Jeśli Polska nie weźmie Kamila Wilczka na mistrzostwa świata, to chyba jedzie do Rosji w roli faworyta – coś w ten deseń powiedział trener klubowy polskiego napastnika. Co więc powiedzieć o kraju, w którym zawodnicy jak Arteta, Ruben Castro czy Xabi Prieto nigdy nie zaznali gry w kadrze?
Nie o tych jegomościach będzie jednak dzisiaj, a o jednym z bohaterów wczorajszego finału Ligi Europy. Są i byli piłkarze – tacy jak Iniesta, Ronaldinho, Raul, Casillias, Vicente czy David Villa – których bez względu na przynależność klubową i to komu się kibicuje, po prostu się szanuje. Zawodnicy z ogromną klasą, jak niegdyś Puyol czy Xavi (z chwilowym odcięciem prądu w postaci dywagacji na temat kwestii ogrodnictwa około stadionowego). Postacie, których kiedy imię padnie w dyskusji o piłce, wszyscy pokiwają głową i stwierdzą – tak, to jest pan piłkarz i choć kibicuje największemu rywalowi, zawsze go podziwiałem.
Jest też grupa takich, którzy są wygwizdywani gdziekolwiek nie pojadą. Szczególną personą w tej grupie jest chyba Raul Garcia. Wiem, że w naszej redakcji znajdą się jego wyznawcy i wielbiciele, a jak trochę poszperacie to znajdziecie na to niezbite dowody w postaci artykułów na jego temat, ale ogólnie nie jest to bożyszcze tłumów. Podobnie jak Diego Costa. Każdy chyba wie dlaczego i tych wszystkich boiskowych spięć przypominać nie trzeba. Dwaj piłkarze przez długi czas związani z Atleti mają podobne uczynki na sumieniu. Nie ujmuje to oczywiście ich piłkarskiej klasie.
Gdzieś pośrodku tego wszystkiego jest Gabi. 34-latek z Madrytu, który w karierze grał w trzech klubach, wszędzie będąc kluczową postacią. Kapitan, lider, wzór. Facet, który nie odstawia nogi i wielokrotnie przekonali się o tym ligowi rywale. Bilans kartek? Tylko 31 żółtych kartoników we wszystkich rozgrywkach (legenda głosi, że gdyby nie pauza po kilku żółtych, Roberto Soldado śrubowałby taki wynik w jeden sezon), ale aż… jedenaście czerwonych.
1 listopada 2017, Gabi: „Liga Europy to gówno”
Ale pełny cytat brzmiał tak: „W tym momencie [Atletico było blisko odpadnięcia z LM] Liga Europy wydaje się być gównem. Ale jeśli będziemy mieli w niej grać, oczywistym jest, że będziemy chcieli ją wygrać”
— Jakub Kręcidło (@J_Krecidlo) May 16, 2018
No i ogólnie można stwierdzić – brutal. Osłabiał drużynę. Jak on mógł. Jednak nie do końca. Kiedy słyszę „Gabi”, zawsze gdzieś z tyłu głowy pamięta się o tym, że zdarzy mu się z boiska wylecieć, czasami faktycznie rywal jest sponiewierany. Taki jest jednak futbol, a u zawodnika Atleti na próżno szukać chamstwa, przynajmniej w moim odczuciu. To zawodnik, o którym nie powiem, że ma ogromną klasę, że jest jak zawodnicy wymienieni na początku. Ale jednak to wielka postać w skali ligi i choćby ze względu na niego, choć bardzo daleko mi do bycia fanem Atleti, cieszę się z triumfu klubu z Wanda Metropolitano.
Pojawia się jednak pytanie, czy Gabi był za słaby na reprezentacje? Przez długi czas był jedną z głównych postaci w kadrach młodzieżowych… nie poszły za tym jednak powołania do La Furia Roja. Ogrom talentów w środku pola spowodował, że zawodnik Atleti nigdy nie dostał szansy przywdziać koszulki reprezentacji narodowej. Pytanie, czy to nie największy piłkarz, który przynajmniej w ostatnich latach został zupełnie pominięty w Hiszpanii? Marca podaje listę zawodników, którzy nie zagrali w drużynie narodowej (z szacunku do Gabiego i Was nie wymienię niektórych): Ruben Castro, Xabi Prieto, Arteta, Yeste…
Na pewno są to duże postaci jeśli chodzi o hiszpański futbol, ale przy Gabim nie wyglądają już tak wyjątkowo. Pomocnik z Madrytu stał się ofiarą złotej generacji w piłce za czasów Aragonesa i del Bosque. Mam nadzieję, że w Rosji to Hiszpania sięgnie po tytuł i przynajmniej koledzy z klubu zadedykują go legendzie. Bo niewątpliwie – i mówię to z ręką na sercu – Gabi tą legendą jest.