Już tylko 8 dni zostało do startu najbardziej ekscytujących klubowych rozgrywek. Hitów sporo, także z udziałem hiszpańskich przedstawicieli w europejskiej elicie. Jak będą wyglądać wtorkowe i środowe wieczory dla Atlético, Barcelony, Realu i Valencii?
Proste zadanie dla Realu?
Zacznijmy od zespołu, którego czeka zdecydowanie najłatwiejsza przeprawa, w porównaniu z resztą drużyn La Liga. Obrońcy tytułu trafili do grupy G, gdzie tak naprawdę jedynym godnym rywalem będzie włoska Roma.
Kto wie, czy większym problemem dla Realu nie będzie pokonanie Viktori Pilzno czy CSKA Moskwa, a zastąpienie Cristiano Ronaldo. Portugalczyk w rozgrywkach Ligi Mistrzów czuł się znakomicie. W białej koszulce 6 razy zostawał najlepszym strzelcem tych rozgrywek i był autorem połowy zdobyczy bramkowych swojej drużyny. Początek w lidze może uspokajać kibiców Królewskich, bowiem świetnie sezon zaczęli Karim Benzema oraz Gareth Bale, którzy razem strzelili już 7 bramek w 3 meczach.
Rewelacja poprzednich rozgrywek, AS Roma, oczywiście nie będzie faworytem w starciach z Królewskimi, lecz pewni możemy być, że podopieczni Julena Lopeteguiego łatwo mieć nie będą, a porażka nikogo nie powinna zdziwić. Szczególnie przyjazd na Stadio Olimpico, zaplanowany na 27 listopada może okazać się trudny, bowiem Rzymianie na własnym boisku w rozgrywkach Ligi Mistrzów radzą sobie świetnie. W poprzednim sezonie ani razu nie polegli, bijąc przy tym Barcelonę i Chelsea po 3:0 czy Liverpool 4:2.
Całkiem niedawno obie ekipy mierzyły się ze sobą. Było to w sezonie 2015/16, w 1/8 finału. Real wygrał oba spotkania 2:0, nie dając żadnych szans rywalom.
Stawkę grupy G uzupełniają CSKA Moskwa oraz Viktoria Pilzno. Tylko szaleniec może powiedzieć, że te drużyny zagrożą Realowi. Może przez 15 minut, ale nikt nie liczy na zwycięstwa tych zespołów. A na pewno bukmacherzy, bo z pewnością nie będzie im do śmiechu, gdy przyjdzie im wypłacać pieniądze tym, którzy postawili na Czechów czy Rosjan.
CSKA Moskwa to bogata w doświadczenie gry w Lidze Mistrzów ekipa. Dla Rosjan będzie to 6 sezon z rzędu w europejskiej elicie. I w zasadzie tyle należałoby powiedzieć. Nie wychodzili z grupy, z wyjątkiem poprzedniego sezonu, kiedy zagwarantowali sobie grę w Lidze Europy, gdzie odpadli w ćwierćfinale Arsenalem. Gdy zaś ostatni raz awansowali do 1/8 finału, trafili właśnie na Real. Było to w sezonie 2011/2012. Królewscy nie dali żadnych szans wygrywając dwumecz 5:2, choć na stadionie w Moskwie padł remis 1:1.
Jeśli chodzi o historię to z Viktorią Real będzie grał po raz pierwszy. Natomiast nie będzie to pierwszy mecz z czeskim zespołem. Ostatni raz z Czechami mieli styczność w sezonie 2001/2002 w fazie grupowej. Ich rywalem była Sparta Praga, a Real oczywiście wygrał oba spotkania. Wcześniej Real miał styczność z czeskimi drużynami, jeszcze w czasach gdy Hiszpanią rządził generał Franco, a Czechy i Słowacja były jednym państwem.
Valencia kontra giganci
Skoro zaczęliśmy od tych, którzy będą mieli najłatwiej, to teraz czas na zespół, który czeka najtrudniejsza droga do awansu. Losujący Kaka do spółki z Diego Forlanem przydzielili Valencię do grupy H, gdzie czekają Juventus Turyn, Manchester United oraz Young Boys Berno.
O wiosnę w europejskich pucharach na Mestalla nie powinni się martwić. Nawet jeśli Nietoperzom nie uda się walka o dalszą grę w Lidze Mistrzów, to pozostaje dla nich Liga Europy. Szwajcarskie Young Boys, debiutujące w Lidze Mistrzów, nie będzie stanowiło konkurencji dla Hiszpanów. Valencia jest po prostu lepszym klubem mało prawdopodobne jest, aby przegrała rywalizację o 3. miejsce.
Trudniej będzie z walką o awans do 1/8 finału. Na drodze piłkarzy Marcelino staną Juventus Turyn oraz Manchester United. Włosi wydają się poza zasięgiem. Murowany kandydat do wyjścia z grupy jak i jeden z faworytów do zwycięstwa w całych rozgrywkach. W pierwszym od 22 lat triumfie pomóc ma Cristiano Ronaldo, czy król tych rozgrywek. Juve będzie miało ogromne szanse, jeśli Portugalczyk będzie strzelał tak jak w barwach Realu. Valencia może się bać CR7. Gdy ten grał dla Królewskich, strzelił ekipie z Mestalla 15 bramek.
Valencia z Juventusem mierzyć się będzie po raz pierwszy w Lidze Mistrzów. Ba, to będzie ich pierwsze spotkanie w europejskich pucharach w ogóle.
Zdecydowanie w zasięgu Valencii jest Manchester United. Anglicy są upatrywani jako zespół, który awansuje razem z Juventusem, ale Nietoperze absolutnie nie stoją na straconej pozycji w starciu z piłkarzami Jose Mourinho. Czerwone Diabły od początku sezonu mają problemy. Angielskie media spekulują, że władze United szukają już następcy Mourinho, także kto wie, czy zespół z Old Trafford fazę grupową skończy z innym szkoleniowcem.
Z zespołem United Valencia spotka się po raz trzeci. Za każdym razem ich drogi krzyżowały się w fazie grupowej i za każdym razem klub z Mestalla nie potrafił pokonać Anglików – 4 remisy i 2 porażki. Pierwszy raz spotkali się w sezonie 1999/2000, zaś ostatni, w kampanii 2010/2011.
Barcelona poddana testowi
Losowanie nie było również łaskawe dla mistrzów Hiszpanii. Katalończycy przed sezonem zapowiadali ostrzejszą walkę o tytuł najlepszej drużyny Europy i ostrą walkę będą mieli od samego początku. Trafili do grupy B, do której przydzielono im Tottenham, PSV Eindhoven i Inter Mediolan. Dla wielu jest to grupa śmierci.
Oczywiście awans dla Blaugrany to obowiązek. Pytanie jak dużo sił kosztować będzie Leo Messiego i spółkę wyjście z grupy? Możemy być pewni, że rywale, a w szczególności Anglicy i Włosi postawią Barcelonie wysoko poprzeczkę.
Najgroźniejszy wydaje się zespół Mauricio Pochettino. Koguty w ostatnich latach poczyniły ogromny postęp, zarówno w Premier League jak i Lidze Mistrzów. Rok temu nie dali szans Realowi i wyszli z pierwszego miejsca. To z pewnością poważne ostrzeżenie dla Ernesto Valverde. Odpadli w kolejnej rundzie, jednak nie można powiedzieć, aby byli gorszą drużyną od Juventusu. Zadecydowały detale o odpadnięciu Tottenhamu. Teraz to drużyna zdecydowanie bardziej doświadczona, z gwiazdami w składzie, na czele z Harrym Kanem.
O historii starć obu ekip w Lidze Mistrzów nic nie powiemy, bo to będą ich pierwsze mecze. Możemy jedynie brać pod uwagę starcia Barcelony z angielskimi zespołami. 10 ostatnich meczów z przedstawicielami Premier League to 8 zwycięstw Barçy, 1 remis i 1 porażka.
Drugim trudnym przeciwnikiem będzie odradzający się Inter. Mediolańczycy po latach przerwy wrócili do elity i na pewno nie chcą, aby ta wizyta była krótka. Latem szaleli na rynku transferowym, ściągając chociażby Radję Nainggolana czy Sime Vrsaljiko. Nerazzurri cel mają jeden – wrócić na szczyt.
Ostatniego starcia z Interem nikt na Camp Nou miło nie wspomina. W 2010 roku Włosi wyeliminowali Katalończyków w półfinale, niszcząc marzenia piłkarzy Pepa Guardioli o obronie trofeum. Pierwszy mecz w Mediolanie wygrali gospodarze 3:1, zaś rewanż w Barcelonie zakończył się zwycięstwem Barçy 1:0. W końcówce padł gol na 2:0, lecz sędzia nie uznał tego trafienia.
Najmniej problemów Barcelonie powinni sprawić piłkarze PSV Eindhoven. Holendrzy po sezonie przerwy wracają do Ligi Mistrzów. Obecni mistrzowie Holandii na sukces liczyć raczej nie mają co i po prostu będą dostarczycielem punktów.
Choć relacje barcelońsko-holenderskie są bardzo bogate, tak starcie z PSV będzie dopiero drugim w historii. Pierwszy, a zarazem ostatni pojedynek obu ekip oglądać mogliśmy również w fazie grupowej sezonu 1997/98. Oba spotkania zakończyły się remisami 2:2.
Atleti zadowolone z trudnego losowania?
Wszyscy na Wanda Metropolitano będą chcieli uniknąć wtopy z poprzedniego sezonu. Atletico w fazie grupowej spisywało się fatalnie. Tak fatalnie, że nie potrafiło pokonać w dwóch meczach azerskiego Qarabagu. Tylko jedno zwycięstwo dla ekipy, która w ostatnich latach dwukrotnie dochodziła do finału to wynik absolutnie niedopuszczalny. Co prawda niepowodzenie w Lidze Mistrzów odbili sobie na dość łatwym zwycięstwie w Lidze Europy, ale z całą pewnością Diego Simeone i jego piłkarze nie będą zadowoleni, jeśli uda im się powtórzyć ten rezultat.
Trafili do grupy A, gdzie czekają ich starcia z Borussią Dortmund, AS Monako oraz Club Brugge. Z pewnością łatwiejsza grupa niż ta z Chelsea i Romą, ale nikt nie powiedział, że piłkarzy Cholo Simeone czeka spacerek. Zarówno Dortmund i Monako to uznane w Europie ekipy.
Najgroźniejsi z tej stawki wydają się przedstawiciele Bundesligi. BVB to od kilku lat czołowa drużyna, której jednak nie ominęły upadki. Sukcesu z 2013 roku, czyli awansu do finału nie powtórzyli i pewnie jeszcze trochę poczekają. Od tamtej pory najwyżej zaszli do ćwierćfinału, dwukrotnie, odpadając po meczach z Realem i Monaco. Piłkarze Luciena Favre’a będą chcieli się odkuć za niepowodzenie w poprzednim sezonie, kiedy to nie wygrali żadnego spotkania w fazie grupowej. Nawet cypryjskiego APOELu nie byli w stanie pokonać. Przypadek podobny do Atlético.
Zarówno Borussia jak i Atlético po raz drugi spotkają się w Lidze Mistrzów. Ostatnio w sezonie 1996/1997. Wówczas w fazie grupowej (w której rywalem obu ekip był również Widzew Łódź) lepsi byli Hiszpanie, wygrywając grupę, lecz w bezpośrednich potyczkach Los Colchoneros wygrali i przegrali.
W podobnej sytuacji są piłkarze Monaco. Oni również najlepiej wymazaliby z pamięci poprzedni sezon. Zero zwycięstw, wysokie porażki z Lipskiem (1:4) i Porto (2:5) oraz brak awansu do Ligi Europy. Poza tym podobnie jak Borussia prześladują ich demony sukcesu z przeszłości. Rok temu zdobyli przecież mistrzostwo Francji, a w Lidze Mistrzów zaszli do półfinału, gdzie wyeliminował ich Juventus. Po drodze jednak pokonali chociażby Manchester City i Borussię. Jednak po tamtej drużynie nie ma już prawie śladu. Głównie jeśli chodzi o personalia. Odeszli tacy piłkarze jak Kylian Mbappe, Fabinho, Thomas Lemar (który teraz w barwach Atlético spotka się z byłą drużyną) czy Bernardo Silva, czyli postaci, które odegrały kluczową rolę w znakomitym sezonie 16/17.
Atlético pierwszy raz będzie miało okazję zmierzyć się z drużyną z Księstwa Monako.
Stawkę uzupełnia Club Brugge. Belgowie muszą się pogodzić z rolą kopciuszka, który liczyć może na sprawienie niespodzianki, w którymś ze spotkań.
Z Atlético spotkali się tylko raz, w ćwierćfinale jeszcze Pucharu Europy w sezonie 1977/1978. Belgowie okazali się lepsi, wygrywając dwumecz 4:3 i przechodząc dalej. Pierwsze spotkanie w Madrycie wygrali gospodarze 3:2, a w rewanżu Atlético uznało wyższość rywala. Dziś taka sytuacja ma marne szanse na powtórzenie.