
Poprzedni sezon dla Smoków był jak koszmar. Portugalskie rozgrywki zostały całkowicie zdominowane przez Benficę, a zawodnikom z Estádio do Dragão nie poszło najlepiej także w europejskich pucharach. Włodarze klubu zdecydowali się więc na rewolucję. Głównym reformatorem jest Julen Lopetegui, który ma do dyspozycji aż jedenastu zawodników związanych wcześniej z klubami La Liga.
(Nie)doświadczony przywódca
Julen Lopetegui swoje największe sukcesy jako trener święcił prowadząc hiszpańskie młodzieżówki. W 2012 roku z reprezentacją U-19 zdobył Mistrzostwo Europy, by rok później powtórzyć ten sukces z drużyną U-21. Porto jest jednakże jego pierwszym zespołem seniorskim na najwyższym poziomie. 47-latek świetnie spisywał się w pracy z młodzieżą, ale jak wiadomo, wiele było takich przypadków, kiedy fachowiec odnoszący sukcesy z zawodnikami niższych grup wiekowych nie potrafił sobie poradzić z dorosłymi piłkarzami. Jak będzie tym razem? Trener nie ma zamiaru osiadać na laurach. Po meczu z BATE [wygranym 6:0] powiedział, że drużyna zagrała… nieźle.
Na pewno Lopetegui ma predyspozycje, by osiągnąć coś także w poważnej piłce. Na uwagę zasługują jego pomysły taktyczne. W pierwszej kolejce Ligi Mistrzów, w którym Porto zmierzyło się z BATE, Hiszpan zastosował formację 4-3-3, przypominająca trochę to, co gra madrycki Real. Odpowiednikiem Ángela Di Maríi, czy też grającego teraz na tej pozycji Jamesa Rodrigueza jest w Porto Yacine Brahimi. Niedoceniany do końca w Hiszpanii Algierczyk, swoją przygodę z portugalskim klubem zaczął znakomicie. Doświadczony w europejskich bojach Białoruski zespół zainkasował od niego aż trzy bramki. Najciekawsza jest kwestia jego ustawienia – na przedmeczowych grafikach przedstawiany jest jako środkowy pomocnik, na boisku często wchodzi w strefę, którą teoretycznie powinien zajmować Adrián López. Były napastnik Atlético wbiega natomiast za plecy Jacksona Martíneza, który operuje najbliżej bramki rywala. Rola wolnego elektronu idealnie pasuje Brahimiemu, być może dzięki temu wreszcie w pełni wykorzysta swój potencjał. Najpewniej swoimi rajdami z głębi pola napsuje nerwów niejednemu rywalowi.
Co charakterystyczne w grze Porto, to długi czas utrzymywania się przy piłce. Zespół prowadzony przez hiszpańskiego szkoleniowca stara się atakować bramkę na różne sposoby, próbując sforsować obronę rywali, wrzucać piłkę w pole karne, bądź strzelać z dystansu. Ma do tego zresztą odpowiednich wykonawców. Doświadczony skrzydłowy Quaresma, szalony Brahimi grający dość głęboko, no i wisienka na torcie — Jackson Martínez, napastnik kompletny, który oprócz swojego wzrostu dysponuje świetną techniką i szybkością. Nie jest to taktyka na wzór tiki-taki, po prostu zawodnicy Porto szybko odzyskują piłkę, lecz jej posiadanie nie jest dla nich celem samym w sobie.
Ogrom talentu
W Porto ważną postacią jest Ricardo Quaresma. Zawodnik, który dobrych kilka lat temu mógł być uznawany za jednego z najlepiej zapowiadających się skrzydłowych, dzisiaj jeśliby się przyznał stwierdziłby, że czuje niedosyt. Zagrał w ponad 30 meczach swojej narodowej reprezentacji, występował w takich klubach jak Barcelona, Chelsea czy Inter, ale trudno nie odnieść wrażenia, że stać go było na więcej. Niesamowity drybling, szybkość, fantazja, to cały Quaresma. Kiedy miał swój dzień, oglądało się go z wielką przyjemnością. Czegoś jednak zabrakło skoro zamiast “Złotej Piłki”otrzymał “Złotą Puszkę” dla najgorszego zawodnika Serie A 2008 roku. Obecnie w Porto znajduje się mnóstwo utalentowanych zawodników, którzy stoją na rozdrożu swoich karier. Lopetegui będzie pomagał im w wejściu na wyższy poziom i uniknięciu losu Quaresmy, mimo że część z nich trafiła do Smoków tylko tymczasowo.
Zawodnikiem, który raczej nie spełni pokładanych w nim oczekiwań jest Adrián López. To dobry napastnik, lecz już od dawna nie wymienia się go w gronie najlepszych, młodych snajperów w Hiszpanii. Zagrał nawet w La Furia Roja, ale wydaje się, że już tam nie powróci. Porto to dla niego wielka szansa na regularną grę w dobrej drużynie. W Atlético był po prostu „wiecznym talentem” i bodajże największą porażką Diego Simeone. Jedną z największych nadziei w hiszpańskim futbolu jest natomiast Óliver Torres, on także na Estádio do Dragão trafił z ekipy Rojiblancos. Turnieje młodzieżowe to oczywiście całkiem inna bajka niż seniorska piłka, co pokazuje choćby przypadek innego wychowanka Los Colchoneros — Keko (Sergio Gontán) — jednak jeśli ten talent zostanie zmarnowany, będzie to wielka porażka dla Hiszpanów. Torres ma największe predyspozycje ku temu, by w przyszłości zastąpić któregoś z wirtuozów (Xaviego, Iniestę).
Wszystkich zawodników powiązanych z La Liga, którzy trafili w ostatnim okienku do Porto łączy jeden wspólny mianownik. Są w różnym wieku, ale ich kariery nie rozwijają się tak dynamicznie jakby mogły. Cristian Tello był kreowany na nową gwiazdę Barcelony. José Campaña nie przebił się w Sevilli i mimo opaski kapitańskiej w reprezentacjach młodzieżowych kontynuuje swoją tułaczkę po świecie. Casemiro nie dostał swojej szansy w Realu, nawet mimo braków na jego pozycji. Daniel Opare w ogóle u Królewskich się nie sprawdził, a Andrés Fernández spadł ze swoją Osasuną do Segunda, mimo, że uważany był za jednego z najlepszych bramkarzy w Hiszpanii. Do tego Ivan Marcano i José Ángel wracający na Półwysep Iberyjski z zagranicznych wojaży, jeden z Rosji, drugi z Włoch (choć José Ángel się tam zbytnio nie nagrał i przez dwa lata był wypożyczony do Sociedad). No i na koniec wspomniany już wcześniej Brahimi, któremu przyczepiono już łatkę jeźdźca bez głowy. Algierczyk dał jednak znak, że Porto może być znakomitą odskocznią na dalszą część kariery. Czy Brahimi i reszta hiszpańskiego zaciągu wykorzysta swoją szansę?
Walka o tytuł, walką o życie
Oczywiście krajowe i europejskie puchary to ważny cel dla włodarzy i kibiców Porto. Tak wielki klub, z takimi tradycjami, zawsze walczy o pełną pulę, ale najważniejszy wydaje się powrót na szczyt ligowej tabeli. Początek rozgrywek o mistrzostwo Portugalii jest całkiem niezły, acz na pewno zarówno fani jak i wszyscy związani z tym klubem nie mogą być do końca zadowoleni. Brakuje m.in. tego, co podopieczni Lopteguiego pokazali z BATE — gradu bramek. Siedem meczów, dziesięć goli, na pewno stać ich na więcej. Potencjał ofensywny nie jest więc wykorzystywany. W lidze zdecydowanie przewodzi Benfica, ogołocona latem ze swoich najlepszych zawodników za sprawą Petera Lima (poza transferami do Valencii pozyskał prawa do Ivana Cavaleiro i Bernardo Silvę, wypożyczonych obecnie do innych klubów) oraz Atlético. Luki zostały jednak odpowiednio zapełnione, a rewelacją rozgrywek jest Anderson Talisca (podobno jego usługami zainteresował się podobno sam Mourinho).
Natomiast Porto zremisowało już w tym sezonie ze Sportingiem. Borykający się od dłuższego czasu z różnorakimi problemami klub, stracił Marcosa Rojo, a sprzedaż Williama Carvalho czy Islama Slimaniego w najbliższym okienku wydaje się bardzo prawdopodobna. Tak czy siak Lwy z Lizbony spisują się nie najgorzej grając przy tym widowiskową piłkę, więc zadanie Smoków, wcale nie będzie takie łatwe jak mogłoby się na początku wydawać. Loptegui i jego chłopcy stanęli na starcie rozgrywek przed ogromną szansą, lecz ciąży na nich niemal obowiązek zdobycia tytułu. I będzie on cięższy z każdą kolejką, w której Orły nadal będą nad nimi. Nikt jednak nie powinien wątpić, jak desperacko pragną tego sukcesu zawodnicy, a także trener. Oni muszą zdobyć mistrzostwo, nawet nie tyle dla klubu, co dla siebie.