W drugiej części pozostajemy przy gronie potencjalnych faworytów do wygrania ligi. Czy są to szanse na tym samym poziomie co Boca, River czy Racingu? Z pewnością – i to niech wystarczy Wam za komentarz.
San Lorenzo de Almagro – promocje z hipermarketu dźwignią wygranej
Marcelo Tinelli, który walczy o przywództwo w AFA jak i nad całym futbolem latino, postanowił zaszaleć. Co prawda dość późno, ale w jeden tydzień z zespołu nieco przeciętnego zrobiła się paczka głodnych trofeum mężczyzn. Duża w tym zasługa kawałków papieru z podobizną Beniamina Franklina, który jak wiemy jest magnesem przyciągającym nie tylko płeć piękną (choć ją w szczególności). Nazwiska mogą zrobić spore wrażenie i dzięki temu, to właśnie oni do spółki z Boca zostali wygranymi zimowego mercado. Warto przy tym dodać, że taki kierunek zakupów zaproponował nowy trener Pablo Guede, który pracował w Chile w Palestino. A po wykręceniu wyniku ponad stan, dostał angaż w ojczyźnie.
Przybyli: Nicolas Navarro (Gimnasia La Plata – wolny transfer), Marcos Angeleri (Malaga – wolny transfer), Pedro Franco (Besiktas Stambuł – wypożyczenie), Paulo Diaz (Colo Colo – 900 tys. dolarów), Fernando Belluschi (Cruz Azul – wolny transfer), Ezequiel Cerutti (Estudiantes La Plata – 3,4 mln dolarów), Maxi Rolon (Barcelona B – wolny transfer).
Navarro to bardzo solidny fachowiec w swojej dziedzinie. Przyzwoity na przedpolu i w linii jest gwarancją, że większego babola nie zrobi. Co prawda nie unikał ich w karierze, ale renomę ligową wyrobił sobie cennym złotym medalem olimpijskim z Pekinu. Odchodził jako niekwestionowany numer 1, ale w San Lo będzie musiał zluzować trójkę mocnych konkurentów: niezniszczalnego Torrico orz dwójkę zdolnych: Devecchiego i Kolumbijczyka Montero. O ile dwóch młodych powinien pokonać doświadczeniem, tak walka o pierwsze rękawice może być ciekawa…
Angeleri to przykład na twardo grających gringos, którzy trzask złamanej nogi u przeciwnika traktują jako najukochańszą symfonię dla ich uszu. Bezlitosny i wszechstronny (może grać na boku obrony), nigdy się nie patyczkuje w starciu z rywalem. O ile zdąży się obrócić, bo niestety ze zwrotnością Marcos ma spore problemy i niekiedy szybki przeciwnik to wykorzystuje. Lecz nie powinno być to przeszkodą, bo będzie stanowił spore wzmocnienie. Nawet jak z podawaniem piłki ma problem, to nikt nie będzie mu miał za złe. W końcu przyszedł w innych celach, czyli bronić za wszelką cenę dostępu do pola karnego a w powietrzu ma strącać każdego nadlatującego przeciwnika.
Pedro Franco to kolejny środkowy obrońca, rodem z Kolumbii o wprost świetnej technice i precyzji podań. Mogący grać też jako defensywny pomocnik, posiada szósty zmysł z odbioru piłki, którą potrafi kontrolować i nadać jej odpowiedni rytm gry. Prawda, że piękna laurka? Tylko co on w takim razie robi w Argentynie? Cóż, brak formy, brak nici porozumienia z trenerem, brak znajomości innego języka poza hiszpańskim i voila nieszczęście gotowe. Przybywa się odbudować i powalczyć o powrót do formy i reprezentacji. Jeśli mu się to uda, to naprawdę może się okazać sporym wzmocnieniem „El Ciclon”.
Paulo Diaz to podobno talent i podobno umie grać w piłkę. Wszystko opiera się na rachunku podobieństwa, ale nie jest on tu przypadkowo. Otóż wspólnie z trenerem Guede razem pracowali w Palestino, gdzie jego gra zachwycała prasę i kibiców. Nawet Sampaoli docenił ten fakt i dał mu szansę debiutu z USA w styczniu 2015 roku. I potem słuch o nim zaginął… Po awansie finansowym do Colo Colo, głównie czas spędzał na ławce rezerwowych albo w szpitalu, gdzie grał tylko jeden mecz. Jest to dobrze grający głową piłkarz, którego za największy atut uważa się grę nogami. Ale czy to aby nie za mało? Cóż, tym razem zaufano trenerowi.
Ach Fernando… O tobie ABBA śpiewa piosenki, kobiety w Rosario wzdychają na widok twojej techniki gry… Tak, Belluschi wiele lat temu był uważany za bardzo duży talent, który w Argentynie nie zawodził. Jego transfer z Newell’s Old Boys do River Plate za 5 mln dolarów uznano, za przejaw burżujstwa, ale było warto. Jego kariera w Europie nie potoczyła się już tak dobrze, choć swoje zwiedził i swoje zagrał. Był szanowany i ceniony, ale nie na tyle, by więksi sypali za jego usługi dziesiątki milionów euro. Rozgrywający ze świetną techniką i umiejętnym rozegraniem – to cechy szczególne. Ale to także sympatia jaka bije z jego obecności zjednuje nawet najbardziej zwaśnione grupy piłkarzy. Taka transferowa sorpresa, która może wypalić lub szybko odpalić.
Cerutti i 3,4 mln dolarów… Jeśli ktoś nie widzi podobieństw to z pewnością ma racje. Oto najdroższy zakup mercado w Argentynie, za pieniądze jakich zapewne żaden polski klub nie wyda przez 10 najbliższych lat. Owszem, to nie jest napastnik skuteczny (tylko trzy gole w 2015 roku), ale jego styl gry jest bliższy 11-tce (6 asyst w zeszłym sezonie). To piłkarz wspierający aniżeli egzekwujący decydujący strzał do bramki. Jego zadaniem będzie wspomagać i odciążać 9-tkę, aż ta strzeli bramkę. Technicznie prezentuje się bardzo dobrze, ma ciekawy balans ciałem i sporo dostrzega na boisku. Może posłużyć jako fałszywy rozgrywający ale i podczepiony napastnik to będzie jego podstawowa rola. Tylko te 3,4 mln dolarów to jednak cena niezbyt adekwatna do jego umiejętności.
Maxi Rolon zawinął się do Argentyny, gdy kreowano go w Barcelonie za „Nuevo Messi”… A na końcu okazało się, że jedyne co ma z Messim wspólnego to paszport. I tym oto sposobem wylądował w San Lorenzo, ale żeby wymienić jego największe atuty to potrzebna byłaby mi łapówka.
(Przez otwarte okno wlatuje kamień, w którym zawinięty w rulon plik banknotów stu dolarowych, przekonał autora do tego, by opisać jego superlatywy).
Rolon posiada dobra technikę jak przystało na obywatela Argentyny. Potrafi się rozpędzić i szybko umknąć uwadze pilnującego obrońcy, okiwać a następnie zaskoczyć niekonwencjonalnym podaniem. Może tez grać jako skrzydłowy, ale nawet kibice chodzący na mecze Barcy B, mieli problem z dostrzeżeniem jego osoby na tej pozycji. I to tyle… Nie czarujmy się, przyszedł zapewne kogoś wrobić, jak wielu przed nim. Ale jeśli się okaże, że jest inaczej… nawet o tym nie chcę myśleć.
Podsumowanie: Obok Boca, są królami zakupów. Konkretne nazwiska, jeśli będą ze sobą zgrane to mogą przynieść ciekawy rezultat. O ile Guede się nie przestraszy faktu, że przyjdzie mu pracować w specyficznym klimacie, gdzie o wszystkim decyduje wszechwładny Tinelli. Może i jest on oficjalnie wiceprezydentem, ale każdy będący w klubie, bez jego zgody nie może nawet się wypróżnić… To fenomen dyktatury, ale czy to aby na pewno wypali? Są szanse… na sukces.
Independiente – gdzie diabeł jako ostatni gasi światło
Czy to chwila, w której wreszcie powrócą lepsze lata dla „Los Diablos Rojos”? Cóż, pomimo iż to w tej chwili najbardziej zadłużony klub w Argentynie (ok. 120 mln dolarów), to wciąż za pomocą piekielnych mocy dokonują przelewy na wskazane konta. I wbrew pozorom to nie są czapki śliwek a całe baseny. Po ustabilizowaniu wysokiej 5 pozycji w lidze, Pellegrino poprosił sterników o kilka wzmocnień. Efekty znajdziecie poniżej:
Przybyli: Martin Campana (Defensor Sporting – 150 tys. dolarów), Emiliano Rigoni (Belgrano Cordoba – 1,9 mln dolarów), Leandro Fernandez (Godoy Cruz – 1,7 mln dolarów), German Denis (Atalanta Bergamo – wolny transfer).
Campana to jeszcze jeden przykład na to, jak tanio można pozyskać czeladników z własnym warsztatem bramkarskim. Ot solidny, uczestnik IO w Londynie 2012, który do kadry seniorskiej wskoczył, ale na razie bez debiutu spowodowanego silną pozycją Muslery (i umiejętnościami także). Jego główny atut to gra na przedpolu, więc przy stałych fragmentach gry powinien rywal wymyślić coś nietypowego. W przeciwnym wypadku piłka znajdzie się w jego rękach.
Rigoni, to wbrew pozorom nie nowa nazwa pizzy z majerankiem, sardynkami i kabanosami a całkiem użyteczny pomocnik o dobrym podaniu czy technice. Potrafi sporo i był znacząca postacią dużej niespodzianki drużyny z Cordoby. Choć co prawda w cieniu Lucasa Zelarayana, to dzielnie go wpierał i udowadniał, że może wiele wnieść do ofensywnej gry zespołu. To dobre i jedno z ciekawszych wzmocnień, aczkolwiek to też nie jest jakiś materiał do obróbki warty powiedzmy z 10 mln euro.
Fernandez w poprzednim sezonie był wicekrólem strzelców, oglądają jedynie plecy Marco Rubena. W Godoy nie miał sobie równych jeśli chodzi o bramki, a i on sam nie jest aż taki słaby. Przede wszystkim umie się ustawić i ma całkiem zgrabny repertuar dryblingu. To w połączeniu z szybkością, daje solidne podstawy do tego, aby do jego osoby podchodzić jak najbardziej pozytywnie. Lecz kiedy bliżej przyjrzymy się jego konkurentom w Inde, to łatwo mu z tym wyzwaniem nie będzie, albowiem…
Na łono ojczyźniane powraca German Denis. „Czołg”, „Byk”, „Człowiek ze stali” oto jedne z przydomków z czasów jego gry w Independiente, gdzie wypłynął dzięki niesamowitemu wynikowi w Aperturze 2007 (18 goli w 18 meczach). Po tym fakcie trafił do Napoli, stamtąd do Udinese by zakotwiczyć w Atalancie, gdzie strzelał hurtem i nie brał jeńców. To silny i typowy egzekutor, który wykonuje wyrok na bramkarzu, bez względu na to czy jest on winny czy też nie. Choć techniki w nim mało, to wie gdzie nogę dostawić, gdzie głową uderzyć. Trudno bowiem oczekiwać czegoś więcej po tym 34-letnim zawodniku, ale to powinno wystarczyć na warunki krajowe.
Utrata Mancuello i Pisano z jednej strony jest spora, bo to byli dwaj znaczący dla „Diablos Rojos” piłkarze. Ale z drugiej 5 mln dolarów piechotą nie chodzi, prawda? Mancuello sporo stracił z poprzedniego sezonu z powodu urazu, ale w formie potrafi walczyć nawet o ławkę w drużynie narodowej. Pisano natomiast wybił się dzięki kreatywności w rozegraniu, bo to tu leżał jego największy atut. Ostatecznie to był dwa znaczące ogniwa, przy niemal 13 innych graczach, którzy z różnych powodów opuścili klub z Avellanedy (lecz w większości był to powody prozaiczne- byli za słabi).
Podsumowanie: Pellegrino największe atuty ma w ataku. Z takimi nazwiskami jak Denis, Benitez, Fernandez, Albertengo czy Del Castillo (ten ostatni znany bardziej jako młodszy brat Sergio Aguero), powinien roznosić wszystkich dookoła. Jeśli doliczymy do tego solidność w pozostałych formacjach, to faktycznie przy dobrych wiatrach Independiente może bić się o mistrzostwo. Wystarczy jedynie dobrze ustawiony tryb z napisem „wygrana” po każdych 90 minutach gry.
Rosario Central – z kanału do morza, czyli triumf podziemia
Dość niespodziewanie trzecia drużyna ostatnich mistrzostw, wzbudziła podziw w całym kraju. Eduardo Coudet stworzył drużynę, z której wydobył wolę walki o coś więcej niż środek tabeli i zadziałało. Ważna była w tym najlepsza w kraju obrona, której najważniejszym przywódcą był Javier Pinola, weteran walk na landach niemieckich. Ale tym numerem jeden był Marco Ruben – rey de los goles i jego 21 zatrzepotanych siatek. Ale bardziej od wzmocnień działaczom zależało na utrzymaniu stanu osobowego. I wiecie co? Udało się.
Przybyli: Sebastian Sosa (Mineros de Zacatecas – wolny transfer), Mauro Cetto (San Lorenzo – wolny transfer), Rodrigo Battaglia (Braga – wypożyczenie), Gaston Gil Romero (Estudiantes La Plata – wypożyczenie za 350 tys. dolarów), German Herrera (Vasco Da Gama – wolny transfer).
Kiedy mało ci dobrych bramkarzy, przyjedzie ci taki Sebastian i narobi ci sosu. Klasyk gatunku – dobry na przedpolu oraz w linii, trochę elektryczny bo lubi wyjść z własnego pola karnego. Solidny i postawny. Przychodzi w miejsce Caranty, który obrał kierunek Talleres i powinien dać radę go dobrze zastąpić.
Cetto to wychowanek, kolejna romantyczna historia o powrocie do domu i takie tam. Dość twardo grający z głową i bez piłkarz, który dobrych not w San Lorenzo nie zbierał. Głównie dbał o temperaturę ławki rezerwowych. Lecz wiele lat wcześniej był podporą Tuluzy i Nantes, gdzie zbierał dobre recenzje. I to właśnie dzięki solidności i doświadczeniu ma wspomóc w trudnych czasach lub ewentualnie kontuzjach podstawowych graczy.
Battaglia to uniwersalny pomocnik, który dzięki szybkości i technice powinien stanowić mocne uzupełnienie składu. Tak wiele w 187 cm, pewnie się spytacie jakim cudem? Odpowiedź jest prozaiczna. To jeden z chimerycznych graczy, którzy jak mają dobry dzień to unoszą się ku niebu. Zaś podczas złego, chowają się za źdźbłem zielonej trawy. W Rosario liczą, że więcej będzie tych dobrych momentów.
Gil Romero… Tu zagadka z gatunku, czy mówimy tu o pierwszorzędnym dostojnym ptaku, czy jedynie tym co wydłubiemy z jego nosa. Nic innego jak podstawa przyzwoitych umiejętności odbioru, podania i rozegrania piłki. Odchodzi po kłótni z prezydentem Veronem, który uznał go za „bujającego w obłokach obiboka”, co narobiło sporo dymu w szatni drużyny z La Platy. Karna zsyłka z poprawą albo koń trojański – ciężki orzech do zgryzienia, ale kiedy ma dobry dzień, potrafi być jak gil zwyczajny – czyli śliczny.
Herrera to klasyczna 11-tka, która technicznie i wykończeniem ma prezentować się dobrze. Tylko im bliżej jesteśmy jego wejścia na boisko, tym jego czar pryska i zostają jedynie wspomnienia z lat wcześniejszych, głównie w Brazylii. Trójki Ruben, Larrondo czy Delgado raczej nie ruszy, ale powinien wystarczyć, gdy „Los Canallas” będą grać na dwóch frontach: ligowym i Libertadores.
Odejście Caranty, Nery Domingueza czy Berry nie stanowią ubytków na tyle poważnych, żeby zajmować nimi czas. Albowiem Caranta wrócił w rodzinne strony, Domingueza poszedł z walizkami wypełnionych dolarami a Berra… został spuszczony z kanału.
Podsumowanie: Coudet ma kadrę, która znów może się bić o mistrzostwo. Najlepsza obrona, dwa talenty Cerviego i Lo Celso plus Ruben w ataku… Wielu w Krainie Srebra dałoby uciąć wszystkie kończyny za posiadanie takiej ekipy, której jedyną wadą jest nieco za krótka ławka rezerwowych (zwłaszcza w pomocy).