadiusza Milika.
Ach ten luz Milika, ta lewa nóżka bellissimo #WorldCup pic.twitter.com/zdZDGxvBos
— Krzysztof Czub (@Kris_Czub) June 19, 2018
I teraz ponownie – z zawodnika Napoli nagle robimy „drewniaka”. Zawodnika, który wcale nie ma fantastycznej lewej nogi, który w sumie to się najwyżej na orlika nadaje. Warto jednak zauważyć coś innego. Czy ktokolwiek przypomina sobie tak złą grę Arkadiusza Milika? Tak fatalne podania, momentami nawet brak zaangażowania i przede wszystkim – ogromną frustrację wylewającą się od przecież bardzo sympatycznego piłkarza? Napastnik karierę reprezentacyjną rozpoczynał jako nastolatek i wyglądał wtedy o wiele lepiej. Prezentował się bardziej korzystnie nawet, kiedy nie grał w klubie. Warto o tym pamiętać, kiedy zacznie się mówić o złej formie, dyspozycji i zapomni o innych kwestiach.
Polacy przede wszystkim pokazali w tym spotkaniu bezradność. Być może jakiś pomysł na ten mecz był, pokazaliśmy przejście z czterech obrońców na trzech w trakcie akcji… i to by było na tyle. Po co było to testowane, co to miało na celu – tego się już nie dowiemy. Wiemy na pewno, że choć Senegal nie zagrał fantastycznie i nie był przeciwnikiem nie do pokonania – taktycznie zagrali na szóstkę, a Polaków czeka egzamin poprawkowy. Na pierwszy, mimo bardzo długiego okresu przygotowań, byliśmy zupełnie niegotowi. Trochę jak student, którego zaskoczyła sesja. Przecież jakoś miało się udać.
konferencja
?#Boniek: Wygrywamy i przegrywamy wszyscy. Jesteśmy jedną rodziną. Po przegranych meczach jesteśmy wszyscy razem.
— Łączy nas piłka (@LaczyNasPilka) June 20, 2018
Jedyne czym się możemy pocieszać – my jako kibice, bo nie reprezentacja – to to, że wiele innych mocniejszych reprezentacji, również ma swoje problemy czy potknięcia. Któż spodziewałby się porażki Niemców z Meksykiem? Zwłaszcza po aferze basenowej, o której pisaliśmy jakieś dwa tygodnie temu. Hirving Lozano po kapitalnym sezonie w Eredivisie również na mistrzostwach świata udowadnia, że jest jednym z najlepiej zapowiadających się skrzydłowych na całym świecie. Meksykanin jeszcze przed mistrzostwami zwrócił na siebie uwagę hiszpańskich klubów – m.in. Valencii. Teraz pozostaje trzymać kciuki, aby kolejny czarodziej trafił na Półwysep Iberyjski.
Niemcy mieli być jednym z największych faworytów, tymczasem wywrócili się już na pierwszej przeszkodzie. Nie są jednak sami, bo warto podkreślić słabą postawę innych reprezentacji. Brazylia i Argentyna zdecydowanie nie zachwyciły. Francja przeżywała okropne męki z Australią, która zamurowała środek pola przy pomocy Mooya. Belgia mimo dobrze wyglądającego wyniku, zagrała dość zachowawczo i nawet chaotyczna obrona Panamy potrafiła zatrzymać ich przez długi czas. Anglia wygrała rzutem na taśmę, również nie będąc stroną wybitnie wyróżniającą się.
Co do meczu pierwszej kolejki spotkań – nie mamy chyba wątpliwości. Starcie Hiszpanii z Portugalią to prawdziwy majstersztyk z festiwalem błędów w tle. Trudno zapomnieć choćby wpadkę De Gei czy fatalną postawę defensorów Portugalii, z drugiej strony zachwycił przede wszystkim Cristiano Ronaldo – póki co najjaśniejsza gwiazda rosyjskiego czempionatu.
Trudno nie mieć obaw o postawę La Furia Roja w kolejnych spotkaniach. Przez długą część meczu podopieczni Fernando Hierro poruszali się jak dzieci we mgle. Brakowało ruchu, granie na stojaka – bardziej jak w okresie Vicente del Bosque niż za Julena Lopeteguiego. Ciężar odpowiedzialności brał na siebie David Silva i tym nieco ratował obraz gry i płynność w ekipie hiszpańskiej.
Ogólnie jednak widać krok bądź dwa wstecz. Hiszpania ponownie przestała zaskakiwać i zaczęła nieefektywnie klepać piłkę, podobnie jak Argentyna z Islandią. Gdyby nie sędzia, który w mojej opinii niesłusznie uznał pierwszego gola Diego Costy i błędy Portugalii w defensywie, kibice La Furia Roja mogliby być teraz w podobnych nastrojach co my. Po pierwszym meczu wiemy już raczej, że jeśli Hiszpania odniesie jakiś sukces to przede wszystkim pomimo Hierro na ławce, a nie dzięki niemu. Bo bez Lopeteguiego ekipa straciła mnóstwo jakości.
Druga runda to walka o życie dla wielu zespołów, które miały być pewne wyjścia z grupy. Wspomniane Hiszpania i Portugalia muszą zachować czujność z niżej notowanymi rywalami, podobnie sytuacjai ma się choćby z Argentyną, Brazylią, Niemcami… czy przede wszystkim dla nas – z Polską i Kolumbią. Które w kolejnej kolejce stoczą bój o życie. Formułę znamy znakomicie – mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor. Aby tradycyjnego scenariusza uniknąć, Polska z nieprzygotowanego studenta lesera musi przerodzić się w nudnego kujona gotowego na każdą ewentualność. Adam Nawałka wie jak to zrobić – tak wszak kadra prezentowała się dość długo – jeszcze przed „wynalezieniem” trójki w obronie. A czy wystarczy czasu… to dowiemy się już za kilka dni.