Fuera Emery! – tak żegnano w Valencii trenera, który zapewniał jej trzecie miejsce, rok po roku. Kibice na Mestalla byli szaleni, a może mieli swoje powody?
Sezon 2011/12, Valencia tradycyjnie gra w Lidze Mistrzów. Na rozgrzewkę dwa remisy. Jeden oznaczający katastrofę, bo zanotowany w meczu z Genk, drugi nie taki zły – bo z Chelsea. „Dwumecz” z Bayerem i podział punktów. Podopieczni Emery’ego wygrali u siebie, a Leverkusen również było lepsze na własnym terenie. Efektowna strzelanina zakończona 7:0 z belgijskim zespołem w 5. kolejce na nic się zdała, bo ostatnia przyniosła porażkę 0:3 z ekipą z Londynu. Pożegnanie z Ligą Mistrzów, czas na rozgrywki drugiej kategorii. W tych Valencia odpada w półfinale z Atlético. Podobnie dzieje się w Copa del Rey, gdzie lepsza tuż przed finałem okazała się Barcelona.
Tak właśnie Valencia z Albą, Soldado, Jonasem czy Albeldą… po raz kolejny zanotowała 3. miejsce w lidze i w zasadzie nie osiągnęła nic. Panowała stagnacja. Jak wyglądały wyniki z największymi rywalami? Remis i przegrana z Realem, trzy przegrane i jedna wygrana z Sevillą (wygrana i awans w krajowym pucharze – w lidze same porażki), dwa remisy i dwie przegrane z Barceloną. W tym łomot 1:5 na Camp Nou. Ogólnych statystyk jak radzi sobie Emery z największymi w lidze nie warto przytaczać, bo były wałkowane – także i na naszym portalu – wiele razy.
Nie zrozumcie mnie źle, nie robię z Emery’ego kompletnego amatora, który dostawał samograje i robił wyniki. Sam początkowo dziwiłem się dlaczego Valencia zrezygnowała z Baska i uważałem, że jego odejście z Sevilli może dla klubu z Andaluzji znaczyć duży zjazd. Czas jednak zmienia znacznie perspektywę, a Unai ma jednak swoje „za uszami”. Z czego składa się warsztat – albo po prostu – sam Unai Emery?
Mentalność zwycięzcy
W ostatnich dniach w Polsce jedna z częściej cytowanych wypowiedzi padła na konferencji Lecha Poznań. Wiceprezes Rutkowski mówił o tym, że trener Nenad Bjelica nie zrobił nic w tym kierunku, aby u piłkarzy wszczepić mentalność i kulturę zwyciężania.
Pisaliśmy o tym już z tysiąc razy, ale napiszemy i tysiąc pierwszy. Unai Emery to człowiek, który napisał książkę pod tytułem „Mentalność zwycięzcy”. Czy po jego zespołach widać, ze Bask jest gościem, który potrafi zaszczepić u swoich zawodników niepohamowaną chęć zwyciężania? No cóż… pamiętamy doskonale co się stało w dwumeczu z Barceloną i jak spektakularnie PSG wyleciało z Ligi Mistrzów.
W pamięci pozostaje również tegoroczna porażka z Realem Madryt i dziwne rotacje w składzie. Unai Emery zaskoczył i sięgnął po młodego Lo Celso. Chłopak leci na mundial, więc musi mieć coś w sobie, ale wystawienie go w takim spotkaniu, okazało się totalnym strzałem w stopę. Oczywiście, wygranych trofeów ligowych z PSG czy wielokrotnych zwycięstw w Lidze Europy z Sevillą nikt mu nie odbierze. Jednak to, że Emery ma problemy z motywowaniem swoich zawodników na największych rywali, jest po prostu faktem. Albo w Premier League się tego szybko nauczy, albo kibice wywiozą go na taczkach i szybko zatęsknią za Wengerem.
Cyrkowiec, mim, sympatyczny człowiek bez charyzmy
Sympatyczny – nie jest to cecha, która powinna być na pierwszym miejscu u dobrego szefa, wybijać się przed szereg. Czy redakcja z „sympatycznym” człowiekiem, ale pozbawionym charyzmy i szacunku wśród pracowników, produkowałaby treści odpowiedniej jakości, chodziłaby jak w zegarku i ciekawiła widzów? Śmiem wątpić. Czy bank z „sympatycznym” prezesem przynosiłby zyski? Pewnie rozdawałby kasę na prawo i lewo.
Tak też jest z Unaiem Emerym, który rozdaje, ale punkty najgroźniejszym rywalom. Problem motywowania zawodników leży zapewne w tym, że to człowiek bez szacunku i respektu u własnych zawodników. Sytuacje, które dobitnie to udowadniały można przelać nie tylko w osobny tekst, ale pewnie całą książkę. Szarpanina z Deulofeu po zejściu z boiska w Sevilli, ciągłe nabijanie się ławki Valencii z jego zachowań przy linii i cyrki z rzutami karnymi w PSG oraz innymi decyzjami trenera – to tylko najznamienitsze przykłady tego zjawiska. Natomiast Joaquin już dawno po odejściu z Valencii powiedział, że był do tego zmuszony, po prostu na każdej analizie taktycznej musiał mieć popcorn. Nie dziwimy się…
Teraz Unai Emery będzie musiał zapanować nad takimi zawodnikami jak choćby Aubameyang. Bask musi chyba przejść ekspresowy kurs z wychowania trudnej „młodzieży”.
Cała naprzód, ale najpierw Maduro
W zasadzie od początku kariery trenerskiej dewizą Emery’ego było – cała naprzód. Defensywa prowadzonych przez niego zespołów to zazwyczaj istny cyrk, a bramkarze nie mają łatwego życia. Czasami skutkowało to wysokimi porażkami, bywały też goleady jak ta z wspomnianego już początku sezonu 2011/12 – 4:3 z Racingiem. Ma to jednak swoje dwie strony…
Czasami bardzo trudno nadążyć za decyzjami Unaia. Wspomniany już Lo Celso to jedna sprawa, ale bardzo często zdarzało się, że w momencie kiedy trzeba było gonić wynik, Bask do boju rzucał… defensywnego pomocnika bądź obrońcę. W mojej pamięci zapadł wpuszczany w trudnych momentach Hedwiges Maduro. O ile do samego Holendra trudno mieć pretensje – po dziś dzień jest bardzo szanowany przez Valencianistas, lecz o co chodziło Emery’emu – nie wiadomo do tej pory.
Oczywiście nie przekreślam Unaia całkowicie. Facet swoje w piłce zrobił, a wyników jakie do tej pory osiągał może mu pozazdrościć wielu uznanych szkoleniowców. Może się okazać, że jeśli dostanie trochę czasu, faktycznie podoła zadaniu. W lidze, w której w zasadzie z dużym rywalem, bądź zespołem z tego samego miasta mierzyć się będzie co chwilę – być może wreszcie ogarnie i te kwestie. To wszystko jest wielkie „ALE” – bo wszelkie argumenty przemawiają za tym, że na ten moment jest to kandydatura szalona. Skierowana, przede wszystkim, na ostateczne spalenie szkoleniowca w wielkich klubach. Na Unaiu ciąży wielka presja – jeżeli Bask tym razem nie podoła, trudno się spodziewać, że szybko dostanie kolejną szansę na tym poziomie.
A Arsenal, bez względu na wyniki i tak odnalazł receptę na mema. Wysyp fotoszopek, gifów i innych tego typu rzeczy od pierwszej kolejki Premier League 2018/19 jest gwarantowany.