
fot. Luis M Unciti
Doczekaliśmy nieuniknionego: 19. kwietnia, w ostatnim meczu Pucharu Króla 2013/14 zobaczymy kolejne starcie Realu Madryt z Barceloną. Katalończycy awansowali do swojego czwartego finału krajowego pucharu na przestrzeni ostatnich sześciu sezonów dzięki remisowi na Estadio Anoeta. Wynik w 27. minucie otworzył Leo Messi, który tym samym wyrównał rekord Telmo Zarry notując na swoim koncie 335 bramek. Odpowiedź Realu Sociedad nadeszła przed samym końcem spotkania – niezawodny Antoine Griezmann huknął ze środka pola karnego i wyrównał stan drugiej odsłony rywalizacji.
Czy wynik dwumeczu można było w ogóle uznać za otwarty jeśli w pierwszym spotkaniu Barcelona wygrywała 2:0? Zdaniem Realu Sociedad można, a przynajmniej zdaniem jego piłkarzy, którzy wzięli udział w filmie mającym na celu zachęcenie kibiców do stawienia się na Estadio Anoeta. Nic dziwnego, że klub z Donostii robił co mógł by przyciągnąć kibiców na trybuny; podczas meczu na Camp Nou frekwencja nie sięgnęła nawet 40 000 widzów. Trudno się temu dziwić wziąwszy pod uwagę zarówno godzinę rozgrywania obu spotkań, jak i fakt, że miały one miały miejsce w środku tygodnia. Środa, godzina 22.00? Mało komfortowy termin by wybierać się na stadion, nawet jak na hiszpańskie standardy. Dlatego Txuri-Urdin nagrali filmik, w którym przekonują kibiców jak niezwykle są zdeterminowani by urządzić remontadę. Xabi Prieto zadanie zmotywowania kibiców potraktował na tyle dosłownie, że na miejscu jednego z fanów Realu Sociedad, słysząc wypowiedziane przez niego „No faltes!” (hiszp. „Nie zawiedź nas!”), jeśli znalazłabym się na trybunach Anoeta to tylko schowana za krzesełkiem. Tak na wszelki wypadek, w obawie, że gdybym przypadkiem jednak zawiodła, Xabi mógłby mnie znaleźć.
Tyle przedmeczowej teorii w wykonaniu ekipy z Donostii. Przedmeczowa praktyka okazała się nieco odmienna. W wyjściowej jedenastce zabrakło jednego z bohaterów filmu – Imanola Agirretxe. I choć decyzja Jagoby Arrasate o posadzeniu na ławce napastnika, który w ostatnich spotkaniach daleki był od optymalnej formy, dziwić nie może to czy, mimo wszystko, zastąpienia go Harisem Seferoviciem nie powinno się nazwać brawurą? Na ławce mecz rozpoczął także Rubén Pardo zaś w podstawowym składzie Realu Sociedad pojawili się między innymi Zaldua czy Gaztañaga. Pomimo pełnej animuszu prezentacji składu, jaką mogliśmy obejrzeć na kolejnym filmie udostępnionym przez klub, jedenastka wypuszczona na boisku przez Arrasate niebezpiecznie przypominała ręcznik rzucony na boisko jeszcze przed wyjściem na deski. Gerardo Martino z kolei postanowił się nie patyczkować i posłał do walki na Anoeta barcelońską once de gala. Biorąc pod uwagę same tylko nazwiska na papierze jedenastka Barcelony wyglądała na najlepszą możliwą, choć jak wiadomo papier przyjmie wszystko. Co ciekawe w tym sezonie kwartet Xavi – Iniesta – Cesc – Messi wybiegł jedynie raz – w wygranym pojedynku z Realem Madryt.
Mecz na Anoeta pełen był historycznych smaczków. Dokładnie 85. lat temu, 12 lutego 1929 rok Katalończycy rozegrali swój pierwszy mecz w Primera División. Statystycznej pikanterii spotkaniu dodawało fakt, że Leo Messi stanął przed szansą wyrównania rekordu Telmo Zarry. Dzięki trafieniu na Anoeta napastnik Barcelony ma na swoim koncie 335 bramek zdobytych w 405 spotkaniach. Bask tę samą liczbę bramek uzbierał w 354 meczach. Jeśli mowa już o Messim to trudno nie wspomnieć, że w dzisiejszym spotkaniu Real Sociedad (niemal) padł ofiarą przebudzenia bestii nieopatrznie przepowiedzianego przez Unaia Emery’ego. Przed ostatnim ligowym meczem Barcelony szkoleniowiec Sevilli mówiąc o Leo oświadczył: ” Nie chciałby obudzić bestii”. Delikatnie mówiąc – nie udało się. Argentyńczyk zaliczył dublet i w końcu pokazał, że jest na najlepszej drodze do optymalizacji formy. Co bardziej podejrzliwi doszukiwali się w jego występie w Sewilli odpowiedzi na słowa Angela Cappy, który stwierdził, że La Pulga wygląda jakby stracił pasję do gry w piłkę. Niezależnie od tego jak jest tego przyczyna, po meczu na Anoeta śmiało można ogłosić, że Leo Messi wrócił i nadal znajduje się na fali wznoszącej. I nie chodzi jedynie o gola, który zaaplikował Zubikaraiowi, choć sam w sobie urody wybitnej. Argentyńczyk nareszcie stale był pod grą , nareszcie był motorem napędzającym akcje Blaugrany a nie piłkarzem, który drepcze obok meczu, nawet jeśli później zdobywa bramkę na wagę korzystnego wyniku. Messi ponownie nie miał litości dla przeciwnika i potraktował go tak bezpardonowo, niczym kawałek mięsa na desce do krojenia. I to właśnie chcemy widzieć częściej. Jeżeli forma Argentyńczyka się utrzyma to kibice Barcelony z nadzieją mogą wyglądać wiosny. Także tej w Lidze Mistrzów.

fot. Instagram/leomessi
Powodów do zadowolenia dla sympatyków Barcelony jest jednak więcej. Z zimowego snu przebudził się Andrés Iniesta a to informacja niebagatelna dla ich wszystkich przyszłych rywali. Pomocnik znów czuł się na boisku jak ryba w wodzie. Jednocześnie, szczególnie w pierwszej połowie spotkania, Blaugrana zaprezentowała dobrą grę zespołową i przyzwoitą (jak na katalońskie standardy) defensywę. Z pewnością można narzekać na brak agresji i zdecydowania w pressingu Barcelony, jednak podopieczni Gerardo Martino sprawiali wrażenie jakby byli tak pewni awansu, że pozwolili sobie rozegrać rewanż na nieco zredukowanym biegu.
Czy kibice Realu Sociedad, zachęceni przez zawodników do stawienia się na mecz, mogli żałować wieczorno-nocnych godzin spędzonych na trybunach Anoeta? I tak, i nie. Pierwsza połowa spotkania była nieco senna i w pełni pozostawała pod kontrolą Barcy, która w swoim standardowym stylu długo i namiętnie utrzymywała się przy piłce. Piłkarze z San Sebastian szukali swojej szansy w kontrach, lecz fakt iż Pinto nie zasnął w bramce wystarczył, by Katalończycy nie stracili bramki w pierwszej połowie. Haris Seferović, tworzący parę napastników wraz z Carlosem Velą, zagrał na miarę oczekiwań. To znaczy słabo, bo czy istnieją fani Txuri-Urdin, którzy spodziewają się lepszego występu ze strony Szwajcara? Seferovicia można było zapamiętać z akcji w pierwszych minutach, kiedy arbiter liniowy odgwizdał bardzo wątpliwego spalonego. Potem płynnie przeszedł na tryb stand by i dzięki temu dotrwał do 61. minuty kiedy to Jagoba Arrasate okazał miłosierdzie i pozwolił mu usiąść na ławce rezerwowych posyłając na plac gry Choriego Castro. Druga połowa spotkania zdecydowanie bardziej mogła się podobać i to nie tylko ze względu na zdjęcie z boiska Harisa. Pewna awansu Barcelona, nawet mimo defensywnej zmiany Martino, który wprowadził na boisko Songa w miejsce Xaviego, nieco rozluźniła szyki. Mecz stał się szybszy i bardziej wyrównany a kibiców Sociedad w grze ich ulubieńców mogło cieszyć niemal wszystko – prócz wykończenia. W 54. minucie najbliższy celu był Carlos Vela, lecz obił tylko słupek bramki Pinto po koronkowym rozegraniu piłki przez Basków w pobliżu pola karnego Blaugrany.
Niespodziewanym bohaterem gospodarzy został Zubikarai – zaprezentował się chyba najlepiej spośród wszystkich Txuri-Urdin. Rezerwowy bramkarz Basków w meczu na Camp Nou został wpuszczony na minę przez Elustondo. Groka sprawił, że golkiperowi przyszło wziąć udział w jednym z najbardziej kuriozalnych bilardowych trafień samobójczych. Przed własną publicznością Zubikarai pokazał klasę i zanotował kilka parad, czym przyczynił się do ostatecznego wyniku. W 56. minucie Barcelona powinna prowadzić już dwoma bramkami, lecz bramkarza Txuri-urdin podołał zadaniu powstrzymania Leo Messiego. Zubikarai tym spotkaniem udowodnił, że jest godzien bycia zmiennikiem Claudio Bravo i mimo błędów, które nie są mu obce, potrafi rozegrać dobry mecz, będąc jednym z najjaśniejszych punktów swojej drużyny.
Istnieje teoria, do której się przychylam, że najsmaczniejsze należy zostawić na koniec. Jeżeli nie najlepszym to z pewnością najsmaczniejszym elementem w Realu Sociedad był tego wieczora Antoine Griezmann. Zresztą czy jest to jeszcze jakakolwiek nowość? Francuski skrzydłowy rozgrywa wspaniały sezon okraszony licznymi bramkami i to nie byle jakiej urody. Nawet najwybredniejszym kibiców Txuri-urdi trafienie Griezmanna musiało zrekompensować decyzję o wybraniu się na mecz, po którym ich drużyna odpadła z rozgrywek. Każdy kolejny występ Francuza wskazuje na to, że latem do San Sebastian z pytaniem o Antoine’a zapukają naprawdę wielkie firmy. Czy jednak będą miały czego szukać w Donostii? Z pewnością nie tylko dla Realu Sociedad, ale dla całych rozgrywek ligowych, byłoby lepiej gdyby pozostał tu, gdzie jest.
Po zakończeniu ostatniego spotkania półfinałowego wiemy już, że czeka nas kolejne El Clásico. Real Madryt miał optować za rozegraniem finału Pucharu Króla na Camp Nou jednak ostatecznie wybór padł na Estadio Mestalla. Po trzech latach Barcelona będzie miała okazję odegrać się na Realu Madryt za ostatnie Gran Derbi w finale Copa del Rey, które rozegrano w tym samym miejscu, w Walencji. Dla kogo tym razem Mestalla okaże się szczęśliwe? Dowiemy się dopiero 19. kwietnia.

żródło: FC Barcelona