Często wydaje nam się, że ludzie, których nazwiska i twarze wciąż nas otaczają, mają idealne życie. Pieniądze, kariera, sława. Chcemy być jak oni i mieć to co oni. Podziwiamy ich, nie dostrzegając żadnych ciemnych stron. A jednak one istnieją i potrafią być przytłaczające.
Stres, presja, niepokój. Jak pokazuje badanie przeprowadzone przez FIFPro na grupie profesjonalnych piłkarzy – z tymi aspektami życia nie do końca radzą sobie zawodowcy. Spośród 180 aktywnych zawodników 26% przyznało się do depresji, spośród 121 emerytowanych było to aż 39%. Może się to wydawać abstrakcyjne, ale przecież słyszeliśmy o samobójstwie Roberta Enke czy Andreasa Biermanna albo o stosunkowo niedawnych problemach Aarona Lennona. Depresja jest straszną i najbardziej popularną wśród piłkarzy chorobą psychiczną. Jednak nie jedyną.
Wszystko w porządku
Dokumenty w szufladzie ułożone co do milimetra, puszki z colą na półce w lodówce koniecznie symetrycznie, a ubrania w szafie według koloru. Kiedy coś jest nie tak – panika. Natrętne myśli i irracjonalne zachowania są na porządku dziennym. Nerwica natręctw, czyli zaburzenie obsesyjno-kompulsywne, to wieczny stres, że coś będzie inaczej niż powinno. Zaspokojenie każdej obsesji – umycie rąk, sprawdzenie zamknięcia drzwi, obgryzienie paznokcia – przynosi jedynie chwilową ulgę. Nerwicę natręctw diagnozuje się u większości naszej populacji, jednak trudno sobie wyobrazić, że ktoś, kto na boisku jest jak lew, może wpadać w panikę na widok skarpetki bez pary lub nierozpakowanej walizki.
„On ma to obsesyjno-kompulsywne coś, że wszystko musi pasować. W naszej lodówce wszystko jest ustawione równo z każdej strony. Mamy trzy lodówki, jedną z jedzeniem, drugą z sałatkami i trzecią z napojami. W tej ostatniej wszystko jest symetryczne. Jeśli są tam trzy puszki, wyrzuca jedną, bo ich liczba musi być parzysta” – mówi o swoim mężu Victoria Beckham. Sam piłkarz twierdzi, że z tym walczy, ale nie odnosi sukcesów: „Oczywiście, że jest to denerwujące, ale jak tego nie zrobię, to wpadam w szał. A to jest jeszcze gorsze”. Jak sam powiedział – koledzy z Realu Madryt nie wiedzieli o jego przypadłości, natomiast ci z Manchesteru United celowo przekładali swoje ubrania lub czasopisma w pokojach hotelowych, aby go zirytować.
Beckham nie jest ani pierwszym, ani ostatnim piłkarzem z tym zaburzeniem. Były reprezentant Anglii, Paul Gascoigne również przyznał się do nerwicy natręctw (jak podaje The Independent – na punkcie czystości), która zajęła w jego życiorysie zaszczytne miejsce obok bulimii i choroby afektywno-dwubiegunowej. W swojej autobiografii “Gazza: Tackling My Demons”, pisze też o swojej podatnej na uzależnienia osobowości. Wśród nich wymienia uzależnienie od alkoholu, papierosów, hazardu, niezdrowego jedzenia, ćwiczeń i napojów energetycznych. Gascoigne był wielokrotnie aresztowany, a nawet bliski śmierci przez swój alkoholizm.
Do zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych przyznał się w autobiografii sędzia Howard Webb:
„Czasami musiałem kilka razy z rzędu wkładać koszulkę czy spodenki. Było to konieczne, ponieważ chciałem, aby podczas ubierania się towarzyszyły mi wyłącznie optymistyczne myśli związane z nadchodzącym meczem. Niekiedy kilkukrotnie wychodziłem z szatni i wracałem do niej, aż osiągnąłem odpowiedni stanu umysłu – za każdym razem dotykałem powierzchni drzwi otwartą dłonią albo musiałem dwukrotnie naciskać dzwonek sygnalizujący czas wyjścia na korytarz, ponieważ jego dźwięk za pierwszym razem wydawał mi się fałszywy”.
Nerwica natręctw komplikowała przygotowanie się do meczu, choć samo sędziowanie było dla niego jedną z nielicznych rzeczy, których objawy zaburzenia się nie imały. Z upływem czasu Webb uczył się ukrywać specyficzne zachowania i niewiele osób o nich wiedziało. Bywało i tak, że natrętne myśli, nad którymi nie umiał zapanować, wywoływały wzburzenie, jak wtedy, gdy jechał sędziować w Caen mecz eliminacji do Euro U-21 i zaatakowała go obawa, że dostanie ocenę 7,9. Choć całą drogę czuł się źle i panikował, że właśnie przez to będzie rozkojarzony i popełni błąd – zdołał jednak zebrać się w sobie i został oceniony na 8,5.
Brak kontroli
Bojan Krkić w swoim pierwszym sezonie zdobył dziesięć bramek. Nie miał nawet 18 lat, kiedy zadebiutował w Barcelonie i jako złoty chłopiec miał stworzyć wraz z Messim niepokonany duet. Pep Guardiola mówił o nim, że jest jednym z kilku piłkarzy posiadających magiczny dotyk. Co więc poszło nie tak? Presja oczekiwań, nadmierna eksploatacja, wieczne porównania, brak dobrego kontaktu z trenerem. Wszystko potoczyło się zbyt szybko.
„Byłem osobą bardzo wrażliwą, wszystkim się przejmowałem i bardzo idealizowałem świat piłki. (…) Presja mnie przerosła. Sądzisz, że masz wszystko pod kontrolą, ale tak nie jest” – wyznał sam zawodnik, kiedy gra w dużym zespole i oczekiwania innych go przerosły. Dostawał napadów paniki, zaczął odczuwać bardzo silne i uporczywe zawroty głowy, jego ciało maksymalnie się napinało i nie mógł tego kontrolować. Wyczerpanie psychiczne i fizyczne sprawiło, że zrezygnował z wyjazdu na Euro 2008. Powołanie na mistrzostwa Europy, kiedy miał 17 lat, było dla niego jednocześnie najszczęśliwszym i najtrudniejszym momentem. Pomimo zażywania leków, bał się, że nie zapanuje nad sobą i w podróży lub w trakcie gry coś się stanie i zobaczy to tak wiele osób. Mimo że zamiast piąć się po szczeblach kariery, wciąż schodzi w dół i trafia do coraz słabszych klubów, sam Krkić twierdzi, że nie żałuje swoich decyzji, bo nie był gotowy, aby zmierzyć się z taką presją.
Innym znanym przypadkiem zawodnika z zaburzeniami lękowymi jest Jesús Navas, któremu, podobnie jak Bojanowi, ataki przeszkodziły w pełnym rozwinięciu skrzydeł. Po raz pierwszy przypadłość ta objawiła się, gdy uniemożliwiła mu wzięcie udziału w Mistrzostwach Świata U-20 w Holandii w 2005 roku, a punkt kulminacyjny nastąpił kilka miesięcy później, kiedy to podczas treningu z innymi zawodnikami Navas wybiegł nagle bez konkretnego celu, a potem po prostu usiadł samotnie. Włączenie do pierwszego składu Sevilli, kiedy miał zaledwie 18 lat, przerosło go i nie wiedział, jak ma sobie radzić. Za każdym razem, kiedy oddzielano go od rodziny, cierpiał i mimo świetnej gry, musiano odroczyć jego wystąpienie. W 2009 roku zadebiutował w reprezentacji, co było kolejnym impulsem pobudzającym jego lęki.
Moje ciało nie jest moje
„Moja pierwsza drużyna nazywała się Rangers i nosiliśmy zielone koszulki. Nie miałem żadnych umiejętności. Żadnych. Nie potrafiłem dryblować, przyjąć piłki ani nawet celnie podać. Ale byłem szybki. Prześcigałem inne dzieci, pierwszy docierałem do piłki i ją wykopywałem. Ponieważ byłem wysoki i stosunkowo nieustraszony, trener Rangersów chciał mnie na bramce. Ale ja siebie na bramce nie chciałem. Stanie tam było tak złe jak stanie poza boiskiem w tee-ballu . To nie tam była akcja. Jeśli stoję na bramce – nie mogę strzelić gola. Grając z przodu, byłem zawsze o jednego gola od bycia bohaterem. Jako bramkarz, byłem o jednego gola od bycia czarnym charakterem”. Tak pisze o sobie w swojej autobiografii Tim Howard – golkiper, który zachwycał w MLS. Do Anglii sprowadził go sam sir Alex Ferguson. Howard stał się później legendą Evertonu, ale kiedy miał 10 lat zaczęło pojawiać się coś dziwnego.
Pierwsze nadeszło dotykanie określonych przedmiotów w określonej kolejności. Poręcz, framuga, włącznik światła, ściana, obraz. Zawsze musiał być określony rytm, choć nie zawsze ten sam. Jeśli próbował to powstrzymać, walczyć ze sobą – musiał wrócić i przejść całą drogę jeszcze raz, prawidłowo. Nic nie mogło tego zakłócić i choćby wzywała go najpilniejsza potrzeba – musiał najpierw wykonać wzór, choć zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo to nieracjonalne. Nie miał nad tym kontroli. Kiedy w drodze do szkoły zobaczył zwykły kamień, nagle nachodziła go myśl, że musi go zabrać, bo stanie się coś strasznego. Jeśli to ignorował – pojawiały się objawy ataku paniki: jego serce przyspieszało, żołądek się kurczył, miał problem z oddychaniem i zalewał się potem. Kiedy wracał po kamień, następowała fala ulgi, a świat znów był taki jak powinien.
Potem pojawiły się tiki. Silnie mrugnięcia, kaszel, szarpnięcia ramion, przewracanie oczami. Dopóki tego nie zrobił, czuł się wybitnie niekomfortowo. Następna była paląca potrzeba dotknięcia kogoś, do kogo chciał się odezwać, bez tego nie potrafił wydobyć z siebie głosu, mimo że jego mózg wręcz krzyczał. Matka zabrała go do dziecięcego psychologa. Diagnoza była prosta: zespół Tourette’a. Kiedy Howard przyzwyczajał się do jednego tiku, pojawiał się kolejny. Życie z nimi nie mogło być proste, zwłaszcza gdy wszyscy wokół dostrzegali nawet najmniejsze szarpnięcie ramieniem czy niekontrolowane słowo, które nagle wyrwało się z ust.
Ludzie postrzegają osoby z zaburzeniem jako niepełnosprawne, dziwne, nie rozumieją ich. Dlatego Howard, kiedy stał się osobą publiczną, został ambasadorem walki z tą chorobą i mówi głośno o tym, że ludzie, których to dotknęło, nie powinni się wstydzić tego jacy są i unikać miejsc publicznych, w obawie przed osądem otoczenia. Warto również dodać, że Howard poza byciem bardzo dobrym bramkarzem, jest też osobą, która nie przechodzi obojętnie obok cierpienia i mocno wspiera walkę m.in. o prawa zwierząt.
Zespół geniuszy
Co łączy Einteina, Mozarta, Darwina i… Messiego? Odpowiedź wcale nie jest trudna, może jedynie nieco zaskakująca. Zespół Aspergera, czyli łagodniejsze spektrum autyzmu. Kiedy piłkarz miał 8 lat, zdiagnozowano u niego właśnie to zaburzenie. Polega ono w głównej mierze na upośledzeniu umiejętności interpersonalnych, trudnościach w akceptacji zmian, obsesyjnym zainteresowaniu wybraną dziedziną, przy jednoczesnym braku upośledzenia umysłowego. Tak mocno zawężone zamiłowania i trudności z odnalezieniem się w społeczeństwie często skutkują rozwinięciem niebywałych wręcz umiejętności. Stąd zespół Aspergera bywa nazywany fabryką geniuszy.
W wieku 10 lat Messi przechodził terapię, polegającą na wyrównaniu poziomu hormonu wzrostu w organizmie. Gdyby nie to, dziś Argentyńczyk mierzyłby zaledwie około 150 cm i mógłby nigdy piłkarzem nie zostać przez łamliwość kości i osłabienie mięśni, które towarzyszą karłowatości. Jako że taka terapia kosztuje niemało, leczenie Messiego opłacane było w połowie przez Newell’s Old Boys, czyli jego ówczesny klub oraz argentyński odpowiednik naszego ZUSu. Jednak po pewnym czasie ubezpieczalnia postanowiła odmówić dalszej refundacji. Rodzina piłkarza dotarła przez znajomego do Barcelony, która zgodziła się przyjąć na testy tego mikrego, ale już zdolnego chłopca. Kiedy mały Leo pokazał co potrafi, klub stwierdził, że to właśnie w nim jest jego miejsce. Słusznie, patrząc na to, jak wiele Messi osiągnął.
Osoby z zespołem Aspergera mają fenomenalną pamięć i zawsze szukają schematów, w które się wpasowują i które doprowadzają do perfekcji. Tak jak u niektórych chorych jest to sposób mówienia czy chodzenia, tak u Messiego jest to sposób prowadzenia piłki, przewidywanie ruchu przeciwnika czy niesamowite strzały. I to nie tak, że każdy jego krok jest dokładną kopią poprzedniego, wypracowanego już przez kogoś. Każdy jego krok to element szablonu ruchowego, który sam doprowadził do perfekcji i w którym najlepiej się odnajduje.
Można zastanawiać się, czy gdyby nie zespół Aspergera to Leo zostałby tym człowiekiem, którego znamy – fantastycznym, skromnym i wymagającym od siebie piłkarzem. Tak samo, jak można rozważać, czy Krkić i Navas zostaliby wielkimi gwiazdami gdyby nie ich lęki. Ale jaki miałoby to sens? Nic się już nie zmieni, a wszyscy wymienieni, ze wszystkimi swoimi zdolnościami i ułomnościami, wciąż są tylko ludźmi. Jednych lubimy bardziej, innych mniej, ale wszystkich powinniśmy szanować.