Hej, jak tam? — takie pytanie przed derbami ironicznie rzucali kibice Villarreal. Po spotkaniu pojawiło się więcej goryczy, tym razem ze strony zwycięzców. Ta nie była jednak wymierzona w przeciwnika…
Sobota, godzina 20. Sądząc po ubiorze Simone Zazy, również i do Hiszpanii dotarła zima. Pod stadionem Estadio de la Cerámica atmosfera jest jednak gorąca. Kibice Valencii pobudzeni ostatnią wygraną i objęciem sterów przez Voro całkiem licznie stawili się na terenie jednego z największych rywali. Sympatyzujący z Żółtą Łodzią Podwodną nie omieszkali tej sytuacji wykorzystać do przedmeczowych drwin. Nie oni pierwsi zresztą. Na trybunach same tuzy… z Miroslavem Đukiciem na czele.
Fani Villarreal przed meczem mieli skandować o spadku Nietoperzy i podziękowaniach dla Petera Lima. Karma.
— Krystian Pørębski (@woker182) January 21, 2017
Spotkanie z początku było bardzo wyrównane, by potem niespodziewanie Blanquinegros przejęli kontrolę. Co zaskoczyło jeszcze bardziej, przerywając kilka serii. Po pierwsze gol Solera był premierowym trafieniem po dograniu przez prawą obronę Villarreal w tym sezonie. Aż trudno uwierzyć, że będąca do tej pory jałowa aż do bólu ekipa, była w stanie pokonać najszczelniejszą defensywę ligi, na dodatek atakując w najmocniejszy punkt.
Valencia zachowała pierwsze czyste konto w LaLiga od meczu z Eibar (kwiecień 2016). #VCFpl
— Karol Kotlarz (@KarolK_90) January 21, 2017
Tak jak wcześniej nie byliśmy słabi, tak teraz nie jesteśmy bogami
Diego Alves po meczu z Villarreal
W zespole wreszcie pojawiła się sportowa złość. Nie ma co ukrywać, jest wiele prawdy w słowach brazylijskiego bramkarza. Valencia zagrała dobry mecz, jak podkreślił komentator Eleven, Marcin Gazda momentami nawet przyjemnie się ich dzisiaj oglądało. Natomiast przesadą byłoby mówienie o fantastycznej grze czy odrodzeniu drużyny. Do tego jeszcze daleka droga. Powodów lepszej postawy ekipy ze stolicy Lewantu należy poszukiwać w innym aspekcie.
Enzo: "Voro rozmawia najpierw z piłkarzami, a nie jak inni, z prasą" – przytyk w stronę Prandelliego? #VCFpl
— Marcin Śliwnicki (@KempesVCF) January 21, 2017
Drużyna wygrała w ważnym meczu, teoretycznie wszyscy powinni się cieszyć. Zachowanie i wypowiedzi zawodników Valencii wskazują jednak na coś zupełnie innego. Wyraźnie wyczuwalna w tym wszystkim jest wściekłość, chęć pokazania, że ktoś tu się co do nich grubo pomylił. Nie trzeba być wybitnym znawcą hiszpańskiej piłki, by wskazać wroga numer jeden dla walenckich piłkarzy. Cesare Prandelli wzbudził w zawodnikach Blanquinegros takie uczucia, jakich nie mieli nawet za panowania Nuno, a to już sztuka. Dla podopiecznych Voro nie były ważne krzyki kibiców Villarreal, nie elektryzowały ich brzydkie zachowania choćby Mario Gaspara. Absolutnym priorytetem było pokazanie, że wbrew temu co sądził Włoch, potrafią grać w piłkę.
Nie wygraliśmy z nim dwóch meczów z rzędu, nigdy nie zachowaliśmy czystego konta. Voro to lojalny trener. […] On nie powie ci czego innego na treningu, by potem w mediach mówić zupełnie co innego. Dziękujemy, także Pablo, Otxotorenie, Jordiemu… oni cierpieli tak samo jak my. Teraz musimy cieszyć się z tego momentu.
Enzo po meczu
W Valencii czułem się upokorzony – mówił po meczu Prandelli. Pozostaje więc zapytać, czy to właśnie był powód do tego, że sam zmieszał z błotem zawodników w mediach, idąc z nimi na wojnę? Tak doświadczony szkoleniowiec powinien być świadomy ryzyka i tego jak gra w takich warunkach będzie wyglądać. Włoch za wszelką cenę chciał wszystko robić po swojemu, a ucierpiała na tym zarówno drużyna jak i on sam.
Enzo Perez. 41 attempted passes. 41 completed. 100% accuracy. Won 5/5 tackles. 4 clearances. 3 Interceptions. 4 fouls committed. So good. ? pic.twitter.com/upzctKRjIr
— Astorre Shakur (@Cerebrone) January 21, 2017
Całe to zamieszanie ma jednak jeden skutek. Enzo nie tylko nagle wyrósł na lidera medialnego, ale również na boisku przypomniał wszystkim o swojej przydatności, którą w Valencii znano tylko z opowieści i kompilacji na YouTubie. Nie będzie żadną przesadą stwierdzenie, że był to jego pierwszy bardzo dobry mecz w barwach Blanquinegros, a na pewno lepszego do tej pory nie zaliczył.
Hurraprandellizm zgasł szybciej niż się pojawił, natomiast zgodnie z tym co mówi Voro, nikt w hurraoptymizm popadać nie powinien. To zwycięstwo upewnia nas w tym, że podążamy w odpowiednim kierunku, jednak jeszcze niczego nie osiągnęliśmy. Przed Valencią jeszcze długa droga i nawet utrzymanie nie jest sprawą pewną. Dwa mecze i dwa zwycięstwa, tak się składa, że oba przeciwko ekipom prowadzonym przez wychowanków Valencii i jej byłych pracowników. Spotkanie z Villarreal może być jednak momentem zwrotnym, w którym zawodnicy wreszcie oczyszczą głowy, zatrzasną za sobą drzwi z których dobiegają demony przeszłości i rozpoczną nowy rozdział. Jeden roast wystarczy, pora skupić się na piłce.