Franjirrojos, pod takim mianem znani są w Hiszpanii piłkarze z Vallecas. Dlaczego? To opowieść o Rayo i jak na taką przystało rozpoczyna się ona i kończy w Vallecas. Lecz zanim w końcu tam dotrze, przebędzie wcześniej tysiące kilometrów i ponad sto lat.
Dwie róże z Argentyny
Oficjalne źródła podają, że Club Atlético River Plate powstał 25 maja 1901 roku, jednak niektórzy twierdzą że było inaczej: wtedy podjęto jedynie decyzję o tym, że istnienie River stanie się faktem, zaś klub powstał dopiero trzy lata później, 15 maja 1904 roku. Jedno jest pewne, była wiosna, początek XX wieku, gdy dwa kluby — Santa Rosa i La Rosales — połączyły swoje siły, dając Buenos Aires kolejną drużynę. Nowy klub mógł nosić jedno z różanych imion swoich klubów-matek, jednak ostatecznie głosowanie wygrała propozycja Pedro Martíneza, który wymyślił nazwę River Plate, mającą być zanglizowaną formą hiszpańskiego Río de la Plata. Cóż, podobno tłumaczenia są jak kobiety: albo piękne, albo wierne. Pedro Martínez postawił na piękno, a jego propozycja pokonała kandydaturę nazwy Atlético Forward.
Gdy River miało już imię, nadszedł czas na wybór klubowych barw. Tym razem zwyciężył pragmatyzm. Zdobyć jednolite stroje dla drużyny nie było w tamtych czasach ani łatwo, ani tanio. Założyciele River zdecydowali, że jako zawodnicy nowego klubu będą grać w białych koszulkach i czarnych spodenkach, co oznaczało ich zwykłe, robocze ubrania. Jak doszło do tego, że tę czystą i pragmatyczną biel przeciął czerwony pas, który do dziś jest symbolem River? Swego czasu legendy na ten temat wyrastały jak grzyby po deszczu i dziś trudno już dociec, która z nich przedstawia prawdę. Większość założycieli River ma genueńskie korzenie: może to flaga Genui sprawiła, że na koszulce pojawił się czerwony pas? Może to krzyż Świętego Jerzego dał mu początek? Może manifestacja poglądów politycznych? Jedna z historii opowiada, że to mecz z Villa Devoto, drużyną o identycznych barwach wymusił przypięcie czerwonych szarf. Inna ogłosi jakoby za pas odpowiedzialny był Pedro Martínez, osobisty sekretarzem Alexandra Watsona Huttona, szkockiego emigranta, który w Argentynie stał się ojcem futbolu i… Wielkim Mistrzem loży masońskiej. Czerwony satuar, szarfa w kształcie litery „V” będąca znakiem jego urzędu, dała początek koszulce River. Jest jeszcze inna historia…
…noc karnawału roku 1905 powoli dobiega końca. Z tyłu starego samochodu leniwie powiewa czerwona wstążka. Grupa mężczyzn wraca do domu, są wśród nich piłkarze River Plate: Leopoldo Bard i Esteban Salvarezza. Na wozie, którym jadą wymalowano skrzętnie napis „Mieszkańcy Piekieł”. Śmiech, szepty. Czyjaś ręka wyciąga się, zrywa trzepoczącą wstążkę. Szpilkami przypina ją do białej koszulki River, z góry na dół, ukośnie, tak, że czerwony pas przecina serce.
Tak przynajmniej zapewniał Leopoldo Bard, pierwszy prezydent i kapitan River.
Hiszpańscy bliźniacy
Przenieśmy się w przestrzeni, lecz nie w czasie. Te same lata, Hiszpania, Vizcaya. Anglicy, którzy po całym świecie roznoszą futbol, jak zakaźną chorobę, wywołującą u ludzi dziwną gorączkę, trafili także i tam. Mieszkańcy, prężnie rozwijającego się na fali industrializacji miasta, dają się ponieść anglomanii. Fascynacja brytyjską kulturą przejawia się także w rosnącym zainteresowaniu sportem. Z początku futbol jest produktem ekskluzywnym, zarezerwowanym dla wyższych sfer, swoistą sygnaturą angielskości przeznaczoną jedynie dla wybranych. Wraz z upływem czasu dzieje się to, co od początku było nieuniknione: futbol powoli zaczyna przeciekać i rozlewać się po najgłębszych zakamarkach miasta. W 1894 roku Baskowie w końcu rzucają rękawicę Anglikom, wyzywając ich na pojedynek, który odbędzie się 3 maja w Lamiako, tuż nad Zatoką Biskajską. Goście pokonują mieszkańców miasta aż 6:0, jednak tego dnia stanie się coś, co będzie o wiele ważniejsze niż ten miażdżący wynik: Baskowie po raz pierwszy w historii kopną futbolówkę. A kiedy już to zrobią, nie będą chcieli przestać.
To pragnienie sprawia, że cztery lata później trzydziestu trzech młodych Basków tworzy własny klub, któremu nadaje imię w ojczystym języku futbolu, angielskim. W ten sposób powstaje Athletic Club, którego istnienie zostanie oficjalnie ukonstytuowane dopiero 5. kwietnia 1901 roku w Café García. Pierwszym boiskiem, na którym będą rozgrywane spotkania stanie się właśnie Lamiako, na którym doszło do pamiętnego starcia z Anglikami. Gdy wiele lat później w czasach generała Franco kluby z Półwyspu Iberyjskiego będą zmuszone do hiszpanizacji swoich nazw, Athletic Club stanie się znany reszcie kraju jako Bilbao, jednak nie Baskom. „Bilbao?” — pytają, słysząc tę nazwę. „Chodzi o drużynę rezerw?”. To właśnie ona, zanim stała się Athletikiem B, nosiła nazwę Bilbao Athletic.
Dwa lata później przyjdzie na świat młodszy brat Athletiku. Grupa baskijskich studentów szkoły górniczej, wraz kolegami z Madrytu, postanowi założyć w stołecznym mieście filię klubu z Bilbao. W ten sposób 26 kwietnia 1903 roku powstanie madrycka drużyna pod nazwą Athletic Club Sucursal del Madrid. W tamtym czasie oba Athletiki będą jednym organizmem rozerwanym na dwa miasta, dlatego nie będą rozgrywać między sobą spotkań. Madrycki młodszy brat klubu z Bilbao, nim w końcu trafi nad Manzaranes, na samym początku swojej historii osiądzie w El Retiro, tuż obok dzielnicy Vallecas, tej samej, którą wiele lat później weźmie w posiadanie Rayo. To właśnie tam 2 maja zabrzmi dla madryckiego Athletiku pierwszy gwizdek w historii. Jak widać pełnia wiosny to idealna pora, by rozpocząć piłkarską historię.
Athletic Club Sucursal de Madrid dorośnie, dojrzeje, uniezależni się i odłączy wreszcie od swojego starszego brata z Bilbao. Ostatecznie proces ten zakończy się niemal dwadzieścia lat później, wtedy też madrytczycy usuną z nazwy swojego klubu słowo „Sucursal”, oznaczające filię. Nowy i niezależny Athletic Club de Madrid wyjdzie z cienia swojego baskijskiego założyciela w 1921 roku, lecz znowu będzie musiało minąć ponad dwadzieścia lat, by zyskał on nazwę, pod którą znany jest do dziś: Club Atlético de Madrid.
Jak wszystko w tej opowieści, historia baskijskiego Athletiku także zacznie się od bieli. Podczas pierwszych towarzyskich spotkań piłkarze z Kraju Basków biegają w jednolitych, białych strojach i czarnych getrach. Białe koszulki są jednak rozwiązaniem doraźnym, zaimprowizowanym naprędce. Gdy w roku 1902 ruszają pierwsze rozgrywki pucharowe, Baskowie dojdą do wniosku, że nie mogą podczas nich zaprezentować się zwykłych białych strojach. Potrzebne jest coś, co będzie bardziej profesjonalne i eleganckie. Bardziej angielskie. W poszukiwaniu nowych barw przedstawiciele Athletiku udają się właśnie na Wyspy, gdzie zakupią dla swoich zawodników stroje od Blackburn Rovers. Koszulka podzielona na dwie części – ciemnoniebieską i białą. Na białej zostanie wyhaftowany herb złożony ze splatających się liter A i C. Spodenki także są ciemnoniebieskie, tak samo jak getry, które na górze przecina pojedynczy biały pasek. To piękne, prawdziwe piłkarskie stroje. W takich nie będzie już wstyd pokazać się graczom Athletiku podczas oficjalnych rozgrywek. Nowe koszulki otrzymują wszyscy piłkarze klubu, także ci z niedawno powstałej madryckiej filii.
Zadziwiający transatlantycki przypadek
W Święta Bożego Narodzenia 1909 roku w Southampton panuje ogromne podniecenie, którego przyczyną jest White Star Line, czy raczej trzy statki klasy Olympic, które ta linia żeglugowa zamówiła w stoczni Harland and Wolff. Bliźniacze jednostki noszą imiona Olympic, Titanic oraz Gigantic, ten ostatni, po tym jak najsławniejszy z nich poszedł na dno w 1912 roku, zostanie przechrzczony na Britannic, tak jakby mniej butna nazwa miała odpędzić klątwę, która wydaje się ciążyć nad statkami. Od katastrofy nie uchroni się żaden z trzech liniowców, jedynie Olympic uratuje się przed zatonięciem. Jednak w 1909 mieszkańcy Southampton nie mogą jeszcze wiedzieć, jaki los spotka w przyszłości te jednostki. Tamtej zimy miasto rozgrzewa myśl o tym, jaki honor spotka ich port, jeżeli to właśnie w nim rozpocznie się rejs luksusowego statku, takie są bowiem właśnie aspiracje Southampton. By mogły stać się one faktem, burmistrz zachęca mieszkańców miasta do przystrojenia swoich domów flagami w kolorach White Star Line – czerwonym i białym.
Juan Elorduy, zawodnik i członek zarządu Athletic Club w jednej osobie, spędza Boże Narodzenie w Anglii. Jednak jego wyjazd nie składa się z samego tylko odpoczynku, otrzymał od włodarzy swojego klubu zadanie, które musi wykonać. Juan ma zakupić pięćdziesiąt nowych kompletów strojów dla Athletiku oraz jego madryckiej filii. W zawiązku z tym udaje się do Blackburn Rovers, by zdobyć kolejną partię koszulek i spodenek. Jednak w chwili, gdy Elorduy przyjeżdża do Blackburn, angielski klub nie ma żadnych zbędnych koszulek, które mógłby mu sprzedać i Bask jest zmuszony odejść z pustymi rękami. Wreszcie święta dobiegają końca i zawodnik Athletiku musi wrócić do domu. W podróż do Bilbao wypłynie z Southampton.
Z wszystkich balkonów i okien zwisają czerwono-białe bandery promujące White Star Line. Czerwono-białe jak… flaga Bilbao. Idąc przez ulice Southampton, zdumiony Juan Elorduy myśli, że muszą to być barwy tego miasta. Tak się dziwnie składa, że ma w tej kwestii rację, mimo że powiewające nad ulicami flagi nie mają z tym nic wspólnego. „Właściwie…” — przemyka Juanowi przez głowę — „…co złego jest w białym i czerwonym?”.
Juan Elorduy wraca do Bilbao z pięćdziesięcioma kompletami strojów zakupionymi od Świętych. Połowa z nich trafi do baskijskiej drużyny, kolejnych dwadzieścia pięć otrzyma filia z Madrytu. Obie drużyny przyjmą nowe kolory jak swoje i pozostaną przy nich do dziś. Athletic Club z Bilbao zaczerpnie jednak od Southampton pełen strój wraz z czarnymi spodenkami, które noszą Święci. Tymczasem późniejsze Atlético postanowi sięgnąć jedynie po nowe czerwono-białe koszulki, pozostając przy niebieskich spodenkach z poprzedniego kompletu, tego zakupionego od Blackburn Rovers. W ten sposób, po latach, gdy oba kluby uniezależnią się od siebie, to właśnie dolna część ich strojów będzie różnić się kolorem. Kwestia tego, dlaczego to właśnie piłkarze z Madrytu zapracowali sobie na miano Los Colchoneros (Materacy), ponieważ w tamtych czasach w Hiszpanii produkowano materace w białe i czerwone pasy, zaś ich kolegów z Bilbao ten zaszczyt ominął pozostaje tajemnicą.
Nareszcie w Vallecas!
Znów mamy pełnię maja w Madrycie, Vallecas, rok 1924, dom doñy Prudencii Priego, wdowy po don Huercie. Kobieta krząta się nerwowo, niedługo jej syna mają odwiedzić goście. W chwili gdy kładzie czysty obrus na stole, doña Prudencia nie zdaje sobie sprawy, że ten dzień przejdzie do historii ich dzielnicy, a jej syn, Julián Huerta Priego, właśnie tego popołudnia zostanie pierwszym prezydentem Agrupación Deportiva El Rayo.
Mija dwadzieścia pięć lat. Teraz klub założony w domu doñy Prudencii nosi już nazwę Agrupación Deportiva Rayo Vallecano, zaś w jego herbie znajduje się symbol Vallecas. Mimo tych zmian barwy pozostają takie same jak w 1924 roku – czyste białe koszulki, które dopełniają czarne spodenki. Jednak nazwa i herb to nie koniec zmian. W sezonie 1949/50 Rayo po raz pierwszy awansuje do Tercera División. To powód do radości jednak w równym stopniu zmartwienie dla władz klubu. Awans wiąże się z nieodzownymi kosztami, na które Rayo nie ma środków. W związku z tym klub z Vallecas nawiązuje kontakt z sąsiadami znad Manzaranes. Negocjacje z Atlético kończą się podpisaniem dokumentu znanego jako Porozumienie o Wzajemnej Pomocy. Wzajemność owa jest jednak dość wątpliwa – dokument de facto jest aktem pomocy ratującym Rayo. Według postanowień porozumienia Atlético ma wypożyczyć do Vallecas kilku zawodników. Zobowiązanie Rayo wobec Atléti jest co najmniej zaskakujące – klub ze wschodniego Madrytu musi zmienić swoje barwy, w tamtej chwili takie same jak kolory największego rywala Rojiblancos – Realu Madryt. Atlético zobowiązuje Rayo, by wprowadziło na swoje stroje czerwone elementy. Dziwne, niespotykane wymaganie, jednak jak nie przyjąć takiej oferty?
Porozumienie o Wzajemnej Pomocy zbiega się w czasie z innym piłkarskim wydarzeniem. Europę elektryzuje właśnie tournée słynnego Atlético River Plate, które rozgrywa mecze towarzyskie z Manchesterem United czy Torino. Argentyńczycy odwiedzają także Madryt, gdzie rozgrywają spotkanie z ekipą z Chamartín. W Vallecas wybucha fascynacja gośćmi z Buenos Aires, drużyna Rayo postanawia przekazać przedstawicielom River fotografię całego składu opatrzoną autografami zawodników. Ten prosty, wręcz naiwny gest nawiązuje, trwającą do dziś, nić przyjaźni między klubami. Argentyńczyków ten podziw ze strony Rayo wzrusza do tego stopnia, że postanawiają podarować drużynie z Vallecas dwa pełne komplety swoich strojów: spodenki, czarne buty i oczywiście biała koszulka z czerwonym pasem. Zadziwiający zbieg okoliczności, że prezent od River pojawia się właśnie w tej chwili, gdy porozumienie z Atlético obliguje Rayo do zmiany barw. Jeszcze bardziej zaskakujący jest fakt, że barwy te są właśnie takie, jak być powinny. Czerwono-białe.
Porozumienie z Atlético trwa zaledwie rok, po tym czasie Rayo może wrócić do bieli, jednak tak się nie dzieje. Franja roja – czerwony pas przecinający serce piłkarzy z Vallecas staje się nieodłącznym symbolem klubu, który zawsze już znany będzie jako Franjirrojos. Niesamowity zbieg wydarzeń odpowiedzialny za ich dzisiejszy wygląd.
Wszystkie fotografie: Wikipedia.