A nie mówiłem? — powtarza zapewne pod nosem Quico Catalán, patrząc w ligową tabelę. Jego Levante pewnie zmierza po awans do Primera División, choć wielu miało wątpliwości co do działań podejmowanych przez prezydenta i zarząd…
Robert Sarver wraz ze swoją świtą przejmuje klub z Majorki. Właściciel Phoenix Suns, który od dłuższego czasu chciał zaangażować się również w piłkę nożną, wreszcie dopiął swego. Był jednak zawzięty, bo zanim pozyskał królewski klub z Balearów, odmówili mu Rangersi z Glasgow oraz Levante. Zwłaszcza w kibicach tej drugiej ekipy wzbudziło to wielkie poruszenie. W końcu klub mógł zyskać grube miliony oraz wsparcie ze strony Alessandro del Piero czy Steve’a Nasha. Gigantyczny potencjał marketingowy, finansowy, a także sportowy, wszystko w pakiecie. Do zmiany właściciela Granotas jednak nie doszło, choć Levante w oczach Sarvera było trzykrotnie droższe niż Mallorca. Transakcję odtrąbiono w mediach jako odrodzenie ekipy, która przed spadkiem po sezonie 2012/13 spędziła w najwyższej klasie rozgrywkowej 16 lat z rzędu. Głośno zrobiło się o tym nawet w naszych rodzimych tytułach. Jak zwykle przy udziale wielkich pieniędzy, zapanował hurraoptymizm…
Tymczasem to Levante, nadal pod wodzą Quico Catalána, zajmuje pierwszą pozycję w lidze. Nieprzerwanie od 4. kolejki La Liga2. Co prawda podopieczni Juana Muñiza przegrali w sobotę z Alcorcón, ale wcześniej zanotowali passę 6 wygranych z rzędu. Dla porównania, od momentu spadku do drugiej klasy rozgrywkowej Mallorca ciągle balansuje nad strefą spadkową, jeszcze do niedawna się w niej znajdując. Przynajmniej na ten moment sytuacje minimalnie poprawił nowy szkoleniowiec, wcielony z rezerw Javier Olaizola, ale fani ekipy z Balearów nie mogą spać spokojnie.
Fatalna postawa na wyjazdach, w których w 12 występach Mallorca zdobyła tylko 8 punktów, tyle samo oczek w lidze co pierwsza ekipa w strefie spadkowej i niewielka przewaga nad resztą, Iberostar świeci pustkami… Problemy klubu pozyskanego przez Roberta Sarvera można mnożyć i na próżno doszukiwać się tu jakiegoś pozytywnego efektu bądź planu działania. Kadra jest przepełniona zawodnikami nie tyle doświadczonymi, co już raczej wypalonymi, nie dającymi wiele zespołowi. Jeśli już jacyś młodzieńcy pojawiają się w pierwszym składzie, to są to w dużej mierze piłkarze wypożyczeni. Światełkiem w tunelu jest 21-letni napastnik, Brandon Llamas, zdobywca ośmiu bramek dla Los Bermellones, zresztą ich wychowanek. Powoli do zespołu wchodzi pomocnik, Damià Sabater. Oczekiwano jednak zdecydowanie więcej. Dla przykładu, szanowany w Hiszpanii Miguel Angel Nadal miał być zastąpiony przez Alessandro del Piero. Ostatecznie nowym dyrektorem sportowym został Javier Recio, specjalista od młodzieży z Espanyolu. Póki co efektów jego pracy nie widać, choć zapewne jeśli takowe będą, trzeba na nie poczekać.
Nie tylko Mallorca boryka się z problemami w drugiej lidze hiszpańskiej. Bardzo słabo prezentują się również Rayo Vallecano, Real Saragossa czy Córdoba. Ostatnie miejsce w tabeli zajmuje natomiast Almería. Wszystko to przecież zespoły całkiem nieźle rozpoznawalne, jednak z elementem wspólnym – po spadku z Primera División nie radzą sobie najlepiej. Podobnie zresztą można było powiedzieć o Getafe, które z Juanem Esnáiderem zdawało się zmierzać do trzeciej klasy rozgrywkowej. Kryzys został jednak zażegnany.
Zawsze jest dużo możliwości, ale nie tędy droga. Władze zdecydowały nie sprzedawać klubu i to najlepsza z możliwych decyzji.
David Navarro o odrzuceniu oferty Sarvera
W tym momencie warto zapytać, czego kibice Granotas chcą od tego biednego Catalána? Aż 6 z 11 sezonów w Primera División przypada na prezydenturę madrytczyka, a wszystko wskazuje na to, że będą i kolejne. Żaby jako jedna z niewielu ekip nie popadła w marazm po spadku do niższej klasy rozgrywkowej i momentalnie się pozbierała. Obecnie trudno znaleźć argumenty świadczące przeciwko najważniejszemu decydentowi, rozpoczynającemu 8 rok rządów.
Levante stawia na młodzież i, mimo spadku, nie boi się inwestować w ciekawych zawodników. Suma około 2,5 mln € wydana na transfery to więcej niż występujące w La Liga ekipy: Sporting (1 mln), Osasuna (2,2 mln), a nawet Las Palmas (2,4 mln) — nie licząc najświeższego zakupu, czyli wypożyczenia Alena Halilovicia. Żaby pozyskały m.in. byłego kapitana młodzieżówki, José Campañę, wykupiły Jeffersona Lermę, na Estadio Ciudad de Valencia przybył także za darmo Javier Espinosa. Wszystko to ciekawi, dobrze zapowiadający się pomocnicy. Najlepszymi „transferami” okazali się jednak powracający z wypożyczeń, wiecznie rzucani po klubach Roger i Jason, związani z Levante już od dawna. Teraz w ataku będzie wspierał ich jeszcze Juan Muñoz, który został pozyskany na pół roku z Sevilli.
Na ile ci zawodnicy wystarczą na grę w La Liga, tego nie wiemy, ale raczej będziemy mieli szansę się przekonać. Jeśli oczywiście wcześniej któryś z nich nie wyfrunie do Anglii, bo o zainteresowaniu choćby Rogerem informowały lokalne media. W pamięci również trzeba mieć, że Levante naprawdę nieźle szkoli młodzież i po spadku nie wypuściło na stałe jednego ze swoich największych talentów. Victor Camarasa został tylko wypożyczony do Alaves i najprawdopodobniej po sezonie po prostu wróci do Walencji.
Przechodząc jednak do meritum, kibice ciągle domagają się zmian, mimo całkiem stabilnej polityki prowadzonej przez zarząd i jego głównego sternika. Miesiąc temu do dymisji podał się przedstawiciel wszystkich penii walenckiego klubu, Gabriel Salinas. Jego planem było przekonanie decydentów do sprzedaży klubowych akcji w ręce jednego z jego „sojuszników” i tym samym większy wpływ kibiców na podejmowane przez zarząd decyzje, coś na wzór systemu socios. Quico Catalán jest jednak w swoim zachowaniu zdecydowany, dążąc do celu jakim jest ponowne zagoszczenie w La Liga i walka z klubowymi długami.
Nie wszystko na Estadio Ciudad de Valencia jest podporządkowane finansom, o czym mówił zresztą prezydent klubu tuż po spadku z La Liga: „Musimy zaszczepić miłość do klubu już u najmłodszych. Mamy 6 tys. karnetowiczów w wieku 4-14 lat oraz ponad 2 tys. od 15 do 19 roku życia. To duże osiągnięcie, wielka baza na przyszłość. Staramy się tym zarazić nie tylko dzieci, ale także ich rodziców. To nieważne, że te 6 tys. nie musi płacić za karnety, są ważniejsze wartości”. Dodał także, że nie myśli o odejściu, a winę za spadek bierze na siebie i wie, że popełnił wiele błędów, które będzie się starał wyeliminować w przyszłości. Zaznaczył jednak, że klub jest w stabilnej sytuacji. Obecnie trudno temu zaprzeczyć.
Przemyślana polityka transferowa, przyjemna dla oka gra, stawianie na zawodników z regionu, inwestycje w szkolenie młodzieży i aktywne działania prowadzone wraz z kibicami. Levante jest jednym z tych klubów, o które nie powinniśmy się obecnie martwić, a raczej gorączkowo wyczekiwać w La Liga. Natomiast sam prezydent Żab może wykręcić numer do Roberta Sarvera i powiedzieć: Hola, ¿qué tal?